Ten weekend mnie nie rozczarował. No, może pod względem pogody, choć tego się spodziewałam. Było zimno :/ A w niedzielę w ogóle ponuro. Czerwiec jest beznadziejny jeśli chodzi o aurę. Chwilami się obawiam, że całe ciepło uciekło w marcu i kwietniu, bo teraz ledwo się rozbiorę do krótkiego rękawka, to za dwa dni muszę się ubierać i to nie w lichy sweterek tylko podkoszulkę i kurtkę! Zwykle w tym okresie te części garderoby miałam już schowane głęboko w szafie, a teraz muszę je mieć na podorędziu.
No, ale miało być o tym, co robiłam - i robiliśmy w weekend.
W sobotę rano umówiona byłam z koleżanką. Próbowałyśmy się spotkać już od miesiąca (a tak ściślej to prawie od roku :P, ale wtedy pewne sprawy pokrzyżowały nam plany i temat powrócił dopiero wiosną), ale ciągle którejś z nas wypadał jakiś weekendowy wyjazd. Ale grunt, że wreszcie się udało - a czymże jest takie miesięczne opóźnienie w obliczu tego, że nie widziałyśmy się prawie 7,5 roku :)) Poznałyśmy się w 2006 roku w Hiszpanii - ja byłam na Erasmusie, ona brała udział w innym programie. Szybko się dogadałyśmy i w Cordobie, choć każda miała swoje zajęcia i swoich znajomych, spotykałyśmy się w miarę regularnie. Potem ja wróciłam do Polski, Aga została jeszcze pół roku, po czym wróciła do Warszawy, gdzie kończyła studia. Kontakt nam się niby urwał - choć nie do końca, bo od czasu do czasu coś do siebie skrobnęłyśmy.
W ubiegłym roku, po przeprowadzce, nagle oświeciło mnie, że przecież Aga tu mieszka i się do niej odezwałam. Ale była na urlopie, potem na urlop wyjechałam ja, a później przyjechał Franek i wiecie, że różnie u nas bywało. Jakoś nie miałam głowy do spotkań towarzyskich. Teraz jednak udało nam się umówić i spotkanie w ogóle mnie nie rozczarowało :) Musiałyśmy oczywiście nadrobić zaległości z siedmiu lat, ale jakimś cudem obie miałyśmy wrażenie, że wracamy do rozmowy, którą przerwałyśmy wczoraj. Było bardzo przyjemnie, mam nadzieję, że kolejne spotkanie nadarzy się nieco wcześniej niż za kilka lat :)
Później umówiłam się z Frankiem, że spotkamy się na Ursynowie, gdzie odbywał się Piknik Zdrowej Żywności. Trochę podegustowaliśmy, ale niewiele, bo wkrótce przyjechała Kasia (koleżanka z pracy, o której już tu wspominałam) ze swoim chłopakiem i degustacja skończyła się na siedzeniu pod parasolem (który się bardzo przydał, kiedy zaczęło lać!) i piwkowaniu :) Resztę dnia spędziliśmy już we czwórkę - wyjadając sobie nawzajem naleśniki z talerza (uwielbiam towarzystwo, w którym można sobie grzebać w talerzach, bo u mnie w rodzinie to była normalka, że każdy zamawiał coś innego i potem próbowaliśmy od siebie - ale oczywiście wiele zależy od relacji, bo obcym się do talerzy nie rzucam :P), grając w Monopol, oglądając mecze, popijając (wedle uznania) piwo ciemne, piwo smakowe, yerba mate oraz wodę z miętą i cytryną i gadając o mniej lub bardziej poważnych sprawach. Wróciliśmy do domu koło północy w pełni usatysfakcjonowani towarzyską sobotą.
Niedziela już była dla nas - tylko szkoda, że ta pogoda absolutnie nie dopisała. Ale Franek musiał przejechać się liniami, które miał w grafiku w najbliższych dniach, więc i tak sporo czasu spędziliśmy w autobusie :) Mimo to było jakoś tak wyjątkowo. Oboje chyba wpadliśmy w jakiś sentymentalno-miłosny nastrój i chciało nam się ciągle tulić i robić do siebie maślane oczy. Nie wiem, może to przez to niskie ciśnienie :D
Żałuję, że nie zawsze możemy pojechać do Miasteczka albo Poznania (tam nie byliśmy już prawie dwa miesiące), ale takie weekendy też są nam bardzo potrzebne. Już teraz wiem, że to będzie jeden z tych, które będę za jakiś czas wspominać z sentymentem, gdy nagle przypomni mi się jakiś wycinek dnia. Ten weekend zdecydowanie był taki, jaki powinien :))
Ale od wczoraj Franek zaczął znowu popołudniówki i stwierdzam, że jednak to nie to samo, co w Poznaniu i tutaj mi one nie odpowiadają :/ Mój dobry nastrój trochę mnie opuścił. Ale dobrze, że czwartek jest wolny i Franek też nie pracuje. Ale niestety ja w piątek idę do pracy - bo tym razem Asystent wziął urlop, a ponieważ zawsze szedł mi na rękę, to teraz miał pierwszeństwo - zwłaszcza, że w weekend i tak nigdzie nie wyjeżdżamy, więc nie zależało mi tak bardzo. Chociaż trochę żałuję, bo czuję, że potrzebuję dłuższego wypoczynku - takiego odcięcia się na parę dni od pracy. To, że mogę pracować zdalnie jest świetną sprawą, ale chyba powoli daje mi się to we znaki, bo z tego powodu ostatnią dłuższą przerwę od pracy miałam w sierpniu, a nawet jak się swoją pracę uwielbia, to warto się za nią trochę stęsknić :)
Spotkania po dłuższym czasie są super a tym bardziej jeśli ma się z kimś taki kontakt że tej przerwy w ogóle nie czuć. Ja miałam w piątek takie spotkanie, co prawda nie po 7 latach ale prawie po 10 miesiącach :P
OdpowiedzUsuńJa z większością koleżanek spotykam się po długich przerwach - kilkumiesięcznych a czasami nawet kilkuletnich - po prostu tak nas rzucilo po Polsce i świecie. Ale tak się składa, ze przy okazji spotkań zawsze mamy o czym rozmawiać i nie czuje się tej przerwy - myślę, że po prostu się dobrałyśmy. Jak nie mam o czym z kimś rozmawiać to zazwyczaj spotkanie nie dochodzi do skutku :)
UsuńPogoda w tym roku szaleje bardziej niż w latach poprzednich, szok po prostu. Ja czasem nie mam pojecia jak Patryka do przedszkola ubrac;/
OdpowiedzUsuńTak, też mam takie wrazenie - o i le bardzo podobala mi się krótka i lagodna zima oraz szybka wiosna, to teraz aura mnie denerwuje. Rzeczywiście jest nieprzewidywalna. No i w ogóle - zimno jest.
UsuńRzadko się zdarza, że po takiej przerwie ma się o czym rozmawiać, więc jesteś w bardzo dobrej sytuacji :) Mi ostatnio przyjaciółka wyjechała do pracy do Holandii, poznała tam chłopaka, przeprowadziła się do niego praktycznie zaraz po powrocie i... widujemy się raz na pół roku. A te spotkania kończą się na siedzeniu u jej rodziców w jej dawnym pokoju (bo wychodzić bez niego za bardzo nie może) i oglądaniu filmików na youtube... Trochę nie fajnie
OdpowiedzUsuńCześć :)
UsuńU mnie tak wyszło, ze z prawie wszystkimi dobrymi koleżankami spotykam się raz na kilka miesięcy lub nawet lat - mieszkamy w róznych miastach bądź krajach. Ale jakoś tak w ogóle nie czujemy ani tego czasu, który upłynął od ostatniego spotkania, ani tej odegłości, która nas dzieli. Na szczęście nadal mamy wspólne tematy i wiele sobie do opowiedzenia. Bo rzeczywiście niefajnie, gdy dzieje się inaczej i bliska osoba nagle staje się obca.
Jak miło złapać taki weekendowy resecik. Musze Ci przyznać, że tez mnie ostatnio praca trochę męczy i tez nie mam długiego weekendu. Miejmy tylko nadzieję, że piątek będzie spokojny.
OdpowiedzUsuńBardzo milo :) Zwłaszcza, ze ostatnio ten czas tak szybko plynie, że weekend goni weekend - i dobrze, bo przy tym braku dłuzszej przerwy od pracy przynajmniej to mnie ratuje :)
UsuńPiątek był całkiem udany, napiszę o tym w kolejnej notce.
jak dla mnie pogoda czerwcowa idealna, nie znoszę upałów więc temperatura ciut powyżej 20 to spełnienie moich pogodowych marzeń:)
OdpowiedzUsuńJutrzenka
No tak, ale te 20 st pod koniec czerwca to jednak powinno być minimum a nie maksimum, a ostatnio tak to właśnie wygląda, ze temperatury oscylują wokół 15-17 st a to naprawdę malo i jest po prostu zimno.
UsuńMam nadzieję, że jakiś dłuższy urlop letni się u Was zapowiada?
OdpowiedzUsuńNo niestety właśnie chyba nie :( A już na pewno nie wspólny. Coś czuję, ze będziemy musieli z tym poczekać.
UsuńJak już życie towarzyskie na dobre rozkwita w nowym-nie nowym miejscu zamieszkania, to jest dobrze :) Ja tkwię w K.G. już ponad 2 lata i nadal nie mam tu żadnych znajomych: jesteśmy skazani na dłuższe wyprawy, by z kimś się spotkać :P
OdpowiedzUsuńCo do tej pracy - święta racja! A jakiś dłuższy wypoczynek Wam się zapowiada? Jak to w końcu z tym urlopem w nowej pracy Franka?
Aha, jeszcze odnośnie pogody: ja mam wrażenie, że od 3 lat czerwiec jest zupełnie do kitu, brzydszy i chłodniejszy od kwietnia i maja, za to jesień przychodzi później i wrzesień oraz październik częstują nas wyjątkowo ciepłą, słoneczną aurą. Gdybym mogła decydować, to chciałabym ciepłe (nie gorące, ale ciepłe, a 10 stopni w pierwszy dzień lata to lekka przesada!) dni od początku maja do końca października :D
UsuńJa generalnie jestem osobą, która potrzebuje towarzystwa, więc staram się je sobie dość szybko zapewnić i zorganizować - choćby w taki sposób, że jak nie miałam tu koleżanek, to sobie przypomniałam o takiej sprzed kilku lat :) NIe muszę spotykać sie z kimś co tydzień, ale jednak od czasu do czasu tego potrzebuję.
OdpowiedzUsuńAle ze względu na duże odległości w Warszawie dla nas takie spotkanie to też zazwyczaj wyprawa :) To się tylko tak wydaje, ze jak w jedym mieście to blisko - do tych znajomych jedziemy godzinę :)
No właśnie raczej nie będziemy mieli dłuższego urlopu. Ja co prawda mam jeszcze 15 dni z ubiegłego roku do wykorzystania do końca września, ale jakoś perspektywa samotnego urlopu mnie średnio urządza. Bo nie wiadomo, czy Franek bedzie mógł iść na urlop we wrześniu, a nawet jeśli to pewne względy spowodowały, że będzie to najwyżej tydzień.
Co do pogody - ja pamiętam, ze dwa lata temu w czerwcu było gorąco (pamiętam jak mialam np przymiarkę sukni ślubnej) a w zeszlym roku to juz na pewno było bardzo ciepło - przynajmniej w drugiej połowie miesiaca :) Pamiętam jak się spiekłam siedząc w Łazienkach :) Dlatego mnie sie wydaje, ze to w tym roku jest jakoś wyjątkowo zimno w czerwcu - ale możliwe, że brzydki jest już od paru lat.
Ja upały lubię i w ogóle mi nie przeszkadzają, ale nie muszę ich mieć - jednak denerwuje mnie, ze teraz jest po prostu zimno! Zwłaszcza w weekendy ://
Ja też jestem dość towarzyska, dlatego czasem robię sobie wyprawę do Bytomia do mojej Kaś. albo Ją ściągam do mnie ;-) A jak już jest bardzo źle, to ściągam sobie Ewę z dziewczynkami z Częstochowy (niby ma daleko, a zawsze jest chętna i przyjeżdżają!), albo ględzę Kubie i wtedy organizujemy spotkanie z którąś z "weselnych" par, czyli z osobami z dawnej paczki Kuby, na których wesela po kolei chodziliśmy ;-) Ale brakuje mi jakiejś kumpeli dwa domy dalej, tak żeby w kapciach podejść i pogadać o pierdołach w oczekiwaniu, aż ziemniaki się ugotują :P
UsuńSzkoda z tym urlopem. Nam we wrześniu szykuje się drugi, także 2-tygodniowy, chyba że ja w międzyczasie znajdę pracę... W każdym razie Kuba ma zaklepane, bo u Niego w styczniu trzeba rozplanować cały urlop na dany rok.
Ja pamiętam, że 2 lata temu 1 czerwca było paskudnie zimno i deszczowo (bo zastanawiałam się wtedy, jaka pogoda będzie rok później, na nasz ślub) i że dopiero w połowie lipca zrobiło się gorąco, a w zeszłym roku już na bank było okropnie, bo 2 dni przed ślubem kupiłam na szybko ciepły żakiet :D pogoda zrobiła się w połowie miesiąca, gdy wróciliśmy z Chorwacji i śmiałam się wtedy że przywieźliśmy słońce, dlatego tak dobrze to pamiętam :)
W kwietniu i maju wychodziłam na śniadanka do ogrodu, a odkąd mamy czerwiec to nie wychodzę, bo jest za zimno lub deszczowo :-/// do kitu!
A to takiej kumpeli obok to ja też nie mam, ale chyba nigdy nie miałam i jakoś mi to specjalnie nie doskwiera - na co dzień chyba tego nie potrzebuję :) Wystarczy mi świadomość, że w razie czego zazwyczaj ktoś się znajdzie, żeby dotrzymać mi towarzystwa :)
UsuńNo mi właśnie doskwiera trochę ta sytuacja :( Nie wiem jak to będzie z tym moim zaległym urlopem - wolałabym, żeby mnie nie wysyłali na siłę. Może uda mi się jakoś dogadać, ale zobaczymy..
Ja wiem, że w poprzednich latach też bywały chlodne dni, ale wspomnienia jednak mam inne od Twoich i zdecydowanie wyraźniej pamiętam te bardzo ciepłe dni :) W tym roku jest zupełnie inaczej, bo własciwie przez cały czerwiec chyba były tylko 2 albo 3 cieplejsze dni.
Tak, zgadzam się - do kitu :/