*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Data.

Kiedy tydzień temu omawialiśmy z naszymi rodzicami podstawowe kwestie, przez chwilę obawiałam się, że jednak będę musiała się poddać i ślub i wesele będą w Poznaniu.
Ja sobie doskonale zdawałam sprawę z tego, że organizacja w Poznaniu byłaby łatwiejsza. Być może wyszłoby też taniej – bo nie trzeba szukać noclegów dla rodziny Franka, tylko dla mojej, a w Miasteczku prawie dla wszystkich (moja rodzina też w większości przyjezdna). Ale naprawdę to była dla mnie ostateczność.
Rodzice Franka nie do końca mnie rozumieli („przecież podobały Ci się wesela w Poznaniu”), moja mama też skłaniała się ku wygodniejszemu rozwiązaniu. Ale tata się za mną wstawił („jak Margolce zależy, to możemy się zorientować jak to wygląda w Miasteczku”). A mój tata to jest taki typ, że generalnie sie wcale nie odzywa, ale jak już się odezwie, to wszyscy się z nim liczą, bo wiedzą, że on mówi tylko wtedy, jak ma coś mądrego do powiedzenia :)))
Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego się upieram… Bo chodzi tylko o emocje. Po prostu chciałabym mieć ślub i wesele w swoich rodzinnych stronach. Poza tym cała rodzina Franka to Poznaniacy od pokoleń. Nawet na moim własnym weselu, które ja bym organizowała, czułabym się trochę jak gość u nich. A ja bardzo chciałam, żeby to oni poczuli się jak goście, żeby zobaczyli moje rodzinne strony (nie byłoby innej okazji), bo przecież to skąd pochodzę miało wpływ na to, kim jestem. Żeby mogli zjeść „nasze” jedzenie (kluski śląskie zamiast tych drożdżowych na przykład - bo w Poznaniu zawsze te drożdżowe są podawane), żeby mogli zobaczyć, czym są poprawiny… Chcę ich zaprosić do siebie. No i jeszcze ta tradycja, że wesele jest w rodzinnych stronach panny młodej…A przecież logiczne jest, że w przypadku ślubu w Poznaniu, to rodzice Franka bardziej by się angażowali, a to mi jakoś tak dziwnie wygląda, bo mam wrażenie, że powinno być na odwrót :) I wreszcie – skoro na co dzień mieszkamy tu, to chociaż to wielkie wydarzenie chciałabym mieć w Miasteczku. I może to było by takie symboliczne pożegnanie z moimi rodzinnymi stronami :)
Frankowi z kolei wszystko jedno, a ponieważ wiedział, że mi zależy, to też raczej za Miasteczkiem optował. Ostatecznie postanowiliśmy, że popytamy w Miasteczku, a potem się zastanowimy. Odpowiadał mi ten kompromis – gdybym zobaczyła, że naprawdę jest trudno pod względem logistycznym i drogo, odpuściłabym…
Ale okazało się, że nie jest tak źle! Z terminami może nawet lepiej niż w Poznaniu, co do noclegów - okazało się, że trochę miejsca w naszych domach się znajdzie, a dla rodziny Frankowej będzie miejsce w jakimś pensjonacie, czy hoteliku.
Miało być wstępnie - rodzice na urlopie, więc w piątek zajrzeli do jednej restauracji, spytali w drugiej… Ja wszystko przekazałam dalej. Mnie tak naprawdę było wszystko jedno gdzie to będzie (pomijając miasto oczywiście:)) Więc gdy pokazałam Frankowi w internecie salę, która wpadła w oko moim rodzicom a on się nią zachwycił, a potem jeszcze spodobała się jego rodzicom, stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać. Dzisiaj mama zadzwoniła i zarezerwowała  termin. Wstępnie zaklepaliśmy też zespół.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mogę Wam przedstawić datę naszego ślubu. A oto i ona: 15 września 2012 :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz