*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 26 września 2015

Notka wysokiego ryzyka.

Dawno nie było o Wikingu :)  Jakoś ostatnio inne tematy mam w głowie, ale dzisiaj w ramach przerywnika, będzie o nim. 
Po tym, jak z początkiem września pożegnaliśmy "kryzys drzemkowy", wszystko znowu wróciło do normy. Czyli do tego pięknego czasu, który mieliśmy mniej więcej od maja. A tak naprawdę najfajniej się zrobiło w lipcu, kiedy Wiking już zaczął siedzieć i raczkować. Stał się wtedy zupełnie innym dzieckiem. Czasami mam podejrzenia, że wcześniej marudził, bo po prostu był wkurzony, że jest uziemiony:) 
W sierpniu mieliśmy nieco trudniejsze dni, kiedy Wiking więcej marudził i miał problemy z tym zasypianiem. Do tego jeszcze ja miałam gorszy czas, a przecież jednym z wniosków w mojej niedawnej notce było to, że moja interpretacja zachowania Wikinga zależy w dużej mierze od tego w jakim jestem nastroju. Ale potem z dnia na dzień się poprawiło i prawie od miesiąca mamy w domu dziecko idealne :P A przynajmniej wymarzone (przeze mnie, wszak każdy ma inne marzenia ;))

Co prawda od paru dni znowu w ciągu dnia nie zasypia, ale tym razem nie wiąże się to z jego marudzeniem a moim stresem, bo nie chodzi o to, że jest śpiący i nie umie zasnąć, tylko po prostu drzemki nie potrzebuje. Być może po prostu nadszedł taki czas, kiedy zmniejsza sobie dzienną dawkę, bo zasypia tylko rano na niecałą godzinę, a później dopiero późnym popołudniem podczas spaceru na jakieś pół godziny. W międzyczasie jest w doskonałym humorze, bawi się na całego i nie marudzi. Wydaje mi się więc, że nie jest zmęczony i nie ma potrzeby, żeby zasypiać, więc nie kładę go na siłę. Podstawowym minusem braku długich dziennych drzemek jest to, że nie mam kiedy siedzieć przy komputerze :) Bo kiedy dzieciak nie śpi mogę robić prawie wszystko, ale kiedy tylko zasiadam do laptopa, on włącza turbodoładowanie i wspina się na stolik, na którym stoi komputer, wyciąga kabel od internetu albo zmienia mi ustawienia ekranu.
Noce mamy różne. Czasami bardzo spokojne i Wiking budzi się dopiero nad ranem, innym razem jest niespokojny, kręci się i popłakuje. Ale ogólnie się wysypiam, więc nie narzekam. Na wieczorne zasypianie tym bardziej, bo nadal jest tak, że czytam Wikusiowi, a jeśli nie zaśnie w ciągu dwudziestu minut, to wychodzę z pokoju. Co jakiś czas do niego zaglądam i za którymś razem gdy wchodzę, Wiking już smacznie śpi. Pod tym względem naprawdę mamy cudowne samozasypiające dziecko. Chętnie bym się teraz cofnęła w czasie do stycznia i opowiedziała o tym tamtej margolce. Nie uwierzyłaby :D

Dni mamy bardzo spokojne i pogodne. Bywają takie, kiedy wieczorem stwierdzam, że prawie nie musiałam się dzieckiem zajmować, bo ono samo się sobą zajmowało :P Serio, powiem Wam, że mam czasem wyrzuty sumienia... Czuwam cały czas nad Wikingiem, jestem obok niego, ale kiedy widzę, że zajął się jakąś swoją zabawką albo czymś innym, z czego zrobił sobie zabawkę, to zabieram się za swoje sprawy albo ogarniam mieszkanie. Z jednej strony wykorzystuję ten czas, z drugiej, zwyczajnie nie mam serca mu przeszkadzać, kiedy widzę, że tak bardzo się zaangażował w jakąś czynność. Ale myślę sobie czasami, że co ze mnie za matka ;) Że powinnam go czegoś uczyć w tym czasie, coś mu pokazać, gadać do niego i tak dalej. Kiedy się zwierzam z moich wątpliwości koleżankom-mamom, to pukają się w czoło i mówią, że mam korzystać z łaskawości synka :P W sumie to też czasami myślę, że takie zajmowanie się sobą to również umiejętność i na pewno też się w ten sposób dziecko rozwija. Poza tym jestem obok i kiedy tylko widzę, że Wiking robi się spragniony mojego towarzystwa, zaczynam się z nim bawić, pokazuję mu książeczki albo gadam do niego. W ostatnim czasie jedną z ulubionych zabaw Wikinga jest chowanie się za zasłoną. Dosłownie przewraca się ze śmiechu, kiedy kolo niego siadam po drugiej stronie tej zasłony. W ogóle bardzo dużo się ostatnio śmieje, a kiedy on się śmieje, to i my się śmiejemy, bo po prostu nie da się inaczej.

W ogóle to ostatnio Wiking ma katar (który trwa już ponad tydzień), a więc ma prawo być bardziej marudny, ale chyba się wdał pod tym względem w mamusię, która na katar nigdy nie umiera i całkiem dzielnie go znosi. Ma na przemian cieknący albo zatkany nosek, a jednak zachowuje się, jakby mu to wcale nie przeszkadzało. Kupiliśmy inhalator, żeby trochę mu ulżyć. Na początku myślałam, ze to bezsensowny zakup, bo przecież nie było szans, żeby założyć małemu maseczkę na buzię, ale po prostu trzymaliśmy rurkę tak, żeby wdychał opary i podobno tak jest ok. Kiedy po tygodniu katar nie minął poszliśmy do lekarza i dostaliśmy przykaz, żeby Wiking inhalował się nie przez nos a przez usta. Ta wersja zdecydowanie mu się bardziej podoba. Sam sobie trzyma ustnik i wdycha :P Choć oczywiście po pewnym czasie się niecierpliwi, ale myślę, że dobre i to.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest notka wysokiego ryzyka :D Wiking ma przekorę w genach! Ja jestem przekorna. A Franek zawsze, kiedy go chwaliłam publicznie, to się lubił zepsuć, więc kto wie, co następne dni przyniosą ;) Poza tym dobrą passę mamy już prawie miesiąc, a to nigdy nie trwa wiecznie :) Dlatego też stwierdziłam, że czym prędzej muszę napisać tę notkę, żeby w gorszych momentach mieć do czego wracać. Nie mam złudzeń, że nie przyplącze się do nas już żaden kryzys, ale liczę na to, że będziemy sobie z nim sprawnie radzić. A na razie cieszę się harmonią dnia codziennego i wspólnymi chwilami z kochanym synkiem. Wbrew temu, co myślałam kiedyś, kiedy siedziałam w dołku wykopanym przez baby blues, macierzyństwo naprawdę potrafi przynieść sporo radości :P

13 komentarzy:

  1. Cieszę się razem z Tobą :-)
    Oby coraz częściej takie notki się pojawiały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi z sukcesem udawało się je komentować ;-)

      Usuń
    2. Dzięki, miło mi ;)
      Ee, to byłoby nudne, jakbym za często takie notki pisala ;) Prawda jest taka, że często czuję się w ten sposób, ale wtedy mam na tyle dobry nastrój, że od razu przychodzi mi ochota na poruszanie również innych tematów. Natomiast kiedy coś mi doskwiera, to lepiej się czuję, kiedy rozlożę to na czynniki pierwsze na blogu :)
      Ale kto wie, kto wie...

      Nie odpowiedziałam jeszcze, ale widziałam Twoją wiadomość. Nie mam pojęcia, skąd może się brać ten problem..

      Usuń
  2. Taka pocieszna ta notka ;) tak samo jak pocieszny jest Wiking, zjecie widzialam - super, zmienil się bardzo i teraz wydaje mi sie calkiem podobny do Ciebie, cala Margolka, oczka, usmiech i taka brodka tez chyba jak Ty ;) i nadal widac po nim jaki to bystrzaka!

    Super ze tak sam zasypia, wielkie wielkie brawa za sukces wychowawczy hehe niejedni rodzice by pozazdroscili ;)
    No i fajnie ze potrafi sie tak sam zabawic, ze nie jest dzieckiem, które "wisi" caly dzien na mamie lub tacie i wymaga uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne chwile zdarzają się często, a wtedy często mam w głowie wiele róznych pomyslów na notki o rozmaitej tematyce. Ale tym razem postanowiłam utrwalić ten dobry czas, zanim coś nam go zakłóci ;)

      Haha, zdania są podzielone. Co prawda jednak większość osób twierdzi, że Wiking jest zdecydowanie do mnie podobny, ale na przykład moi rodzice uważają, że jeszcze dwa miesiące temu Wiking był wykapaną margolką, a teraz że już nie jest aż tak do mnie podobny. Więc już sama nie wiem. Ale skoro tyle osób dopatruje się tego podobieństwa, to chyba jednak ono istnieje i naprawdę się z tego cieszę ;)) Zawsze chciałam mieć córeczkę - moją kopię, ale okazuje się, że synek podobny do mnie jest taką samą radością ;P

      Oj bardzo się z tego cieszę! Sukces wychowawczy na pewno w jakimś stopniu jest, bo konsekwentnie odkładałam WIkinga do łóżeczka i próbowałam go nauczyć tego, że takie zasypianie jest fajne. Ale jednak większa zasługa jest po prostu w charakterze Wikusia, że się nie buntuje, nie płacze tylko po prostu po jakimś czasie zasypia. Kiedy zapłacze albo krzyknie to przychodzę do niego, układam go znowu do snu,całuję i wychodzę, a on nie buntuje się, choć w ciągu dnia rzadko kiedy pozwala, żeby zostawić go samego w innym pokoju :)
      Uwagi Wiking na pewno wymaga, ale na szczęście przez mniej więcej połowę czas wolnego spokojnie potrafi się zająć sam sobą. Myślę, że to jest całkiem satysfakcjonujący kompromis ;)

      Usuń
  3. Tak, tak, inne matki w tym czasie uczą swoje niemowlaki tabliczki mnożenia albo trygonometrii:] a ty wyrodna marnotrawisz czas:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Ty się śmiej, ale naprawdę różne rzeczy można znaleźć w sieci i różne matki można spotkać :))
      A tak bardziej serio - no czasami mam lekkie wyrzuty sumienia, nie żeby zaraz z powodu tej tabliczki mnożenia ;P ale tak w ogóle, że może zamiast czytać albo coś oglądać powinnam się z Wikingiem pobawić, pokazać mu jakieś obrazki i takie tam :) Z drugiej jednak strony wiem, ze ten moment, kiedy będzie potrzebował mojego towarzystwa i tak nastąpi, więc mogę to robić wtedy :)

      Usuń
  4. Moja Gwiazdeczka nie śpi prawie w ogóle w ciagu dnia ( spi 20 minut do godzinki raz dziennie)wiec stwierdzić śmiem ze Wikus jest ideałem! .Nie wspomnę już o tym , że ja tez msm male wyrzuty sumienia , że nie zajmuje sie tak na100 ptoc dzieciakami ale nie rozdwoje die dom sie sam nie ogarnie jesc i oddychsc tez muszę za każdym razem mysze sobie to przypominac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale wiadomo, ze trzeba trochę posprzątać i siebie ogarnąć, a ja w takim czasie często też zajmuję się swoimi przyjemnościami :)

      Usuń
  5. Coraz bardziej z górki... A przed Tobą teraz najpiękniejszy czas - pierwsze kroczki, pierwsze słowa. Roztkliwiłam się na wspomnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że będzie z górki, choć bez wątpienia niejeden kryzys jeszcze przede mną :) Teraz czekam na te kroki. Wydaje mi się, że już jesteśmy blisko, ale różnie to bywa.

      Usuń
  6. Taki maluszek postrzega świat zerojedynkowo i myślę, że gdyby potrzebował więcej Twojej uwagi, to dałby Ci o tym znać bardzo dobitnie :)
    A Ty korzystaj, skoro możesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację, w każdym razie w ten sposób też siebie rozgrzeszam :)
      Dzisiaj na przykład od rana w ogóle nie mogłam się zająć swoimi sprawami, bo Wiking zdecydowanie domagał się mojej uwagi, więc ne pewno jest tak, jak piszesz.

      Usuń