*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 20 lutego 2015

Raczej smutno

No i ciotka Dorotka pojechała :( Jak zwykle mnie to dołuje! A ciocia radziła sobie z Wikingiem wręcz doskonale. Przyznam, że nawet się tego nie spodziewałam (nie mówiąc już o tym, że wcale nie oczekiwałam od niej tego, że będzie w ogóle chciała się nim zajmować), a tymczasem nie było problemu z tym, żeby go wzięła na ręce, zagadała do niego, uspokoiła... Sama nie ma styczności z takimi małymi dziećmi, więc absolutnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby się raczej do Wikusia wolała nie zbliżać, a nie dość, że się zbliżała, to jeszcze wchodziła w bezpośrednią interakcję ;)
Przyznać muszę, że dziecko było w te dni jakoś wyjątkowo spokojne, a już na pewno dużo spokojniejsze, niż w czasie, kiedy była u nas teściowa. Mama Franka chyba jest przekonana, że on cały czas płacze... Kiedy pojechała i Wiking był spokojny, Franek się śmiał, że trzeba go nagrać i wysłać jej filmik, bo na pewno nie uwierzy :) 
Wieczorem, kiedy Wiking był nakarmiony, wykąpany i właśnie zasypiał, mówię do niego:
- No, może jednak nie jesteś aż tak trudny w obsłudze?
- Jak to facet! - podsumowała Dorota :)

Innym razem z kolei ciocia uspokoiła marudzącego Wikusia chodząc z nim trochę po pokoju. Cisza trwała już przez dłuższy czas, ale nagle słyszymy stękanie. Dorota mówi: O, i dziecko się zepsuło!

Pojechała wczoraj rano. Już mi tęskno i smutno. Pociesza mnie to, że jutro przyjeżdżają moi rodzice na weekend, chociaż już się martwię, że od poniedziałku znowu będę sama. W ogóle to jestem dzisiaj w kiepskim nastroju "dzięki" Frankowi. Już właściwie wyzdrowiał. Ale warczy ciągle na mnie i w ogóle jakiś wściekły chodzi. Jest mi przykro, bo nie da się z nim w ogóle rozmawiać. W zasadzie w ogóle nie mogę się do niego odzywać, bo za to obrywam. Smucę się z tego powodu i obrywa mi się jeszcze bardziej - za ten smutek. 
W dodatku odnoszę wrażenie, że przez te dni, kiedy chorował i był prawie całkiem z wiadomych względów odizolowany od nas (w takim sensie, że siedział cały dzień zamknięty w drugim pokoju), a przede wszystkim od dziecka to się... odzwyczaił.Wiadomo, że nie od dziecka, ale wydaje mi się, że ma teraz mniej cierpliwości :( Wcześniej było tak, że kiedy na przykład Wikuś płakał, to Franek uspokajał go do skutku, teraz już po chwili oddaje go mnie (czego zupełnie nie rozumiem, bo przecież potrafił sobie świetnie w takich sytuacjach poradzić, na początku zresztą dużo lepiej ode mnie, bo ja się szybko stresowałam). To tylko kilka dni, a naprawdę mam wrażenie, jakby zmieniły bardzo dużo.
I naprawdę, ta wściekłość w jego oczach! (nie na dziecko, tylko tak, jak napisałam wyżej, cały czas chodzi wściekły, a mnie się obrywa)  Być może pożałuję tej notki, bo piszę ją pod wpływem emocji, ale naprawdę jest mi w takich momentach bardzo źle. Nie wiem co robić i nie wyobrażam sobie, żebym miała to wytrzymać na dłuższą metę. Mam ochotę uciekać. Gdyby nie to, że w przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza, to chyba zabrałabym się z rodzicami do Miasteczka (zabierając dziecko oczywiście) :( 
Jak tak to ma wyglądać, to ja dziękuję bardzo! Nie wiem, co mu się stało, ale takiego męża to ja nie chcę.

58 komentarzy:

  1. Pewnie ma jakiś powód tej swojej złości, tylko jaki...?
    Nie dziwię Ci się, ja też bym nie chciała takiej wersji męża!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z nim jest tak, że wcale niekoniecznie musi mieć jakiś powód, żeby być wściekłym. To nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni, a ja tego nie znoszę u niego!

      Usuń
  2. Ojoj ;( Rozumiem co czujesz, też tak czasem mamy, że nie możemy się porozumieć, bo ciągle na siebe "burczymy" z niewiadomych względów...
    To rzeczywiście smutne... Hmm ciekawe jaki jest tego powód... Może Franka dopadł taki syndrom, co nieraz mówią, że ojcowie są zazdrośni, że ich żony po porodzie bardziej zajmują się dzieckiem niż nimi? Może ma o coś żal, nie wiem, że nie "zajmowałaś" się nim w czasie choroby, albo może jest jeszcze taki nieswój i musi na nowo się przyzwyczaić... Nie wiem , ale mam nadzieję, że w ciągu weekendu jak będą Twoi rodzice to mu przejdzie, trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej mnie wkurza to, że ja się staram z nim dogadać, ale się nie da, bo on twierdzi, że sobie coś wymyśliłam. Wiem doskonale, ze nie i choćby z wcześniejszych doświadczeń wiem, ze on też później świetnie zdaje sobie sprawę z tego, ze normalne zachowanie to to nie było. Ale teraz się nie przyznaje.
      Nie na pewno nie o to chodzi, bo ja się wcale dzieckiem więcej nie zajmuję - tzn nie na takiej zasadzie, że bardziej niż facetem. Oczywiście, że nie skakałam koło niego, kiedy był chory (choć trochę jednak tak), bo po prostu nie miałam fizycznie takiej mozliwości, ale ja nie z tych, które zapominają o mężu.
      Jak przyjeżdżają moi rodzice to on zawsze zapomina, że jest wściekły - wiedzałam, ze tak będzie, pytanie tylko jak długo to potrwa, kiedy oni już pojadą...

      Usuń
    2. No to to wyobrażam sobie, że musi być strasznie irytujące, jak w żaden sposób nie można się dogadać...
      To może rzeczywiście tak przyzwyczaił się do słodkiego lenistwa, że teraz trudno wrócić do rzeczywistości.
      O proszę jak mu szybko odeszło a jak jest teraz, gdy pojechali?

      Usuń
    3. Niestety :( Próbuję codziennie, ale ciągle odbijam się od ściany.
      Trochę tak mi to wygląda :( Mam nadzieję, że mu przejdzie.
      Jak pojechali to jest średnio - lepiej niż było, ale do sielanki daleko.

      Usuń
  3. Powiem Ci z doświadczenia, że najzdrowiej jest być tylko we dwoje plus maluch. Nie ma wtedy okazji, by się kolega małżonek odzwyczaił albo poczuł trochę zbędny. Rozumiem, że Dziadkowie chcą się kontaktować, ale umiar konieczny... A jeśli chodzi o wyniesienie się z Wikingiem do Miasteczka? Odradzam stanowczo! Mam nadzieję, że to był żarcik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to nie jest tak, że dziadkowie tu się na siłę pchają :) Wręcz przeciwnie, to ja chciałam bardzo, zeby moi rodzice przyjechali i właściwie to ja ich poprosiłam o to. Dotychczas jeździliśmy przecież regularnie do Miasteczka, teraz nie ma takiej możliwości, a ostatni raz widzieliśmy się miesiąc temu - dla mnie to długo...
      Natomiast z teściową już dawno (jeszcze w ciąży) byliśmy umówieni, że przyjedzie, zeby pomóc mi po porodzie w domowych sprawach (obiad, zakupy itd)
      Ale powiem Ci, że właśnie kiedy ktoś u nas jest, to Franek bardzo normalnieje, więc choćby dlatego w tych okolicznościach bardzo się cieszyłam, ze rodzice przyjeżdżają. Wścieklizna zawsze mu wtedy przychodzi, a nie wyobrazam sobie tego weekendu z tym warczącym i wrednym Frankiem sama.

      Co do wyjazdu - nie myślałabym o tym na serio, ale przy takim zachowaniu Franka naprawdę jest mi trudno wytrzymać. Źle się czuję psychicznie, jest mi przykro, płaczę, a to też niedobrze działa na dziecko, wiec gdyby miało to trwać dłużej, to nie wiem, co bym postanowila. A może dałoby to do myślenia mężowi...

      Usuń
  4. Na pewno musi Ci być przykro i pewnie w jakiś sposób samotnie... Ale jestem przekonana, że niedługo się z tym uporacie, nie takie sytuacje już przezwyciężaliście. Pomodlę się za Was :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo przykro i rzeczywiście czuję się sama..
      Mam nadzieję :( Bo na dłuższą metę tego nie zniosę.
      Dziękuję! :*

      Usuń
  5. a moze to taki meski baby blues?
    Wierze, ze szybko Frankowi przejdzie, w koncu jest facetem na poziomie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem.. Ale nie zdziwiłabym się, bo przecież okres to on miewa całkiem często.. :/
      Oby tak było...

      Usuń
  6. Kurczę, nie wiem co Ci powiedzieć...Chyba trzeba pogadać...powiedz mu co Ci leży na sercu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, właśnie na tym polega najwiekszy problem - kiedy Franek jest w takim stanie, to w ogóle nie chce ze mną rozmawiać i kiedy tylko próbuję, to tylko pogarsza sytuację. Wścieka się na mnie jeszcze bardziej, mimo, że staram się mówić jak najłagodniej. On po prostu ma takie nastawienie, że wszystkiego się czepi.

      Usuń
  7. a może brakuje Wam bliskości Margolko?

    OdpowiedzUsuń
  8. oczywiście z własnego doświadczenia tego nie wiem ale "podobno" ludzie przy małym dziecku mają od czasu do czasu a głównie właśnie jak jest małe i płaczliwe takie zmęczenie materiału. Mają ochotę czasem je oddać komuś na kilka dni i mieć święty spokój i wcale to nie znaczy, że są złymi rodzicami, że nie kochają dziecka albo nie potrafią się zająć. Pierwszy rok to jest koszmar. Moi sąsiedzi z dołu mieli płaczące non stop dziecko z kolką i ciągle na siebie warczeli i mówili podniesionym głosem a jak mała skończyła rok i stała się spokojniejsza to jak ręką odjął :)

    Dacie radę, daj Frankowi trochę powarczeć zresztą Tobie też wolno, przejdzie mu prędko zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Polly!Mam nadzieję, ze mu przejdzie.. A ja przyznam, ze nawet nie mam ochoty warczeć, zresztą, wtedy tylko obraca się to przeciwko mnie :)
      Nasze dziecko może nie ma kolek - a jeśli już, to na pewno nie codziennie, ale nie przeszkadza mu to sporo płakać. Marudny jest z natury, szybko się niecierpliwi i "wścieka". Płacze naprawdę sporo. Czasami radzimy sobie z tym lepiej, czasami faktycznie gorzej. Może jest tak jak piszesz..
      W każdym razie, Twój komentarz nawet podniósl mnie na duchu :)

      Usuń
    2. Polly pierwszy rok to koszmar?
      Kurczę co Ty mówisz...Nie mogę się z tym zgodzić. Pierwszy rok jest faktycznie pełen zmęczenia ale jest absolutnie fascynujący i cudowny!
      Ewelka

      Usuń
    3. Ewelko, ja może nie jestem na takim etapie (jeszcze?, oby jednak nie! :))), zeby powiedzieć, że to koszmar, ale prawdę mówiąc jestem w stanie zrozumieć, że ktoś tak może to odbierać. Ja co prawda widzę, że moje dziecko to słodka kruszynka, lubię na niego patrzeć i mnie rozczula, żal trochę że rośnie, ale prawda jest taka, ze czekam z niecierpliwością, aż trochę dorośnie i będzie więcej rozumiał. Jest coś szczególnego w tym okresie, nie przeczę i być może kiedyś będę go wspominać z rozrzewnieniem, ale na tę chwilę absolutnie nie powiedziałabym, ze ten czas jest fascynujący (choć to ciekawe doświadczenie, na pewno) a już na pewno nie, że cudowny :) Psychicznie mnie jednak chwilami wykańcza :)

      Usuń
    4. No jasne, że nie każdy musi myśleć tak jak ja ;)

      Wiem na pewno, że ja byłam również przemęczona chwilami, ale wiem też, że to dzięki mojego P. mogłam w pewni korzystać ze szczęścia jakie daje niemowlak. Dziecko w ogóle.
      Nie wiem czy Frankowi przeszły już humory. To dodatkowo osłabia, wg mnie gdyby wspierał CIę znów należycie (czyli chyba tak jak dotychczas to robił) to mogłabyś sie lepiej zregenerować. A mama wypoczęta jest zdecydowanie bardziej szczęśliwsza i nawet ta fascynację łatwiej znaleźć ;)
      Pisze z własnej perspektywy i subiektywnie, więc oczywiście możesz sie z tym nie zgodzić.

      Usuń
    5. U mnie to nawet nie jest kwestia przemęczenia. Czasami faktycznie czuję się zmęczona fizycznie, ale nie jest to zmęczenie chroniczne i nie doskwiera mi na co dzień. Raczej chodzi o to, że zdecydowanie nie jestem stworzona do bycia matką niemowlaka :) Zawsze powtarzałam, ze chętnie urodziłabym już dziecko starsze :P no i wygląda na to, że wcale mi się nie odmieniło, pomimo tego, ze nasze dziecko przecież uwielbiam. Po prostu średnio sobie radzę z taką codziennością - nie chodzi o samą opiekę nad nim, bo z tym sobie radzę bardzo dobrze. To raczej kwestia tego, że nie bardzo wiem, co robić z takim małym człowieczkiem. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, cieszę się, ze go mamy i nie oddałabym go nikomu ani nie wymieniłabym na nikogo innego :) Ale nic na to nie poradzę, że trudno mi na tym etapie mówić o radości z macierzyństwa :) Nie chodzi o to, że jest to dla mnie udręka, raczej po prostu coś, co muszę przetrwać chyba. Liczę na to, że mi się poprawi :)

      Usuń
  9. Może wyrwij się z domu na chwilę bądź zaszyj w pokoju i daj swoim facetom się ponownie zbliżyć do siebie?;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie rzecz w tym, że nie mam jak się zaszyć, czy też wyrwać. Na tym to polega, że Franek teraz szybko oddaje małego w moje ręce a sam np. idzie spać bo mówi, że jest zmęczony,

      Usuń
    2. Postrasz go, że odbierzemy mu order :-)

      Usuń
  10. Znam te "zle humory":/ Niestety P. do cierpliwych ludzi nie nalezy. Nie raz gdy probowal mnie wyreczyc w usypianiu Malej w taki sposob ze on kipial ze zdenerwowania, a Mala sie darla okropei to go wyrzucalam z pokoju bo mnei bardziej wkurzal niz mi pomagal. Swoja droga Mala zakazdym razem wyczuwala jego humor i gdy on sie denerwowal to i ona nie mogla zasnac. A Twoi rodzice pracuja, sa na emeryturze? Bo moze warto jak nei teraz to za jakis czas zrobic sobie urlop w miasteczku? Franek tez odpocznie, zateskni. Trzymam kciuki by bylo lepiej/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przynajmniej mnie rozumiesz :(
      Chociaż akurat przyznać trzeba, że zazwyczaj Franek ma więcej cierpliwości - nawet niż ja. Ale w takie dni jak ostatnio jakoś mu jej bardzo ubywa i do Wikusia też za bardzo jej nie ma. A dziecko faktycznie takie nastroje wyłapuje - na pewno to, że jestem zestresowana i zmartwiona też.. :(
      Nie, moi rodzice pracują i będą pracować jeszcze około piętnaście lat, bo ledwo pięćdziesiątkę przekroczyli.. Ale o tym urlopie to ja i tak na pewno pomyślę - sama dla siebie, no i właśnie żeby się Franek trochę stęsknił.

      Usuń
    2. Moi tez do emerytury maja daleko dlatego widujemy sie rzadko bo ani my bardzo nei mamy keidy pojechac anie kiedy oni do nas:/ Swoja droga ja mam ten plus ze mam siostry w Krakowie i naprawde fajnei jak wpadaja na kawe i mimo ze zdarza sie mi w tym czasie robic milion innych rzecze i one same robie sobei ta kawe to jakos te wizyty dodaja mi energie ;)

      Usuń
    3. U nas przynajmniej tyle dobrze, ze w weekend rodzice nie pracują, więc w miarę możliwości przyjeżdżają - choć to prawie 300 km, więc wiadomo, że nie da się często.
      Z siostrami to masz super.

      Usuń
  11. Mnie się wydaje ze to chodzi o to iż zobaczył ze dajesz sobie rade z dzieckiem i domem bez jego pomocy. Być może to trochę nieświadomie wplynelo na jego ego. Poczuł się niepotrzebny. Spróboj sobie absolutnie z czymś nie poradzić (za mocno zakręcony słoik albo po prostu coś zepsuje co on będzie umiał naprawic) i koniecznie później pochwal ze W ŻYCIU BYŚ BEZ NIEGO NIE DAŁA RADY I NA PEWNO BYŚ UMARŁA GDYBY NIE ON.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, mogło tak właśnie być, że zobaczył, ze sobie sama radzę - tylko, ze to nie stało się w taki sposób, że to ja go wypchnęłam do drugiego pokoju i kazałam z niego nie wychodzić i nie zbliżać sie do dziecka, tylko on sam w ten sposób postanowił. Na pewno nie chodzi o to, ze się poczuł niepotrzebny, a raczej zasmakował całodziennego lenistwa.
      Ja nie jestem typem zosi samosi - nie w tych sprawach przynajmniej, więc to nie jest tak, ze ja Franka wyręczam, a on czuje, że się nie może wykazać, tylko wręcz przeciwnie, to on sam się usuwa w cień, a mnie to wkurza.

      Usuń
  12. Margolko nie gniewaj się;) U mnie co w myśli to na języku;P Ale ja uważam że nie można przesadzać z tym izolowaniem dziecka od "swoich" choróbstw. Jeśli Ty się stykasz z Frankiem, to Twój organizm produkuje przeciwciała, a potem Ty przekazujesz je w mleku dziecku. Wiadomo, nie kichać specjalnie, nie kaszlać, ale nie izolować też zbytnio. Wiadomo, obcych chorych ludzi nie zapraszać, ale "swoje" zarazki tak czy siak krążą po domu, to tak jak z bakteriami szpitalnymi- na OIOMie jedno dziecko od drugiego bakterie łapało, chociaż przecież każde w swoim inkubatorze było, nie kaszlało i nie kichało na siebie, a my dezynfekowaliśmy ręce przed wejściem na oddział. A na pytanie koleżanki czy w domu też dezynfekować i myć ręce położne mówiły, że nie, bo dziecko powoli musi nabierać odporności. I rzeczywiście, mimo że wcześniaki mają upośledzoną odporność, a i Antek nie raz i nie dwa przywlekł do domu jakieś wirusy, nie izolowałam ich w ogóle (nie dałoby rady) to Adaś tylko raz jak do tej pory troszkę się przeziębił, ale że akurat też ZUM miał, więc przegoniliśmy to jednym antybiotykiem i inhalacjami.
    A przez to choróbstwo może i Franek chcąc nie chcąc poczuł się odtrącony- i szczerze mówiąc, wcale mu się nie dziwię. Bo facet inaczej na to patrzy. Tym bardziej, że pierwsze dziecko jest o tyle "strategiczne", że wywraca do góry nogami porządek w domu i role. i trzeba czasu, żeby się z tym oswoić. Sama tutaj pisałaś trochę tak, jakbyś była zła na biedaka, że się rozchorował, a przecież to nie jego wina, on w tym czasie też pewnie potrzebował Twojej troski i Twojej pomocy, a jej nie dostał, i nawet nie mógl się zblizyć do dziecka. U nas też było tak, że najpierw mój mąż z entuzjazmem był gotowy zajmować się Antkiem, ale później zaczął się wycofywać. Bo po prostu zaczął czuć się odtrącony. Nagle całą moją troskę przelałam na Antka, a dla niego zostawało coraz mniej i mniej. I do tego nie zbliżaj się, bo go zarazisz, nie zbliżaj się do mnie, bo mnie zarazisz itd- niby rozumem wiesz, że to ma swoje uzasadnienie, ALE...
    I zgadzam się z Grażyna Grabinianka- najlepiej jest być we dwoje plus maluch. Jeśli jest taka możliwość. Bo to WY jesteście po to, by sobie pomagać, przede wszystkim. Prosząc innych o pomoc wpuszczasz inna osobę na teren zarezerwowany w pierwszej kolejności dla męża. Wiadomo, są sytuacje skrajne. Kiedy pomoc współmałżonka nie wystarczy. Ale w pierwszej kolejności trzeba jej szukać właśnie u męża. Ja się już tego nauczyłam, na własnych błędach, bo będąc w ciąży z Adamem "uciekłam" szukać pomocy do rodziców. Jakby mąż mi nie był w stanie pomóc. A na pewno był w stanie, wiecej gimnastyki to by od nas wymagało, ale był w stanie, tylko ja nie potrafiłam zaufać, on nie potrfił wyjść z inicjatywą, nie potrafiliśmy się ogarnąć na tyle, by faktycznie się wspierać... Bardzo źle wspominam ten czas, bardzo się od siebie oddaliliśmy wtedy.
    Poza tym będąc we dwoje łatwiej sobie wypracować pewną autonomię, świadomość, że polegacie na sobie. To jest to co kiedyś Ci pisałam, że ja osobiście cieszę się, że nie prosiłam nikogo o pomoc... bo nawet nie chodzi o to żeby moi rodzice czy teściowie wtrącali się czy komentowali.. Ale miałam od początku świadomość, że to jest nasze zadanie i nasz teren i innych osób z życzliwymi radami bądź nawet bez nich tam nie chciałam.
    I mam nadzieję, tak jak Grażyna Grabinianka, że z tym wyjazdem to jakiś żart;) serio... Takiego męża nie chcesz, ale właśnie takiego wzięłaś... takiego, który też czasem ma prawo mieć focha czy czuć się odtrącony... On już i tak wspaniale Ci pomaga, serio;) Nie powinnaś od niego uciekać, bo nie tylko on ma zobowiązania wobec Ciebie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się rękoma i nogami pod tą wypowiedzią. Z tą różnicą, że ja zarówno przy Młodej, jak teraz przy Młodym kategorycznie mówię NIE jakiejkolwiek pomocy ze strony innej niż mój mąż.

      Usuń
    2. Muszę podzielić komentarz na dwa, bo mi się nie zmieściło :)
      Oczywiście, ze nie można przesadzać, my nie jesteśmy typem rodziców, którzy wyparzają smoczek 10 minut od razu po tym, jak spadnie na podłogę! :) Prawdę mówiąc nawet dziwi mnie, że w ogóle tak pomyslałaś :) Więc nie jest tak, że Franek w ogóle nie wychodził z pokoju i że w ogóle się do małego nie zbliżał. Parę razy wziął go na ręce i pomagał mi też przy kąpieli - po prostu miał na twarzy maseczkę chirugiczną. Poza tym sporo wietrzyliśmy. Ale generalnie Franek sam się zaszył w drugim pokoju i to on nie chciał z niego wychodzić.
      Z drugiej strony też nie można przesadzać w drugą stronę z tym hartowaniem - skoro Franek miał ponad 39 stopni gorączki i kaszlał, to nie chcieliśmy, zeby spędzał z małym tyle samo czasu, co zwykle. No i rozumiem też, że w ten dzień, kiedy miał taką wysoką temperaturę po prostu czuł się fatalnie.

      Poza tym ja nie mam ochoty zachorować (ja nie będę mogła tak jak Franek zamknąć się na cały dzień w drugim pokoju przy komputerze), więc też sięnie wystawiam specjalnie na zarazki. Ale bez przesady w żadną stronę!

      Usuń
    3. Nie rozumiem jednej rzeczy - dlaczego Wy tutaj niemal wszystkie zrozumiałyście, ze to ja kazalam Frankowi się zamknąć i nie zbliżać się do dziecka :/ Wręcz przeciwnie, to Franek o tym zdecydował i nawet kiedy prosiłam go parę razy, zeby wziął dziecko robił to niechętnie. Więc to nie ja go nie chciałam koło siebie, tylko on sam się zaszyl w innym pomieszczeniu. WYchodził do nas wieczorami, siedział ze mną i z Dorotą, przygotował też obiad, czy śniadanie dla mnie, ale do dziecka nie chcial się za bardzo zbliżać - bo tak zadecydował. Z naszej dwójki to akurat on jest tym bardziej przewrażliwionym rodzicem.
      A inna sprawa, ze uważam, ze Franek zasmakował bardzo w tym, że przez trzy dni mógł siedzieć w pokoju i spać lub siedzieć przy komputerze. Do wygody się człowiek szybko przyzwyczaja.

      To nie ja zadecydowałam, zebyśmy nie spali razem (choć później przyznałam rację, że tak będzie lepiej), to nie ja chciałam siedzieć przez cały dzień w domu i udawać, ze Franka w nim nie ma. Nie gniewam się na to, co piszesz, bo uważam, że nie ma na co, ale czuję się trochę pokrzywdzona, bo zupełnie na opak zrozumiałyście sytuację i wyszłam tu na kobietę, którą po pierwsze absolutnie nie jestem i którą nigdy nie chciałabym być.
      A jeśli chodzi o opiekę nad mężem, to oczywiście, ze nie mogłam się nim w chorobie zajmować tak jak kiedyś (a on jest mega wymagający!), skoro dziecko mi ciągle płakało. Ale nie zostawiłam go samego sobie i w ten dzień, kiedy miał wysoką gorączkę, przynosiłam mu lekarstwa i herbatę. Ale to, ze muszę pilnować, zeby te tabletki połknął już mnie wkurzyło - i wkurzyłoby nawet, gdybyśmy Wikinga nie mieli.

      Zawsze kiedy wspominam na blogu o wizytach rodziców, zauważam duże niezrozumienie ;) Ale myślę, że to wynika z tego, ze nikt z Was nie wie tak naprawdę jakie mam relacje z rodzicami, a wiele razy się już przekonałam, że są one inne niż w większości przypadków. Moi rodzice są dla mnie ogromnym wsparciem - ale przede wszystkim psychicznym, a nie dlatego, ze mama ugotuje mi obiad a tata pójdzie na zakupy. Ja potrzebuję, żeby oni do nas od czasu do czasu przyjeżdżali, bo teraz nie jeździmy do Miasteczka, a przecież dotychczas przynajmniej raz w miesiącu tam byliśmy. Ja zwyczajnie tęsknię! Muszę z nimi pogadać, spędzić trochę czasu i to dlatego chcę, zeby przyjechali a nie dlatego, ze uważam, ze Franek nie moze mi pomóc. Choć akurat dla niego to jest lepiej, bo trochę sobie odpocznie od gotowania na przykład. Zawsze szukam pomocy w pierwszej kolejności u męża, a inne osoby są mi potrzebne raczej dlatego, zeby było mi raźniej, żebym nie czuła, ze jesteśmy sami na tym świecie, niż dlatego, że Franek sobie z czymś nie potrafi poradzić.
      Przecież ja tutaj wielokrotnie pisalam o tym, jak bardzo Franek mi pomaga, zresztą wydaje mi się, że robi dużo więcej, niż jakieś 90% reszty facetów i innych mężów...

      A co do ostatniego akapitu. Trudno mi się do tego odnieść, bo nie wiesz, jaki Franek jest w te dni, kiedy chodzi taki wściekły. Nie wiesz jak się potrafi do mnie odezwać. łatwo Ci więc pisać o moich zobowiazaniach wobec niego. Owszem, ja o nich pamiętam i staram się go nie wytrącać z równowagi. Ale czy to takie dziwne, ze pragnę porozumienia? Nie znoszę kłótni, fochów i obrażania się. Źle się wtedy czuję. Jest mi przykro, keidy Franek dla mnie warczy, płaczę, gdy odzywa się do mnie po chamsku. Ja się do niego nigdy w taki sposób nie odzywam, on jest dużo bardziej impulsywny a przede wszystkim czasami zwyczajnie nie panuje nad tym, co mówi, nawet jeśli to rani drugą osobę. Owszem, zawsze o tym wiedziałam, ale nie znaczy to, że akceptowałam. Wiele razy prosiłam go, żeby to zmienił i kiedy Franek jest "normalny" to obiecuje, że więcej tak nie zrobi i przeprasza mnie za swoje zachowanie. Ale takie dni jak teraz niestety nadal się zdarzają.

      Usuń
    4. Jej, ja szczerze mówią nie pomyślałam że to Ty kazałaś, tylko tak ogólnie mówię;) do żadnego z Was konkretnie;) A pomyślałam że możecie przesadzać, bo w poprzednim wpisie pojawiła się rada o odkażaniu rąk i pomysł Ci się spodobał, a dla mnie to już przesada;) Ja osobiście bym nigdy męża spać do drugiego pokoju nie puściła;) Najwyżej sama bym się rozchorowała, i dla odmiany on, jakby już czułby się lepiej, by mnie lulał;P
      Co do rodziców, to nie chodzi o to, że nie rozumiem, tylko widzę to inaczej;) Bo dla mnie wszelka pomoc powinna być w pierwszej kolejności od męża, a wsparcie psychiczne to już w szczególności. To jest dla mnie ta autonomia właśnie, nasz teren;) rodzice- fajnie jak nas wspierają, ale nie muszą i ich wsparcie nie jest niezbędne- choć mamy z nimi dobre relacje i lubimy tam jeździć:) I z ich pomocy też korzystamy, sa sytuacje,kiedy jest konieczność albo jak chcemy spędzić czas bez dzieci, ale generalnie nie nadużywam tego, wolę, jak sobie radzimy sami (ostatnio nawet mój mąż stwierdził, że to jest lepsze dla dzieci), jak wsparcie mamy w sobie (a jak on mnie wspiera to ja już nie mam potrzeby szukania go w kimkolwiek innym), dla nas to jest dobra droga a tak ja przynajmniej czuję;)
      Wiesz, myślę że wiem, jaki może być;P Wiem jaki mój bywał dla mnie;P I co potrafił mi powiedzieć, kiedy w zagrożonej ciąży potrzebowałam jego pomocy;) Nie chcę się licytować, ale spodziewam się, że gorzej nie masz, bo gorzej być raczej nie może, więc w najgorszym wypadku masz tak samo;P Tym bardziej rozumiem jak się czujesz i chciałabym Cię wesprzeć;* ale też pomóc. Bo to co czujesz w tym momencie i że pragniesz porozumienia, to nie jest nic dziwnego. Ale wymaganie od niego zmiany, pisanie, że takiego męża nie chcesz, jest zwyczajnie nieuczciwe. Bo takiego wzięłaś. Bez adnotacji, że ma się zmienić, bo się Tobie to i to w nim nie podoba. On swoją drogą, ale i Tobie lżej by było, gdybyś znalazła sposób, żeby sobie z "tymi" dniami poradzić, bez uciekania i oskarżania go. Wiele rzeczy wtedy znieść przychodzi łatwiej i dużo życzliwości to wnosi i wzajemnego zrozumienia. A i widzę, że mój mąż też się zmienia- na lepsze- z własnej woli. Po tym kryzysie, o którym piszę, że gorzej być nie może, więc na pewno i u was gorzej nie jest, dużo lepiej się dogadujemy i wspieramy;) Ale zmiany zaczęłam od siebie.

      Usuń
    5. Nawet nie pamiętałam o co chodzi z tym odkażaniem rąk - musiałam sprawdzić :) Ani razu tego nie robiłam, a w odpowiedzi na tamten komentarz chodziło mi tak ogólnie, że przynajmniej będę wiedziała, do czego wykorzystać octanisept, bo na to nie wpadłam, a pewnie może się zdarzyć, że przy jakiejś okazji trzeba będzie zdezynfekować ręce, czy tam coś innego.
      Widzisz, mogłabyś męża nie puszczać, ale każdy ma wolną wolę i co byś zrobiła, gdyby on podjął taką decyzję i już? Cały czas pewnie piszesz przez pryzmat swoich doświadczeń, relacji, przeżyć (co jest zresztą zrozumiałe), pewnie też Waszych relacji, ale niestety nie wszystko da się tak odnieść do nas. Franek po prostu postanowił, że będzie spał w drugim pokoju i nie przekonałabym go, żeby tego nie robił (choć akurat w tym wypadku, kiedy muszę mieć siły na to, żeby opiekować się dzickiem, wcale nie uśmiechało mi się rozchorować, więc nie protestowałam szczególnie). On jest na tym punkcie bardzo przewrażliwiony - gdybym to ja była chora, też by się wyniósł do innego pokoju - przecież nie od dziś jesteśmy razem i nie pierwszy raz któreś z nas jest chore. Zawsze wtedy śpimy osobno (głównie z jego inicjatywy).

      A jeśli chodzi o rodziców - na pewno widzisz to inaczej, właśnie dlatego, ze patrzysz ze swojej perspektywy. Mnie jest trudno to wytłumaczyć, bo już dawno zauważyłam, że moje relacje z rodzicami innych potrafią dziwić - wiem, że raczej mało kto jest w podobny sposób z nimi związany, dlatego nawet nie usiłuję tłumaczyć na czym to polega :) Nawet Franek ze swoimi rodzicami, choć jest blisko, to nie w taki sposób, jak ja ze swoimi. Często takie wizyty sprowadza się do pomocy ze strony rodziców, gdy tymczasem to jest akurat sprawa drugorzędna (i odciąża bardziej Franka), a priorytetem jest sama ich obecność. Myślę, że to tego wiele osób nie rozumie - że ja zwyczajnie tęsknię za rodzicami, gdy nie widzimy się przez dłuższy czas, a teraz kiedy my do nich nie jeździmy, to oni przyjeżdżają do nas. Zwyczajnie potrzebuję ich towarzystwa, a mąż mi tego nie zastąpi (podobnie jak obecność rodziców nie zastąpi mi obecności męża) Tu nie chodzi o to, że sobie bez pomocy rodziców nie radzimy, bo w ogole nie ma o tym mowy - radzimy sobie świetnie i nie do tego nam są ich wizyty potrzebne. Dla mnie to naturalne, ze utrzymujemy bliskie i częste relacje. Zresztą, kiedy ja byłam mała, to moi rodzice co piątek zabierali mnie i moją siostrę i wsiadaliśmy w pociąg, zeby odwiedzić rodziców mojej mamy. Co tydzień. Dla mnie więc to jest coś zupełnie naturalnego i nie ma mowy o jakimś zakłócaniu autonomii, bo dla mnie jedno drugiego nie wyklucza. Nie czuję, ze rodzice wkraczają na nasz teren.
      A ja tym bardziej nie chcę się licytować, bo nie znoszę takiego porównywania jednych problemów do drugich. Zawsze wychodzę z założenia, że nikt, kto się nie znajdzie w danej sytuacji nie jest w stanie jej zrozumieć i prawidłowo ocenić. W tym wypadku nie chodzi zresztą tylko o zachowanie Franka, czy Twojego męża, ale też o moje i Twoje emocje oraz to jak na różne zachowania możemy reagować. Coś co dla Ciebie byloby nie do zaakceptowania, dla mnie jest w porządku i na odwrót.
      Niemniej jednak nadal myślę, ze nie do końca zrozumiałaś, to co napisałam, (głównie odnośnie tego, ze takiego męża nie chcę), bo przecież nie chodzi mi o całokształt i że lecę się teraz rozwodzić, tylko, ze nie chcę Franka w tym wydaniu. Nie akceptuję takich jego zachowań po prostu i myślę, że wcale nie muszę tego robić. Nie jest prawdą, ze takiego męża wzięłam, bo choć znałam jego charakter i słabości, to nie wszystko, co zdarza się teraz zdarzało się też kiedyś lub z takim samym natężeniem. Ale to już naprawdę wymagałoby zagłębiania się w szczegóły o których nawet nie chce mi się teraz pisać, a poza tym pewnie nie miałoby to większego sensu. Piszę po prostu o tym co czuję i jak czuję, to jest faktem.
      Tak, jak pisałam, nie gniewam się, nawet się nie zdenerwowałam :) Po prostu myślę, że do spraw o których piszę podchodzisz inaczej i stąd rozbieżności w odczuwaniu i naszych opiniach.

      Usuń
  13. Nieważne chciałabym, byś mnie źle zrozumiała, ale wiesz co pomyślałam po przeczytaniu tej notki? O Boże, to ten idealny Franek też człowiek! :) zdrówka dla niego, a dla Ciebie cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tel poprawil mi słowo "nie" na "niewazne" heh nie zorientowałam sie przed publikacją komentarza :)

      Usuń
    2. Ale coś Ty, ja nie uważam Franka za ideał, więc nic sobie złego nie pomyślałam :) Nawet mnie dziwi, że tak go postrzegasz przez pryzmat mojego bloga, bo mam wrażenie, że ja tutaj owszem, często go chwalę, ale nie unikam też poskarżenia się od czasu do czasu, kiedy mnie wkurzy! :) Wyżalam się na niego, chociaż rzeczywiście, staram się tego nie robić za często, bo nagonki na własnego męża też chciałabym uniknąć (a wiem, że gdybym napisała coś zbyt emocjonalnie, być może wyolbrzymiając niektóre kwestie, to w komentarzach pojawiłaby sie krytyka jego osoby, a ja z kolei czułabym się zobowiązana go bronić :))
      Dziękuję!

      Usuń
  14. Nawet najlepszy mąż raz na jakiś czas lubi się zepsuć. Ważne by nie zapomniał jak się w miarę szybko naprawić. Wierzę, ze Franek nie zapomniał i wkrótce znowu będzie dobrze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Flo, to jest jakieś pocieszenie ;)
      Mam nadzieję, ze się nie zapomni. W weekend było lepiej, ale nie wiem na razie, czy mu przeszło, czy to zasługa wizyty moich rodziców (bo mu się przy nich zawsze humor poprawia :)), więc musze jeszcze poczekać, żeby to stwierdzić.

      Usuń
  15. Margolko, pamiętam i u nas identyczna sytuację, Tzn mam na mysli chorobę- silny wirus mojego męza podczas której miał kwarantannę w pokoju :P Przykro mu było, bo tęsknił za dzieckiem, ale to była zrozumiałe i oczywiste i nikt nikogo nie zmuszał- i najistotniejsze: dziecko sie nie zaraziło :)
    To tak apropos rozmowy w komentarzach.
    Warto tak robić ;)

    Niestety co do reszty to bardzo ciężko mi zrozumieć Franka. Rozumiem mieć złe okresy, mieć słabszy dzień, być drażliwym, mieć zły humor, ale ani ja nie jestem ideałem, ani mój mąż nie jest (choć jemu chyba niewiele brakuje) i nie zdarzyło nam się by epatowac tym wobec dziecka czy wobec siebie w odniesieniu do dziecka. Uważam to za bardzo dziwne, samolubne i nieodpowiedzialne. Niestety.

    Mam nadzieję, że już mu przeszło i przeprosił :/
    Ewelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja staram się w takich sytuacjach kierować zdrowym rozsądkiem a nie emocjami (bo wiadomo, że niechętnie się godzę na taką "separację") i nie przesadzać w żadną stronę. A więc nie dmuchać na zimne, ale też niepotrzebnie się nie narażać W tym wypadku mogło się nic nie wydarzyć (mały się nie zaraził, więc myślę, że faktycznie odporność ma, bo przecież mimo wszystko miał styczność z tymi zarazkami), ale miałabym do siebie żal, gdybym nie zachowala pewnych środków ostrożności i Wiking by zachorował.

      Mnie też jest trudno go zrozumieć, ale nic na to nie potrafię poradzić. Taki jest.
      Na razie jeszcze trudno mi stwierdzić, czy mu przeszło

      Usuń
  16. Może jest jeszcze osłabiony po chorobie i dlatego ma mniej cierpliwości do wszystkiego? Ja też czasem w takiej sytuacji bywam marudna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może.. Trudno mi powiedzieć. Pewne jest, że zwykle chodzi właśnie o coś, co go denerwuje, co wcale nie jest związane z moją osobą czy zachowaniem, tylko mnie się obrywa :/

      Usuń
  17. Zawsze czytam z marsem na czole, kiedy piszesz o humorkach Franka. Już któryś raz z kolei o tym piszesz, przez co zapamiętałam, że to się zdarza może nie tyle, że bardzo często, ale co jakiś czas lubi się pojawić i zepsuć atmosferę. Dziwne to dla mnie, naprawdę. Odbieram to jako zwykłe wyżywanie się - przykre i niedojrzałe zachowanie. Co z tego, że przeprosi, kiedy następnym razem będzie dokładnie to samo? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo to mu się rzeczywiście zdarza - czasami częściej, czasami rzadziej, bywa, ze przez wiele miesięcy w ogóle nie miewa takich humorów tak, ze zupełnie o tym zapominam... Dla mnie to też jest dziwne a do tego przykre i też to właśnie w ten sposób odbieram. On jest w takie dni zupełnie inną osobą, naprawdę go nie poznaję. Nie wiem, co z tym zrobić.

      Usuń
  18. podobno z chorującym facetem gorzej niż z małym dzieckiem - będzie dobrze Margolko!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Niech szybko wraca ten stary Franek, bo Tobie nie potrzebne teraz takie "atrakcje". Pewnie to choroba (oslabienie po niej) i izolacja tak na niego wplynely.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie niepotrzebne :( Mój nastrój ostatnio naprawdę jest fatalny.
      BYć może, sama nie wiem, ale prawda jest taka, że właśnie w poniedziałek tydizeń temu wszystko się zmieniło na gorsze a to właśnie wtedy choroba z niego wyszła

      Usuń
  20. Współczuję. Chłopy taj już mają....:(

    OdpowiedzUsuń
  21. Najbardziej nie znoszę niewyjaśnionych sytuacji i gdybym była na Twoim miejscu pewnie byłoby mi równie źle:( Oby te "fochy" szybko mu przeszły,a najlepiej raz na zawsze. Trudno wyjaśnić cokolwiek skoro druga strona nie ma na to ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie znoszę i dlatego jest mi tak ciężko :( Próbuję rozmawiać, wyjaśniać, a Franka to wkurza i tak się koło zamyka :(
      Oby..

      Usuń