Już
pisałam, że potrafimy z Frankiem wspólnie spędzać wolny czas. Jesteśmy
różni i lubimy inne rzeczy – on na przykład uwielbia gry komputerowe i
telewizję, ja wolę książki i… bloga
Jego denerwuje, kiedy zbyt długo siedzę i odpisuję na komentarze, mnie
denerwuje, kiedy się wścieka, że rozbił się na torze F1. Ale czasami
potrafimy się jednak dogadać :)

Razem
oglądamy wiadomości, on wciąga się w moje seriale a ja staram się
zainteresować sportem. Jak już kilka razy wspominałam, oboje uwielbiamy
spędzać czas z rodziną, lubimy różnego rodzaju gry i przesiadywanie na
świeżym powietrzu. Jesteśmy domatorami, ale jednocześnie oboje kochamy
wycieczki. Nigdy nie mamy problemu z urlopem – nie ma kłótni typu góry
czy plaża, bo oboje jesteśmy chętni na jedną i drugą formę wypoczynku. W
kwestii sposobu spędzania wolnego czasu raczej jesteśmy zgodni. Czasami
tylko się zdarzy, że mam ochotę na spacer a on jest akurat zmęczony
albo on chce gdzieś wyjść a ja wolę sprawdzić co tam na blogowisku
słychać
No ale to chyba się mieści w granicach normy.

Oprócz
tego, że potrafimy razem wypoczywać, już kilka razy, z ogromnym
zadowoleniem, zauważyłam, że umiemy też razem pracować. Jeszcze w
czasach (jakby to było wieki temu:P) gdy pisałam magisterkę, on
przychodził do mnie i siedzieliśmy tak laptop w laptop – ja się męczyłam
z literaturą amerykańską, on z testami na kategorię D. Jeszcze lepiej
wychodzą nam wspólne prace domowe. Ostatnimi czasy częściej niż kiedyś
zdarza nam się spędzać całe dnie tylko we dwoje (to chyba zasługa jego
nowej pracy). Dzięki temu mogłam dokonać kilku obserwacji. To, że Franka
nie trzeba zmuszać do wykonania domowych obowiązków wiedziałam,
wiedziałam też, że sam z siebie potrafi wziąć się za sprzątanie i może
nawet zrobi to lepiej (a na pewno szybciej ;)) ode mnie. Ale nie
sądziłam, że współpraca wychodzi nam tak dobrze, a ostatnio kilka razy
mogłam się o tym przekonać.
Kiedy
mamy zrobić coś razem następuje jakaś taka natychmiastowa mobilizacja i
oboje zabieramy się za robotę. Najbardziej zdumiewa mnie to, jak bardzo
jesteśmy w tym zgrani – nie ma kłótni o to, kto, co ma robić, nie ma
poprawiania po sobie, nawet nie ma pokrzykiwania typu „teraz zrób to,
potem tamto, a ja zajmę się tym”. Jakoś tak każde bierze się za to, co
akurat jest do zrobienia. Jestem zdumiona tym, jak sprawnie i szybko nam
to idzie. A poza tym w ogóle bez kłótni :)
Napawa
mnie to swego rodzaju optymizmem, bo jest szansa, że się nie pozabijamy
od lipca, kiedy to już będziemy razem mieszkać i dobrze będzie nam szło
wspólne wypoczywanie i wspólna praca.
Poza tym zauważyłam, że nie do końca jesteśmy typowi
Wiem, że sporo par w ogóle się nie kłóci i dopiero, kiedy przyjdzie im
spędzać ze sobą więcej czasu niż dotychczas, zaczynają się spierać. Na
przykład zgodne pary nagle nie potrafią dogadać się w czasie urlopu. A u
nas jest na odwrót. Najczęściej nasze kłótnie zaczynają się chyba przez
telefon, czyli wtedy, gdy się nie widzimy. Kiedy spędzamy ze sobą non
stop kilka dni, nagle okazuje się, że przez cały ten czas w ogóle się
nie sprzeczamy i jest wręcz sielsko. Na urlopach zawsze jest tak, że
nawet jeśli o coś się posprzeczamy, to już za chwilę o tym zapominamy, a
tymczasem w „normalnych” warunkach (czyli jak widzieliśmy się na
przykład tylko popołudniami) boczenie się na siebie mogło trwać kilka
dni. Ale zdumiewa mnie to, że chociaż oboje jesteśmy tacy impulsywni,
dużo łatwiej jest nam się dogadać, kiedy ciągle przebywamy razem.
Ciekawe zjawisko
Ale zdecydowanie wolę to, niż gdybyśmy nie mogli siebie znieść po kilkunastu godzinach przebywania w swoim towarzystwie



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz