Niedyskretna zapytała, jak się dowiedziałam i jak dowiedział się Franek. No to dzisiaj właśnie o tym :)
Wiedziałam już od kilku dni. Ale czekałam na dobry moment. W końcu nadszedł - Franek wrócił z pracy. Podałam więc uroczysty obiad (tylko obrusa i świeczek nie mogłam znaleźć) a potem wręczyłam Frankowi małe zawiniątko z dziecięcymi bucikami w środku.
Nie no, żartuję, niczego nie wręczałam.
Po prostu powiedziałam. Popłakaliśmy się ze szczęścia a potem dostałam od Franka kwiaty. Też żartuję :)
Tak to pewnie powinno wyglądać? A w każdym razie tak to najczęściej wygląda na filmach, prawda? :) Ale nie u nas :P My na to jesteśmy zbyt pospolici :D
***
Wspomniałam niektórym z Was, że pomimo naszego "przegadania", to jednak było dla nas - a chyba szczególnie dla mnie zaskoczenie :) Niby nie powinno, bo przecież wiem, skąd się biorą dzieci, a jako, że stosowaliśmy zawsze tylko NPR (swoją drogą nie zawiodła mnie ta metoda w żadnej kwestii póki co i wiele się dowiedziałam o swoim organizmie), to doskonale znam swój cykl i wiedziałam z czym może się wiązać podjęcie przez nas decyzji, że "zobaczymy". Ale jednak traktowałam to trochę jak trafienie - powiedzmy - piątki w totka - niby realne, ale rzadko się zdarza. Chwilami myślałam sobie, że fajnie gdyby się udało, ale chyba znacznie częściej się tego bałam, a ostatecznie moje rozterki kończyłam modlitwą , żeby Bóg zadecydował za mnie :P Jednym słowem tę decyzję przerzuciłam na Siłę Wyższą!
Pamiętacie, że w połowie maja bardzo się stresowałam tym, co dzieje się u mnie i u Franka w pracy. To było jakieś apogeum moich nerwów i chodziłam roztrzęsiona przez kilka lub nawet kilkanaście dni. A później wszystko dobrze się skończyło i napisałam Wam notkę o tym, jak napięcie ze mnie schodzi i jak się w związku z tym czuję. Młoda Kobieta i Robertowa zasugerowały, że jestem w ciąży, a ja to wykluczyłam. Po prostu byłam pewna, że te wszystkie objawy to po prostu efekt ostatnich nerwowych dni (i właściwie nadal tak uważam, bo generalnie przez kolejne tygodnie czułam się dobrze, ale o tym będzie kiedy indziej). No cóż, tym razem dziewczyny wiedziały lepiej :P Ale o tym miałam się przekonać dopiero parę dni później.
Dzięki NPR wiedziałam, że chodzę jak w zegarku i wiedziałam, kiedy spodziewać się comiesięcznej przypadłości - ale tym razem było trochę dziwnie, bo ze względu na podwójny skok temperatury, nie byłam pewna od kiedy liczyć fazę lutealną - a więc kiedy nie dostałam okresu w spodziewanym terminie, po prostu stwierdziłam, że pewnie muszę liczyć od tego drugiego skoku, a że długie cykle już mi się zdarzały, to nie zdziwiło mnie to specjalnie - znowu byłam pewna, że przyczyną jest stres.
Ale w pewnym momencie zaczęło mnie irytować, że tak długo czekam, w dodatku cały czas bolał mnie brzuch. Franek to się nawet śmiał, wskazując na mój brzuch, że "może Ktoś tam zamieszkał". Ale jakoś nie miałam parcia, żeby to sprawdzić.
Aż w końcu, pewnej niedzieli wyszliśmy sobie na spacer i zachciało nam się lodów. Najbliżej mieliśmy Tesco - poszliśmy więc po te lody. A po drodze do kasy coś mnie tknęło i zatrzymałam się na stoisku z testami ciążowymi. Już miałam zrezygnować, ale Franek powiedział, żebym wzięła - "ee tylko, pięć złotych, to może być". No to zakupiliśmy nasz pierwszy test. Przyszliśmy do domu i go schowałam. Ale Franek zapytał, czy nie będę go wypróbowywać. Przeczytałam w ulotce, że trzeba go robić rano, (a była 19), ale znowu Franek powiedział, żebym zrobiła teraz, bo rano to on będzie w pracy.
No jak kazał, to poszłam do łazienki.
Franek teraz mówi, że nigdy nie zapomni, jak po bardzo krótkiej chwili zajrzał do łazienki, a ja siedzę i ryczę. Pomyślał, że to dlatego, że nie wyszło. Pyta się:
F: I co?
M: (z płaczem) Ile kresek widzisz?
F: Dwie... A co to znaczy?
M: (z jeszcze większym płaczem) Przeczytaj sobie w instrukcji!
F: czyta, czyta, spogląda na mnie z ukosa, czyta jeszcze raz, patrzy na test i wreszcze z uśmieszkiem mówi: Znaczy, że jesteś w ciąży?? To czemu płaczesz?? - i mnie przytulił
M: (nadal z płaczem) Bo nie pójdziemy w przyszłym roku na Noc Muzeów!!
(zdjęcie zrobiłam dopiero dzisiaj - zostawiłam sobie na pamiątkę, a co :P - dlatego trochę już wyblakło)
I tak to właśnie było :) Wcale nie romantycznie, wcale nie podniośle. Wręcz przeciwnie - bardzo zwyczajnie. Ale cieszę się z tego, bo wiecie, że nie lubię przerostu formy nad treścią w pewnych sytuacjach życiowych i choć u innych to się może pięknie sprawdzać, to mi to zaczyna groteską pachnieć :)
I tak długo będziemy ten wieczór pamiętać, bo zwykły to on mimo wszystko nie był.
O tym, jak się czułam później, jak nam minęła noc, do kogo
zadzwoniłam i czym moja mama potrafi postawić mnie do pionu będzie innym razem :) Przez pierwsze dni byłam w ogromnym szoku i
co nieco sobie tu zapisywałam. Przejrzę szkice i zastanowię się, czy
coś z tego nadaje się do publikacji :)
A ten obiad naprawdę się wydarzył, tylko, że to ja wróciłam z pracy i to Franek przygotował obiad. Nawet niespecjalnie uroczysty, ale za to taki, jak bardzo lubię i postarał się o ładną oprawę (choć nie umiał znaleźć obrusa i świeczek, bo dwa dni wcześniej robiłam porządki) . Później jeszcze przygotował pyszny, kolorowy deser i podarował mi kwiaty "z okazji tego, że jestem w ciąży" :)
Ale może jednak pójdziecie na tą noc Muzeów:D Ja to się niczego nie domyślałam. Nadal w szoku jestem;)
OdpowiedzUsuń:)) No nie wiem, czy pójdziemy.. Może być ciężko. Chyba, że z dzieckiem :P
UsuńI tak jak Ci napisałam - słusznie! :) Ja się też nie domyślałam i tez byłam w szoku, więc wychodzi na to, ze jeśli się ktoś domyślał, to wie lepiej co się u mnie dzieje niż ja sama :D
Wow, niesamowicie mi się czytało tego posta. Twoje emocje i to, jak się Franek dowiedział, to spoglądanie to na Ciebie, to na test, ach... pięknie.
OdpowiedzUsuńA ten płacz - wiem, że z emocji, ale w romantycznej wizji też był ;P
Podpisuję się;) Wizja płaczacęj Ciebie też mi się kojarzy romantycznie i to nawet bardziej niż wyżej wymienione sytuacje;)
UsuńMiletta: naprawdę? :) W takim razie cieszę się :) Dobrze, kiedy jakiś mój wpis wzbudza pozytywne emocje..
UsuńBył, ale tam ze szczęścia, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej :):)
Ivone: No to nie pomyślałabym, że to może się też komuś wyda romantyczne :P Bynajmniej nie płakałam ze szczęścia tylko powodem była jakaś mieszanka przerażenia i szoku :)
Muszę Ci przyznać, że przy tamtej notce też mnie coś tknęło, ale miałaś wtedy tyle zmartwień i niepokojów, że nie chciałam Ci mącić. A tu proszę :)
OdpowiedzUsuńUrocze te Wasze nieidealne wspomnienia, uśmiałam się i wzruszyłam troszeczkę.
I tak bym napisała Ci to, co dziewczynom - że na pewno nie :) Mnie to w ogóle nie przyszło do głowy! A w ogóle to nawet teraz myślę, że to nie były objawy ciążowe, tylko się tak wszystko zbieglo z czasem :)
Usuń"Urocze" brzmi fajnie :) Takie słowo mi wlaściwie pasuje :)) Fajnie, że moja notka wzbudziła pozytywne emocje
Uśmiałam się :) u mnie było podobnie z cyklem i równie "pospolicie" z testem...test zrobiłam przed wyjściem do pracy - do której w efekcie się i tak spóźniłam "bo dwie kreski". Co prawda Małż wiedział co znaczą dwie kreski ale pierwszym słowem było "wiedziałem" :D ot taka wielka i obfita radość ;)
OdpowiedzUsuń:)) Ja się cieszę, że jednak nie robiłam testu rano i nie bylam z tym sama (taki miałam plan, ale nie spodziewałam się dwóch kresek) :)
UsuńNoc Muzeów mnie powaliła ;)
OdpowiedzUsuńDowiedzieliście prawie równocześnie, bardzo fajnie :)
:) To była jedna z pierwszych mysli, która przyszła mi do głowy :)
UsuńDla mnie to się działo w zasadzie wszystko w tym samym czasie, nawet nie mam poczucia, że istnieje "prawie". Ale powiem Ci, że nie wyobrażam sobie inaczej.
Ps. Odpowiem na maila nieco później, dziękuję :)
Usuńzapraszam do siebie
OdpowiedzUsuń... :)
UsuńNie wyobrażam sobie kiedyś od razu nie powiedzieć ojcu dziecka :D Kto jak kto, ale on niech wie od początku ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to wyszło bardzo po Waszemu, z emocjami, naturalnie ;) Bo to chwila sama w sobie wyjątkowa, więc nie trzeba innych dodatków.
Ja też sobie nie wyobrażam, ze miałabym od razu o tym nie powiedzieć - to przecież tak samo sprawa Franka, jak moja :)
UsuńI bardzo dobrze, że tak wyszło. Myslę, że najlepiej jak jest właśnie tak normalnie, bo masz rację, to i tak jest w pewien sposób wszystko niezwykłe :)
Tak jeszcze odnośnie NPR. Ja co prawda nie mierzę temperatury itp, ale przez lata doskonale poznałam swój organizm, jego zachowania i nie mam problemu z niespodziewaną @. Pewnie plusem jest też to, że nigdy nie ingerowałam w swój organizm hormonami. Ale jak tak czytam u Ciebie o tym, to zaczynam się do tej metody coraz bardziej przekonywać. Niewykluczone, że kiedyś przyjrzę się jej bliżej.
UsuńNo tak docelowo, oprócz tego, że można poznac swój organizm to jednak chodzi o rozpoznawanie płodności - więc jeśli o mnie chodzi, to moje doświadczenia są jak najlepsze, bo dzięki NPR wiedziałam kiedy jestem juz po owulacji.
UsuńJa myślałam, ze mam nieregularne cykle, bo nigdy odstęp między jednym a drugi nie był równy, a potem okazało się, że jednak jest w miarę regularnie - ale znam też odwrotne przypadki, gdy cykle były niby regularne, a okazywało się, że druga faza ma zmienną długość lub jest zbyt krotka, więc ja bym polecała choćby tak, dla sprawdzenia. Ale też nikogo nie namawiam :)
Margolka ściskam Cię tak mocno, że aż musisz uważać ;-) no to teraz przebierając nogami czekam na dalszy rozwój wydarzeń ... a jeśli chodzi o przekazanie wiadomości u n as było bardzo podobnie ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Virdu :)
UsuńNo, trochę jeszcze trzeba będzie poczekać :P Ale pewnie będę Was informować na bieżąco.
Wstęp mnie lekko zszokował :P Dałam się nabrać, nie powiem :D Pomyślałam, że przecież nie w Waszym stylu - te buciki itd., ale doszłam do wniosku, że może faktycznie taka chwila robi coś z nami i nigdy nie wiadomo jak się zachowamy. A tu proszę :) Fajny post :))
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy - chciałam powiedzieć, że jeśli nam zdarzą się te dwie kreski, to przewiduję podobny scenariusz. Nie dla mnie te osławione buciki. Nie zamierzam informować wszystkich os razu, ale mąż musi wiedzieć pierwszy. I to niema natychmiast.
Tak sobie myślę, że nawet jeśli ciąża jest bardzo wyczekana i w pełni świadoma, to i tak jest to pewien szok, zarówno dla kobiety, jak i mężczyzny. I sama zakładam już, że będę także potrzebowała takiego czasu na oswojenie się z tym faktem.
I ja czekam na notkę o emocjach i samopoczuciu :)
Aha, mam jeszcze pytanie techniczne - ile czasu minęło od kiedy powiedzieliście sobie 'zobaczymy co będzie' aż do dwóch kresek?
UsuńHaha :) No to się cieszę, ze udało mi się Cię nabrać, choć jeszcze bardziej cieszę się, że to Ci wygląda na zupełnie nie w naszym stylu:) Bo to napradę nie w naszym stylu.
UsuńJa przyznam, ze nigdy sobie wcześniej nie wyobrażałam, jak to będzie. A jak przyszlo co do czego, tak bardzo nie spodziewałam się tych dwóch kresek, że nie miałam czasu się nad tym zastanowić :)
No a facet moim zdaniem musi wiedzieć od razu - w końcu to też jego sprawa. No i dlaczego mam być z tym sama? :P Chciałam robić test rano, bo byłam pewna, ze nic nie wyjdzie albo temperatura mi spadnie i w ogóle go nie będę robić. Nie wiem, co bym zrobiła, jak bym byla sama :P Dobrze, że Franek kazał mi zrobić wcześniej :)
Trudno mi powiedzieć. Myślę, że są osoby, które dużo bardziej i intensywniej czekają na taką wiadomość u nich chyba jednak ten szok nie jest aż tak duży :)
Co do ostatniego pytania - wiesz, chciałam na początku coś na ten temat wspomnieć w notce, ale stwierdziłam, ze nie umiem tego określić. Bo jeśli pytasz o ilość cykli, to nie da się tego zmierzyć, dlatego, że my bardzo na luzie do tego podeszliśmy i nie "celowaliśmy", więc w niektorych cyklach można powedzieć, że nie wykorzystalismy okazji. Poza tym od naszej pierwszej rozmowy na ten temat (gdzies tak jesienią) minęło jeszcze trochę czasu zanim zdążyłam się z tym oswoić, do tego mieliśmy problemy z przeprowadzką itd i to wszystko mi się tak w czasie rozmywa. Mam wrażenie, że tak pierwszy raz bardziej serio pomyślałam o tym dopiero w marcu, bo byłam akurat na USG tuż przed owulacją i wiedziałam, kiedy jest.
Poza tym wydaje mi się, ze przy NPR to się w ogóle bardziej rozmywa, bo nie podjęlismy zadnej decyzji, że odstawiamy antykoncepcję, tylko stopniowo przestawaliśmy zwracać uwagę na dni płodne (w sensie przestaliśmy ich aż tak unikać, ale też nie czekaliśmy na nie)
Niestety więc naprawdę nie potrafię Ci tak konkretnie powiedzieć ile to czasu minęło - bo teoretycznie jakieś pół roku, ale w praktyce nie "zabraliśmy się od razu do roboty" :P
Rozumiem, dziękuję Ci za odpowiedź, bo taka mi w zupełności wystarczy :) Wiesz, będąc 'w temacie' interesują mnie takie rzeczy ;) Wychodzi na to (z moich obserwacji), że statystyki nie kłamią. Co mnie cieszy :)
Usuń:) Przyznam, że nawet się nie orientuję, co mówią statystyki i nie wiem, czy nas można uczciwie do nich wliczać, bo podejście mieliśmy naprawdę specyficzne :P Raz nawet sama chciałam obliczyć po jakim czasie właściwie się udało i nie umiałam się dolliczyć, bo granica była zbyt płynna. Przypomniało mi się też jak w styczniu powiedziałam Frankowi, że teraz to musimy uważać, bo obliczyłam, że dziecko urodziłoby się mniej więcej w tym samym dniu co on a ja nie życzę sobie podobnego charakterku w jednym domu :):)
UsuńAle cieszę się, że odpowiedz Cię satysfakcjonuje.
Statystyki mówią, że najszybciej udaje się między 1 a 3 cyklem, później między 4 a 6 i na koniec do 12 miesięcy starań. Więc zdrowa, przeciętna para ma ten rok do dyspozycji ;) Dla niektórych to długo, inni w ogóle nie zwracają na to uwagi i nie liczą. Ja lubię wiedzieć coś o tym, za co się zabieram (;)) więc stąd te statystyki. Cieszy mnie to, że się 'mieścimy' :D
UsuńWiesz, nawet jakby ktoś chciał skrupulatnie zaplanować poród dziecka na konkretny miesiąc to natura jest tak przewrotna, że często w takich sytuacjach płata nam figle. Poza tym tajemnica poczęcia, choć tak dobrze już znana, nadal jest zagadką i tak naprawdę nigdy nie wiadomo kiedy do niej dojdzie, bo mamy na to tylko jakiś procent wpływu. I myślę sobie, że dobrze :)
W naszym wypadku to było jednak tak bardzo "zobaczymy", że nawet nie przyszło mi do głowy, żeby cokolwiek na taki temat czytać i się tym interesować. Normalnie też lubię zorientować się w danym temacie, ale jednak tym razem ten luz był jak najbardziej całkowity :)
UsuńOczywiście, ze się nie da zaplanować narodzin na konkretny miesiąc - i dobrze, ale zdecydowanie da się zaplanować, kiedy tych narodzin ma nie być :) A w tym wypadku o to chodziło :)
Pewnie uznasz, że się znowu czepiam, ale...jestem ciekawa, dlaczego akurat NPR, a nie np. pigułki, czy prezerwatywy? Domyślam się, że ma to związek z wiarą i religią.
OdpowiedzUsuńNie pomyslałam o czepianiu się, a raczej o tym, że to pytanie dla mnie jest dość dziwne :) Takie.. nielogiczne. Bo to nie tak, ze my mieliśmy kilka opcji do wyboru i wybraliśmy jedną, dlatego, że pigułki, prezerwatywy, czy w ogóle antykoncepcja to nie jest żadna alternatywa dla NPR. Dla mnie to są zupełnie różne rzeczy, więc pytanie porównujące je jest dla mnie po prostu dziwne :)
UsuńAle dlaczego dziwne?
UsuńNPR to nic innego, jak kalendarzyk, który bywa zawodny, jeśli chodzi o antykoncepcję i jest to jedyna akceptowalna metoda przez kościół, którą omawiają na naukach przedmałżeńskich.
Argument, że nie pójdziecie na noc muzeów jest świetny :) Chyba, żadne mężczyzna by tego nie zrozumiał.
Napisałam Ci- bo tego nie da się porównać bo to nie jest alternatywa! NPR nie jest metodą antykoncepcyjna w przeciwieństwie do dwóch pozostałych.
UsuńPisząc że to nic innego jak kalendarzyk powtarzasz tylko stereotyp który niewiele na wspólnego z rzeczywistością. To nie polega tylko na obliczeniach, to metoda polegająca na obserwacji swojego organizmu, na dokonywaniu pomiarów. Nie wiem na czym się opierasz pisząc że jest to zawodne, ale ja opieram się na własnym doświadczeniu. I nie zawiodłam się na pewno, za to odnioslam mnóstwo korzyści. Poza tym trudno mówić o zawodnosci skoro zeszłam w ciążę stosunkowo szybko, ale dopiero kiedy tak postanowiliśmy a wcześniej przecież stosowalismy tylko NPR i jakoś wpadki nie było. Tylko ze to wymagajaca metoda i nie każdemu się chce. I rozumiem ze może się zdarzyć jakies rozregulowanie albo ze ktos może mieć problemy ze zdrowiem, ale akurat poprawkę trzeba brać na wszystko a tu przynajmniej nie ma skutków ubocznych.
Franek akurat nie miał raczej z tym problemu:)
Aż mi żal, że kiedyś nie było testów...
OdpowiedzUsuńOj, przyznam, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym jeszcze przez długi czas być w niepewności - zwłaszcza, ze nie miałam żadnych "typowych" objawów.
UsuńTak po Waszemu i mimo wszystko uważam, że w jakiś sposób romantycznie :) Ja to zawsze myślałam, ze chcę te buciki, albo jakieś ubranko, ale coś mi się wydaje, ze po tylu latach jak się w koncu uda, to nie wytrzymam i powiem od razu...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne notki z "tej serii" :)
Fajnie, że tak uważacie. Bo w takim razie romantyzm w takim wydaniu - "normalnym" mi właściwie odpowiada :) Ale cieszę się, że właśnie było "po naszemu"
UsuńI każdy powinien zrobić to po swojemu :) Ja oczywiście nie wyśmiewam tego, o czym napisałam na początku, chodzi o to, że akurat u nas to byłoby po prostu dość śmieszne, bo bardzo sztuczne :) Oj, u mnie nie było nawet szans na zastanawianie się, czy chcę poczekać z tą wiadomością dla Franka :P
Na pewno będą :) Ale pojawią się też takie "nietematyczne" na pewno :))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa tez sobie wyobrażałam keidys ze wręczę buciki i tak powiem P. A tu nagle nie mam okresy, robię test i dwie kreski. P. jak mnie zastał po powrocie z pracy taka zaryczana z walającymi się chusteczkami dookoła to byl pewien ze ktoś umarł. A ja bylam przerażona, bo ani ślubu, akurat zmieniałam prace... Stwierdziliśmy, że skoro jakimś cudem zaszłam w ciąże (regularnie brałam tabletki i nie pomijałam ich) to po prostu jest jakiś znak i damy radę ;) Że może późnij będę miała trudności z zajściem w ciąże albo, że moglibyśmy się rozstać, a tak to wszystko się poukładało ja dostałam pracę, nawet mi umowę przedłużyli mimo, że wcześniej poinformowałam ich o ciąży, P. mi pomaga, jesteśmy bardzo zgodna rodzinką i naprawdę jest ok :) Tak mi się przypomniało zdanie, które powtarzał u mnie ksiądz "Dobre jest to co nam Pan Bóg daje, chociaż nam się to czasem złe wydaje".
UsuńSądzę, że Ciebie akurat nie będę musiaął zachęcać ale jeśli stan zdrowia Ci na to pozwala i nei ma przeciwskazań to zachęcam do aktywności w czasie ciązy. Ja oprócz pierwszego trymestru gdzie całe dnie spędzałam w łazience i telerowałąm tylko wodę cały czas ruszałam się i pracowałam. Jakbym miaął siedzieć i nic nie robić umarłam z nudów;p
Ależ ja sobie tego absolutnie nigdy nie wyobrażałam :) Opisałam tę sytuację raczej prześmiewczo (choć nabijam się z tego w naszym wydaniu - nie w cudzym, bo może komuś tak odpowiada i wygląda to naturalnie, u nas by tak nie było :)) To byłoby zupełnie nie w naszym stylu. Zresztą ja nigdy sobie w żaden sposób nie wyobrażałam takiej sytuacji, ale myslę, że to dobrze, że wyszło tak "normalnie" :)
UsuńPamiętam, jak opisywałaś tamten moment u Ciebie :)))
U nas może sytuacja była troszkę inna, bo nie stosowalismy żadnej antykoncepcji i trochę taki scenariusz zakładaliśmy, ale i tak byliśmy w szoku :)
Oj, aktywności fizycznej bardzo, ale to bardzo mi brakuje! Ćwiczyłam bardzo intensywnie kilka razy w tygodniu "przed" a później mniej intensywnie - dość spokojnie, ale jednak pięć razy w tygodniu po półgodziny i chodziłam na basen. Niestety do pierwszego USG, bo wtedy lekarz zobaczył coś, co mu się nie spodobało i zalecił mi przez dwa tygodnie - a najlepiej przez miesiąc absolutnie ograniczyć wysiłek fizyczny :( Czekam teraz na drugie USG jak na zbawienie, żebym usłyszała, ze już mogę wrócić do ćwiczeń!
Wszystkiego najlepszego, moje serdecznie gratulacje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńPierwszy test który zrobiłam mam do dziś a to już prawie 5 lat. I też nie było w tym nic nadzwyczajnego rano spać nie mogłam i skoro świt zrobiłam test i po prostu powiedziałam mężowi, że są dwie kreski. Przy drugim zrobiłam test wieczorem, męża nie było. Zadzwoniłam do niego był na służbowej kolacji. Powiedziałam krótko i treściwie są dwie kreski. Nic specjalnego. Może dla innych nie ale dla nas wyjątkowe bo to nasze dwie kreski i po sercem "nasza miłość" jedna a potem druga. \
OdpowiedzUsuńTwój sposób był wyjątkowy dla Was :)
Pozwól, że gratulować będę jak Wasze maleństwo się urodzi a na razie będę sie cieszyc razem z Wami :)
My nie mogliśmy spać w nocy - ale to było już po wiadomości :)
UsuńKażdy ma swoj sposób przeżywania takich sytuacji - myślę, że u Was jest podobnie jak u nas :) Więcej racjonalizmu a mniej emocji. Chociaż tych drugich oczywiście też nigdy nie brakuje, tylko sposób przeżywania jest inny :) I masz rację, taki moment i tak zawsze jest wyjątkowy.
Pewnie, ze pozwolę :) Ja też myślę, że na gratulacje przyjdzie jeszcze czas, choć oczywiście za takie słowa wypada podziękować :))
Tez jestem mega romantyczna, i z tego tytu€ wysłąłam krzychowi smsa "ciąża". A zawsze myślałam, ze inaczej to bedzie wygladac:D
OdpowiedzUsuńNo ja może aż taka zdolna nie jestem :P Ale to bardziej dlatego, że sama byłabym zbyt spanikowana, żeby tak po prostu spokojnie Franka poinformować o tym w smsie :))
UsuńA ja nie myślałam, jak to będzie wyglądać :) Nie miałam nigdy żadnego wyobrażenia :)
Kocham cię za tę noc muzeów:D
OdpowiedzUsuń:))) Biorę to za komplement :)
UsuńMargolciu usmiecham sie od ucha do ucha bo niemal identycznie wygladalo to u nas za drugim razem:-)) Tyle ze rano,Andrzej wiedzial juz co oznaczaja dwie krechy:-D i zamiast nocy muzeow- bylo 'bo nie pojade w maju na kurs usg!';-))
OdpowiedzUsuńWiesz,coraz wiecej mamy wspolnego:-D
:))) A za pierwszym razem też wiedział? :) Czy tylko Franek taki niezorientowany? :P
UsuńFajnie, że podobną reakcję przeżyłaś - wiesz, co miałam na myśli i wiesz jak się czułam :) I masz rację, coraz więcej tego wspólnego :)
Za pierwszym razem czytał instrukcję, czyli to typowe;-)
Usuń:-)) Podejrzewam co miałaś na myśli i co czułaś:-)
No i słusznie, faceci z byt dużym "pierwiastkiem żeńskim" (w sensie za bardzo orientujący się w babskich sprawach i rozumiejący kobiety aż za bardzo) trochę mnie przerażają :)
UsuńCieszę się, lubię być rozumiana :))
O nie, mojemu slubnemu nadmiar tego pierwiastka nie grozi ;-) Ale tez uwazam ze to dobrze, wystarczy jedna baba do potegi n-tej w domu :-P Chociaz nie, teraz juz trzy!!! ;-)
UsuńMojemu też nie :) Na szczęście!
UsuńJa będę szczęśliwa, jak będą dwie ;))
Mój tato ma się całkiem dobrze, mimo, że zawsze miał trzy baby w domu (zanim się ożenił mieszkał z mamą, bratem i dwiema siostrami :)), myślę więc, że spokojnie można to wytrzymać :P
O ja pierdziu! Gdybym wiedziała wcześniej, przyleciałabym od razu! O ja cię! Nie wiem co powiedzieć, ale japka mi się śmieje :))) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńA co do NPR (gdzieś tam u góry się przewinęło), przyznam, że zazdroszczę Ci regularności cyklu. U mnie jest to możliwe tylko przy tabletkach. Teraz nie biorę już kilka miesięcy i miałam okres aż raz. Teraz może (MOŻE) się pojawi. Chciałabym mieć go regularnie i być pewna dnia i godziny. Taka dygresja, która mi się nagaiła przy okazji NPR ;)))
Haha, no fakt, pierwsza informacja Cię ominęła :) Dzięki :)
UsuńA wiesz, że ja też przez długie, długie lata myślałam, że mam nieregularne cykle? Raz okres po 27 dniach, innym razem po 30, jeszcze innym po 37. Jeśli się zdarzyło, że trzy razy pod rząd miałam równy odstęp to był jakiś cud :) Nigdy nie wiedziałam, kiedy dostanę okres. Dopóki nie zaczęłam stosować NPR właśnie (tak około 10 miesięcy przed ślubem, bo chciałam sie nauczyć) - bo nagle okazało się, że tak naprawdę jestem całkiem regularna, tylko pierwsza faza ma u mnie rózną długość, za to faza lutealna - jak w zegarku! Skonczyło się chodzenie przez tydzień z wkładką, bo nie znałam dnia ani godziny.. Wiedziałam doskonale, którego dnia dostanę okres i potrafiłam sobie to nawet plus minus wyliczyć z wyprzedzeniem miesięcznym. Ale nie wiedziałabym tego wszystkiego właśnie, gdyby nie stosowanie NPR. Nie mówię, ze i u Ciebei tak jest, ale bardzo możliwe, że wbrew pozorom, wcale nie masz tak nieregularnego cyklu, jak Ci się wydaje.
Siedzę i śmieję się z tego "Bo nie pójdziemy w przyszłym roku na Noc Muzeów!!" - jak się uspokoję i ureguluję swoje myśli, wrócę i napiszę coś więcej, bo teraz to się skupić nie mogę, bo co widzę ten tekst, zaczynam śmiać się od nowa.
OdpowiedzUsuńHaha, no to śmiej się na zdrowie ile sobei życzysz :)
UsuńMiałam wrócić i napisać i opowiedziałam to Mężowi i się poryczałam ze śmiechu od nowa, więc stwierdziłam, że dzień przerwy dobrze mi zrobi :D w pierwszej chwili na ten początek się nabrałam, ale nie dało mi spokoju, że kilka dni być trzymała to w tajemnicy, więc gdy doczytałam dalszą część notki - miałam już uśmiech na twarzy. Cieszę się Waszym szczęściem i gratuluję :) a na kiedy masz termin? okolice grudnia chyba?
UsuńDlatego tak ważne jest doczytywanie notek do końca :):):)
UsuńDziękuję, no i wzajemnie ;)
W tym tygodniu zaczyna się czwarty miesiąc, więc na trzecią dekadę stycznia.
ahahahahaha, noc Muzeów najlepsza, śmieje się w głos :D
OdpowiedzUsuńNo i dobrze :) Przecież nie będziesz płakać :) Wcale nie przeszkadza mi tego rodzaju reakcja z Waszej strony :)
UsuńNabrałam się na ten uroczysty obiad :D
OdpowiedzUsuńJa też;-) I dziwiłam się, że wytrzymałaś parę dni nie mówiąc nic Frankowi:-P
UsuńHaha :)) nieee, to zupełnie nie w moim stylu :))
UsuńMeg, a w życiu bym nie wytrzymała - w końcu to też jego sprawa, co ja mam się teraz sama przejmować? :))
Dokladnie-stad moje chwilowe zdziwienie ;-) Nie wiem czy ktoras kobieta wytrzymalaby z ta wiadomoscia pare dni nie mowiac nic wspoltworcy calego 'zamieszania' ;-)
UsuńOj właśnie wydaje mi się, że takie są... Właściwie to znam takie :) Bardzo mnie to dziwi - to znaczy one mają swoje powody (pozytywne, zeby było jasne, nie, że się boją albo coś) - najczęściej właśnie chcą, żeby to było tak niezwykle i romantycznie. Ale ja mam poczucie, jak by to było takie dzielenie spraw w małżeństwie na sprawy bardziej żeńskie i bardziej męskie :) U nas czegoś takiego nie ma.
UsuńCieszę się razem z Wami i trzymam kciuki za dalszy ciąg ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, dałam się nabrać, jak większość Czytelników. Noc Muzeów- argument zwalający z nóg :P
PS Bardzo mnie cieszy, że istnieją ludzie stosujący NPR. Ostatnio czytałam wiele o tabletkach antykoncepcyjnych i ich skutkach ubocznych. W ogóle we wszystkich sprawach mam opinię, że "Matka Natura górą" ;)
Trzymaj, bardzo dziękuję, bo na pewno się przydadzą :))
UsuńZaskoczyło mnie, że tyle z Was dało się nabrać :) A Nocy Muzeów naprawdę mi szkoda...
Ps. Tak, zgadzam się z Tobą, ja też uważam, że lepiej być jak najbardziej naturalnym w tych sprawach. Okazuje się, że wyszło mi to tylko na dobre. Szkoda tylko, że wokół NPR narosło tyle mitów - przecież to nie zwykły "kalendarzyk" ani nie metoda zapobiegania ciąży, tylko sposób na rozpoznawanie swojej płodności. No i bardzo wiele osób wybiera to nie dlatego, że ksiądz tak powiedział, tylko dlatego, że tak czuje.
Nie było to wcale takie zwyczajne ;)) a nawet jeśli to i tak piękne ;)) A to NPR to ciekawa rzecz, jak to u Ciebie przeczytałam to trochę o tym poczytałam i rzeczywiście można fajnie poznać swój organizm przez to, tylko nie wiem czy u mnie by to prawidłowo działało bo ja nigdy nie miałam regularnych cyklów i ciężko zawsze było trafić co i kiedy ;p
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następne notki ! ;)))
W każdym razie było po naszemu:) Nie wiem, czy pięknie, ale nie narzekam, myślę, że inaczej wcale nie musiało być :)
UsuńPrzeczytaj sobie to, co napisałam w odpowiedzi na komentarz KenG powyżej - bo ja tez myślalam, że mam nieregularne cykle, dopóki nie zaczęłam stosować NPR. Wtedy okazało się, że choć patrząc po samej długości cyklu można mówić, że mam je nieregularne, to tak naprawdę chodzę jak w zegarku, bo czas od owulacji do miesiączki jest zawsze taki sam i zawsze wiedziałam, kiedy się jej spodziewać. Tylko raz się pomyliłam - właśnie w tym ostatnim cyklu, a i tak zrzuciłam wszystko na stres, bo o ciąży nie pomyślałam mimo wszystko w pierwszej kolejności :) Dzięki NPR właśnie można sprawdzić, czy wszystko w organizmie funkcjonuje tak, jak należy - czasami z kolei bywa tak, że ktoś ma okres co 28 dni, a jednak wychodzi na jaw, że II faza cyklu jest zbyt krótka a to może już oznaczać problemy.
W pierwszej chwili pomyślałam sobie, jakie to romantyczne! i naprawdę tak myślę, nawet jeśli płakałaś! ;-)
OdpowiedzUsuńOczywiście GRATULUJE!!! ;-)
Mnie również 'noc muzeów' rozbawił ;-) pewnie będziecie mieć nie jedna okazję na pójście ;)
Ale nie masz chyba na mysli tej pierwszej części? :)) Bo to było jednak lekko prześmiewcze :) A płakałam z szoku przede wszystkim chyba :) Dzięki!
UsuńFranek też tak powiedział, ale ja też myślę o tym, ile tych okazji nas ominie..
chyba najlepiej jest wtedy kiedy los decyduje za nas :) bo w życiu to nigdy nie jest dobry moment na dziecko :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, dobrego momentu nigdy nie ma i zgadzam się, że najlepiej gdy to los zdecyduje - choć jednak tak jak to bylo w naszym wypadku, dobrze, jeśli dzieje się to za naszym delikatnym przyzwoleniem ;)
UsuńAle długo wytrzymałaś, ja to bym się pewnie od razu pochwaliła :P
OdpowiedzUsuńA ja nie czułam takiej potrzeby :)
Usuńu nas padly dokladnie dwa te same pytania :)
OdpowiedzUsuń"Jestes w ciazy? to czemu placzesz?""
:)
tak jeszcze myslalam nad tym, co napisalas i powiem Ci, ze dopoki nie zaczelismy nauk przedmalzenskich,metoda NPR kompletnie mnie nie interesowala, ale pozniej mimowolnie zaczelam obserwowac swoj organizm i to faktycznie dziala i pozwala swietnie poznac swoje cialo. Mnie ta metoda nie zawiodla :)
Usuń:))) Ale chyba nie płakałaś z tego samego powodu, co ja? :))
UsuńJa wcześniej niewiele wiedziałam o NPR, prawdę mówiąc myślałam, ze jest tak, jak mówią stereotypy i to po prostu kalendarzyk, więc metoda wydawała mi się kompletnie niewiarygodna. Ale potem okazało się, że to polega zupełnie na czymś innym niż na prostym wyliczeniu orientacyjnym owulacji. Mnie też nie zawiodła :)
nie nie, tak naprawde nie mam pojecia dlaczego plakalam :) chyba nadmiar emocji wzial gore i znalazl ujscie oczami :)
Usuńno wlasnie, u mnie tez stereotypy zadzialalyi nawet w ta metode nie wnikalam az do czasu nauk.
:)) No u mnie też mniej więcej tak było - przede wszystkim górę wziął szok :)
UsuńEch, w sumie to smutne, bo wiele osób z góry skreśla tę metodę i nawet nie próbuje - tak jak my. A moim zdaniem naprawdę warto. Ale przede wszystkim szkoda, że wiele osób kompletnie nie ma pojęcia, o co w tym chodzi (o czym mogą nawet świadczyć niektóre komentarze pod tą notką) a potępia NPR i wyśmiewa się z osób, które ją stosują albo doszukuje się niepotrzebnie ideologii.
Ech... Późno, ale jestem. Gratuluje z całego serca....
OdpowiedzUsuńGratuluję:) I choć przecież dobrze wiem, że najważniejsze by było zdrowe to rozumiem Twoje marzenie o córeczce:)
OdpowiedzUsuńAnissa
Dziękuję :) Jasne, że to najważniejsze, ale cieszę się, że mnie rozumiesz :)
Usuń