Staram się nie myśleć o zmartwieniach, ale trudno niestety
Siedzi to cały czas i gryzie i martwi. Niby taki drobiazg. Franek
mówi, że w ogóle nie ma co się przejmować i ja niby to wiem, ale to jest
takie przykre…

Nie
lubię takich dni jak wczoraj – od samego rana wiedziałam ile mam na
głowie i cały czas tylko analizowałam, czy się ze wszystkim wyrobię.
Poprosiłam tylko Franka, żeby poszedł do mnie po 13, bo mieli spisywać
stan liczników. Tak swoją drogą, nie rozumiem dlaczego oni to robią w
czasie, kiedy większość ludzi jest w pracy?? Niby można potem dostarczyć
te cyfry, ale dużo zamieszania jest z tym a nasze liczniki są tak
umiejscowione, że trzeba się nieźle nagimnastykować żeby je odczytać,
więc niech już się ten facet, któremu za to płacą kładzie pod kiblem
W każdym razie Franek czekał na Pana Licznikarza i przy okazji odebrał
przesyłkę dla mnie, dzięki czemu nie musiałam już lecieć po pracy na
pocztę – odpadła mi jedna sprawa
Franuś kupił mi też bilet (bo znowu wybieram się w podróż pociagiem), kolejny punkt w moim planie dnia odhaczony…


Ja w tym
czasie byłam w pracy i załatwiałam służbowe sprawy urzędowe. Potem
musiałam załatwić prezent urodzinowy dla współlokatorki i prezent na
rocznicę ślubu dla rodziców. Zahaczyłam o bibliotekę, gdzie czekała na
mnie książka potrzebna mi do obrony a potem jeszcze o księgarnię,
również po odbiór zamówionej książki. Zaliczywszy te wszystkie punkty
mojego planu dnia, popędziłam, objuczona siatami jak wielbłąd, na
tramwaj. Udało mi się wreszcie dotrzeć do domu i od progu krzyczałam, że
mam półgodziny na odrobienie zadania z hiszpańskiego, zrobienie i
zjedzenie obiadu, umycie łazienki, zrobienie prania i pozmywanie.
Okazało się jednak, że Franuś właśnie stawiał przede mną talerz z
obiadem. A poza tym posprzątał łazienkę! Ale mnie to ucieszyło! Chociaż
głupio mi trochę, bo w końcu jakby nie było ostatnimi czasy on nie
spędza u mnie zbyt wiele czasu, a co za tym idzie nie korzysta z
łazienki, ale powiedział, że wiedział, że mam tyle do zrobienia, to
chciał mi pomóc. I przyznać muszę, że zrobił to lepiej ode mnie – a
przynajmniej podłogę lepiej umył
Potem jeszcze pozmywał po obiedzie i tym sposobem zdążyłam nastawić
pranie i zrobić pół zadania domowego, po czym poleciałam na hiszpański.
Po powrocie jeszcze tylko pakowanie i mogłam się z czystym sumieniem
położyć spać. Ale gdyby nie Franek, to na pewno nie zdążyłabym się ze
wszystkim wyrobić.

No a
dzisiaj, z różnych względów, znowu nie pojadę do Miasteczka samochodem,
ale pociagiem. Dorota jechała tydzień temu i tym razem nic się nie
spaliło, nie było zalania ani żadnej innej katastrofy, ale wyjechała z
Poznania o 17 a dojechała do domu po 23 (planowo miała być o 20). Tak
więc od rana myślę, co muszę ze sobą zabrać w tak trudną podróż :)?
Kanapki, termos, coś ciepłego do ubrania – w razie gdyby siadło
ogrzewanie, a w ogóle to ubrać się na cebulkę – w razie gdyby zrobili w
pociągu saunę. Poza tym kilka lektur dla zabicia czasu, naładowaną
komórkę… Z poduszką już chyba nie będę przesadzać nie?
Nie będę kusić losu i zamierzam głęboko wierzyć w to, że noc spędzę w
Miasteczku we własnym łóżku a nie w szczerym polu w zimnym przedziale
Trzymajta kciuki



Ps. Aha! Zapomniałam – Frankowi przydzielili wczoraj w Zielonej Firmie numer służbowy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz