Dziękuję
Wam wszystkim za ciepłe słowa. Kiedy się tak naprawdę źle czuję szukam
kogoś z kim mogłabym o tym porozmawiać. Nie każdy się do tego akurat w
danym momencie nadaje. I to naprawdę fajna rzecz, że mogę wejść tutaj i
napisać chociaż te dwa zdania. A jeszcze lepsze jest to, że ktoś to
przeczyta i jeszcze powie coś ciepłego… Dziękuję Wam.
Trochę
się wczoraj załamałam. A właściwie w sobotę wieczorem. Jakoś tak
wszystko na mnie spadło naraz. Właściwie nie wiem z czego to wynika, być
może źle zinterpretowałam niektóre wydarzenia. Pomijam to, że popsułam
sobie humor już na zajęciach, po rozmowie z promotorem, który cały czas
powtarza, że przecież w maju mamy oddać dopiero plan pracy a obrona
dopiero w lutym, więc mamy jeszcze duużo czasu. I nie interesuje go, że
chciałabym już teraz zacząć czegoś szukać…
Ale tak
naprawdę to wszystko przez tę sprawę z Frankiem. Zazdroszczę Wam, które
napisałyście, że takiego Franka rozniosłybyście w pył po takim wybryku.
Widzicie ja tak nie potrafię. A chwilami naprawdę bym chciała. Ale nie
umiem. Owszem, byłam zła, ale jak z nim rozmawiałam, to widziałam, że mu
zależy, że naprawdę mu przykro, że chce to naprawić. W piątek
rozmawialiśmy i przystał na wszystkie moje warunki. Powiedziałam mu też,
że daję mu rok. Za rok skończę studia i trzeba będzie pomyśleć o tym co
dalej. Zostawiam sobie tę furtkę, bo jeśli by się okazało, że nam nie
wyjdzie, nie wyobrażam sobie życia w Poznaniu. Być może będę musiałą
wtedy wrócić do domu, chociaż tego też sobie nie wyobrażam… Daję mu rok i
przez ten rok będę analizować wszystkie dobre i złe chwile w naszym
związku. Dodałam jeszcze, że jeszcze jedno takie zostawienie mnie
gdziekolwiek, kiedykolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach i z
jakiegokolwiek powodu będzie równoznaczne z zakończeniem naszego
związku. Tyle teorii. Czas pokaże jak będzie z praktyką.
W każdym
razie w sobotę wieczorem Franek zrobił coś, co potraktowałam jako
złamanie warunków naszej umowy. Być może zbyt pochopnie. Postanowiłam,
że to już koniec. Nawet chciałam mu to napisać, ale stwierdziłam, że sms
w takiej sprawie to byłaby dziecinada. Położyłam się spać. Nie
odbierałam od niego telefonów. Nocy i tak nie przespałam. Na drugi dzień
– same wiecie w jakim byłam nastroju. Na początku kiedy dzwonił nadal
nie odbierałam, ale w końcu pękłam. Rozmowa była taka sobie. Nadal nie
wiedziałam co robić i napisałam mu smsa, żeby się zastanowił czy to
wszystko ma sens. Mam nadzieję, że nie łamię tajemnicy korespondencji
przytaczając mniej więcej jego odpowiedź: „Ciekaw jestem o co Ci chodzi
(…) co ja Ci takiego zrobiłem (…) Masz do mnie pretensje nie wiem o co,
fakt może nie przyjechałem o tej 21 a o 22 tylko, że telefon mi się
rozładował i jadłem małą kolację dlatego dzwoniłem o 23 chcąc z Tobą
porozmawiać i nawet myślałem jak to będzie fajnie razem się przytulić do
siebie i zasnąć. No ale wyszło jak wyszło. Ty myślałaś o naszym
związku, ja też. I myślę sobie, że z Tobą jestem najszczęśliwszy, mimo
wszystkich naszych kryzysów. Nie zamieniłnym Ciebie na nic innego, bo
Ciebie tylko kocham na tym świecie. Staram się kochanie i nie mów, że
nie. Wczoraj chciałem z Tobą porozmawiać, ale to Ty zablokowałaś wejsćie
więc nie możesz mieć do mnie wielkich pretensji(…)” On nie jest z
reguły za bardzo wylewny, więc takie smsy od niego są rzadkością.
Zmiękczyło mnie to trochę i zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę nie
przesadziłam. Potem rozmawialiśmy jeszcze i właściwie doszliśmy do
porozumienia…
Widzicie,
bo problem tak naprawdę polega na tym, że ja nie do końca wiem co
robić. Chcę z nim być, ale jest parę rzeczy, które mi w nim bardzo
przeszkadzają. Pozostaje mi albo je olać, albo zaakceptować. Po tym
wszystkim co powiedziała mi jego mama miałam mętlik w głowie. I do tej
pory tak jest. Z jednej strony nie wyobrażam sobie bez niego życia, mamy
wiele pięknych wspomnień i wspólnych planów na przyszłość. Wiem, że
miłość polega również na kompromisie. Z drugiej strony on czasami nawet
nie jest świadomy, że robi coś, co mi bardzo przeszkadza. A mnie się
wydaje, że nie będę mogła żyć z nim, jeżeli dalej tak będzie postępował.
Najgorsze jest to, że wiem, ze mu zależy. I tak ciężko to wszystko
pogodzić. Bardzo możliwe, że czepiam się za bardzo – bo za bardzo
chciałabym mieć go pod kontrolą. Chciałabym go nakręcić tak, żeby
chodził po linii prostej i ani na moment nie zbaczał z wyznaczonego
toru. Ale skoro już mam taki charakter, to czy kiedykolwiek będę
potrafiła nie przejmować się tymi nawet drobnymi wyskokami… Które dla
niego wyskokami nie są. A już zupełnie inną sprawą są akcje typu ta
sylwestrowa, które są moim zdaniem niewybaczalne…
Czy ktoś coś z tego zrozumiał?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz