*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 29 maja 2015

...tak szybko odchodzą...

W tym tygodniu po raz pierwszy zostałam z Wikingiem w Podwarszawie tak zupełnie sama - z nikim bliskim w promieniu 300 kilometrów. Franek musiał pojechać do Poznania. Na pogrzeb swojej cioci :( Tej, której rok temu pomagał sprzątać przed pogrzebem babci...

Żal mi Franka, bo znowu bardzo to przeżył. Nie pisałam o tym wcześniej, ale ciocia zmarła już prawie dwa tygodnie temu. Byliśmy jeszcze w Miasteczku, kiedy zadzwonił Franka tato z tą wiadomością. W dodatku wszystko było takie niejasne... O śmierci siostry teść dowiedział się od policji, ale policjanci też nie znali żadnych szczegółów, powiedzieli tylko, żeby teść nie wchodził do mieszkania (ciocia mieszkała sama) i że następnego dnia ma się skontaktować w prokuratorem.
Kiedy to usłyszeliśmy, najgorsze myśli przychodziły nam do głowy. Przede wszystkim oboje myśleliśmy, że ciocia sobie coś zrobiła. Od śmierci babci była w bardzo złej kondycji psychicznej. Franek mówi, że to była kiedyś bardzo wesoła i towarzyska osoba, ale ja jej takiej nie znałam, bo niedługo po tym, jak się z Frankiem poznałam, jego babcia miała udar. Od tamtej pory właśnie ciocia się zmieniła - była bardzo zestresowana i smutna nawet wtedy, kiedy pozornie było wesoło. Przez siedem lat opiekowała się swoją mamą, poświęcała jej każdy dzień i każdą noc. Kiedy babcia zmarła, ciocia jakby straciła sens życia. To było widać i stąd te nasze myśli... Których teraz żałujemy i za które przepraszamy ciocię, bo okazało się, że po prostu zasłabła i po tym zasłabnięciu chyba od razu zmarła. Sekcja zwłok wykazała niewydolność dróg oddechowych. Ze względu na to, że śmierć była nagła i w miejscu publicznym (ciocia zmarła na przystanku, czekając na tramwaj :( jechała do pracy, bo od kilku miesięcy opiekowała się jakąś chorą osobą), wezwano prokuratora i stąd to całe zamieszanie.
Wyobraźcie sobie, że dokładnie w tym czasie teść był w pracy. Siedział na zajezdni - dwa przystanki od miejsca zdarzenia!, kiedy przyjechał inny kierowca i powiedział, że ruch jest wstrzymany, bo kogoś reanimują. Teściowi nawet jakoś dziwnie przemknęła przez myśl siostra, ale pomyślał sobie, że gdzie ona by o tej porze jechała (była niedziela rano)... Kiedy skończył pracę od razu próbował zadzwonić do niej do domu (nie miała komórki)..., a dwadzieścia minut później przyszła do niego policja.. Straszne, prawda? :(

Franek też to wszystko przeżywał, w dodatku miał do siebie pretensje, że źle ocenił ciocię. Jedyną pociechą było mu to, że zdążyła zobaczyć Wikinga... Kiedy byliśmy w Poznaniu, odwiedziła nas - wpadła tylko na chwilkę po pracy. Przyniosła bukiet kwiatów... Gdy Wikuś się rozpłakał i uspokoił u mnie na rękach, powiedziała "tak tak, najlepiej u mamuni, ja ciebie doskonale rozumiem Wiktorku..." Wychodziła, kiedy akurat karmiłam małego, pożegnałam się dość pośpiesznie. Jak zawsze w takich wypadkach, nie wiedziałam, że widzimy się po raz ostatni... Dowiedziałam się o tym dokładnie 11 dni później.
Ja myślę, że dla niej akurat to lepiej. Jest wreszcie ze swoją mamą, za którą tak tęskniła przez rok i półtora miesiąca. W końcu u mamuni najlepiej...

***
Wiadomo było, że nie ma sensu, żebyśmy Wikinga wieźli łącznie 600 kilometrów na sam pogrzeb, dlatego ja zostałam a Franek pojechał. Trochę się tego bałam - choć przecież bez sensu, bo byłam tylko trochę dłużej sama, niż normalnie, kiedy Franek pracuje. Ale odkąd się mały urodził, jeszcze nie spędziłam sama ani jednego wieczoru i nocy, i tego się obawiałam najbardziej. Ale daliśmy radę :) Różnica była tylko taka, że jak się kładłam, to wyciągnęłam Wikusia z łóżeczka i położyłam obok siebie. No i w nocy nie spałam najlepiej, budziłam się częściej niż Wiking. A kolejnego wieczoru Franek już przyjechał, choć w bardzo nieciekawym nastroju :( Nawet mnie się oberwało, ale na szczęście już następnego dnia było lepiej. A dzisiaj nawet dostałam "wychodne". Chciałam iść na majówkę do kościoła, więc Franek został z Wikingiem. Wróciłam po pół godzinie a tu cisza... Nie ma Franka, nie ma dziecka... Wrócili dopiero 10 minut temu - Franek zabrał małego na dwór, żeby mi trochę tę chwilę dla siebie przedłużyć. A że weekend ma wolny, to jutro rano jadę na zakupy - muszę znaleźć jakiś drobiazg dla mamy i siostry (która urodziła się dwadzieścia osiem lat temu w Dzień Matki :))

18 komentarzy:

  1. zacznę od końca :) moja siostra też jest z maja ale z 19-tego no i starsza. W tym roku wymyśliła sobie urodziny poza domem i właśnie baluje z mężem od 17 maja w .... Barcelonie :) a co do cioci to wyjaśnię jeszcze bo akurat się w tym orientuję, że takie mamy prawo, że jeżeli ktoś umrze w mieszkaniu lub w miejscu publicznym to z automatu wzywa się policję i prokuratora w celu spisania protokołu, że śmierć nastąpiła samoczynnie bez udziału osób trzecich. Nawet jak to jest osoba samotna. Czasem jeśli okoliczności są dziwne, podejrzane lub niejasne albo powód i przyczyna śmierci trudna do określenia to prócz prokuratora robi się jeszcze sekcję. Przepraszam, że tak obcesowo ale to tak gwoli wyjaśnienia, że to przepisy :)

    Współczuję dwu pogrzebów w krótkim czasie ale tak to czasem bywa. Moja babcia zmarła 2 miesiące po dziadku i też miałam wtedy niezły szok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O no to świetne takie urodziny :) Ja bardzo lubię świętować w gronie najbliższych, ale może kiedyś...

      Jeśli chodzi o tę śmierć - tak, tak, ja wiem, że takie są przepisy. Wiem, ze dlatego właśnie był wzywany prokurator i dlatego policja zaleciła, zeby nie wchodzić do mieszkania, bo trzeba było wykluczyć działanie osób trzecich. Tylko, że ten policjant absolutnie nic nie wiedział i to sprawiło, ze różne myśli przychodziły nam do głowy... Oczywiście braliśmy również pod uwagę np. zawał, ale pierwsze co to przyszło nam do głowy samobójstwo właśnie, drugie - że ktoś ją napadł (co byłoby straszne), zwłaszcza, ze kilka miesięcy wcześniej na ulicy już ją napadnięto, ale "tylko" okradziono.
      Ale dziękuję za wyjaśnienie.

      Mnie to aż tak nie dotknęło, ale Franka bardzo.. Ja myślę, że dla cioci tak lepiej, bo ona naprawdę prawie codziennie płakała. Ale ja mogę sobie pozwolić na dystans.

      Usuń
  2. Młoda kobieta zapewne jeszcze ;( przykro mi, ale teraz już są obydwie razem, zapewne przeszczęsliwe, jedna za drugą nie tęskni...

    to i ja się odniosę do końcówki, jestem dwa dni starsza od Twojej siostry ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, taka młoda nie była, bo miała prawie 70 lat, ale człowieka żal tak samo bez względu na wiek, zwłaszcza jeśli jest komuś bliski. Ale ja też myślę o tym, że są teraz przynajmniej razem...

      Fajne są takie zbiegi okoliczności (jeśli tak to można nazwać :))

      Usuń
    2. oczywiście, że szkoda, to zrozumiałe. Myslałam, że może młodsza, bo i pracowała i siostra teścia - jakoś tak mi pasowało, że dużo młodsza.

      też lubię takie zbiegi okoliczności ;)

      Usuń
    3. Rozumiem. Ona była najstarsza z rodzeństwa a teść najmłodszy, dlatego różnica wieku między nimi wynosiła dziesięć lat. A pracowała głównie po to, żeby móc opłacać czynsz (wcześniej żyły z renty po babci) no i żeby wyjść z domu i nie myśleć.. W sumie bardzo dobrze, ze udało jej się z tą pracą, bo to jakoś pomagało się jej trzymać.

      :)

      Usuń
  3. To takie smutne ale zauważyłam że bardzo często w podobnym czasie odchodzą osoby ze sobą bardzo związane. Moi pradziadkowie zmarli praktycznie rok po roku - a podobno takiej miłości jak ich to w całej rodzinie jeszcze nie było. Kilka mam takich przypadków..

    Trzymajcie się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rzeczywiście tak się często dzieje.. Ja się właśnie dziwię, ze w przypadku moich pradziadków tak nie było. Prababcia zmarła w wieku 84 lat, pradziadek się załamał, bo spędzili razem tych lat 80 (!) - bo znali się jako dzieci. Płakał po niej dzień w dzień aż do swojej śmierci, a nastąpiła ona dopiero siedem lat później

      Dziękujemy.

      Usuń
  4. Ech... to przykre, jak się życie plecie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedawno zmarł też mój wujek... w tak głupi sposób, że do dziś jakoś ciężko mi się z tym pogodzić. Szedł i upadł na ziemię, zanim ktoś się zorientował było już za późno. Leżał ponad miesiąc w szpitalu, miał krwiaki na mózgu, nie bardzo mógł mówić, poruszać się... pewnego dnia ciocia zadzwoniła z informacją, że wujek zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej. A przed śmiercią znacznie poprawił się jego stan. Kolejny raz potwierdziła się teza, że często przed śmiercią człowiekowi się poprawia. Jak pracowałam na OIOKu bardzo często się tak działo.

    Też nie byłam na pogrzebie, strasznie mi przykro ale ciocia nie chciała żebym ryzykowała. Byłam miesiąc po porodzie, nie chciała żebym się stresowała, itd. :(

    Przykre to wszystko. Człowiek nawet nie wie, co go w życiu może spotkać. Niczego nie można być pewnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykre, to prawda. Chociaż Franek mówi, że dużo trudniej jest, kiedy śmierć jest tak zupełnie nagła, jak w przypadku jego cioci. Choć rok temu śmierć babci tez bardzo przeżywał, to jednak w jakiś sposób mogli się na nią "przygotować", a tu nikt się tego nie spodziewał.
      Gdyby była mozliwość pojechać tam na trochę dłużej, to pewnie bym pojechała z dzieckiem, ale stwierdziliśmy, że bez sensu go tak stresować samą podróżą nawet.

      Usuń
  6. fajne są takie łatwe do zapamiętania, kojarzące się z jakimiś świętami daty urodzin czy imienin bo dzięki temu łatwo je sobie utrwalić, mam np. przyjaciela, który ma imieniny 1 czerwca -więc zawsze pamiętam, a inny ma znowu urodziny 31 października, dzień przed Wszystkimi Świętymi i też zawsze kojarzę, a dwie moje koleżanki z liceum mają urodziny, jedna 1 września w rocznicę ataku Niemiec na Polskę, a druga 17 września w rocznicę najazdu ZSRR i dzięki temu co roku wiem kiedy wypada złożyć im życzenia
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to prawda. Chociaż jeśli o mnie chodzi, to głównie w przypadku znajomych jest to fajna metoda na zapamiętywanie, bo daty, kiedy moi bliscy mają urodziny znam tak dobrze, ze same z siebie stają się dla mnie wyznacznikami i np łatwiej jest mi zapamiętać jakieś wydarzenie historyczne, jeśli miało miejsce na przykład wtedy, gdy mój wujek ma urodziny itp :)

      Usuń
  7. Nigdy nie można być gotowym na odejście bliskich a kiedy śmierć zabiera ich nagle jest jeszcze trudniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... A Franek dokładnie to samo twierdzi i ja się też z tym zgadzam.

      Usuń