*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Towarzyskie rozmyślania

Nasz weekend był bardzo towarzyski. W sobotę wieczorem wpadli znajomi. Była Juska i kilku kolegów Franka. Niech już zostanie "koledzy Franka", bo mimo, że teraz to już w zasadzie nasi wspólni znajomi :P to określenie wydaje mi się jakieś bardziej adekwatne :) No więc wpadli do nas wieczorem i wyszli dopiero kilka godzin po północy. Tak nam się fajnie siedziało. W tle leciał sobie nasz film z wesela. My nie z tych, co to katują wszystkich swoimi zdjęciami i filmem z wesela na siłę :P stwierdziliśmy, że po prostu kto będzie chciał to sobie na niego zerknie - i tak było :) Poza tym trochę rozmawialiśmy przy piwku. Było mnóstwo śmiechu, a potem Franek wyciągnął grę "Pędzące żółwie" :) No nie spodziewałabym się, że chłopaki naprawdę się w nią wciągną! :) Bawiliśmy się świetnie. Dawno się tak nie uśmiałam. No i sam fakt, że dorosłe chłopy (i dwie baby:P), zagorzali kibice (siedzieli u nas w barwach klubu, bo przyszli prosto ze stadionu) zabrali się za grę dla dzieci od lat 5ciu jest dość zabawny:) Ale za to między innymi tych chłopaków tak lubię - bo już wiele razy udowodnili mi, jak bardzo pozory mogą mylić.
Kiedy wyszli długo jeszcze uśmiechałam się do Franka - i sama do siebie. Posprzątaliśmy (mamy z Frankiem zasadę, że po każdej mniejszej lub większej imprezie sprzątamy i zmywamy jeszcze zanim położymy się spać, choćby już świtało) i poszliśmy spać. Ale zdążyłam jeszcze sobie pomyśleć, że będzie mi tego brakowało za jakiś czas.

Wczoraj natomiast poszliśmy do rodziców Franka na obiad, bo teściowa świętowała swoje imieniny. Wspominałam już kilka razy, że w Poznaniu imieniny to wydarzenie dużo ważniejsze od urodzin, więc spodziewałam się, że będzie odświętnie, ale zaskoczyło mnie bardzo, że przyszło prawie dwadzieścia osób :) Bardzo lubię rodzinę Franka i często o tym już tutaj wspominałam. Zawsze uwielbiałam te "spędy" i świetnie się na nich czułam. Ale czas płynie i ludzie się zmieniają - rodziny również. Głównie się powiększają :) I okazuje się, że niekoniecznie idealnie wpasowuję się w klimat rozmów o przedszkolach, kubeczkach niekapkach i popołudniowych drzemkach :P Poza tym, daję się wciągać w ciociowanie od czasu do czasu - nie raz całkiem chętnie, ale preferuję to w nieco innych okolicznościach przyrody. Kiedy wokół jest tłum cioć, wujków, babć i dziadków, to niekoniecznie się do tego wyrywam :) Cóż, nie będę owijać w bawełnę :) Trochę się nudziłam i rozczarowało mnie to, bo to są ludzie, z którymi spędzaliśmy przyjemnie wakacje albo dobrze bawiliśmy się w Sylwestra :) Ale może to kwestia tego, że się za dużo rodziców zebrało w jednym miejscu. Zdałam sobie też sprawę z tego, że choć może na co dzień żyjemy na tej samej planecie, to chwilowo na rożnych przebywamy :) Wyraźnie odczułam to po słowach kuzynki Franka, która powiedziała coś w stylu "zależy na co się patrzy" i choć na pewno nie miała złych intencji i zwyczajnie stwierdziła fakt, niechcący sprawiła mi przykrość. Bo to przykre, gdy człowiek jest niezrozumiany po prostu :) Ale można powiedzieć, że ma to też swoje dobre strony, bo z kolei mogłam pomyśleć, że będą także rzeczy, których być może nie będzie mi aż tak brakowało :P

Tak czy inaczej, trzymam się tego, co powiedział Franek - że najważniejsze jest, że my wszystko rozumiemy, wiemy po co to robimy i co dzięki temu możemy osiągnąć. 
Po prostu trzeba pogodzić się z myślą, że ścieżki ludzkie się czasami rozchodzą w różnych kierunkach, ale w takiej sytuacji trzeba ruszyć w tym wybranym przez siebie :) 

Jestem pewna, że te rodzinne spotkania nigdy już nie będą takie, jak jeszcze cztery, pięć lat temu. Jest więc we mnie taki żal, pomieszany z sentymentem - jak zawsze, gdy myśli się o jakichś beztroskich chwilach z przeszłości :) Ale jednocześnie mam nadzieję, że kolejne będą przyjemne i gdy już pozbędę się tego lekkiego rozczarowania, że "było, ale minęło" to i ja zacznę z nich czerpać wiele radości. W końcu najważniejsze, że życzliwość i wzajemny szacunek się nie zmieniły. A to nadal ci sami, fajni ludzie - tylko inaczej sobie życie układamy i trzeba pogodzić się z tym, że może nie zawsze nam po drodze.

68 komentarzy:

  1. 1. też mam takie zboczenie, ze nie pojde spac dopoki nie bedzie pozmywane/ posprzatane.

    2.cos jest w tym co piszesz, jak ja wspominam imprezy, ktore byly te 4-5 lat temu, chocby glupie grille to nie ma porownania z tym co jest teraz;/ kiedys bylo wiecej ludzi, weselej, jakos tak lepiej po prostu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. ja po prostu nie znoszę budzić się rano w syfie, albo ze świadomością, ze czeka mnie teraz sprzątanie :)
      2. w naszym wypadku trochę na odwrót- ludzi było mniej :P ale było jakoś tak... dojrzalej :P

      Usuń
    2. Tez tego wlasnie nie znosze:)

      Usuń
    3. A rano jak jest fajnie, gdy wstajesz i odczuwasz dziką satysfakcję, że nie musisz nic robić, bo już posprzątane :P

      Usuń
    4. dokladnie:P Krzycha to dziwi, ze nawet o 2 w nocy potrafilam myc naczynia, by miec spokoj:D

      Usuń
    5. Franka na szczęście tak nie dziwi, tylko sprząta razem ze mną :P Zazwyczaj on zmywa a ja znoszę albo wycieram. Chociaż ostatnio się zamieniliśmy rolami ;)

      Usuń
    6. u nas jest na odwrót- ja zmywam, bo lubie, a on znosi i wyciera:D

      Usuń
    7. ja też lubię zmywac, ale jakoś tak się zazwyczaj układa, ze w ten sposób sobie organizujemy prace i tak jest szybciej :)

      Usuń
    8. to chyba obie jestesmy jakies dziwne, bo kto normlany lubi zmywac naczynia?:P mnie to uspokaja:D

      Usuń
    9. :P Ja nie wiem, co ze mną robi zmywanie, ale nei jest to dla mnie szczególnie uciążliwy obowiązek ;)

      Usuń
  2. Hmm, troszkę zagadkowo piszesz w tej notce? Bo nie wiem czy już mi się mózg zablokował czy jednak nie :P

    Ja się sama łapię na tym, że dużo zawsze mówię o Lili. Staram się ograniczać, ale o czym innym mówić, skoro cały mój świat obecnie kręci się wokół niej :) Zapewne kiedy znajdę jakieś zajęcia "poza domem" to się zmieni :)
    Kiedyś sama tego nie rozumiałam, czemu tak jest, że inni wciąż o dzieciach, a tu masz ci los :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to, że będzie Ci brakowało za jakiś czas spotkań z kolegami Franka, to rozumiem, że tu chodzi o tą tajemniczą sprawę o której pisać nie chcesz wprost ? Bo jeśli nie, to proszę o wytłumaczenie:) :P

      Usuń
    2. Ja prawdę mówiąc bardzo bym sobie życzyła, zeby mój świat po urodzeniu dziecka nie kręcił się tylko wokól niego :) Po prostu trochę mnie to przeraża.
      Ja to akurat nawet rozumiem,czemu oni wszyscy tak o tych dzieciach, ale nie zmienia to faktu, że nie wczuwam się w to - i to wcale nie dlatego, ze sama dziecka nie mam :) Generalnie mam wrażenie, że jestem jakaś "inna" jeśli chodzi o te sprawy.
      Na wszystko przyjdzie czas :)

      Usuń
    3. Ja sobie na razie bardzo o tym marzę :) Jednak wiem, że to 'kiszenie w domu' zawdzięczam sama sobie - gdybym nie bała się prowadzić samochód to zapewne całkiem inaczej by moje życie wyglądało :)
      Ale nie zmieniłoby to faktu, że jednak tematy dziecięce (żywienie, akcesoria itp) byłyby mi i tak bardzo znane - wcześniej nie rozumiałam, jak można aż tak się tym interesować, teraz wiem, że to norma :)

      Wcześniej chyba też aż tak się nie wczuwałam, może jedynie dzieci mojej siostry wywoływały u mnie ahy i ohy - ale od zawsz traktowałam je jak swoje:))

      Dobrze, w takim razie cierpliwie czekam i o nic nie pytam :)

      Usuń
    4. W takim razie życzę Ci, żeby Ci się udało "odkisić" :)
      Takie zainteresowanie wydaje mi się zupełnie normalne - no i zdrowe, bo przeciez jak się ma dziecko to trzeba się trochę na niektórych tematach poznać. Mnie tylko przeraża to, że kobieta czasami przestaje być kobietą i staje się tylko matką. Bardoz chciałabym czegoś takiego uniknąć. Myślę, ze to wynika z mojego egoizmu - do którego otwarcie sie przyznaję :)

      W moim otoczeniu nie bylo żadnych dzieci, które wywoływałyby u mnie szczególne emocje :) Bardzo lubię córeczkę mojej koelżanki. Z dziećmi kuzynostwa też się czasami pobawiłam, ale generalnie czuję, ze to nie do konca moje klimaty :) Nie chodzi o to, że nie lubię dzieci albo, że nie chcę ich mieć, ale po prostu nie wczuwam się tak świetnie w rolę ciotki przy każdej okazji.

      dzięki :)

      Usuń
  3. Wszystko się zmienia. Spotkanie, na którym zebrało się kilku rodziców... hmmm... ja podziwiam, bo bym się raczej zaziewała na śmierć niż trochę nudziła ;))) Hm, dosyć tajemniczo napisałaś o tym "zależy na co się patrzy". Ja już sobie całą historię do tego dorobiłam i odruchowo najeżyłam w nagłym ataku empatii ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko - niestety, albo stety, w niektórych wypadkach :)
      Na szczęście aż tak źle ze mną nie było:) Ale samo zjawisko jest dla mnie trochę przerażające.
      Kombinowałam jak to napisać, ale albo wychodziło za długo, albo bez sensu, więc sobie podarowałam wchodzenie w szczegóły, bo chodziło bardziej o sam efekt końcowy - czyli jak się poczułam, niż o całą sytuację. Ale jestem ciekawa, co sobie dorobiłaś :) A za empatię bardzo dziękuję :) Przyda mi się na pewno

      Usuń
    2. Z tego, co obserwuję, mogę rzec, że są osoby, które lubią dorabiać ideologię do posiadania potomstwa. Ja rozumiem, że to odpowiedzialność, wymaga wiele poświęceń itp. ale drażni mnie trochę robienie z tego wyczynu na miarę wyprawy do sąsiedniego układu słonecznego. Tym bardziej, że często zachowują się tak ludzie, którym dziecko po prostu się zdarzyło i ów "wyczyn" jest tak naprawdę jedynym ich osiągnięciem. Najeżyłam się odruchowo, bo kilkakrotnie słyszałam, jak to rodzice są odpowiedzialni, dojrzali (perorują tak ci, którzy zaliczyli wpadkę), poświęcają się, a ci bezdzietni to lekkoduchy i egoiści, którzy żyją tylko dla siebie. I to jeszcze takim tonem pełnym protekcjonalizmu... Wrr! Nie wiem czy to próby dowartościowania się, zazdrość, że oni już ograniczeni ową odpowiedzialnością, czy chęć zmazania uśmiechu z twarzy "lekkoducha", żeby nie był taki szczęśliwy. Naprawdę nie wiem, ale mnie to drażni łamane przez bawi :)))

      Usuń
    3. Tak, masz rację, rzeczywiście są takie osoby. Chociaż akurat w tym wypadku nie do końca ten schemat się sprawdza. W przypadku tych osób dzieci były absolutnie zaplanowane, a ta kuzynka to nawet bardzo chciała zajść w ciążę. Ale rzeczywiście podejście chyba trochę się zgadza. Ona nigdy nie mogła zrozumiec moich lęków z tym związanych, a teraz chyba nie bardzo rozumie, dlaczego podjęliśmy taką, a nie inną decyzję. Ewidentnie mamy inne podejście do życia, ale przyznam, ze trochę mi się przykro zrobilo, że nie wykrzesała z siebie ani trochę zrozumienia. Bo ja na przykład jej postawę zrozumieć potrafię (chociaz nie wszystkie jej zachowania, ale jednak ogolną motywację tak)

      Usuń
  4. ależ tajemnicza jesteś..
    hmm czy ja dobrze wywnioskowałam,że czeka Was wyprowadzka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet się nie starałam, zeby być tajemnicza :) Po prostu piszę o tym, o czym akurat mam ochotę :)
      Wyprowadzka to w sumie zadna tajemnica - już gdy się wprowadzaliśmy do wynajętego mieszkania wiadomo było, ze kiedyś to nastąpi :P

      Usuń
  5. tajemnicza jesyes jak nie wiem ;) pisz sxybciutko o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie jestem ;) Jak tak czytam, to wydaje mi się, ze wszystko jest jasne :)
      Na wszystko przyjdzie pora, teraz naprawdę nie czas na takie 'szybciutko' ;))

      Usuń
  6. Czasami to co dobre musi ustąpić miejsca nowemu, mam nadzieję lepszemu :) A a propos zwariowanych młodych rodziców: Wiesz jaki dźwięk jest piękniejszy od śmiechu dziecka? -Cisza nieposiadania żadnego dziecka! " :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, wiem, już gdzieś te Twoje słowa wyłapałam :)) Nie wiem, czy u Ciebie na blogu, czy w jakimś komentarzu:)

      Ja też mam nadzieję, że lepszemu...

      Usuń
  7. Margolka wiem dokładnie o czym mówisz. Kiedy jeszcze ja i moje kuzynostwo nie mieliśmy dzieciaków to zupełnie inaczej wyglądały te imprezy i nie przeszkadzała mi sporo liczba gości. A teraz jak każdy przyjdzie ze swoimi dziećmi, to jest takie zamieszanie, tyle ludzi w różnych pomieszczeniach, no jak karuzela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie karuzela :)
      A wyobraź sobie jeszcze, że my tych dzieciaków nie mamy, więc jesteśmy dziwadłami w takim towarzystwie :)

      Usuń
  8. Musicie sobie sprawić dzidziusia po prostu ;)
    A pędzące żółwie są super!

    www.mojezycie-przedslubem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie, na pewno nie musimy :) Na razie nie mam minimalnej chęci dołączania do tego towarzystwa:)
      Tak, są! :) Wiedziałam to już wcześniej, ale nie sądziłam, że przypadną do gustu nawet takim chłopakom ;P

      Usuń
  9. Moje kuzynki też mają już dzieci, jak jest jakieś spotkanie rodzinne, to one są w centrum zainteresowania. Wtedy zazwyczaj wychodzę :P wiem, że chcą się pochwalić dziećmi, ale nie lubię tej przesady w stylu "a jak robi coś tam" "a pokaż jak robisz..". Nie moja bajka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, właśnie! Matko, to jest chyba najgorsze co może byc! :)) Tydzień temu byliśmy z Frankiem u jego chrześniaczki, a jej rodzice bez przerwy tylko molestowali ją tekstem: "pokaż jaka jesteś duża".. Ona oczywiscie tego nie robiła tak na zawołanie,i tak w kółko aż do naszego wyjścia. Za drzwiami powiezdiałam do Franka - proszę Cię, obiecajmy sobie, ze nie będziemy nigdy tak tresować naszych dzieci :P
      Ja też niby rozumiem, ze się każdy chce pochwalić, ale to jest dla mnie jakieś irytujące, że dziecko ma coś zrobić na zawołanie :)

      Uwielbiam półtoraroczną córkę mojej koleżanki. Naprawdę fajne dziecko z niej i najlepsza jest kiedy jest naturalna, a nie kiedy na komendę koleżanki robi sztuczki :)

      Usuń
    2. Ja w takich momentach szepcę sobie pod nosem "a zrób kupkę".
      Dla mnie takie zachowanie, to traktowanie dziecka jak małpę na patyku :|

      Usuń
    3. Bo dzieci najlepsze są kiedy mogą zachowywać się swobodnie, a nie pokazywać "sztuczki" jak jakieś wytresowane zwierzątko. A zauważyłam, że takie mówienie dzieciom, co mają zrobić, to domena większej części rodziców (oczywiście nie chcę nikogo urazić ;)). No a mądre dzieci na szczęście olewają prośby rodziców :D

      Usuń
    4. Mi się zdarzy, że jak Lila nauczy się czegoś nowego, to chciałabym aby ktoś bliski to zobaczył, ale nie za wszelką cenę. Dwa razy cmoknę, jak mi nie odcmoknie to nie (nawet ja sama głupio bym się czuła gdybym to kontynuowała, a co dopiero dziecko - przecież to też człowiek ;)). Ale mam nadzieję, że nigdy nie wpadnę w to, co właśnie większość rodziców, bo przyznaję rację, to chyba rzadkość spotkać takich co to nie będą gwałcić dziecka aby coś pokazało. Słyszałam nawet o takiej mamie, która nie dość że podczas całego spotkania kazała coś dziecku robić to do tego wciąż na telefonie puszczała filmiki z nowymi umiejętnościami. Nie wiem czy ktokolwiek by to wytrzymał ;D

      Usuń
    5. Madlen, jak dobrze że te słowa padają z ust matki :) Znak, ze sa tez normalne :)
      Zgadzam się, Szczęsciara z Tobą - naturalność tych dzieci jest najlepsza. Ja rozumiem doskonale, ze rodzice czasami chcą coś pokazać - ale robić z tego przedstawienie to jest grube przegięcie, zwłaszcza, że nie wszyscy są po prostu takim pokazem zainteresowani :)
      Albo te filmiki, o których piszesz Madlen - no katastrofa. Bardzo mnie to denerwuje - czuję się zażenowana tym rodzicem, który próbuje, próbuje, a dziecko nic i tym dzieckiem, które jest traktowane jak wytresowane zwierzątko :)
      Rozumiem, że rodzice się z dzieckiem w ten sposób bawią - i myślę, że to dobrze, bo przecież dziecko uczy się w dużej mierze poprzez powtarzanie, ale niekoniecznie musi być przy tym publiczność :)

      Usuń
    6. Ps. Madlen - zmieniłaś sobie zdjęcie? :) Na stałe?

      Usuń
    7. Jakby mnie taka matka katowała tymi filmikami, to bym po prostu wyszła, albo dość ostro zwróciła jej na to uwagę. Ja dzieciaki swoich sióstr tylko i wyłącznie lubię, a cudze są mi obojętne. Czasami odpieluszkowe zapalenie mózgu jest daleko idące :|

      Usuń
    8. Mnie też obce dzieci są obojętne i nic na to nie poradzę, że taka jestem "nieczula" na ich wdzięki :):)

      Usuń
    9. Margolka nie nie, po prostu tego drugiego bloga zakładałam z innego konta, no i zależy z której przeglądarki piszę, bo na jednej jestem zalogowana jako ta ze starego bloga a na drugiej z nowego :P
      Chyba muszę właśnie zmienić te foto bo mocno nieaktualne (ale takie prawie że w temacie tych dyskusji :P )

      Usuń
    10. Aaa :) Rozumiem :) Właśnie zdziwiłam się trochę, że akurat takie zdjęcie wrzuciłaś, ale pomyślałam sobie, że może jesteś do neigo jakoś szczególnie przywiązana :P
      Fakt, pasowało :)

      Usuń
  10. Nigdy nie kładę się spać, kiedy coś leży w zlewie, albo w ogóle w złym miejscu;) Ten wysiłek włożony w sprzątanie jeszcze nawet późno w nocy opłaca się, kiedy wstaje się rano :)

    Może nie zabrzmi to zbyt miło w stosunku do niektórych ludzi, ale nie znoszę rodziców, którzy nie widzą niczego poza swoim dzieckiem. I choć sama uwielbiam dzieci, chcę je już mieć, to zupełnie nie rozumiem jak można swój cały świat podporządkować dziecku i całkowicie zapomnieć o sobie, w dodatku bombardować tym tematem całe otoczenie, czy tego chce czy nie. Niestety, taka postawa jest teraz raczej dość częsta. Boję się pomyśleć do czego to prowadzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "złe miejsca" aż tak nie jestem wrażliwa, ale jeśli chodzi o takie spotkania, to zdecydowanie wolę po nich posprzątac od razu :) Skoro i tak się kładę późno spać, to mnie te pół godziny nie zbawi, a rano jest ulga, że nie trzeba się za to wszystko zabierać :)

      Ja tez nie znoszę takich rodziców - zwłaszcza w przypadkach, gdy odwiedzam ich, a nie ich pociechę i takimi spotkaniami czuję się rozczarowana i frustrowana. Ale w wypadku tych osób to trochę inna kwestia - oni potrafią być "normalni" :P (no, poza jedną parą, która odkąd w kwietniu doczekała się dziecka, to całkowicie sfiksowała na jego punkcie :/ zwłaszcza mama, takei podejście jest dla mnie żenujące) - po prostu w tym wypadku spotkały się trzy dzieciate pary, czwórka dzieci, jedno w brzuchu, dwie pary dziadków i prababcia. Czulam się w tym towarzystwie... No.. niezbyt komfortowo :) Po prostu przykro mi trochę było, że tylko o dzieciach się mówi, a o naszych sprawach dość lekceważąco.

      Usuń
  11. ludzie sie zmieniaja i to niestety nie zawsze pozytywnie. Pewnie, rozumiem, ze majac dziecko i przebywajac wsrod innych rodzicow mozna wymienic sie doswiadczeniami, ale nie zalewac tym tematem wszystkich wkolo, bo zwyczajnie nie wszystkich musi to interesowac, a komentowanie w takim stylu jaki przytoczylas jest moim zdaniem troche nie na miejscu. No ale coz... kazdy ma swoja wizje i na sile sie czlowieka nie zmieni :)
    Wiesz, cos w tym jest, ze z czasem tego typu spotkania traca caly swoj urok. Pamietam jak to wygladalo jeszcze kilka lat temu u moich rodzicow czy u tesciowej. Teraz jest juz zupelnie inaczej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to naturalne, że ludzie się zmieniają - sama przecież też się zmieniłam :) Ale właśnie przykre, że czasami jest to zmiana na gorsze.
      Ja też rozumiem coś takiego - i nawet wydaje mi się to całkiem naturalne, ale denerwuje mnie, gdy temat dzieci całkowicie dominuje. No i właśnie nie lubię bardzo gdy ktoś wyraźnie daje do zrozumienia, że powiększanie rodziny to jedyna słuszna droga :)
      Póki co w mojej rodzinie to się nie zmienia, tylko właśnie u Franka trochę tak - ale zauwazyłam, że tylko gdy spotykamy się w towarzystwie "dzieciatym", gdy widzimy się z samymi teściami, to jest po staremu.

      Usuń
  12. W rodzinie MW na wszystkich biesiadach rodzinnych tematem nr 1 są dzieci, ale było tak odkąd ich znam, bo najstarszy wnuk teściów jest na studiach, a najmłodszy raczkuje. Rodzeństwo MW ma "fisia" na punkcie swoich dzieci, wszystko się wokół nich kręci i wszystko musi być im podporządkowane zwłaszcza na tych rodzinnych imprezach, czyli jedzenie musi być takie "aby dzieci zjadły" miejscówka taka "aby dzieci mogły się bawić" itd. My jako niedzieciaci jesteśmy postrzegani jako ci, którzy powinni się do całej reszty dostosować, co za tym idzie o tych rodzinnych spotkaniach jesteśmy informowani na szarym końcu, nikogo nie wzrusza, ze coś może nam nie pasować itd. Tyczy się to również tych imprez, które my organizujemy, potrafią nam wszystko bezczelnie zdezorganizować, a głównym argumentem są właśnie dzieci. Totalnym przegięciem był sabotaż 30-stki MW, no ale o tym już u siebie pisałam. W tym roku mamy zamiar mocno ograniczyć swoje uczestnictwo w tych wszystkich imieninach, urodzinach itd. bo stało się to zwyczajnie męczące.
    Myślę, że większość moich obaw związanych z tym jaki wpływ na ludzi może mieć rodzicielstwo wynika właśnie z zachowania rodzeństwa MW. Przeraża mnie wizja tego, że nam tez mogłoby tak odbić na tym punkcie. Z drugiej jednak strony wiem, ze wiele zależy od ludzi. Mamy tutaj zaprzyjaźnione małżeństwo, z którym często się spotykamy. Mają 5 letnią córkę chorą na mukowiscydozę, wydawałoby się, że powinni odczuwać jakaś chęć częstego rozmawiania o niej, a jednak bardzo rzadko nasze rozmowy schodzą na tematy dzieci. Czyli da się;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie pamiętam też jeszcze inne czasy, dlatego jest mi ich żal :) Ale trochę właśnie tak jest, że się wszystko wokół tych dzieci kręci. Nie jestem do tego przyzwyczajona i trochę mnie to czasami drażni. Teraz byliśmy jedyni "niedzieciaci" (jedyny bezdzietny kuzyn Franka z żoną nie przyszli, zastanawiałam się potem, czy to dlatego, czy już jestem przewrażliwiona :P) i przyznam, że czułam się bardzo dziwnie. Ale i tak bywało gorzej - pamiętam jak się wkurzylam kiedyś, gdy przyszliśmy z Frankiem jako pierwsi (punktualnie) i usiedliśmy tam, gdzie nam pasowało, a potem usłyszałam tekst teścia, żebyśmy się przesiedli, bo tu usiądzie bratowa Franka z dzieckiem (grubo spóźniona, bo oczywiście dziecko...). Poczułam się jak gość gorszej kategorii i naprawdę mi się odechciało wszystkiego! Na szczęście była to jednorazowa sytuacja.
      W każdym razie, bywa to dla mnie naprawdę przykre. A jednoczesnie już teraz się boję, co się będzie dzialo, jeśli rzeczywiście zdecydujemy się z Frankiem na powiększenie rodziny. Nie chciałabym, zeby to się stało tematem nr 1 i żebym odtąd była już tylko przyszłą matką a nie sobą. I rzeczywiście mam podobne obawy do Twoich - żeby i nam tak nie odbiło!

      Usuń
  13. Marcin nieraz pytał się mnie dlaczego sprzątam wieczorem, że mogę zrobić to rano. Ale szlag by mnie trafił jak by pierwszym widokiem po wstaniu z łóżka był bałagan w salonie czy kuchni. Wtedy nastrój psuje się na cały poranek. Nie zrobie sobie kawy dopóki nie postrzątam. Ale teraz też robię to wieczorem.

    Co do rodziny u mnie na szczęście nie ma tego "syndromu" cudownego dziecka. Nie chwalę się córką. Ostatnio byliśmy na urodzinach babci w rodzinnym i zabraliśmy córkę. Rodzina była zdziwiona tym, co potrafi, ale jak zapytali o coś to dopiero im odpowiadałam, nie mam zwyczaju chwalić się osiągnięciami.

    Ci co mają dzieci nie oznacza, że są lepszymi ludźmi. Nie ma co się przejmować. Każdy żyje po swojemy i innym guzik do tego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, ja też nie znoszę wstać rano ze świadomością, że trzeba posprzątać po imprezie. Na szczęście Franek uważa podobnie jak ja i sprząta razem ze mną ;)

      Fajnie, ze są też takie mądre mamy, jak Ty :) Świetnie gdy dziecko się rozwija i potrafi różne rzeczy, ale nie podoba mi się, gdy rodzice się tym dzieckiem popisują - zwłaszcza, jeśli otoczenie nie jest szczególnie zainteresowane.
      Własnie, czasami mam wrażenie, jakby niektórzy sądzili, ze osoby bez dzieci to ludzie gorszej kategorii. Dzięki ;)

      Usuń
  14. Ja ostatnio byłam lekko zdezorientowana... koleżanka z liceum niedawno urodziła, a że mamy kontakt ze sobą, to nie chciałam odwiedzin odkładać w nieskończoność, tylko przywitać maluszka w miarę szybko :) ale przez nagłą wizytę u sadystki dotarłam nieco później niż planowałam, oczywiście uprzedziłam o której będę, a w odpowiedzi dsotałam, że o 19 mają kąpanie... I stanęłam jak wryta, bo nie wiedziałam czy mam dnia następnego lepiej przyjść czy jak :/ ja wiem, że przy małym dziecku trzeba wypracować sobie system dnia, są pewne rytuały, ale przecież nie jestem małym dzieckiem, które musiałaby cały czas zabawiać podczas odwiedzin. Ostatecznie wyszło tak, że załapałam się na te kąpanie, przewijania i karmienia, w końcu to naturalne rzeczy i w sumie to nie uważam, że przegięciem z mojej strony było to, że byłam u niej w porze kąpania. Przecież nie wyciągałam jej z domu z kilkutygodniowym dzieckiem i nie zakłocałam jakoś planu dnia... A może tylko mi się tak zdaje? W końcu jak się jest po tej drugiej stronie macierzyństwa, to często człowiek jakiś taki inny się robi ;)
    Na spotkaniach u babci, gdy kuzynostwo się zleci też czasem tak typowo dzieciowato jest, babcia się cieszy z tych opowiadań o prawnukach, ale jak chłopcy są na miejscu to chaos panuje, a ja jednak nie mam bratanków i takiego częstego, innego kontaktu z dziećmi, więc wiem o czym piszesz. Całe szczęście, że jeden z kuzynów nie mieszka w moim mieście i jednak mniej okazji jest, by gromadka dzieciaków była w tym samym miejscu i czasie :D
    ps. listonosz u mnie już był :) cieszę się, że mogłam użyczyć swoje płytki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie - człowiek nie wie jak się zachować w takich sytuacjach. chce dobrze, a może się okazać, że wyjdzie źle. Widziałam już różne postawy i wiem, że można rozegrać to na różne sposoby - rówinież takie bez szkody dla maluszka i dla relacji :)
      MAsz rację, dobrze to okresliłaś - czlowiek jakiś taki inny się robi. Przyznam, ze mnie to przeraża. bardzo nie chciałabym stac sie inna.. :)

      To jest zrozumiałe, że dziadkowie i pradziadkowie cieszą się z wnucząt. Zrsztą to bardzo dobre zjawisko :) Tylko warto, żeby we wszystkim jednak zachować umiar. Szkoda, kiedy dzieci stają się jedynym tematem.

      Już był??? Myślałam, że dopiero jutro. Miałam dzisiaj maila pisać w każdym razie - była tam kartka? Jesli tak, to już piszę maila, żeby się wytlumaczyć :P

      Usuń
    2. Była :D no to się tłumacz, bo szoku doznałam hahaha :))

      Usuń
    3. Wytlumaczyłam się :)

      Usuń
  15. Tak to jest gdy w rodzinie pojawiają się dzieci, że jakoś inne tamaty schodzą na dalszy plan. Każdy dzieli się tym, co dla niego najważniejsze, a zdecydowanie dla rodziców, zwłaszcza młodych, jest to temat numer jeden. A skoro takich osób była przewaga na spotkaniu to trudno się dziwić, że ten temat dominował :) No, ale tak jak piszesz, najważniejsze, że i tak się lubicie i nie narzucacie sobie swojego sposobu na życie (chyba, bo jednak jakaś przykrość miała miejsce).
    Ja niestety często nudzę się na takich spotkaniach przy stole, bo właśnie nie mam za bardzo z kim poruszyć tematów, którymi ja żyję :-) Dlatego często uciekam do dzieci i z nimi się bawię, przynajmniej omijają mnie nudne tematy polityki, obmawianie innych, czy drażniące "rozmówki seksualne"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się dziwić, i ja się nie dziwię, ale jednak jest to dla mnie przykre. W takiej sytuacji zwyczajnie czuję się jak niechciany gość i odechciewa mi się uczestniczyć w takich spotkaniach. A skoro innych nie interesuje, co się u mnie dzieje, bo nie mam dzieci - to i ja jakoś tracę zainteresowanie jeśli chodzi o ich życie :)
      Wiesz, u nas nigdy na takich spotkaniach nie rozmawiało się o polityce, nie plotkowało się itp. Bylo zawsze wesoło i życiowo. Rozmowy były ciekawe i każdy miał coś do powiedzenia, a teraz to się zmieniło. Mnie trochę dziwi, że wygląda to tak, jakby u tych ludzi nic innego się nie działo, a przeciez mają swoją pracę, znajomych, zainteresowania.. Tylko przestali o tym mówić. A szkoda. Ale tak naprawdę gorsze jest to, ze to ja mam wrażenie, jakbym była poza kręgiem wtajemniczonych :) - w tym sensie, że skoro nie mam dzieci, to nie mam nic ciekawego do powiedzenia :) A to jest blędne kolo, bo już mówiłam, że przekorna jestem i odechciewa mi się te dzieci chcieć mieć :D:D

      Usuń
  16. Niestety w wielu przypadkach kobiety świrują na punkcie kupek, kolek i katarków swoich dzieci. I naprawdę ciężko zachować równowagę. Moja bliska koleżanka dawniej na widok kogos kto "ciucia" do dziecka, stwierdzała, że nie jest w stanie wytrzymać z taką osobą w jednym pomieszczeniu. Odkąd urodziła dziecko wszystko się zmieniło. Tematem nr 1 przez 8 godzin pracy jest jej dziecko. Zastanawiam się jak to będzie ze mna kiedyś w przyszłości. Obecnie też raczej należę do osób, których ogólnie nie zachwycają tematy o konsystencji kupki itp aczkolwiek dzieci lubię. Co będzie jak bedę mieć swoje włanse dziecko?? Niewiadomo. Margolka a może wszystkie zamienimy się wtedy w "Ciuciaczki" i założymy blogowe forum dyskusyjne na, którym systematycznie będziemy wymieniać się informacjami ile zjadły nasze dzieci, albo jaki krem najlepszy jest na wysypkę. Ja słuchając o tym przez 8 godzin dziennie, posiadam naprawdę dużą wiedzę ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bardzo licze na to, że jednak się temu nie dam. Wydaje mi się, że mam ku temu predyspozycje, bo jestem trochę egoistką jednak, która bardzo sobie ceni poczucie spełnienia w wielu dziedzinach życia - a co za tym idzie, koniecznie musze mieć również czas dla siebie, więc z niektórych rzeczy nie umiałabym zrezygnować- a przede wszystkim z bycia na pierwszym miejscu sobą, a dopiero później - matką, żoną, pracownicą itd :)
      Poza tym, wiem, że naprawdę da się nie popaść w skrajność również w tej sprawie i mam nadzieję, że mnie to nie dopadnie :)

      Niemniej jednak jest to wizja, która mnie przeraża i dlatego trochę obawiam się tego rodzaju zmiany w życiu

      Usuń
  17. Przez jakiś czas w moim babskim towarzystwie głównym tematem były... koty. Irytowało mnie to , bo ze mnie żadna kociara, a nawet jeśli bym nią była, to przecież jest tyle tematów- ciekawszych...
    Kocham mojego Pyziolka, jestem na prawie każde zawołanie i zawsze gotowa by z nim być. Mało co jest ważniejsze od Niego( trochę pewnie to wynika z mojej specyficznej sytuacji), ale nikogo, ani wirtualnie, ani w rzeczywistości "nie zanudzam" gadaniem o nim. Nie mam takiej potrzeby, i wciąż uważam, ze jest mnóstwo ciekawych tematów i w rodzinie, i w towarzystwie do poruszenia... Dzieci są cudowne i zapewne można o nich bez końca, ale trzeba wiedzieć kiedy, do kogo i gdzie. No i trzeba chcieć ;P
    Rozumiem Cię doskonale.
    Zresztą rozmowa tylko na jeden temat, nawet najukochańszy jest po prostu monotonna, nudna...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, każdy temat może zwyczajnie znudzić, zwłaszcza, gdy towarzystwo jest róznorodne.
      To, że dziadkowie uwielbiają swoje wnuczęta jest jak najbardziej naturalne i fajne :) Ale po prostu umiar we wszystkim jest potrzebny - akurat na dziadków w tej sytuacji nie narzekam. Tesciowie, chociaż trochę sfiksowani na punkcie jedynej wnuczki i ogólnie dzieci bardzo lubią, aż tak nie wariują (zazwyczaj, bo na początku było kilka dziwnych akcji :P) - nadal poświęcają nam uwagę, jako tym neidzieciatym. Ale reszta towarzystwa na tym konkretnym spotkaniu trochę mnie rozczarowałam i przyznam, że już wcale nie o te dzieci chodzi, a o fakt, że czułam się tam jak piąte koło u wozu, a być może nawet jako ktoś nieco gorszy.

      Usuń
    2. Nie chcę nikogo oceniać, ale niektórzy młodzi rodzice patrzą na świat i na innych poprzez pryzmat posiadania dzieci. Pewnie ich to w jakiś sposób dowartościowuje, wyróżnia...Gdy to podkreślają swoim zachowaniem, to trudno nie odczuć tego co poczułaś. Masz rację, że umiar jest wskazany, takt by w towarzystwie nie czuć się jak intruz...

      Usuń
    3. Niestety, rzeczywiście czasami tak to trochę wygląda.
      Ja rozumiem, że ktoś bardzo chce mieć dzieci i szybko do tego dąży (chociaż na pewno są aspekty, które już zrozuieć mi trudniej, ale generalnie motywację i potrzeby rozumiem), a mam czasami wrażenie, ze takie osoby już mnie w ogóle nie rozumieją. patrzą tylko przez pryzmat swoich potrzeb i nie rozumieją, dlaczego wazne jest dla mnie jeszcze coś.

      Usuń
  18. Nie mam takich spędów rodzinnych, więc mogę się tylko domyślać jak to jest:) Obawiam się, że po ślubie nie ominie nas temat dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  19. ja mam dosyć towarzyskich spotkań ;] jeszcze zostało mi jedno do odwałkowania i potem długoooooooooooooo długoooooooooooooo nic .... ufff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) No czasami faktycznie można się tym zmeczyć

      Usuń
  20. powiem szczerze że ja póki co w takich towarzystwach kupkowo/kaszkowych się nie odnajduję

    OdpowiedzUsuń
  21. ,,koledzy Franka" - jakbym siebie słyszała :D oczywiście w wersji ,, koledzy Mateusza" - to zbawne, bo mimo iż znamy się kupe lat to zawsze tak o nich mówie i teraz widzę ,że ty również używasz takiego określenia :D

    Mnie czekają bardzo towarzyskie święta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Używam :) No i wtedy przynajmniej wszyscy wiedzą o kogo dokładnie chodzi :P

      Tak, nasze święta też bedą raczej towarzyskie :)

      Usuń