*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 23 września 2015

Skórzana po raz drugi.

A jednak udało się jeszcze dziś ;)
 
Już w lipcu byliśmy umówieni z moimi rodzicami, że przyjadą do nas w połowie września, aby umożliwić nam świętowanie rocznicy ślubu. Początkowo myśleliśmy, że może sobie pojedziemy gdzieś w jakieś fajne miejsce nieopodal, ale później stwierdziliśmy, że nawet stosunkowo bliska lokalizacja wymagałaby poświęcenia jakiegoś czasu na dojazd i zwyczajnie było nam go szkoda...

Pierwszą połowę dnia spędziliśmy wszyscy razem. Pojechaliśmy też na zakupy, bo miałyśmy z mamą kupony rabatowe do dwóch sklepów odzieżowych i w pojedynkę nie dałybyśmy rady ich wykorzystać, a tak nie było problem, żeby wydać np. 150 zł (dzięki czemu dostałyśmy 50 zł rabatu). A więc my przymierzałyśmy ubrania, a nasi trzej faceci czekali. Muszę Wam powiedzieć, że Wiking bardzo lubi galerie handlowe! Już kilka razy to zauważyliśmy. Wszystko go tam interesuje, rozgląda się z zaciekawieniem, jest bardzo cierpliwy, a najlepszy dowód na to, że jest mu tam dobrze, to ten, że potrafi zasnąć (Wiking nie zasypia jeśli czuje się niekomfortowo). Oczywiście nie oznacza to, że zawsze w czasie wolnym jeździmy do centrum handlowego i przesiadujemy tak godzinami :P Ale jest to dla nas wygodne, bo przecież musimy czasami oboje z Frankiem coś kupić a nie mielibyśmy co zrobić z dzieckiem. Wiem, że wiele takich małych dzieci w tego rodzaju sklepach łatwo "przebodźcować" i potem są bardzo nerwowe, dlatego cieszę się, że Wiking reaguje jednak inaczej. Niemniej jednak staramy się wybierać miejsca (lub czas), gdzie (lub kiedy:)) z reguły nie ma ogromnych tłumów. 

No ale to taka dygresja była tylko...  :) Wróciliśmy później do domu i wreszcie postanowiliśmy z Frankiem, co dalej! Kino! Oboje byliśmy co do tego zgodni, bo nawet nie rozmawialiśmy ze sobą wcześniej na ten temat - każde z nas we własnej głowie snuło plany spędzenia rocznicy. Po prostu kiedy przyszło do zwerbalizowania naszych pomysłów, okazało się, że są podobne :) Zawsze bardzo lubiliśmy chodzić razem do kina, bywaliśmy tam stosunkowo często i teraz nam tego brakuje. Ostatni raz oglądaliśmy film w kinie w listopadzie, być może pamiętacie naszą randkę... Mieliśmy w planie seans w Sylwestra, no ale niestety nasze plany zostały pokrzyżowane (i chyba tu się obejdzie nawet bez linka :P). Pomyśleliśmy więc, że kino w naszym wypadku to naprawdę będzie fajny pomysł na uczczenie rocznicy.
Mieliśmy trochę problem z wyborem filmu, bo na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że nie leci nic ciekawego. Albo jeśli jest ciekawe, to jakoś niepasujące na rocznicę. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Everest i muszę powiedzieć, że to był bardzo dobry wybór, choć film raczej nieromantyczny ;)
Rodzice zostali z Wikingiem, a my pojechaliśmy. Dość szybko poczułam klimat rocznicowy, bo już w samochodzie. Nieobecność Wikinga zdecydowanie temu sprzyjała :) Kiedy wyszliśmy z samochodu Franek od razu mnie objął i pocałował, wiedziałam więc, że i on czuje się już w nastroju do świętowania. W kinie poczuliśmy się jak za starych dobrych czasów :) Film trzymał w napięciu i gatunek może niespecjalnie się kojarzy z romantycznym świętowaniem, ale jednak chyba sam fakt, że poszliśmy na niego we dwójkę do kina spowodował, że było, jak należy. Poza tym oboje byliśmy zadowoleni z wyboru, film nam się podobał i o to przecież też chodziło, bo jaki sens iść na jakieś romansidło (choć wiecie, że generalnie nie mam nic przeciwko nim:)) dla zasady i się później wynudzić lub zastanawiać się, czy ta druga strona jest wystarczająco zadowolona. W tym wypadku nie było tego problemu.

Po kinie jeszcze chwilę pochodziliśmy po sklepach i wróciliśmy do domu. W tym momencie muszę nadmienić, że kiedy już wyszliśmy z sali kinowej, z naszej dwójki to właśnie Franek był tym rodzicem, któremu bardziej się spieszyło do dziecka :) Nie chodziło może nawet o to, że się stęsknił, ale wiedział, że za chwilę pora kąpieli, czuł, ze pora wracać i trochę mnie popędzał. Zdaje się, że zwykle wygląda to na odwrót ;) On się tłumaczył, że po prostu nie chce nadużywać uprzejmości moich rodziców, żeby się nie zniecierpliwili, że tak długo nas nie ma, zwłaszcza, że wieczorem Wiking lubi sobie pomarudzić... Kto wie, może gdyby to teściowie opiekowali się Wikusiowi to też miałabym takie poczucie? :) 
W każdym razie, kiedy weszliśmy do domu zastaliśmy taki oto obrazek - mój tato leżał na podłodze, a Wiking się na niego wspinał. Mama siedziała obok i nadzorowała zabawę. Nasz syn ledwo zaszczycił nas spojrzeniem ;) Uśmiechnął się co prawda, ale zamiast podraczkować do nas (jak się spodziewaliśmy), wrócił do wspinaczki. W ogóle był we wspaniałym humorze. Głośno się śmiał i kiedy szykowaliśmy mu kąpiel, cały czas kręcił się nam pod nogami wielce zadowolony. Po kąpieli mój tata dostał w rękę butelkę i karmił Wikusia, a później poszedł go usypiać. A my z Frankiem szybko się przebraliśmy i wyszliśmy na odświętną kolację :) W windowym lustrze prezentowaliśmy się całkiem, całkiem - makijaż, szpilki, eleganckie spodnie, koszula - no wiecie, te klimaty ;) Zupełnie przypadkowo Franek włożył nawet koszulę pasującą do mojej sukienki :P
Zrezygnowaliśmy z pomysłu, żeby jechać znowu do Warszawy do restauracji, właśnie ze względu na wspomnianą wcześniej oszczędność czasu. Poszliśmy do restauracji, w której organizowaliśmy chrzciny, a która znajduje się kilkaset metrów od naszego domu. Trochę się obawiałam, że może taki wybór będzie za mało wyszukany i nastrój nie będzie odpowiednio podniosły, ale okazało się, że wszystko było tak, jak należy. W dodatku trafiliśmy na wieczór z muzyką na żywo, więc wytworzył się specyficzny klimat.
Naprawdę było bardzo przyjemnie. Mieliśmy czas na niespieszną rozmowę, delektowanie się zamówionymi daniami i wspólną chwilą. Później wróciliśmy spacerkiem do domu, trzymaliśmy się za ręce i czuliśmy się naładowani pozytywną energią :)

Nie mam złudzeń, że takie świętowanie sprawiło, że odtąd już będzie między nami tylko cudownie :) Nie wiem, na jak długo wystarczy nam energii w tych naszych akumulatorach, ale jednak jestem naprawdę pozytywnie nastrojona, bo obawiałam się, jakie będą te nasze obchody... Okazało się, że było tak, jak należy! Mam nadzieję, że jednak w codziennym kieracie uda nam się zachować pamięć o tym wyjątkowym dniu, ale przede wszystkim myślę sobie, że skoro nie zapomnieliśmy jeszcze, jak to jest być razem ze sobą w taki sposób, to chyba będą z nas ludzie ;)

21 komentarzy:

  1. Nie będą tylko są;p z Was ludzie, którzy mimo czasem niełatwej prozy życia jednak pamiętają o tym co ważne;) Cieszę się, że to świętowanie spełniło Wasze oczekiwania i potrzeby, bo wbrew pozorom takie chwile są bardzo ważne dla związku.
    Nie rozumiem par, które z biegiem czasu dobrowolnie rezygnują z celebrowania takich okazji, przecież tak niewiele trzeba by było miło, by znowu dać się zaczarować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jak ma się tysiąc zmarwień i spraw na głowie to czaami naprawdę ciężko wczuć się w klimat, jak z tyłu głowy zamiast rocznicy czy innego świeta są cupełnie inne sprawy;/

      Usuń
    2. Iza, my od lat borykamy się ze zmartwieniami takiego kalibru, ze gdyby nie ta umiejętność oderwania się i niezapominania o tym co w życiu jest najważniejsze, już dawno byłoby po nas.

      Usuń
    3. Flo., no to dobrze, że nie jest z nami jeszcze tak źle, jak mi się czasem wydaje :)
      Tak, ja też uważam, ze takie chwile są bardzo ważne. Zawsze to było dla mnie bardzo istotne i z utęsknieniem czekałam na jakieś chwile wolnego, wakacje albo własnie wspólne święta, bo wiedziałam, że wtedy można bardzo poprawić atmosferę w związku.
      Też nie rozumiem.. Mam nadzieję, że u nas nigdy do tego nie dojdzie. Siebie bym o to nie podejrzewała. Franek też wie, co jest ważne i co nalezy świętowac, choć ma nieco mniej entuzjazmu czasami niż ja.

      Usuń
    4. Iza, trochę trudno się wczuć w ten klimat, to prawda, ale chyba tylko na początku, na etapie planowania takiego świętowania. Tak mi się przynajmniej wydaje. I w ogóle wydaje mi się, że w takich trudnych chwilach, kiedy zmartwienie goni zmartwienie, właśnie szczególnie istotne jest takie celebrowanie, żeby się na moment od tego oderwać, nawet jeśli problemy nie znikają i nie da się o nich zapomnieć. Dokładnie pamiętam w jakiej fatalnej atmosferze wokół przyszło nam świętować pierwszą rocznicę ślubu - nade mną wisiała groźba utraty pracy, Franek miał poważne kłopoty ze zdrowiem i również z pracą, do tego wiedzieliśmy, że będziemy musieli wyprowadzać się z mieszkania itp.. Serio, wszystko było nie tak, fatalnie wspominam tamten okres, byliśmy potwornie zestresowani i zdołowani a jednak świętowanie nam się udało i wręcz trochę podniosło nas na duchu,

      Usuń
  2. Tak trzymajcie! Wszystkiego najlepszego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że uda nam się podobnie świętować naszą pierwszą rocznicę, tyle że nie ślubu ;) Już nawet te buty na obcasie kupię :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Im częściej bedziecie korzystac z obecnosci rodziny,tym będzie coraz fajniej :-).

    My zrobiliśmy sobie przyspieszona rocznice. M zabral mnie do Pragii na weekend. W kilka dni kupil grupon i w sobotę rano wyruszylismy.

    W poniedziałek tez byliśmy w kinie. Jak.wykorzystywać obecność dziadkow to na maxa:-). Na czym byliście?

    Za kilka miesięcy znow staniemy.sie rodzicami stacjonarnymi,wiec musimy ładować akumulatory na zapas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie mamy za często możlwości, żeby korzystać z tej obecności niestety :( No, ale cóż, trzeba się z tym pogodzić.
      No to tez świetnie spędziliście ten rocznicowy czas :) Super. My byliśmy na Everest.

      Usuń
  5. Cieszę się, że to świętowanie tak świetnie Wam się udało i że poczuliście ten klimat i to, że choć przez chwilę możecie być tylko we dwoje z tym, co jest między Wami ;) Także najważniejsze, że i Wy zadowoleni i Wiking z tego, że miał obok siebie dziadków, którzy się z nim dobrze bawili, aż miło czytać ;))
    I ogólnie jestem pełna podziwu, że Wikuś lubi galerie, bo ze wszystkich dzieci w rodzinie, które znam to żadne nie dawało pochodzić po sklepach, poprzymierzać, kupić itd. bo zaraz się niecierpliwiło, marudziło i płakało, nawet gdy trwało to niedługo. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się bardzo cieszę.
      No i wszyscy byli zadowoleni, więc to najważniejsze :))

      Ja za wielu dzieci raczej nie znałam, ale wiem, że to nie jest miejsce szczególnie lubiane przez takie maluchy. A tymczasem Wiking od początku dobrze się tam czuł. A toaleta w CH, gdzie raz przyszło mi go przewijać po prostu wymiatała :P Jeszce nigdy nie był tak spokojny przy zmianie pieluchy i ubieraniu ;)

      Usuń
  6. to wyjście było Wam potrzebne, żeby się oderwać od codzienności, rutyny, żeby pobyć sam na sam i naładować akumulatorki - bo nie wolno zapominać o sobie i swoim uczuciu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było, było. Zgadzam sie, nie wolno zapominac. Staramy się i chyba na co dzień naprawdę o tym pamiętamy, tylko się trochę gubimy w tym wszystkim

      Usuń
  7. Fajnie, że Wam się udało poświętować. Jak już będziesz naprawdę zmęczona i zniechęcona, to przypomnij sobie, że czasami wystarczy się tylko na chwilę zatrzymać, żeby się z powrotem odnaleźć. A dziadkowie jak widać są instytucją niezastąpioną. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, niezastąpioną ;))
      Postaram się wrócić do tych chwil i rzeczywiście o tym pomysleć, choć nie wiem, czy w danym momencie to faktycznie będzie tak skuteczne :)

      Usuń
  8. Witaj :)
    Znamy się z bloga dosyć długo i od zawsze Wam kibicowałam i życzyłam tylko dobra i miłości i tak trzymajcie nadal :)
    Pomylności ;)
    Pozdrawiam całą Waszą trojkę najpiękniej :)
    Twój synek raczkuje, a mój najmłodszy dziś obchodzi 18- te urodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Morgano :)
      Dziękujemy bardzo i wszystkiego najlepszego urodzinowo dla Twojego syna!

      Usuń
  9. o ja też byłam już na Evereście ale ja uważam przeciwnie, że to był film z min romantyczną historią w tle ... taka miłość jak głównych bohaterów jest bardzo trudna ale jak widać na filmie byli ze sobą do końca ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy pisałam, ze to film raczej nieromantyczny to przeszło mi przez myśl, że był tam ten wątek.. Ale jednak był poboczny i nie o to chodziło, raczej trudno ze względu na niego podsumowywać cały film, że jest z gatunku romansów :) W każdym razie dla mnie to nie było aż tak istotne w całej historii.
      A jak podobał Ci się film? Bo mi bardzo. Rzadko sie zdarza, żebym wychodziła z kina tak zadowolona.

      Usuń