No to
jak to było z tym egzaminem? Jak już wspomniałam, uczyłam się do niego
dosc długo. Choć wcale nie było to łatwe. Tak naprawdę materiał trzeba
było sobie opracować samemu – miałam syllabus z hasłami i przeszukiwałam
internet w poszukiwaniu informacji na ten temat. Co wcale nie było
takie proste, bo na przykład wcale nie było tak łatwo dojść do tego, że
skrót STS może oznaczać speech-to-speech (machine translation). Kto
ciekawy, niech sobie wpisze ten skrót w wyszukiwarkę

W każdym
razie pytań było siedem. Kiedy je zobaczyłam, zrobiło mi się słabo.
Wszystko czego się uczyłam mogłam sobie w DE wsadzić, bo moja wiedza
przydała się w jednym pytaniu. Reszta dotyczyła tak naprawdę ogólnej
znajomości sieci – parę rzeczy może było powiedzianych na wykładzie, ale
bez szczególnego wskazania, że to akurat jest ważne. A właśnie, czy
ktoś słyszał o czymś takim jak NING? Bo miałam właśnie takie pytanie. Na
sto osób dobrze odpowiedziała jedna. I to nie wiem czy wiedziała, czy
sobie strzeliła. Ja naprawdę dość dobrze przewertowałam sieć, kiedy się
przygotowywałam do egzaminu i nie natknęłam sie na taką nazwę. W każdym
razie to jest taki portal w stylu Facebooka.Obawiałam się, że jednak nie
zdałam. Ale okazało się, że dobrze odpowiedziałam na cztery pytania i
to wystarczyło. Oblało chyba około trzydziestu osób. Współczuję im. Bo
do tego nie da się przygotować.
W każdym
razie wykładowca ma totalnego bzika na punkcie nowoczesnych
technologii. Facet ma dobrze po pięćdziesiątce a w sieci spędza więcej
czasu niż my wszystkie razem wzięte
Oczywiście absolutnie nie chodzi mi o to, że wiek jest jakmikolwiek
ograniczeniem jeśli chodzi o spędzanie czasu w Internecie. Ale
niepoważne jest dla mnie to, co taka osoba w tej sieci robi.

Słyszałyście
o Second Life? To taki wirtualny świat. Coś jak Simsy tylko tam
człowiek sam siebie tworzy i sobie po prostu żyje. Nie ma żadnych celów
do osiągnięcia, po prostu sobie żyje. I wiecie co? Dla mnie to jest
chore. Bo ja rozumiem jak sobie ktoś gra w jakąś grę – nawet po
kilkanaście godzin dziennie, nawet niech będzie uzależniony od niej –
ale ma jakiś cel do osiągnięcia. Tu nie ma czegoś takiego. Rozumiałabym
też, gdyby ktoś sobie wchodził dwa razy w tygodniu do Second Life’a żeby
sobie po angielsku porozmawiać. Ale siedzieć tam non stop? Mieć tam dom
i ćwiczyć tai-chi?? No powiedzcie mi jaką satysfakcję ma żywy człowiek z
tego, że jego avatar w Second Life sobie potańczy?? Nie kapito.
Zdecydowanie nie kapito. A najlepsze, że facet sobie normalnie do
internetu wrzuca filmiki (na You Tube na przykład), w których tańczy ze
swoją żoną. Ale nie w naszym świecie. Tańczą sobie w świecie wirtualnym –
bo jego żona też jest w Second Life. No powiedzcie mi, czy wyobrażacie
sobie, że małżeństwo zamiast wyjść wieczorem na miasto, spotkać się ze
znajomymi, potańczyć siedzi w domu – on przy jednym kompie, ona przy
drugim i tańczą w drugim życiu?? Jeszcze raz powtarzam – dla mnie to
jest niepoważne i nawet odważę się na stwierdzenie, że jest to jakiś
rodzaj patologii.
Uważam,
że albo takie osoby są tak bardzo spełnione w życiu, że sobie szukają
wrażeń w wirtualnym, albo muszą być bardzo nieusatysfakcjonowane ze
swojego prawdziwego życia. Optuję raczej za tą drugą kwestią. Bo w
przypadku pierwszej nadal sądzę, że taki ktoś musi być mimo wszystko
nieszczęśliwy, skoro uważa, że wszystko już osiągnął i nie ma nic więcej
do zrobienia. Oczywiście możecie się ze mną nie zgodzić, ale uważam, że
jeśli ktoś sobie w Drugim Zyciu tworzy postać, traktuje ją jak
prawdziwą osobę (swoje drugie ja), to chyba musi nie lubić siebie. No bo
dlaczego na żywo się nie zapisze na to tai chi? Albo co mu da sukces
osiągnięty w Second Life? Osobiście jak już miałabym wybierać, wolałabym
być gwiazdą w swoim prawdziwym życiu. Nie, to zdecydowanie nie moje
klimaty.
Chciałam
jeszcze dodać, że oczywiście znalazłyby się jakieś dobre strony tego
Wirtualnego Świata, ale chyba tylko w rozsądnych dawkach i pod
warunkiem, że człowiek się za bardzo w to nie zangażuje. Angazować się
trzeba w swoje życie. Nie w wirtualne.
Dla chętnych: oto mój wykładowca: dobra, dość tej reklamy

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz