*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 13 sierpnia 2015

Woda, czyli notka zawierająca lokowanie produktu ;)

Kilka lat temu, nie do pomyślenia było dla mnie, żeby ugasić pragnienie wodą. Blee. Przecież, żeby się napić, trzeba poczuć smak, a taka woda, to co?? Nie piłam więc wody prawie wcale, mimo, że u mnie w domu już od jakiegoś czasu była stałym elementem.

Co więc piłam? Uwierzycie, że nie bardzo pamiętam? :) Na pewno jakieś kompoty gotowane przez moją mamę,ale to chyba tylko w weekendy. Przypuszczam, że wodę z sokiem w niej rozcieńczanym, soki owocowe, wodę z witaminkami typu Pluszzz. Bardzo możliwe, że jeśli nie było do picia nic poza wodą, nie piłam wcale :) 
Kiedy byłam na studiach, kupowałam "po taniości" w Biedronce jakieś kolorowe, gazowane, słodkie coś. I tak sobie piłam. Bo picie nie kojarzyło mi się z gaszeniem pragnienia, chyba raczej z chwilowym jego zaspokajaniem. A inna sprawa, że moje zapotrzebowanie na picie nigdy nie było jakieś szczególnie duże, zwłaszcza latem (chyba limity wypełniałam alkoholem :P), bo gdy było zimno, to jeszcze pijałam sporo herbat.

Nie jestem pewna kiedy to się zmieniło, ale możliwe, że jakieś siedem lat temu, kiedy postanowiłam się odchudzać z głową, przeszłam na dietę niskokaloryczną i najłatwiejszym sposobem było wyeliminowanie tych artykułów spożywczych, które mają dużo cukru i puste kalorie. Powoli przyzwyczajałam się do wody. Gdy zamieszkaliśmy z Frankiem razem, coraz mniej było u nas w domu kolorowych napojów, bo nawet Franek zaczynał się przekonywać, że woda bywa lepsza. Bardzo możliwe, że taki prawdziwy przełom nastąpił, kiedy byliśmy w podróży poślubnej na Fuerteventurze - najedliśmy się, naopalaliśmy, cały dzień spędziliśmy obijając się i popijając słodkie drinki. Kiedy wieczorem poszliśmy na kolację, zdarzyło się coś niebywałego (naprawdę!) - nie mieliśmy ochoty na nic innego do picia, tylko na wodę! Niegazowaną w dodatku! Wtedy przekonaliśmy się chyba tak naprawdę na własnej skórze, że tylko woda potrafi ugasić pragnienie skutecznie.

Od jakiegoś czasu słodkie, gazowane napoje oraz soki owocowe już naprawdę rzadko są przez nas spożywane. Jest to raczej na zasadzie jakiejś dziwnej zachcianki od czasu do czasu i traktujemy coś takiego bardziej jako przekąskę niż napój. Nie licząc herbat, pijamy tylko wodę. W tym roku w wyjątkowo dużych ilościach, bo o ile Franek zawsze pił dość dużo, mnie trzeba było w tej kwestii pilnować, bo naprawdę rzadko odczuwałam pragnienie. Starałam się pić bardziej świadomie w ciąży, ale tak naprawdę dopiero kiedy zaczęłam karmić piersią poczułam co to znaczy, że organizm naprawdę potrzebuje wody! Przez pierwsze trzy miesiące piłam naprawdę dużo (jak na mnie) - 3-4 szklanki z Ikei dziennie. Potem już przy karmieniu nie odczuwałam aż takiego pragnienia, ale jednak zwyczaj mi pozostał. Teraz wypijamy z Frankiem 1,5-2 butelek półtoralitrowych dziennie.

Jest jednak jedno ale. To nie jest tak, że woda to woda i pijemy każdą :) O, nie, nie, jesteśmy wybredni. Poza sytuacjami naprawdę wyjątkowymi, nie pijamy wód niegazowanych (źródlanych) - które smakują jak kranówa, a tej nie toleruję (Franek jeszcze jako tako, ale z kolei jak nie ma bąbelków, to on się nie napije - w sensie, że pije, ale tak jakby nie pił :D) ani gazowanych z dużą ilością CO2, które sprawiają wrażenie, jakby chciały urwać łeb :) 
Kompromisem w tej kwestii są - zwykle oznaczone jako niegazowane - wody mineralne wysoko lub średniomineralizowane, ewentualnie (gdy nie ma innego wyboru) lekko nasycone CO2 lub lekko gazowane.

Woda, która jest dla mnie absolutnie numerem jeden i która jest u nas w domu prawie zawsze to Staropolanka 2000. Smakuje mi najbardziej i pijam jej najwięcej. Problemem jest często jej dostępność, bo nie w każdym sklepie można ją kupić. Dlatego jeśli się już pojawia, np. u nas w Tesco, to Franek kupuje nawet sześć zgrzewek i potem mamy całą baterię w domu :P

Z kolei dla Franka, chociaż pije też Staropolankę, najlepszą wodą jest Muszynianka. Ja też ją lubię, ale jest dla mnie troszkę za bardzo gazowana w stosunku do tej pierwszej. Niemniej jednak jest dobrym zamiennikiem a bywa częściej dostępna, więc łatwiej na nią trafić, kiedy na przykład jestem na mieście i nagle zachce mi się pić.

Czasami kupujemy również Muszynę, która też jest dość mocno gazowana (oczywiście w porównaniu do innych wód niegazowanych, bo tych naprawdę gazowanych w ogóle nie biorę pod uwagę ;)). Zaletą jest to, że czasami można dostać ją w małych butelkach 0,33l, co jest dla mnie pojemnością idealną, kiedy jestem poza domem. Ale wcale nie tak łatwo ją znaleźć.
Mniej więcej od półtora roku pijamy także Kingę Pienińską, która dla mnie jest najlepszą alternatywą dla Staropolanki 2000. Zaczęło się od tego, że dostawałam tę wodę w pracy w nieograniczonych ilościach, później zobaczyliśmy, że od czasu do czasu bywa do kupienia w Tesco. Dla Franka jest ona trochę zbyt gorzka, ale przyznam, że ja tej goryczy nie odczuwam. 
Znalezione obrazy dla zapytania kinga pienińska
Gdy już nie ma absolutnie żadnej z wyżej wymienionych wód w sklepie (choć staramy się nie dopuścić do tego, aby całkowicie wyczerpały nam się zapasy :)), posiłkujemy się na zasadzie "no ewentualnie" Cisowianką lekko gazowaną (chociaż to już nie ten smak, czuć ewidentnie dwutlenek węgla) albo Kryniczanką. Pozostałych wód w zasadzie nie pijamy.

Mnie denerwuje tylko to, że wody, które lubię, są stosunkowo łatwo dostępne (ale nie we wszystkich sklepach) w butelkach półtora lub dwulitrowych (to Muszyna), natomiast bardzo trudno kupić je w mniejszych pojemnościach w pierwszym lepszym sklepie lub kiosku. Wtedy niestety jestem zmuszona wypić jakąś wodę niegazowaną, która w ogóle mi nie smakuje. Najczęściej jest to Cisowianka lub Nałęczowianka, jeśli nie ma żadnej z tych dwóch to już jest mi wszystko jedno, choć Kropla Beskidu to już naprawdę ostateczna ostateczność :)
Jednak jestem zdania, ze nic nie zastąpi mojej Staropolanki 2000, którą pijam od lat (i która paradoksalnie w Miasteczku jest łatwo dostępna, był czas, kiedy woziłam ją do Poznania :)

Dzisiejsza notka sponsorowana jest oczywiście przez panujące upały ;)

48 komentarzy:

  1. CDN ;)))

    A ja nigdy nie mogę zapamiętać która to jest ta polska woda produkowana przez polską firmę i to taką z tradycjami, z poszanowaniem pracowników i w ogóle. Ciągle mi ta nazwa umyka. Bo wiem, że większość tych "-anek" to tylko brzmi polsko, a już dawno w zagranicznych łapkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, nie wiem co się stało. Notka na pewno była dokończona, ale ucięło te ostatnie dwa zdania.

      Ja nawet nie wiem jaka to może być nazwa. Ale przyznam, że w tej materii chyba nic nie skłoniłoby mnie do zmiany zdania - bo jeśli nawet ta Staropolanka jest firmą zagraniczną, a smakuje, to się jej nie wyrzeknę :) W zasadzie to się nie zastanawiałam ile Polski jest w tych polskich nazwach - nawet nie żebym zakładała, ze jak nazwa polska to firma polska, po prostu często nie ma to dla mnie większego znaczenia, jeśli polska firma nie potrafi mnie w danej materii usatysfakcjonować.

      Usuń
  2. A ja zkolei nie tknę wody mineralnej gazowanej, preferuje tylko niegazowane, najbardziej Dobrowiankę i Primavere

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są zdaje się właśnie wody źródlane, których raczej nie "tykam" :) To znaczy oczywiście nie z przesadą bo z zasady to nie tykam chyba tylko Kropli Beskidu, Dobrowiankę kiedyś piłam, ale mi nie smakowała. Primaverę kupowałam bo była tania - kieyd potrzebowałam wody do gotowania albo rozcieńczania czegoś.

      Usuń
    2. A co jest nie tak z Kroplą Beskidu?

      Usuń
    3. Jest po prostu nie do picia :/ Okropna! Do tego jeszcze jest wszędzie, przez co utrudnia często nabycie czegoś znośnego, czego naprawdę można się napić.

      Usuń
  3. U mnie w domu było odwrotnie. Zawsze, odkąd sięgam pamięcią wszyscy piliśmy wodę. I zawsze była to Stsropolanka właśnie. Nigdy nie mogłam się nadziwić jak można zaspokajać pragnienie kompotem czy napojem. Mam tak do dzisiaj. Nie wyobrażałam sobie pić soków czy słodkich napojów kiedy bardzo chce mi się pić. Woda to jest towar konieczny w naszym domu. Wręcz musi być, niczym towar pierwszej potrzeby.
    A co do ródzajow to podobnie jak u Ciebie - Muszynianka, Stsropolanka, jeszcze ewentualnie Galicjanka. Żadne inne. Jestem w stanie specjalnie jechać do innego sklepu, kiedy w danym nie ma którejś z nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wydaje mi się, że tak odwrotnie, bo u mnie w domu akurat też zawsze była woda do picia i głównie to się piło :) Tyle tylko, że to ja tego nie akceptowałam i stwierdzałam, ze wobec tego nie chce mi się pić, bo dla mnie picie nie było zaspokajaniem pragnienia. Moi rodzice zawsze kupowali Staropolankę (tzn odkąd się pojawiła, wcześniej była Jurajska, ale nikomu nie smakowała), i woda zawsze musiała być. U nas w domu od paru lat też tak już jest, bo widocznie nasze organizmy zmieniły swoje przyzwyczajenia.
      Kompot natomiast to jest nieodłączna część niedzielnego obiadu, służąca raczej jako jego dopełnienie niż popitek.

      Usuń
    2. Odwrotnie co do przyzwyczajeń w takim razie ;-)
      Staropolanka była od zawsze dostępna z tego co pamiętam. Kiedy miałam kilka lat nie była po prostu dostępna jak teraz w dużej plastikowej butelce, a kupowało się ją w skrzynkach bo była w szklanych butelkach :-)
      Do kompotów natomiast nigdy nie byłam przyzwyczajona.

      Usuń
    3. Jeszcze zależy czyich :) No ale domyślam się, ze chodzi o to, że inaczej niż ja. Ale to akurat mnie nie dziwi, bo wszyscy mieli inaczej niż ja :)
      Oj no już nie chciałam być taka mega precyzyjna, bo wiadomo przeciez jak kiedyś było - nie było sieciówek itd, a więc wszystko zależało, co akurat było w sklepie najbliżej. No i tak się składa, ze u nas Staropolanki w jakiejkolwiek butelce nie było i już. Więc nie była dla nas dostępna.No podkreślam, że my pijamy tylko 2000 (może wy też, ale nie napisałaś, a wiem, ze są różne)

      Ja byłam, bo w przedszkolu do obiadu też zawsze był kompot. W stołówce szkolnej później również. A u mnie w domu, czy w domu teściów robi się je nadal i jest to dla nas bardzo miła tradycja.

      Usuń
    4. W naszych okolicach właśnie była Staropolanka 200, bo tą także piliśmy. Jurajskiej nawet za bardzo nie kojarzę.

      U nas w domu kompotu się nie gotowało, robiła to babcia i kiedy u niej byłam to go piłam, ale zawsze bez przekonania. W przedszkolu czy w szkole podobnie. Dzisiaj czasami biorę go np. w barze mlecznym i wtedy smakuje :) Ale to rzadko :)

      Usuń
    5. Więc sama widzisz, że w różnych sklepach różne były towary. Poza tym to był czas kiedy to rodzice decydowali o zakupach.

      To normalne, że każda rodzina ma swoje zwyczaje.
      Dla nas po prostu kompot to fajna i zdrowa alternatywa - nie tyle do gaszenia pragnienia, co do picia. Często z własnych owoców, z niewielką ilością cukru, na wodzie - nawet Wiking go pija.

      Usuń
  4. fajny temat notki: woda. ja jako dziecko i nastolatka pijałam różnorakie napoje gazowane, najczęściej pomarańczowe i kompot z jabłek czy truskawek, a gdzieś tak na studiach przerzuciłam się na wodę mineralną niegazowaną i do dzisiaj wraz z herbatami stanowi ona moje główne źródło HadwaO, uwielbiam też Kubusie, Pysie, Leony oraz soki bananowe, które nagminnie zamawiam w knajpach, a znajomych gorszę najczęściej zaś tym, że nie pijam raczej coca coli, ani pepsi
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Tak mnie jakoś naszło. Tzn już kiedyś o takim temacie myślałam, ale teraz mnie naszło, żeby go zrealizować.
      Ja akurat własnie pomarańczowych napojów akurat nie lubiłam ;) Wolałam cytrynowe, różnego rodzaju oranżady lub colę. Właśnie na studiach najwięcej tego piłam, bo w domu tego nigdy nie było, a jak się stołowałam sama i sama robiłam zakupy to wybierałam właśnie to. Ale potem mi się odwidziało :)
      Jeśli chodzi o te soki jak Kubusie itp to dla mnie są za gęste, nie potrafię tym się napić i są dla mnie niczym przekąska.
      Od czasu do czasu napiję się też Pepsi lub Colę ale to na zasadzie jakiejś zachcianki :)

      Usuń
  5. U nas podobnie jest z wodą, zawsze mamy ją w domu, zawsze staramy się też zrobić zapas. Soki i napoje gazowane typu cola czy sprite również bywają, najczęściej jednak jako dodatek do drinków, a nie do zaspokajania pragnienia. Ja z kolei nie przepadam za wodą wysokozmineralizowaną i wybieram tą średnią. Najczęściej jest to Nałęczowianka, Cisowianka, Dobrowianka, ewentualnie Jurajska. Mariusz za to woli gazowaną, więc będąc na zakupach bierze kilka zgrzewek gazowanej, kilka niegazowanej. Obecnie mamy w domu jeszcze cztery zgrzewki Nałęczowianki, bo akurat ta była w promocji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zapas musi być ;) Natomiast jeśli chodzi o soki i napoje gazowane, to od czasu do czasu też się u nas pojawiają, bo czasami mamy na to po prostu ochotę - tzn zazwyczaj ja na sok, a Franek na jakąś colę.
      Średniomineralizowana też może być, ale tylko jeśli czuję delikatne bąbelki. Nie przepadam za taką zupełnie niegazowaną. Ale za taką całiem gazowaną też nie :)
      My własnie mamy cztery zgrzewki Staropolanki :) A jeszcze niedawno mieliśmy tych zgrzewek osiem :P Bo najpierw Franek wykupił ostatnie trzy w jednym sklepie, potem kupił cztery w innym, bo były w promocji, a moi rodzice jeszcze jedną nam przywieźli :)

      Usuń
  6. no faktycznie wpis związany z upałami :D też pijamy wody sporo ale nie mamy ulubionej raczej zawsze niegazowana i to z tych średniej półki nie najtańszych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już właściwie dawno chciałam o tym napisać, ale jakoś tak mnie teraz upały zmobilizowały :)
      Przyznam, że nawet się nie bardzo orientuję w cenach wód i które są tańsze a które droższe, właśnie dlatego, ze zawsze kupuję te same :) Dlatego nawet nie wiem za bardo jakie to mogą być wody ze średniej półki :))

      Usuń
    2. te właśnie które wymieniłaś. Te najtańsze gdzie zgrzewka kosztuje ze 3 zł to ja nie ryzykuję :)

      Usuń
    3. Acha. No tak, rzeczywiście w przypadku tych które wymieniłam to chyba nawet pół zgrzewki by się nie kupiło za tę kwotę. Faktycznie ja też akurat w tym wypadku na cenę nie patrzę, a na upodobania.

      Usuń
  7. Czyli podsumowując: woda nie jeden ma smak ;)) Hehe a wydawać by się mylnie mogło, że woda to po prostu woda.
    Dobrze, że chociaż z Frankiem macie podobne gusta co do smaków wody. ;p
    Ja też kiedyś nie trawiłam wody, później jak chodziłam do gimnazjum to zaczęłam pić wodę gazowaną i po niej przeszłam już na niegazowaną i teraz głównie taką piję, chociaż czasami mam ochotę właśnie na lekko gazowaną albo gazowaną, bo chce mi się tych bąbelków właśnie ;) Średniogazowane mineralne na takie zachcianki są dla mnie idealne.
    Ja żałuje, że jeszcze nie udało mi się przekonać mojego Kamila do zwykłej wody, tzn. i tak już częściej niż kiedyś kupuje sobie do pracy zwykłą, mineralną, gazowaną wodę, czyli tutaj chociaż pół sukcesu, ale w domu niestety pija tylko słodkie napoje gazowane ;( I nijak nie mogę go tego oduczyć, a nie dość, ze jest to niezdrowe, to jeszcze nieekonomiczne, bo strasznie drogo to wychodzi w przeliczeniu na miesiąc np. bo on też byle czego nie wypije, tylko same "oryginalne" napoje... A wody niegazowanej to już w ogóle nie tknie ;/
    A jeśli chodzi o wodę, to muszę Ci powiedzieć, że ja mam takie w sobie dziwactwo z kolei, że mi woda smakuje tylko pita z butelki, wtedy też wypijam jej więcej ;p Ze szklanki, no owszem też się napije jak już muszę, ale wtedy już tak nie smakuje i ledwie, ledwie wypijam całą szklankę, no chyba, że jest to woda z miętą i cytryną (bo takie mieszanki sobie też w dzbanku często robię, szczególnie ostatnio w te upały tak dla orzeźwienia),

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zdecydowanie woda wodzie nierówna! Własnie wiele osób myśli, ze woda to woda, sama też tak kiedyś myślałam, a tymczasem to błąd w myśleniu. Przede wszystkim właśnie ważne jest to, czy pije się wodę źródlaną czy mineralną.

      Tak, Franek rzeczywiście ma gust podobny, choć tak jak wspomniałam, woli Muszynę czy Muszyniankę niż Staropolankę, ale ta mu nie przeszkadza. Ale w dużej mierze to też wynika z tego, że ja go wody nauczyłam pić.
      Ja właśnie takich zupełnie niegazowanych wód jednak nie lubię. Sięgam po nie w ostateczności.

      Może jeszcze Kamil do tego dorośnie :) Z Frankiem tak było :) Też pamiętam, że denerwowało mnie, że ciągle kupuje jakieś Pepsi albo Fanty i że kupa kasy na to idzie :) No ale jakoś się oduczył, teraz jak chce mu się pić, to tylko woda. Kupuje sobie też od czasu do czasu Pepsi, ale to na zasadzie takiej popitki raczej dla smaku.

      Rozumiem to Twoje dziwactwo, bo ja też tak miałam a u mnie w domu to w ogóle wszyscy tak mają :) Moi rodzice właściwie tylko z butelki piją, a ze szklanki właśnie jedynie wodę z cytryną lub melisą cytrynową. Ja się nauczyłam pić ze szklanki wodę nie tak dawno - może z rok temu. Teraz już piję również ze szklanek ;)

      Usuń
  8. Nie pamiętam, od kiedy piję głównie wodę, ale chyba dawno. Zawsze chciało mi się dużo pić, a woda najlepiej zaspokaja pragnienie, chociaż pamiętam jeszcze, że na wynos często zabierałam coś innego. Wiem za to, jak to się stało, że przestałam słodzić herbatę :)
    Lubię nawet kranówkę (w porównaniu do źródlanych nie jest wcale zła), a z butelkowych najczęściej kupuję Cisowiankę niegazowaną. Gazowanych nie lubię i ciężko się po nich czuję. Kiedy jest gorąco, częściej wybieram takie z większą ilością minerałów i najczęściej wygrywa Muszynianka, tylko taka jak najmniej gazowana. Staropolanki nie pamiętam, zwykle wybieram to, co znam :)
    Na najgorsze smakowo wody (nie sądziłam, że woda może być tak bardzo bez smaku i jednocześnie tak niedobra) trafiłam w Meksyku, do tego nie podają na nich składu chemicznego (za to podają kaloryczność!) i nie udało mi się znaleźć żadnej wysoko zmineralizowanej :/
    Za sokami nie przepadam, chyba że świeżo wyciskanymi w ramach przekąski, ale ostatnio odkryłam, że lemoniada z cytryn (tylko nieprzesłodzona) jest pyszna i też dobrze ugasi pragnienie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie aż tak dawno (choć oczywiście to pojęcie względne ;)), ale ja w ogóle chyba mało spragniona jestem :) Niesłodzenie herbaty przyszło mi łatwiej i trwa dłuzej ;)

      No w porównaniu ze źródlanymi wodami, kranówa faktycznie nie wypada najgorzej haha :) Ale ja własnie nie lubię takich wód, nie smakują mi. Jeśli już to ta Cisowianka może być, bo ma trochę minerałów, ale zdecydowanie wolę takie wody, która mają trochę bąbelków.

      Soki świeżo wyciskane, to w ogóle pyszne są :) Ale kiedy nie ma ich akurat pod ręką, to czasami mam ochotę na taki kupny sok i rozcieńczam go z wodą. Lemoniadę z cytryn tylko raz w życiu piłam naprawdę pyszną (jakieś 13 lat temu!) a poza tym, to prawie zawsze jest własnie zbyt słodka :/

      Usuń
    2. Ja chyba też raz piłam dobrą lemoniadę, nawet w tym roku: miała duuuużo cytryny, listki mięty i kostki lodu - rewelacja :) Szkoda, że nie tak łatwo o taką.

      Usuń
  9. No popatrz, a ja po prostu piję kranówę przepuszczoną przez filtr :-) Nie lubię gazowanych, bo mnie gardło po nich boli. A dzisiaj to nawet post o wodzie popełniłam, ale takiej smakowej zrobionej domowym sposobem, bez cukru, ino z owocami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sorry, że się wtrące, ale wg najnowszych badań, Twoje postepowanie jest zdrowsze niż nasze, osób kupujących wody mineralne. Kranówa podobno jest po prostu lepsza.

      Usuń
    2. Mnie kranówa i źródlane wody w ogóle nie smakują, więc po prostu nie piję ich. Takich gazowanych wód też nie lubię, bo mi zbyt dużo bąbelków przeszkadza, ale jeśli są to wody naturalnie gazowane z delikatnym gazem i minerałami, to jak najbardziej.
      Jeszcze nie przeczytałam, ale na pewno zajrzę, bo mnie zainteresowałaś :)

      Usuń
    3. Ja się nie znam - może i zdrowsze ale to mnie nie przekonałoby do picia wody z kranu. Najbardziej zrazilam się do tego mieszkając w Poznaniu, bo tam dosłownie czuję smak kamienia pływającego w niej (pewnie filtr ten problem rozwiązuje). W każdym razie własnie dlatego wybieram te wody, które wymieniłam, bo mi smakują :) Z drugiej strony zależy chyba od sytuacji, bo często bardzo ważne jest własnie uzupełniać minerały - ale to tylko wodami mineralizowanymi, nie źródlanymi

      Usuń
    4. Ja, mimo ostatnich badań zachwalajacych wodę z kranu, i tak jej pic nie będę bo mi nie smakuje

      Usuń
  10. Każdemu podług gustu! Niegazowanej nie ruszę za nic. Im więcej bąbelków, tym lepiej. Lubię Primawerę gazowaną w litrowych butelkach. Kropla ,,bez kitu'' jest rzeczywiście ostateczną ostatecznością. W Ciechocinku bardzo mi smakowała miejscowa ,,Krystynka'', lekko słona, doskonała na upały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niegazowanej nie lubię, ale taka mocno gazowana też mi nie do końca odpowiada, więc wybieram opcję pośrednią.
      Kiedyś myślałam, ze to tylko moje dziwactwo z tą Kroplą, ale potem się okazało, że wiele osób omija ją szerokim łukiem, więc coś jest na rzeczy!
      Też lubię wody w uzdrowiskach!

      Usuń
  11. Ja nie przepadałam za wodą... nauczyłam się pić po porodzie, żeby rozruszać laktację... teraz już piję i niegazowaną i gazowaną, lubię pomieszać z sokiem... ale też lubię soki jabłkowe, czy takie typu "Kubuś" :)
    A jaką wodę dajecie Wikingowi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zauważyłam, żeby picie wody wpłynęło na moją laktację, ale zdecydowanie kiedy karmiłam, chciało mi się pić! Dzisiaj odczuwam to już w mniejszym stopniu.

      To ja na odwrot - lubię sok pomieszać z wodą, bo inaczej, jest dla mnie za słodki :) Ja lubię jabłkowe i pomarańczowe. Natomiast takie jak Kubuś są dla mnie za gęste i nie jestem w stanie się nimi napić, traktuję je bardziej jako przekąski.

      Kiedyś pewnie będzie pił taką, jak my, ale póki co chyba nie jest wskazane podawanie wód z minerałami, więc dostaje taką, jakiej my nie pijamy, więc źródlaną. Najczęściej Zywiec Zdrój lub Nestle Pure Life.

      Usuń
  12. Ja rzadko piję wodę, jedynie jak są upały, a tu niestety ich brak;/ Pomimo że zawsze jest w domu rzadko po nią sięgam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do niedawna też raczej rzadko piłam wodę, bo w ogole piłam mało. No i w domu też zawsze była woda, a ja nie piłam. Potem się przestawiłam i piłam właśnie zawsze Staropolankę, ale dopiero od niedawna piję większe ilości.

      Usuń
  13. Ja wodę zaczelam Pic literami odkąd jestem w ciąży:) pije tylko nie gazowana,bąbelki mnie denerwuje i jest mi po nich niedobrze. I stwierdzilam ze najbardziej mi smakuje żywiec albo Nestle aquarrel. Ostatnio z musi kupoilam wodę w biedronce i smakowala jak z kranu....widać każdy ma swój smak;)
    Pozdrawiam,
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciąży musiałam się trochę do tego picia zmuszać. Dopiero przy karmieniu poczułam, że piję, bo naprawdę tego potrzebuję :) Takiego mocnego gazu też nie lubię, ale delikatne bąbelki jak najbardziej. Wody, które wymieniłaś podajemy tylko dziecku, mnie one nie smakują... :)
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  14. Ja od zawsze lubię wodę, ale jeśli zawiera chociaż troszeczkę bąbelków, to jest dla mnie niepijalna :( nie mogę znieść posmaku gazu w wodzie, i tylko w wodzie - w innych napojach mi gaz nie przeszkadza :P taki ze mnie dziwny człowiek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię, kiedy ten gaz jest tak mocny, że aż właśnie ma smak :) Ale lubię jak bąbelki są w wodzie mineralnej czymś naturalnym.

      Usuń
  15. Wydaje mi się, że za naszych szczenięcych czasów ("naszych" czyli "born in the PRL") picie wody było jakieś takie... nie wiem jak określić, na pewno nie to że niemodne. Jak sobie przypominam, czystą wodę rzadko się piło, tak po prostu. Kompot i herbata najczęściej. I oranżada. Że nie wspomnę o pepsi w szklanej butelce, pitej na specjalne okazje ;-) Potem szał na napoje gazowane w plastikowych butlach - nie ma co czarować, prawie każdy się nimi zachłysnął, łącznie z dorosłymi (mój teść do tej pory uznaje z napojów bezalkoholowych jedynie kawę i jakiś najtańszy napój pomarańczowy) i soki w kartonach. Kampania wodopijna to tak może z dziesięć lat dopiero trwa? Fakt, że faceta trudno przestawić - i do picia wody, i do większej ilości picia (bezalkoholowego, hihi) w ogóle. Mój mąż jeszcze do niedawna mawiał coś w stylu "od wody to się żaby w brzuchu zalęgają" ;-) na szczęście jakoś się to zmienia, a tegoroczne upały które spędza w pracy na otwartym terenie pomogły. Kranówy nie piję, mam traumę z okresu studiów, kiedy to z kranu płynęło coś ohydnego (ale chociaż kondycji nabrałam targając przez miasto butle z wodą oligoceńską), do niedawna zresztą nie byliśmy podłączeni do wodociągu i wodę mieliśmy własną darmową ale kiepską. Staropolanki to chyba nawet nie próbowałam (zachęciłaś - spróbuję :D), Muszyniankę lubię bardzo, Cisowiankę lekko gazowaną w sumie też. I fajnie, że Wiking też "na wodzie", bo te soczki "dla dzieci" to cukier przede wszystkim...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że masz rację, kwestia "czasów" zdecydowanie nie może być pominieta. Bo faktycznie kiedyś wody się po prostu nie pijało. U mnie też był kompot i herbata, a później rzeczywiście kolorowe gazowane napoje były nielada atrakcją! Na początku Grześ, Krzyś i coś tam jeszcze. Potem napoje Helleny. A potem właśnie moi rodzice stwierdzili, że dość tych słodkich napojów w takich ilościach i zaczęli kupować wodę.

      Wiking dostaje od czasu do czasu, ale właśnie rozcieńczony z wodą i na zasadzie przekąski. Do picia dostaje wodę - jeśli nie wypija, to znaczy, że nie był spragniony. Chcemy go właśnie uczyć tego, żeby nie pił za dużo słodkiego i żeby picie wody było dla niego czymś naturalnym. Ale wiadomo że przykład idzie z góry, więc jest szansa, że się nauczy :)

      Usuń
  16. Witaj Margolko :*
    Ja dopiero niedawno zaczęłam "przygodę" z wodami mineralnymi ;) cale swoje życie pilam tylko kolorowe, słodkie napoje(oczywiście gazowane), soki, kompoty, które slodzilam jeszcze..twierdząc, ze nie lubię wody mineralnej..ze jest blee..w 2001r zaczęły mi się wrzody żołądka, wiec siłą rzeczy,gazowane napoje odeszły w niepamięć...ale wciąż piłam ,cale lata ,kolorowe, słodkie napoje niegazowane..wciąż kręcąc nosem na wodę mineralną... jakieś 2-3 lata temu "zmadrzalam" :p przerzucilam się na wode mineralna....smakowa ;) i nikt nie był w stanie mi przetłumaczyć, Ze to wciąż napój słodki...ja z uporem maniaka wmawialam wszystkim (a sobie chyba najbardziej), ze to mineralna jest...i byłam dumna z siebie, ze w koncu pije mineralną ;)
    We wrześniu 2014 przeszłam na dietę odchudzająca pod okiem dietetyczki...ile ona się nagadala, żebym zaczęła pic niesmakowa wodę..niby mówiła, ze mnie rozumie, ze nie lubię jej...znaczy wody, nie dietetyczki...dietetyczke akurat bardzo lubię ;)..ale żeby przemoc się do wody mineralnej czystej .. no i tak mi wiercila dziurę w brzuchu, ze mowie...spróbuję....jesooo..co ja się nameczylam to szok :D po samej, czystej wodzie niedobrze mi się robiło, jak upilam trochę :D ..wiec zaczęłam kombinować,Żeby smak miała ;)..wcisnelam sok z cytryny....ohyda...wkroilam plastry cytryny...ohyda...wcisnelam sok z całej pomarańczy...ohyda...koleżanka podpowiedziala, żeby kiwi wkroic...wkroilam...ohyda...i w końcu zbuntowalam się...pomyślałam, ze dzieckiem nie jestem...muszę przemoc się i zacząć pic sama wodę...bez udziwnień...powiem tyle....łatwo nie było...haha.. ;) ale jakoś przemoglam się i od ponad 10 m-cy pije czysta wodę mineralna ;) najczęściej Naleczowianke lub Cisowianke..niegazowana...jakoś najbardziej mi one podchodzą ;) i co dziwne? ....w te największe upały wrzucam do nich plastry cytryny...taka lemoniadke robie i ...smakuje mi to ;) więc to chyba człowiek musi sobie w głowie poukładać..przestawić myślenie, bo to tam jakieś blokady siedzą ;) i jakbyś mi powiedziała z 1,5 roku temu..ze przyjdzie czas, ze będę pila wodę mineralną...i to duże ilości (co najmniej 2l dziennie), to popukalabym się w głowę, ze nie wiesz co mówisz ;)....a jednak miałabyś racje ;)
    Aha...tych gazowanych czy lekko gazowanych nie lubię...tylko niegazowana woda :)
    Pozdrawiam Margolko :* i sorki, ze taki elaborat mi wyszedł :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze zapomniałam dodać, ze chyba po dwóch 3 m-cach diety i picia czystej wody mineralnej niegazowanej, kupiłam sobie te Jurajska cytrynowa...co ostatnie cale lata ja piłam, żeby zobaczyć czy jeszcze będzie mi smakować :)...Boże....jakie to niedobre :( a jaka chemia wali :( ....jak ja to mogłam pic tyle lat??? I że to smakowało mi??? nie upilam nawet polowy tej butelki co kupiłam i wylalam to do zlewu... ;)

      Usuń
    2. Nie szkodzi, że elaborat :) Fajnie, że się podzieliłaś swoimi doświadczeniami :)
      I rozumiem Cię, bo ja też byłam bardzo oporna jeśli chodzi o przestawienie się na wodę. Upierałam się długo, że będę piła to, co mi smakuje i dopiero dieta mnie zmotywowała. A kiedy się już zacznie pić wodę, to rzeczywiscie przestają smakować te wszystkie sztuczne smakowe wody czy zbyt słodkie napoje :)

      Usuń
  17. Ciekawy temat. Jak już Ci kiedyś wspominałam, ja wypijam bardzo dużo wody, około 2,5 litra dziennie, a w te upały dobijam do trzech.
    Na co dzień korzystam z dzbanka filtrującego i pije kranówę. Poznańska jest wzbogacona o minerały, a dzięki dzbankowi nie czuć charakterystycznego smaczku "rurovitu". No i jestem bardzo zadowolona, że oszczędzam i jeszcze nie produkuję plastiku, bo przy moim spożyciu wody to były naprawdę spore ilości.
    Natomiast jak jest bardzo gorąco, to lubię się napić Muszyny właśnie. Czytałam ostatnio, że wraz z potem tracimy z organizmu sód i jeszcze jakieś minerały, więc pewnie organizm dopomina się o uzupełnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, pamiętam, że Ty zawsze piłaś dużo :)

      Ja kranówy nie lubię - choćby dlatego, że bez bąbelków :) I w ogóle bez smaku. A poznańskiej to już w ogóle nie mogłam zdzierżyć, bo czulam kamień w smaku! Ale rzeczywiście może taki dzbanek temu zapobiega.
      Staropolanka jest najbardziej wysokosodową wodą, więc może mojemu organizmowi tego pierwiastka brakuje, skoro tak mam na nią ochotę..? :)

      Usuń
  18. My pijamy Jurajską, Polaris i Terrajakaś tam z Kauflandu (to jest ta sama woda, tylko robiona na dwa markety), w ostateczności Żywiec i Dobrowianka.

    OdpowiedzUsuń