Oto
dziś kończą się moje trwające siedem miesięcy „wakacje”. Dzisiaj
rozpoczynam studia na Uniwersytecie Ekonomicznym. Kurka wodna, się
stresuję
No bo to zupełnie nowa branża. Czy ja dam radę? Jak to w ogóle będzie,
skoro wszyscy będą mówić do mnie po polsku? Nawet wykłady będą po
polsku. Wy się śmiejcie, a ja naprawdę nie umiem sobie tego wyobrazić
Naturalnym dla mnie dotychczas było to, że w szkole 95% informacji
była przekazywana mi w języku obcym. Boję się, bo to zupełnie inna
branża i nie wiem, czy sobie poradzę. Pocieszam się trochę, że całkiem
głupia nie jestem i ewentualnie chyba mogę polegać na swojej jako takiej
inteligencji wrodzonej
Poza tym zastanawiam się jakich ludzi tam spotkam. Nie będę znała
nikogo, a na studiach fajnie mieć kogoś, z kim można by chociaż
notatkami się wymienić… Zobaczymy. A najbardziej to się boję, czy będę
potrafiła napisać w ciągu roku pracę na temat, o którym nie mam
zielonego pojęcia
Ok, chwilowo wstrzymuję lekką panikę, zacznę się martwić znowu
wieczorem, kiedy już będę po pierwszym dniu. Jutro kolejny. Na szczęście
niedziele będę miała wolne :))




No
i trochę pechowo się złożyło, że akurat w ten weekend zaczynam szkołę,
bo jutro robimy z Frankiem coroczną imprezę
imieninowo-urodzinowo-imieninową. Tym razem po raz pierwszy u nas.
Zapraszamy jego kuzynostwo z partnerami, brata z żoną, rodziców, babcię…
Łącznie ma być 13 osób. Znowu krzeseł nie mamy
Nie wspominając już o zastawie
Ale najgorsze jest to, że dziś wracam z pracy o 16, a na 17 mam
zajęcia. Nie wiem jak długo to dziś potrwa, ale pewnie przed 20 to nie
wrócę. A jutro zajęcia mam od rana do 16:25. Goście są zaproszeni na
18:00. Cóż, wygląda na to, że biedny Franek będzie musiał zająć się
wszystkim sam. Przyjął to ze spokojem i twierdzi, że mu to nie
przeszkadza. Menu już ustaliliśmy, większość zakupów zrobiliśmy wspólnie
przedwczoraj. Franek ma się zająć sprzątaniem i gotowaniem. Jeśli mi
się uda (a mam nadzieję, że tak) wrócić nieco wcześniej dziś, to zrobię
chociaż jedną sałatkę. Mam wyrzuty sumienia, że go tak zostawiam, ale
cóż mogę zrobić? Siła wyższa. On twierdzi, że sobie poradzi (w co nie
wątpię), ale i tak żałuję, że tak wyszło. Szkoda, że nie możemy
wszystkiego przygotować razem.


Wygląda
na to, że przed nami debiut. Po raz pierwszy tak naprawdę i oficjalnie
wystąpimy w roli gospodarzy. Bo jednak taka impreza rodzinna, to nie to
samo, co parapetówka (no, pralkówka:)) dla znajomych, gdzie wystarczą
chipsy, podłoga i alkohol. Nawet kawę musieliśmy kupić (bo żadne z nas
nie pije) specjalnie dla gości
Ciekawa jestem jak wypadniemy
Czy impreza się uda, czy się wyrobimy i takie tam różne.


Ale,
ale będzie też to, co Margolki lubią najbardziej, czyli prezenty :)) Ja
nie wytrzymałam i prezent imieninowo-urodzinowy wręczyłam Frankowi już
przedwczoraj. No tak byłam ciekawa, czy mu się spodoba, że musiałam to
zrobić. Podarowałam mu koszulę i małe radio, żeby mógł sobie w autobusie
słuchać. Spodobało się

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz