*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 5 listopada 2014

Wylewam swe frustracje

Od niedzielnego popołudnia jesteśmy już... ech, zawsze mam problem, co napisać w takiej sytuacji - w domu? u siebie? no nie do końca...  Owszem, mieszkamy tu i nie jest nam źle w tym mieszkaniu, ale nasze do ono nie jest i nie będzie. Z tego też powodu "dom" jakoś nie przechodzi mi przez gardło, zwłaszcza w sytuacji, gdy wracamy z Miasteczka, czyli... z domu. Ale dość tych dygresji. W każdym razie wróciliśmy do Podwarszawia i do szarej rzeczywistości.
Franek w poniedziałek szedł już na 4tą do pracy na dziewięć godzin, ale nawet zniósł to dzielnie. To chyba wynik tego, że tak bardzo ją lubi. Ja do pracy nie wróciłam, ale nie oznacza to, że zaczęłam się nudzić. Wręcz przeciwnie, od poniedziałkowego poranka rozpoczęłam maraton lekarski. Biegam od lekarza do lekarza i od przychodni do przychodni. Pokuszę się teraz na gorzkie spostrzeżenie, że przynajmniej jako bezrobotna mam na to czas :/  Miałam co prawda na tyle elastyczną pracę, że mogłabym się jakoś dogadać, ale byłoby trudniej. No i z tą moją nieszczęsną dietą byłoby mi trochę trudno, bo musiałabym do pracy chyba nosić całą torbę jedzenia.
W tym tygodniu musiałam umówić się na wizytę kontrolną do lekarza, a że lekarka prowadząca ciążę jest nieobecna w listopadzie, musiałam znaleźć sobie kogoś innego. Na szczęście mi się udało (loguję się zawsze na stronie mojej przychodni, sprawdzam dostępne terminy a potem czytam opinie na temat danego lekarza). Ale wcześniej musiałam zrobić zlecone badania - pojechałam więc w poniedziałek rano, a wieczorem były już w systemie. Niestety niektóre były dość niepokojące. Poza tym kończą mi się paski do glukometru - swoją drogą to jakaś kpina, że w szpitalu przepisali mi dwa opakowania po 50 szt podczas gdy mam mierzyć cukier przynajmniej cztery razy dziennie. Łatwo policzyć, że takie dwa opakowania wystarczają na niecały miesiąc. Poszłam więc do lekarza ogólnego w swojej placówce, ale okazało się, że babka nie może przepisać mi tych pasków z refundacją (no cóż, to jednak prywatna przychodnia, choć i tak mnie to dziwi, przecież ci lekarze mają jakieś kontrakty), tylko najpierw muszę iść do diabetologa, więc dostałam skierowanie. Na wszelki wypadek się umówiłam, ale terminy są odległe. Spodziewałam się tego, więc zadzwoniłam od razu do publicznej przychodni w Podwarszawie i nie dość, że jakimś cudem udało mi się połączyć po kilku próbach, to jeszcze były dwa wolne terminy. 
Wracając musiałam wstąpić jeszcze do jednego szpitala - miałam skierowanie do poradni chorób mięśniowych. Prawdopodobnie mam bardzo rzadką chorobę genetyczną - zupełnie niegroźną, choć pani doktor zastanawiała się, czy nie utrudni mi ona porodu; w każdym razie powiedziała, że coś takiego zdarza się bardzo rzadko i w poradni przyjmą mnie z otwartymi ramionami (taa, jasne, może i tak, ale najpierw muszę się tam przebić), bo lubią takie ciekawostki. Moja siostra ma to samo i zrobiłyśmy już śledztwo, że mamy to po tacie :) Co ciekawe pani neurolog, która mnie tam wysłała, powiedziała, że po skierowanie muszę udać się do lekarza POZ w publicznej placówce. Dostałam takie skierowanie, a w szpitalu powiedzieli mi, że skierowanie musi być od neurologa. Zabawne prawda? Ale jakże przewidywalne. Niemniej jednak jest to już nieistotne, bo i tak nie ma już zapisów na ten rok - dopiero w grudniu mam dzwonić i pytać o terminy na styczeń, ale to już będzie po ptokach, bo chodziło o to, żebym poszła do tej poradni przed porodem.
Później wstąpiłam jeszcze do placówki w której przyjmuje lekarka prowadząca moją ciążę i wstępnie zaklepałam sobie termin na grudzień - a przynajmniej zaznaczyłam, kiedy chcę tę wizytę, bo oni zawsze do mnie dzwonią sami, żeby ją umówić.
Do Podwarszawia zdążyłam na styk - o 12:30 miałam wizytę, o 12:27 wysiadałam z autobusu. Ale zdążyłam. Pani doktor mnie przyjęła i bez problemu wypisała mi receptę na trzy opakowania pasków. Za miesiąc mam się zgłosić po następne. Recepta z refundacją - a to ma ogromne znaczenie, bo zapłaciłam ok 40 zł, bez refundacji byłoby ponad 120.

Wizytę kontrolną u ginekologa też już zaliczyłam. Przyjemna, młoda pani doktor, choć przyznać muszę, że korzystając z usług naprawdę różnych lekarzy ginekologów na ideał jeszcze nie trafiłam... Dostałam od niej receptę na leki leczące infekcję, która mi się przyplątała (stąd słabe wyniki) i zlecenie kolejnego badania za tydzień. Zrobiła też rutynowe badanie i mnie uspokoiła, że wszystko jest w porządku - trochę się stresowałam, bo żona kuzyna Franka trochę mnie nastraszyła, że jak była w szóstym miesiącu ciąży pojechała w góry i trochę się przeforsowała, skutkiem czego po powrocie okazało się, że ma 1,5 cm rozwarcia i do końca ciąży musiała się oszczędzać. Na szczęście u nas nic takiego się nie wydarzyło. Przynajmniej tyle.

Bo ogólnie rzecz biorąc muszę przyznać, że jestem bardzo rozczarowana swoim organizmem :( Frustruje mnie to, że nie mam nad nim żadnej kontroli. Czuję się doskonale, nic mi nie dolega, nie mam żadnych zdrowotnych problemów na pierwszy rzut oka - a w rzeczywistości mam wrażenie, że się sypię. Już pal licho tę infekcję, ok, mogła się przydarzyć. Ale chodzi mi o cukrzycę. Jestem wręcz wkurzona, że się do mnie przyczepiła, zwłaszcza kiedy czytam wszędzie te bzdury o tym, kto znajduje się w grupie ryzyka. Mam ochotę wyśmiać na całe gardło te teorie, że niby osoby z nadwagą, z nadciśnieniem, jedzące nieregularnie, nie uprawiające sportu... Bzdura! Moją jedyną "winą" jest to, że w rodzinie pojawiła się cukrzyca typu II i nieprawdą jest, że zdrowym trybem życia można jej uniknąć - jestem na to najlepszym dowodem.
Jest coraz gorzej. O ile na początku wszystko szło bardzo dobrze i miałam bardzo dobre wyniki glikemii po posiłkach z niewielkimi tylko odchyleniami, które potrafiłam łatwo wytłumaczyć (wiedziałam na przykład, że zjadłam coś, co mogło źle wpłynąć na poziom cukru), to nagle zaczęło się wszystko sypać. Najgorzej jest od tygodnia. Mam wrażenie, że im bardziej przestrzegam diety, tym jest gorzej - bywa, że mam wysoki cukier po posiłku "nakazanym", a po zjedzeniu czegoś teoretycznie szkodliwego mieszczę się w normie. Początkowo, jeśli już miałam wyniki powyżej normy to po obiedzie (potrafiłam je wytłumaczyć i po zmodyfikowaniu niektórych składników było ok). A od jakiegoś czasu po śniadaniu moje wyniki są fatalne. Nie wiem dlaczego, bo jem dokładnie to samo, co wcześniej (albo mniej), więc wygląda na to, że po prostu mój zjebany (przepraszam, ale jestem naprawdę wkurzona) organizm ma dietę po prostu gdzieś. To nie jest zwyczajna dieta cukrzycowa (której zalecenia przecież dokładnie znam), w ciąży należy ograniczyć jeszcze inne składniki pokarmowe i mam wrażenie, że ja po prostu nie mogę jeść absolutnie nic, a paradoksalnie muszę! Chwilami chce mi się zwyczajnie ryczeć, kiedy na przykład na siłę zjadam "posiłek nocny", podczas gdy oczy kleją mi się już ze zmęczenia albo gdy okazuje się, że to co "dobre" mi zaszkodziło. Chętnie podłączyłabym się pod kroplówkę i nie jadła nic, bo i tak zdążyłam już zapomnieć, czym jest przyjemność jedzenia. Po nocach śnią mi się złe wyniki albo że muszę wstać, żeby zmierzyć cukier. Psychicznie czuję się fatalnie, bo nie mam na to żadnego wpływu, a co gorsza, nawet nie wiem, jaki wpływ ma to na dziecko, bo nie jestem w stanie tego stwierdzić. Dopiero za tydzień mam umówione USG w 31 tyg. a potem nie wiem, chyba tylko KTG będzie jakąś kontrolą.
Jutro prawdopodobnie wybiorę się znowu do szpitala. Jestem załamana, bo wygląda na to, że czeka mnie insulina. 

Na zakończenie tego marudnego posta dodam jeszcze tylko, że to był pierwszy urlop, po którym nie dość, że nie przytyłam, to jeszcze znowu schudłam. Jak tak dalej pójdzie, to będę rodzić z masą ciała niższą niż przed ciążą. Ale pod tym względem wyniki badań są w porządku i nic nie wskazuje na to, żeby organizm był niedożywiony, a ja głodna też nie chodzę.

40 komentarzy:

  1. Eh przykro to czytać, zwłaszcza że wiem jak to jest gdy pozornie zdrowy organizm nagle zawodzi, a człowiek i tak nie ma na to większego wpływu. Tylu ludzi nie dba o siebie, a czasem wręcz świadomie sobie szkodzi i cieszy się zdrowiem swoim, swoich dzieci, które pojawiają się bez najmniejszych problemów, a Ty człowieku, który niczym nigdy świadomie sobie nie szkodziłeś, od lat dbasz o zdrowy tryb życia i tak nie unikniesz pewnych zdarzeń. Nie jest to sprawiedliwe, ale trzeba jakoś to udźwignąć. Ważne, że nie jest to sytuacja która zagraża życiu...
    A opieki zdrowotnej w tym kraju to ja nawet nie mam siły komentować. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak to wygląda dopóki sytuacja nie zmusi go do częstego korzystania z tych usług.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tak właśnie myślałam, że Ty akurat zrozumiesz jak mało kto to moje rozczarowanie i frustrację. Jestem naprawdę na to wkurzona, bo robię co mogę, odmawiam sobie wszystkiego i nic z tego nie wynika, choć początkowo wydawało się, że będzie dobrze. Do tego jeszcze świadomość, że tak naprawdę - tak jak napisałaś - dotychczas niczym świadomie sobie nie szkodziłam i uważam, ze prowadziłam naprawdę zdrowy tryb życia. Myślę, ze mój dotychczasowy sposób odżywiania się i tak był zdrowszy niż większości moich znajomych, bo teraz to już nawet nie można określić mojej diety zdrowszą, a po prostu eliminacyjną.

      Dokładnie.. Ja i tak mam niezłą sytuację ze względu na przynależność do tej sieci, ale i tak jak przychodzi co do czego, wszystkiego przecież tam nie załatwię. Mam tylko ten komfort, ze na wizyty u specjalistów nie musze czekać miesiącami lub latami. Ale oczywiście za to płacę.

      Usuń
  2. Oby po porodzie ta cukrzyca jednak sobie poszła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podnosiła mnie na duchu myśl, że to tylko teraz, ze jakoś przeboleję te dwa miesiące z kawałkiem. Ale teraz już w to nie wierzę. Skoro znalazłam się w tych 3-8% kobiet, u których zdiagnozowano cukrzycę, a do tego jeszcze spośród tej niewielkiej procentowej ilości należę do 30%, które nie miały wielkich predyspozycji do tej choroby, to dlaczego nie miałabym się znaleźć w tych 10%, którym cukrzyca po porodzie nie przechodzi? :( Tak już teraz myślę i naprawdę mam wrażenie, ze juz do końca życia będę jadła tylko to, co niespecjalnie mi smakuje i jedzenie będzie dla mnie stresem a nie przyjemnością.

      Usuń
    2. To całkiem możliwe, ze gdyby nie ciąża, to ta cukrzyca by sie u Ciebie nie ujawnila?

      Usuń
    3. Cukrzyca ciążowa ma to do siebie, ze pojawia się właśnie w ciąży u osób, które normalnie mogłyby na nią nigdy nie zachorować. To zaburzenia metabolizmu wywołane w dużej mierze przez inną gospodarkę hormonalną.

      Usuń
    4. Dzieci to jednak zawsze same problemy. Jakby mnie cos takiego w ciąży spotkało, to odechciałoby mi się już do konca macierzynstwa. A w tv i gazetach widać tylko usmiecheniete ciezarne smarujace brzuch jakims durnym kremem na rostepy. Pf;/

      Usuń
    5. Ja mimo wszystko tak do tego nie podchodzę i nie obwiniam za to dziecka a swój organizm. To on nie jest sobie w stanie poradzić z tym, co się dzieje, a dziecko może być tylko tego ofiarą.

      Usuń
    6. Wiem, wiem, po prostu mam antydzieciowe podejscie do zycia:)

      Usuń
    7. Wiem, w końcu znam Cię nie od dziś :)

      Usuń
  3. z tymi lekarzami i terminami to nic tylko ręce załamać :/ ten chce to, ten chce tamto, a miejsc brak i czekasz jak głupia, bo może się coś zwolni :/ trzymam kciuki z całego serca żeby ta cukrzyca sobie poszła jak najszybciej i wszystko wróciło do normy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, wygląda to fatalnie. Ja i tak mam luksus posiadania karty pacjenta w sieci prywatnych placówek medycznych, co mi wiele ułatwia i przynajmniej na wizyty u specjalistów nie muszę czekać jakoś bardzo długo. Ale za to płacę.
      Na razie nie wygląda na to, zeby miało wrócić do normy. Raczej jest tylko gorzej :(

      Usuń
  4. Niech się w końcu wszystko poukłada. Małgosiu, trzymam za Was kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. kurcze, ze tez to sie tak glupio uklada, ze osoby dbajace o siebie maja ciagle pod gorke, a te ktore maja wszystko gdzies przechodza zazwyczaj ciaze bezproblemowo. Nie martw sie Margolciu, wszystko sie wyprostuje po porodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej denerwuje, ze ja nic nie mogę z tym zrobić, bo to co cały czas robię zwyczajnie nie pomaga. Stosuję się do wszelkich zaleceń i nic z tego nie wynika. Początkowo było ok, a potem - paradoksalnie wtedy, kiedy nauczyłam się diety - równia pochyła.
      Teraz juz właśnie wcale nie jestem taka pewna. Mam wrażenie, ze już całe życie jedzenie będzie się u mnie wiązało ze stresem :(

      Usuń
    2. a moze Ty wcale nie masz tej cukrzycy i dlatego te wyniki tak leca na leb na szyje po jedzeniu?

      Usuń
    3. Nie no właśnie fakt, że po jedzeniu te wyniki są niedobre oznacza, ze mój organizm nie potrafi sobie poradzić z glukozą. Mam zaburzenia gospodarki węglowodanowej. Na początku jeszcze myslałam, ze to tylko jakaś nietolerancja (skoro tak wyszło w badaniu krzywej) skoro pomiary są dobre, ale teraz okazuje się, że mój organizm zwyczajnie nie toleruje śniadań.

      Usuń
  6. U mnei wyszlo tacie teraz ze jest cukrzykiem i od niedawna bierze insuline. Mi na szczescie w ciazy nic sie nei ppojawilo. Ty masz teraz swoje dziwne diety ja mam od porodu :/ Niestety alergia pokarmowa u Malej nei znika, a powoli odkrywam wieksza ilosc skladnikow :oprocz mleka i produktow mlecznych (sery, maslo, smietany, jogurty) wykluczamy pomidory, ryby, orzechy, miod, pietruszke..... I mimo to cos jeszcze ja uczula i musze znalezc co :/
    Taka mala podpowiedz co do terminow. Po urodzeniu Tasiemca powiedza Ci, bys w 3 miesiacu i 6 poszla na badanei USG bioderek. Polecam zarejestrowac sie zaraz po porodzie albo przed, bo u nas terminy byly za 8 miesiecy! Na prywatny czekalismy miesiac. Dodatkowo ze wzgledu na naswietlenie mielismy jescze do zaliczenia wizyte u okulisty i alergologa i niestety wszystko prywatnie, bo terminy wszytskei odlegle. 5 minut badania=100zl :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko nie wyobrażam sobie od teraz do końca życia katować się takim jedzeniem jak teraz. Co innego, gdy człowiek dowiaduje się o cukrzycy po pięćdziesiątce (zwłaszcza jeśli wynikało to ze złego trybu życia, choć nie wiem, jak było u Twojego taty), a co innego, gdy jest to przed trzydziestką.
      Przynajmniej wiesz, że jak już znajdziesz ten czynnik, który uczula, będzie lepiej i będziesz mogła wprowadzać. Ja na tę chwilę nie mogę jeść prawie nic, bo okazuje się, że np. na śniadanie wszystko mi szkodzi. I nie mam pewności, ze to minie po porodzie :(

      Dzięki, chociaż przypuszczam, że jeśli tylko będzie taka możliwość, to wykonam te badania w tej sieci, do której należę, skoro tam i tak płacę miesięczną składkę 133 zł. Ale będę pamiętać o tym, co mi napisałaś.

      Usuń
    2. Mój tata zdrowego rtrybu zycia nei prowadził. Raczej bardzo nei zdrowy to był tryb. Mojego tate latwiej przeskoczyc niz obejsc ;)
      My tez zastanawialismy sie czy nei wykupic w LUX Medzie pakietu rodzinnego (mi i P. oplaca nasze firma) ale stwierdzilismy ze mamy przychodnie pod blokiem. Problem ze tam may dostep tylko do lekarza pierwszego kontaktu, a specjalistow trzeba szukac. Swoja droga sprawdz co masz w ofercie, bo my dostepu do specjalistow neistety nei mamy w tym pakiecie ;]

      Usuń
    3. No właśnie, w przypadku mojego taty tak samo (tylko on nie bierze insuliny, wystarcza mu dieta) - też nie prowadził zdrowego trybu życia. Co prawda nie był otyły, ale ważył trochę za dużo. Jednak przede wszystkim źle się odżywiał - jadł dość niezdrowo, mnóstwo słodkiego i bardzo nieregularnie. Do tego się nie ruszał.
      Ja mam dosyć dobrą ofertę - m.in. mam w niej prowadzenie ciąży właśnie i dostęp do większości specjalistów. Do tego sporo badań - dotychczas tylko za USG 4D musiałam zapłacić, a tak wszystko miałam w pakiecie. Najpierw firma mi opłacała, potem zaczęłam sama płacić - i tak opłaca mi się to bardziej, niż jakbym miała co miesiąc płacić za wizytę u lekarza prywatnie, a przecież dochodziłyby jezcze badania itp.

      Usuń
  7. Dosyć sceptycznie jestem nastawiona do wszelkich diet i zawsze uważałam, że organizm sam wie czego mu brakuje. Skoro ciągle chudniesz i do tego gorzej się czujesz to może warto spytać lekarza o zasadność tej diety.
    A w ogóle jak czytam o tych wszystkich wizytach to wydaje mi się jakbym jakbym jakąś zagmatwaną fabułę czytała, te wszystkie wędrówki od drzwi do drzwi są przerażające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agawu, przepraszam Cię, ale chyba nie wiesz o czym piszesz - to nie jest dieta, którą stosuję, jako jakieś swoje widzimisię albo ot tak, bo ktoś mi kazał, tylko dlatego, że są ku temu wskazania medyczne. Cukrzyca to jest choroba i ja tę chorobę mam.Mój organizm nie radzi sobie z węglowodanami i nie było innego wyjścia jak wprowadzenie diety. Skoro dieta nie pomaga, to zostaje tylko insulina - i nie znaczy to, że dieta jest do niczego, tylko, ze mój organizm jest tak obciążony, ze jedzenie nawet wszystkiego, co najzdrowsze nie pomaga.
      Ja się nie czuję gorzej, tylko pomiary są coraz gorsze, ale nie jako rezultat diety, tylko dlatego, ze dieta właśnie nie pomogła.
      Mojemu organizmowi teraz niczego nie brakuje, po prostu metabolizm jest zrąbany.

      Usuń
    2. Bardziej mi chodziło o to, że wcześniej miałaś wątpliwości czy właściwie zdiagnozowali bo nie powtórzyli badania. A skoro teraz czujesz się gorzej i chudniesz, to nasunął mi się wniosek, że może to skutek diety niepotrzebnej w Twoim wypadku. Ale już mi rozjaśniłaś o co w tym chodzi :) Nie miałam nigdy do czynienia z cukrzycą i faktycznie nie bardzo mam o tym pojęcie. Dla mnie przekaz był taki: wątpliwa diagnoza-dieta-gorsze wyniki/złe samopoczucie=zła diagnoza i nie potrzebna dieta.
      Ale skoro mówisz, że to skutek tego, że dieta nie działa, to chyba nie jest dobrze?
      W każdym bądź razie jestem z Tobą całym sercem i mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.

      Usuń
    3. Ok, wszystko jasne. :) Rzeczywiście inaczej Cię zrozumiałam.
      Owszem, miałam wątpliwości, bo tamte wyniki nie były jednoznaczne a pomiary cukru miałam dobre - myślałam po prostu, ze mam tylko jakąś nietolerancję. Ale teraz okazuje się, że jednak mój organizm sobie kompletnie nie radzi nawet z dietą (więc nie wiem co by się działo, gdybym jej nie stosowała) Dieta mogłaby być niepotrzebna, ale na pewno by nie zaszkodziła, więc te złe wyniki nie są jej rezultatem. Masz rację, że organizm wie, czego potrzebuje - ale pod warunkiem, ze jest zdrowy, mój niestety nie jest i prawdopodobnie jest coś nie tak z insuliną wytwarzaną przez niego.
      I właśnie nie, nie jest dobrze. Z mojej perspektywy to jest nawet bardzo źle, bo okazuje się, ze niemal czegokolwiek bym nie zjadła, pomiar glikemii jet zbyt wysoki, a to źle wpływa na mnie i może wywołać bardzo poważne konsekwencje u dziecka (nawet śmierć) Dlatego wygląda na to, ze będę musiała zażywać insulinę i to też nie jest dla mnie dobra wiadomość.
      Dziękuję.

      Usuń
  8. Trudne to wszystko, rozumiem, że czujesz się bezsilna. Ale już jesteś naprawdę bliżej spotkania z Maleństwem i jakoś musisz zagryźć zęby i znieść ta sytuację...oby tylko wyniki się poprawiły i dieta działała...a co Ty w ogóle możesz jeść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się bezsilna, bo robię wszystko, co należy a efektów nie dość, że nie widać, to sytuacja się pogarsza.
      Tak, ja wiem, że to już tylko dwa miesiące z hakiem, ale teraz już mnie to nie pociesza, bo po pierwsze ten cukier tak bardzo mi się waha, ze nie mam pewności, czy nie wpływa negatywnie na dziecko, a po drugie, nie mam też gwarancji, ze po porodzie cukrzyca ustąpi.
      Dieta raczej już nie zadziała, bo jest po prostu coraz gorzej. Trudno powiedzieć, co mogę jeść - musiałam wyeliminować wszystkie cukry proste, a także białą mąkę, soki, większość owoców, produkty przetworzone (jakkolwiek, nawet mrożonki nie są wskazane), część nabiału, tłuszcze. Jednocześnie muszę dostarczać organizmowi wszystkich składników odżywczych. Ale okazuje się, ze na przykład na śniadanie mój organizm nie toleruje niczego i cukier jest dużo powyżej normy.

      Usuń
  9. Przykro mi.
    Trzeba mieć jednak nadzieję, że po urodzeniu organizm odciążony wróci do normy.
    Twoja bezsilność jest zrozumiała. W końcu jedzenie do ogromna przyjemność, ale i konieczność by organizmowi dostarczać to co mu jest potrzebne by był zdrowy. A tu nagle trzeba się ograniczać, a i to nie pomaga. Wizyta u lekarza i jakieś decyzje są konieczne. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :( Już nawet o tę nadzieję mi jest naprawdę trudno, bo mam wrażenie, że kompletnie straciłam kontrolę nad swoim organizmem.
      Już chyba zdążyłam zapomnieć, ze jedzenie może wiązać się z przyjemnością, teraz to dla mnie często przykry obowiązek, a przede wszystkim stres :( Najgorsze jest to, że to po prostu może mieć bardzo poważne konsekwencje a ja nic nie mogę zrobić.

      Usuń
  10. Frustrujące, kiedy coś się sypie i nic się nie da z tym zrobić. Ale po ciąży to chyba ma szansę wrócić do normy?
    Ostatnio spodobała mi się wypowiedź na pewnym forum sportowym: http://www.sfd.pl/Ci%C4%85%C5%BCa_nie_ci%C4%85%C5%BCy%2C_kiedy_Lady_zaci%C4%85%C5%BCy_%3B_-t932198-s78.html#post7 . Nie wszystko niestety zależy od nas i nie zawsze jest tak super, jak byśmy chciały. Co nie zmienia faktu, że można się zdenerwować, dbasz, starasz się i nie widzisz efektów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szansę ma, ale naprawdę nie wiem jak duże, skoro mam aż takie problemy :(
      Wiadomo, że nie wszystko od nas zależy, ale ta sytuacja po prostu mnie przerasta. Chodzi o jedną z najważniejszych rzeczy w życiu - zdrowie, w dodatku nie tylko moje, ale i dziecka (a jeśli o nie chodzi, to również kwestia życia, bo nieleczona cukrzyca może doprowadzić do śmierci). Robię co mogę a mój organizm w ogóle nie reaguje na leczenie (bo dieta w tym momencie i ogólnie jedzenie są niejako lekarstwem)

      Usuń
  11. Wytrzymaj, Kochana, to już niedługo! I wszystko wróci do normy. To Cię nie pocieszy, ale ja też zaczynam się sypać. I to, niestety, bez nadziei na poprawę po porodzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Zgago, mam nadzieję, ze wróci..
      Przykro mi to czytać :(

      Usuń
  12. Przykro mi, że takie schody się zaczęły i Twój organizm sobie nie radzi z tym wszystkim :( ciąża to dla kobiety prawdziwa rewolucja i różnie się reaguje i niestety teraz jest gorzej niż jakiś czas temu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompletnie sobie nie radzi :( najgorsze jest to, że ja nadal czuję się bardzo dobrze i po prostu nie mam żadnych objawów na zewnatrz, podczas gdy moje ciało jest kompletnie bezradne i w ogóle nie reaguje na dietę. Trzustka robi co chce.

      Usuń
  13. Oj, bardzo mi przykro kochana. Mogę sobie wyobrazić, jakie to frustrujące, kiedy wkładasz tyle energii w zdrowy tryb życia, a i tak masz kłopoty zdrowotne. Miejmy nadzieję, że po porodzie organizm wróci do normy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      No bardzo to frustruje - naprawdę ta dieta byłaby dla mnie o wiele bardziej do przejścia, gdybym widziała, ze przynosi rezultaty. A tymczasem na razie jedyny rezultat to utrata wagi (no wiesz, na to też nie narzekam, choć w życiu nie spodziwałabym się, że w ciąży można chudnąć :P), a wartości glikemii mam wrażenie, ze chodzą swoimi drogami. Nie są tylko złe, ale po prostu bywa, że po dokładnie takim samym śniadaniu jednego dnia mam wartość 130 (norma 120), a następnego 80! I bądź tu mądry :/

      Usuń