Nieco inaczej niż miesiąc temu, to nie do końca był dzień jak co dzień. A już na pewno nie życzyłabym sobie, żeby tak wyglądały moje dni. Chociaż z drugiej strony - przez ostatnie dwa tygodnie niestety trochę taka jest moja rzeczywistość :/
Niemniej jednak, trzy miesiące przed ślubem jesteśmy ciągle jeszcze emocjonujemy się dniem wczorajszym i meczem na żywo! I nie da się chyba napisać inaczej - było super :) Ale zdecydowanie to temat na osobną notkę (kolejną! kiedy ja opiszę to wszystko, co bym chciała?!) Dłuugo będę ten dzień pamiętać i wspaniale, że byliśmy na tym meczu razem.
Ale dziś rano, podobnie jak miesiąc temu posprzeczaliśmy się :P Przede wszystkim, byłam nafoczona na Franka, bo położyłam się wieczorem, a on obiecał, że też się położy niedługo, a tymczasem zasnął przed telewizorem i "niedługo" nastąpiło dopiero o 5 rano! A potem jeszcze warknął na mnie (pisałam już, że obudzony Franek, to zły Franek?:)), miałam więc zamiar się obrazić i nawet nie pożegnać przed wyjściem do pracy. Ale Franek mnie rozbroił, bo kiedy już byłam jedną nogą za drzwiami, krzyknął z uśmiechem: "Pa słoneczko, miłej pracy" No to jakoś już nie miałam siły się foczyć.
W pracy koszmarnie! Co za dzień! Nic mi dzisiaj nie wychodziło, pół dnia szukałam przyczyny jednej niezgodności! Kiedy znalazłam i poszłam do magazynu doliczyć się czegoś innego, okazało się, że tam też mi nie wychodzi i wcięło mnie na godzinę! Poza tym skaleczyłam się jakimś odłamkiem stłuczonej butelki a na domiar złego niechcący zgasili mi światło w magazynie (no zasiedziałam się) i musiałam oświetlać sobie drogę między paletami komórką. Po powrocie do biura okazało się, że mój komputer umarł. Jak widać zła passa nadal mnie jeszcze nie opuściła :) Zabrałam laptopa do domu i dopiero po jakimś czasie udało się go ocucić! Na szczęście dane mi nie przepadły jakimś cudem. Jak dobrze, że we wtorek jadę do Warszawy! Dostanę nowego kompa.
Cóż poza tym? Wybraliśmy się dzisiaj do szkoły tańca, która znajduje się bardzo blisko naszego mieszkania - popytaliśmy, jak wyglądają tam kursy. Prawdopodobnie od lipca pójdziemy sobie potańcować. Pojechaliśmy też do Panoramy obejrzeć jakieś buty ślubne, ale niestety nie znalazłam niczego ciekawego. A czasu mam coraz mniej, bo do przymiarki sukni muszę je mieć. Zaproszenia rozdane w pięćdziesięciu procentach. Jak już wspomniałam, zostali nam jeszcze poznańscy znajomi i frankowa rodzina. Obrączki też już są, jak zapewne pamiętacie. Dzwoniłam też do księdza, żeby się umówić na spisanie protokołu ślubnego, ale nie odbierał - pewnie na mszy był :P Nic to, spróbuję jutro. Najzabawniejsze jest to, że nie mamy kiedy pojechać do Miasteczka :D W każdym razie i tak musimy jeszcze wstąpić do USC - od przyszłego tygodnia będziemy już mogli, bo do ślubu pozostanie już mniej niż 90 dni. Swoją drogą miałam nadzieję, że będę świadoma, że nadeszła "studniówka". Ale w niedzielę kompletnie o tym zapomniałam.
Na trzy miesiące przed naszym ślubem na wszystko brakuje mi czasu a życie nabrało zawrotnego tempa. Ale to nie gorączka przedślubna nas dopadła, tak się po prostu złożyło. Jakże bym chciała, żeby lipiec był trochę spokojniejszy. I jest chyba jednak na to szansa, ale na razie ciii :)
Niemniej jednak, trzy miesiące przed ślubem jesteśmy ciągle jeszcze emocjonujemy się dniem wczorajszym i meczem na żywo! I nie da się chyba napisać inaczej - było super :) Ale zdecydowanie to temat na osobną notkę (kolejną! kiedy ja opiszę to wszystko, co bym chciała?!) Dłuugo będę ten dzień pamiętać i wspaniale, że byliśmy na tym meczu razem.
Ale dziś rano, podobnie jak miesiąc temu posprzeczaliśmy się :P Przede wszystkim, byłam nafoczona na Franka, bo położyłam się wieczorem, a on obiecał, że też się położy niedługo, a tymczasem zasnął przed telewizorem i "niedługo" nastąpiło dopiero o 5 rano! A potem jeszcze warknął na mnie (pisałam już, że obudzony Franek, to zły Franek?:)), miałam więc zamiar się obrazić i nawet nie pożegnać przed wyjściem do pracy. Ale Franek mnie rozbroił, bo kiedy już byłam jedną nogą za drzwiami, krzyknął z uśmiechem: "Pa słoneczko, miłej pracy" No to jakoś już nie miałam siły się foczyć.
W pracy koszmarnie! Co za dzień! Nic mi dzisiaj nie wychodziło, pół dnia szukałam przyczyny jednej niezgodności! Kiedy znalazłam i poszłam do magazynu doliczyć się czegoś innego, okazało się, że tam też mi nie wychodzi i wcięło mnie na godzinę! Poza tym skaleczyłam się jakimś odłamkiem stłuczonej butelki a na domiar złego niechcący zgasili mi światło w magazynie (no zasiedziałam się) i musiałam oświetlać sobie drogę między paletami komórką. Po powrocie do biura okazało się, że mój komputer umarł. Jak widać zła passa nadal mnie jeszcze nie opuściła :) Zabrałam laptopa do domu i dopiero po jakimś czasie udało się go ocucić! Na szczęście dane mi nie przepadły jakimś cudem. Jak dobrze, że we wtorek jadę do Warszawy! Dostanę nowego kompa.
Cóż poza tym? Wybraliśmy się dzisiaj do szkoły tańca, która znajduje się bardzo blisko naszego mieszkania - popytaliśmy, jak wyglądają tam kursy. Prawdopodobnie od lipca pójdziemy sobie potańcować. Pojechaliśmy też do Panoramy obejrzeć jakieś buty ślubne, ale niestety nie znalazłam niczego ciekawego. A czasu mam coraz mniej, bo do przymiarki sukni muszę je mieć. Zaproszenia rozdane w pięćdziesięciu procentach. Jak już wspomniałam, zostali nam jeszcze poznańscy znajomi i frankowa rodzina. Obrączki też już są, jak zapewne pamiętacie. Dzwoniłam też do księdza, żeby się umówić na spisanie protokołu ślubnego, ale nie odbierał - pewnie na mszy był :P Nic to, spróbuję jutro. Najzabawniejsze jest to, że nie mamy kiedy pojechać do Miasteczka :D W każdym razie i tak musimy jeszcze wstąpić do USC - od przyszłego tygodnia będziemy już mogli, bo do ślubu pozostanie już mniej niż 90 dni. Swoją drogą miałam nadzieję, że będę świadoma, że nadeszła "studniówka". Ale w niedzielę kompletnie o tym zapomniałam.
Na trzy miesiące przed naszym ślubem na wszystko brakuje mi czasu a życie nabrało zawrotnego tempa. Ale to nie gorączka przedślubna nas dopadła, tak się po prostu złożyło. Jakże bym chciała, żeby lipiec był trochę spokojniejszy. I jest chyba jednak na to szansa, ale na razie ciii :)
Będzie spoko w lipcu! Wyciszycie się...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję Zgago. Liczę na to, że zamkniemy rok finansowy i ludzie przestaną tyle wina pić :))
UsuńSkoro lipiec to może szansa na jakiś urlop i odpoczynek, co? :)
OdpowiedzUsuńNa urlop to dopiero w październiku, po ślubie. Ale może uda nam się na przedłużony weekend wyjechać - tak w ramach świętowania moich urodzin i naszych rocznic :)
Usuńo, to teraz to szybko zleci, choć nie wiem czy to pocieszenie skoro macie milion spraw na glowie.
OdpowiedzUsuńPewnie, że zleci.. A czy to pocieszenie.. Hmm, to chyba zależy - jeśli się trochę uspokoi, to pewnie tak :)
UsuńNie lubię przez dłuższy czas mieć za dużo na głowie, a za mało czasu i Tobie też życzę chwili spokoju, bo na dłuższą metę zwariować można. Przed ślubem chyba lepiej się trochę zrelaksować, a nie musieć tak w biegu :P
OdpowiedzUsuńMasz rację, na dłuższą metę człowiek zwyczajnie czuje się zmęczony i ma dość. I chociaż jestem bardzo aktywna i lubię, kiedy się coś dzieje, to teraz wszystko jest trochę za szybko :) Mam nadzieję, ze uda się zwolnić - również ze względu na ten ślub właśnie.
UsuńJestem ciekawa zaproszeń ;) Może nam je kiedyś pokażesz :)) A tego kursu tańca, to zazdroszczę ;) sama bym potańczyła.
OdpowiedzUsuńPewnie i na Ciebie przyjdzie czas :))
UsuńW zasadzie mogłabym Ci je na maila przesłać :)
Z jednej strony udostępniłabym je nawet tutaj, ale z drugiej - w takich wypadkach naprawdę nie potrzebuję czytać o tym, komu się coś podoba a komu nie i co by zmienił :) Uważam, ze są kwestie, które nie podlegają dyskusji :) Jak na przykład gust. Rozumiem, ze ktoś powie, że chce tylko wyrazić opinię, tylko, że taka osoba nie bierze pod uwagę tego, że zamieszczając taką notkę, nie proszę wcale o opinię :)))
Oby przyszedł :)
UsuńNaprawdę możesz wysłać? :) Ja je po prostu chcę zobaczyć i swoją ciekawość zaspokoić ;) Poza tym, lubię oglądać zaproszenia, jest ich taki ogrom, że jeszcze nie zdarzyło się abym widziała takie same u różnych par ;)
Mogę, bo nie jest dla mnie problemem, że ktoś te zaproszenia zobaczy :) Rozumiem taką ciekawość :) Nie chce tylko z tego robić tematu - np jedna z blogowiczek pokazała u siebie suknię ślubną, która jej sie podoba i rozpętała sie burza - wszyscy jej doradzali albo odradzali :)) A to moim zdaniem bez sensu, ona chciała tylko tę suknię pokazać a o opinie nie pytała :P
UsuńW takim razie czekam na zdjęcia :) I z góry dziękuję :) Eee, no takiego czegoś to i ja nie rozumiem ;) Nie da się na odległość doradzić, a już doradzić trafnie to w ogóle. No a suknia ślubna ma się podobać przede wszystkim pannie młodej, a nie całej reszcie ;)
UsuńMargolko a jakich butów szukasz? O tak z ciekawości pytam. Wczoraj byłam na weselu i pierwszy raz widziałam, aby panna młoda miała beżowe/cieliste buty. Z jednej strony szok bo jak to beżowe buty do białej sukienki, ale z drugiej strony Młoda podeszła bardzo praktycznie bo przecież więcej ubierze się w takie buty niż w białe. I muszę przyznać, że nie wyglądało to najgorzej... Ale to tylko taka moja myśl. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż znalazłam, wczoraj :D
UsuńSłyszałam, ze ostatnio niektórzy tak robią, ze kupują buty w innym kolorze, ale do mnie ten pomysł nie przemawia.
Szukałam jednak białych. I bardzo się cieszę, ze udało mi się takie znaleźć, w dodatku ze skórki (większość jest z białego materiału) i bez specjalnych ozdób i cyrkonii - dzięki temu te buty będą się nadawały jeszcze do uzytku przy innych okazjach :)
Mi po ciążowej studniówce tak właśnie zaczął czas lecieć..
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby ten lipiec był spokojniejszy:)))
Oby tak było, bo chciałabym trochę się tymi przygotowaniami podelektować ;)
UsuńOjej, faktycznie u Ciebie niezły kołowrotek, ale widzę, że i tak już jest trochę lepiej, bo zaczęłaś się już pojawiać na blogach. Życzę Ci zatem spokojniejszego lipca. Dany radę, bo jak nie my to kto?
OdpowiedzUsuńNo zaczęłam, mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma, chociażł łatwo nie jest.. I oby ten lipiec naprawdę był spokojniejszy!
Usuń