*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 8 stycznia 2016

Znoowu, czyli jeszcze jedno podsumowanie :D

Sporo ostatnio było tutaj tych podsumowań, ale... pokuszę się o jeszcze jedno :) 
Bo to niesamowite, jak bardzo w ciągu roku zmienia się małe dziecko i naprawdę trudno mi przejść nad tym do porządku dziennego. Siłą rzeczy wspominam teraz te nasze pierwsze wspólne chwile, dni i tygodnie i naprawdę nie mogę uwierzyć, że to małe, płaczące zawiniątko, to nasz Wikuś, który teraz urządza sobie zabawę, biegając (naprawdę, zaczyna już biegać) między pokojem a kuchnią. Który chodzi po pokoju, trzymając w jednej rączce wiaderko, drugą wrzucając do niego klocki rozrzucone po podłodze. Który potrafi już sam zamknąć zabezpieczenie szuflady (! na szczęście zamknąć, na to, że można je również otworzyć jeszcze nie wpadł, ale to pewnie kwestia czasu :P). Który podryguje w rytm muzyki, ilekroć usłyszy jej pierwsze takty. Który potrafi pokazać, że chce mu się pić, że chce na ręce albo że już nie chce jeść. Taki jest teraz nasz Wiking. 
Postęp, jaki robi dziecko w ciągu jednego roku jest niewyobrażalny. Z małej istotki, która właściwie nie dziwi i nie myśli, a jedynie czuje - i to głównie dzięki instynktowi, przeobraża się w małego człowieczka, który zaczyna wiedzieć, czego chce i często nawet wie, jak to osiągnąć. Wiking zdumiewa mnie coraz częściej tym, jak potrafi kojarzyć fakty. Ostatnio na przykład zaskoczyło mnie to, że potrafi się zwrócić do mnie o pomoc. Chodziło o drobiazg - Wikuś dorwał się do mojego telefonu. Kiedy zdarzało się to wcześniej (choć wyznajemy zasadę, żeby urządzenia typu telefon, tablet, laptop trzymać od niego jak najdłużej z daleka) , obracał sobie go w rączkach i był zadowolony. Ostatnio przestało mu to wystarczać. Telefon ma się świecić. Kiedy gaśnie (włącza się wygaszacz ekranu) przychodzi do mnie i oddaje mi telefon. Bynajmniej nie dlatego, że stracił nim zainteresowanie. Oddaje mi go i patrzy wyczekująco. Kiedy nic nie robię, zaczyna się niecierpliwić i jęczeć, kiedy - o zgrozo- zabiorę telefon uderza w płacz pełen złości. Kiedy naciskam guziczek powodujący, że telefon na parę sekund się znowu zaświeci, bierze go ode mnie z zadowoleniem. Telefon gaśnie, Wiking podchodzi i mi go oddaje... Niesamowite jest dla mnie to, że nikt go tego przecież nie uczył, a on po prostu nagle, z dnia na dzień, wie co robić (czytaj: nie umiem włączyć, idę do mamy, mama naprawi) To dziecko ma rok! W życiu nie spodziewałabym się, że taki maluch może być już taki kumaty!

Chyba pisałam już, że trochę żałuję, że w tych pierwszych miesiącach nie potrafiłam cieszyć się macierzyństwem. Potrzebowałam na to czasu i choć żałuję to nie mam żalu do siebie, bo uważam, że robiłam co mogłam i nie zawiniłam. Niemniej jednak są momenty, które wspominam z ogromnym sentymentem :) Ten całkiem malutki Wikuś też był na swój sposób fajny i bywało, że próbowałam na siłę wciskać go w śpioszki w rozmiarze 50 i 56, bo wydawało mi się to niemożliwe, że on rośnie :P Ale jednak zdecydowanie obcowanie z dzieckiem, które skończyło już pół roku sprawiało mi więcej radości.  Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Wiking jest taki pogodny, rzadko marudzi, mało płacze (to znaczy płacze, ale zawsze wiadomo, dlaczego, więc szybko ten płacz mija)... Obym teraz nie zapeszyła ;P
O jedzeniu już pisałam ostatnio sporo i nic się nie zmieniło. Nadal jeszcze dokarmiam Wikusia piersią, ale już nie ma w tym żadnej regularności. Myślę, że oboje dojrzewamy do tego, żeby zakończyć ten etap. Wiking zdecydowanie woli zajadać się kromką chleba posmarowaną pastą z makreli - dostaje w łapę taką kanapkę i mimo, że górne zęby (cztery na raz) dopiero mu wychodzą, radzi sobie z nią sprawnie i po chwili domaga się kolejnej. A mordkę ma tak słodko umorusaną :)
W ciągu dnia sypia niewiele. Bywa, że ogranicza się tylko do jednej drzemki, ale najlepiej jednak funkcjonuje, gdy prześpi się raz w okolicach 9-10 i drugi raz między 14 a 15. Łącznie wystarczają mu dwie godziny snu w ciągu dnia. O śnie nocnym chciałabym jeszcze napisać całą notkę, więc teraz tylko napiszę tyle, że sypia całkiem nieźle. Zazwyczaj budzi się tylko raz - albo około północy i potem śpi już do rana, albo koło czwartej. Wolę pierwszą opcję. No chyba, ze budzi się dopiero o piątej - to mogłabym nawet zaakceptować na stałe, bo kiedy kładę się o 22, jest to godzina o której mogę wstać, zwłaszcza, kiedy zacznę pracować. Być może powinniśmy dążyć do tego, żeby zupełnie wyeliminować nocne karmienie, a co za tym idzie pobudkę, ale póki nam to szczególnie nie doskwiera, to dajemy mu się najeść. W końcu grubasem nie jest :)
Jeśli chodzi o wikingową higienę, niewiele się zmieniło. Nadal uwielbia się kąpać. Dzielnie znosi też mycie ząbków, choć zwykle chodzi mu o zjedzenie pasty. Ale czasami podczas ubierania po kąpieli dostanie w rączkę szczoteczkę i tak się nią zainteresuje, że zapomina lamentować i ogłaszać wszem i wobec, że niedobrzy rodzice chcą go ubierać. Najbardziej cieszy mnie, że już od dwóch miesięcy Wiking wie, do czego służy nocnik. Nie potrafi jeszcze zasygnalizować, że chce mu się na przykład siku, ale posadzony "na tronie" robi co trzeba. Nie tylko siku :) Przy zakładaniu pieluchy nadal się denerwuje i przekręca. Chyba, że osobą zmieniającą jest niania. Oboje z Frankiem zachodzimy w głowę, jak niania to robi, że on jej grzecznie leży i się prawie nie rusza??!!
Jeśli chodzi o zabawy, to Wiking nadal często jest samowystarczalny -co prawda nie potrafi zainteresować się jedną rzeczą przez dłuższy czas, ale lubi sobie chodzić po pokoju trzymając raz jakiś klocek, za chwilę pudełko, innym razem skarpetkę... Innym razem usiądzie i bawi się wyciągając wszystko z kosza albo wrzucając zawartość z powrotem. Prawdę mówiąc trudno mi nawet teraz dokładnie opisać, co on robi "w wolnym czasie", ale często jest tak bardzo zajęty, że aż żal mu się wtrącać w te zabawy :) A kiedy zaczyna domagać się uwagi, często wystarczy, że się usiądzie obok niego na podłodze. Nawet nic nie trzeba robić, on jest już zadowolony. 

Zmienił się ten nasz Wikuś bardzo. Nie do poznania. Czasami sama sobie się dziwię, że myślałam o nim, że jest trudny :P Chociaż w gruncie rzeczy nadal tak uważam, ale tu znowu wracamy do punktu wyjścia i do tego, że po prostu jestem zbyt wymagająca i mój perfekcjonizm nie pozwala mi o sobie zapomnieć :) Ale chciałam się Wam pochwalić, że póki co opiekunka twierdzi, że takiego bezproblemowego dziecka jak Wiking to jeszcze pod swoją opieką nie miała. Mam nadzieję, że tak już zostanie :)

Oczywiście nie tylko Wiking się zmienił, ja również. O tym też już pisałam. I Wy też pisałyście. Najbardziej zmieniło się oczywiście moje podejście. Ostatnio uświadomiłam sobie w pełni, co tak naprawdę się wydarzyło. Wiking nauczył mnie jednej rzeczy, która powinna być dla mnie zawsze oczywista. Przecież to taki banał... Chodzi mianowicie o to, że wszystko mija... To właśnie przy dziecku nauczyłam się, że nie należy się do niczego przyzwyczajać. Dotyczy to oczywiście również tego co dobre, ale przede wszystkim sprawdzało się to w przypadku trudniejszych okresów i jakichś problemów - ze spaniem, z jedzeniem, ze złym samopoczuciem... Dzięki temu, że w pewnym momencie dotarło do mnie, że nic nie będzie trwało wiecznie, świetnie radziłam sobie z gorszymi chwilami. A co ważniejsze, ta filozofia samoczynnie przeniosła się również na inne aspekty mojego życia! Nagle prawdziwie uwierzyłam w to, że wszystko minie. A także, że wszystko jest do przeżycia. I że nie ma sensu przejmować się tym, na co i tak nie mam wpływu. Nie twierdzę, że stałam się nagle niepoprawną optymistką, która niczym się nie martwi, ale jednak nabrałam ogromnego dystansu do wszystkiego i wyszło mi to na dobre.

Zdaję sobie sprawę z tego, że o wielu z tych rzeczy już pisałam i się powtarzam. Ale przecież to cała ja :) A tego podsumowania jednak nie potrafiłam sobie odmówić :)

26 komentarzy:

  1. Wiking już jest fajny i kumaty, a przecież to nic w porównaniu z tym, jaki do dopiero będzie! Ja jako osoba obca dla dziecka, która widzi takowe tylko przez krótki wycinek czasu, lubię takie starsze niż jakieś dwa i pół roku. :D
    Jeśli chodzi o zabezpieczenia przeciw dzieciom, to często działają co najwyżej przeciw domowym zwierzakom, dziecko podrośnie i jak będzie chciało, odkryje, jak to obejść :p
    Mnie też się wydaje, że w obecnych notkach jest więcej optymizmu i radości, przynajmniej w porównaniu do ostatnich trudniejszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego tym bardziej się dziwię, że on już teraz taki jest :) Chyba sobie wyobrażałam, ze na tym etapie będziemy dopiero za jakiś rok :) Dotychczas też zawsze powtarzałam, że lubię dzieci takie powyżej 1,5 roku, młodsze mogły by dla mnie nie istnieć, traktowałam je trochę jako dodatek do otoczenia. Oczywiście moje własne dziecko to coś innego. Ale i tak nie mogę sie doczekać tego, jak będzie jeszcze więcej rozumiał.

      Hmm, wydaje mi sie, ze jednak mimo wszystko te zabezpieczenia spełniają swoja rolę. Teraz bez nich byloby jednak kiepsko, bo Wiking to taki typ, który wszędzie zagląda (wiem, ze nie wszystkie dzieci takie są) Jasne, że przyjdzie moment, kiedy on wszystko rozpracuje, ale liczę na to, że wtedy tez będzie o tyle bardziej rozumny, że będzie można mu wytłumaczyć, że coś nie jest dobrym pomysłem :)

      Tak, na pewno jest we mnie więcej tej radości, choć nie jestem pewna jej źródla. Ale nie narzekam, na razie jest mi wreszcie trochę wygodniej w życiu niz przez ostatnie lata. Chciałabym, żeby tak zostało.

      Usuń
    2. Z własnym dzieckiem się więcej przebywa, więc też więcej można zaobserwować, a Wiking do tego jest chyba już bardzo sprawny fizycznie jak na swój wiek.
      Mnie się przypomniało, jak kolega opowiadał, że jego trzylatek kiedyś przyszedł dumny z siebie pokazać mamie, jak się włącza nową kuchenkę i zaczął od wyłączenia zabezpieczenia - no ale jednak już był starszy. A teraz im się to zabezpieczenie przydaje na kota, którego też wszędzie pełno ;P

      Usuń
    3. No, to na pewno :)
      Mnie się wydaje to całkiem naturalne, że dziecko w końcu łapie o co chodzi z tymi zabezpieczeniami. Dobrze by było żeby właśnie było wtedy już na tyle kumate, żeby wiedzieć, że czegoś naprawdę nie wolno robić i dlaczego...

      Usuń
  2. Ja również jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak te nasze dzieci się zmieniają z takich maciopkich, kompletnie zależnych od nas istotek w super kumate dzieciaczki :)
    Nie wiem jak Wiktorek, bo nie widziałam jego zdjęć, ale co miesiąc robię Oli zdjęcia w tej samej pozycji, na tym samym tle i zmieniła się całkowicie! Z małej, okrągłej, pulchnej, czarnowłosej dziewczynki w blond włosego szczypiora! Naprawdę jestem w szoku! :)
    Również przekonałam się, że dzieciaki to niesamowici obserwatorzy. Nie trzeba im nic pokazywać, albo wystarczy raz... a oni już wszystko kodują w główkach :) U nas jest podobnie z telefonem, tylko Ola jak mi oddaje, to bierze mój palec i stuka o telefon, żeby jej włączyć... a jak odkładam rękę, to znowu bierze. Nawiązując do mycia ząbków, to jak dostaje szczoteczkę, to wyciąga rękę z nią po pastę, bo wie, że pastę się na nią nakłada. Z innych przykładów, dzwoniła wczoraj do mnie kobietka z zaproszeniem na rozmowę o pracę, wzięłam szybko długopis, żeby zapisać godzinę aby mi nie umknęła. Po chwili wzięłam Olę na ręce, a ona wyrwała mi długopis i wyciąga rękę do kalendarza... po czym zbliżyłam się do niego, a ta długopisem chciała coś nabazgrolić :) Strasznie małpuje, ale to tak fajnie wygląda! :)
    Zazdroszczę, że Wiktorek tak ładnie się bawi... :) U nas ostatnio w ogóle kryzys jest pod tym względem... mam wrażenie, że im bliżej mojego powrotu do pracy, to Ola robi się coraz bardziej "mamowa", ciągle do mnie chce, wiecznie przy nodze, sama się nie pobawi w domu, chce żeby ktoś z nią siedział, mimo że nie trzeba nic robić, ale lubi czuć czyjąś obecność przy sobie... inna sprawa jak są dzieci... wtedy mamy nie potrzebuje :)
    Na pewno wspaniały był ten Wasz pierwszy roczek, mnóstwo radości mimo wszystko Wam dał... mam nadzieję, że kolejny drugi będzie równie wspaniały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego chyba nie umiem do końca ogarnąć :) Nie spodziewałam się tego, choć bardzo mnie to cieszy :) To jest dla mnie takie miłe zaskoczenie.
      Niezły pomysł z tymi zdjęciami - swego czasu też taki mialam, choć nie do końca z tym, żeby zdjęcie było w tej samej pozycji itd, ale ostatecznie zapominałam o tym, potem zresztą zepsuł mi się aparat. Ale na szczęście i tak mamy sporo zdjęć regularnie robionych więc widać te zmiany :) Z Wiktorem to jest różnie - na początku był chudy, potem zrobił się pulchny, potem znowu chudy :) Teraz chyba znowu ma więcej ciałka, ale to pewnie dopiero po czasie się okaże. Ogólnie to cały czas jest drobny i chyba na razie zostanie pod siatką. Ale włoski mu zdecydowanie urosły i to jest chyba największa zmiana u niego, choć cały czas są jasne. Więc nie ma takiej spektakularnej zmiany jak u Was, ale zdecydowanie jest widoczna :)

      No ja naprawdę jestem zaskoczona tą zdolnością obserwacji i kojarzenia faktów :) U nas z kolei przykładem może być to, że ostatnio wzięłam jego nóżkę i zaczęłam stopką naciskać klocki w zabawce grającej. Po chwili spojrzałam na niego i próbował zrobić to samo. ALbo kiedyś położyłam mu na glowie plastikowy okrągły klocek. Za chwilę to powtórzył. To małpowanie naprawdę jest fajne :)

      U nas póki co nie widać żadnych objawów tego, żeby Wikuś był do mnie przywiązany do tego stopnia, żeby nie chciał nie puścić. Bawi się z nianią nawet kiedy jestem obok. Oczywiście obawiam się, co będzie za jakiś czas, kiedy się zorientuje, że wychodzę na dłużej, ale mam nadzieję, że jednak nie będzie źle. Wiktor na ręce chce zwykle dopiero wtedy, kiedy jest już zmęczony. Albo głodny.
      Ale to "przy nodze" znam doskonale :) Czasami właśnie Wiking jest taki marudzący i podchodzi do mnie, klei się do nogi, a ja akurat muszę w tym momencie na chwilę odejść i jest krzyk. Biorę go wtedy na ręce, ale nie zawsze akurat się da.
      Tak, to prawda, że mimo wszystko ten rok był radosny. Zwłaszcza, że ta druga jego polowa zdecydowanie przeważyła szalę. I liczę na to że drugi będzie jeszcze lepszy, dziękujemy :)

      Usuń
  3. To bardzo ważne podsumowanie, którego nie mogło tutaj zabraknąć. Ten pierwszy rok życia dziecka to czas kiedy robi najwięcej postępów i najbardziej się zmienia, więc nic dziwnego, że chciałaś to uwiecznić w jednej notce :)

    Ha! No to mówiłam też już po tych notkach, że Wikuś to złote dziecko ;D Czuję małą satysfakcję, że poniekąd potrafiłam to wyczuć, zaczynam wierzyć w swoje pedagogiczne przeczucia ;p (mam nadzieję, że nie obrazisz się za to zdanie, bo to trochę w stylu " a nie mówiłam?" no i dowartościowywanie samej siebie) ;p Ale pomijając to, to naprawdę, chciałabym żeby moje przyszłe kiedyśtam dziecko było tak kochane i mądre jak Wikuś :)

    p.s. Jak już przy dzieciaczkach jesteśmy to pochwalę się - też zostałam nianią dla rocznego chłopca - Szymka ;p co prawda póki co będę z nim spędzała tylko weekendy, bo tak akurat pracują jego rodzice, ale być może to się jeszcze zmieni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak uważasz, bo właśnie też miałam takie wrażenie, że podsumowanie tego pierwszego roczku Wikusia musi się tu znaleźć - a że zbiegło się z innymi podsumowaniami... Trudno:)

      Prawdę mówiąc wcale tego nie odebrałam jako "a nie mówiłam", choc przecież jestem w dużej mierze przeczulona na te słowa:) Ale tego tak nie odczytałam :) Więc oczywiscie się nie obraziłam i cieszę się, że masz satysfakcję z tego :) No i miło mi z powodu tego, co piszesz.

      O, no to gratulacje :) Mam nadzieję, ze podzielisz sie wrazeniami :)

      Usuń
  4. Choć to Twoje podsumowanie, mogłabym się sama pod nim podpisać. Nawet pomimo tego, że do roku brakuje nam niecałych dwóch miesięcy. Widzę wiele podobieństw, zarówno jeśli chodzi o rozwój dziecka jak i przemianę wewnętrzną. Generalnie czytając notkę co akapit mówiłam sobie w myślach "o, u nas podobnie ", albo "mam tak samo" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim wypadku też te uczucia towarzyszą mi już od dłuższego czasu - właściwie to od momentu, kiedy Wiking skończył te pół roku:) Mam wrażenie, ze wtedy zmieniło się absolutnie wszystko i nic juz nie wywolywało u mnie gorszego nastroju, takjak na początku.
      Pewnie w takich wypadkach często tak bywa, że tak w ogóle można znaleźć wiele podobieństw a różnice tkwią w szczegółach:)

      Usuń
  5. Sama z chęcią zajęłabym się Wikingiem :D widzę sporo podobieństw do Błażeja i pewnie byśmy się dogadali :) mnie teraz zadziwia, jakie on rzeczy buduje z klocków (było już wszystko, łącznie z oborą i więzieniem ;)). W ogóle to pokuszę się o stwierdzenie, że Wiking jest typem dziecka, który lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło mi to czytać :)) Ale rzeczywiście, jak wspominasz czasami o Błażeju, kiedy byl mały to widać pewne cechy wspólne :)
      W takim razie już nie mogę się doczekać tych konstrukcji w wykonaniu Wikinga.
      To mnie teraz jako matkę połechtałaś :P W sensie, że mam takie fajne dziecko :D A tak bardziej serio - co sprawia, że tak myślisz?

      Usuń
    2. Z Twoich opisów wynika, że Wiking to takie samowystarczalne dziecko, czyli potrafi się sobą zająć, pracuje mu wyobraźnia i nie nudzi się. Potrzebuje czasami kompana do zabawy, ale częściej siedzi w tym swoim świecie. Lubię takie dzieci, bo one nigdy się nie nudzą, zawsze znajdą sobie jakieś zajęcie. No i też lubię dzieci, które są pogodne, wesołe. Wydaje mi się, że to też trochę zależy od rodzica, bo kiedy zdarza się typ, który trzęsie się nad dzieckiem, to maluch zawsze będzie się czegoś bał itp. (pewnie zauważysz to, jak zaczniecie chodzić na place zabaw ;)). Oby tylko Wiking nie raczył Was takimi tekstami, jak mnie Błażej :D

      Usuń
    3. Trochę rzeczywiście Wiking taki jest :) Oczywiście nie mam porównania z innymi dziećmi, ale naprawdę często jest tak, że ja sobie obok Wikinga siedzę i zajmuję swoimi sprawami, a on się bawi sam. Ostatnio hitem jest jego krzesełko do karmienia (taka nakładka na duże krzesło). Od wczoraj bawi się przy nim dosłownie godzinami! A dzisiaj jak Franek przerwał mu tę zabawę, bo chciał mu zmienić pieluchę, to był dziki wrzask!

      Ale na pewno masz rację, że od rodziców też wiele zależy. My zdecydowanie się nad Wikingiem nie trzęsiemy.

      Haha, zobaczymy, na razie jeszcze długo żadnych tekstów nie usłyszymy ;)

      Usuń
  6. czy bedzie też podsumowanie podsumowań ???? ha ha ha taki żarcik.

    Szkoda, że nie mogę Twojego bloga podesłać Młodej do poczytania, pewnie odkryłaby, że jednak wszystkie matki na początku przechodzą różne kryzysy i nie jest to nic nienormalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, Polly, że też na to nie wpadłam...
      :D Jakbym tylko wiedziała, jak to ugryźć, to czemu nie :P

      Wiesz, jeśli chodzi o mnie to możesz, bo mi to nie przeszkadza :) Ale jak siostra nie wie, że Ty piszesz bloga to może być problematyczne...
      Co do tych kryzysów... Prawdę mówiąc nie jestem przekonana, czy faktycznie wszystkie matki je mają. Znam takie, które przez to nie przechodziły i prawdę mówiąc one właśnie najczęściej miały tendencję do wymądrzania się i porównywania swojej sytuacji do innych (myślę, że to dlatego, że brakowało im trochę taktu, bo nie potrafiły sobie wyobrazić, jak może być - i niby niewinnie mówiły coś, co potrafiło dobić, bo podkreślały, jak świetnie sobie radzą).Ale na szczęście takich niefajnych typów wielu niespotkałam :) To były raczej epizody.
      W każdym razie nie mam pojęcia od czego to zależy, pewnie to kwestia organizmu i tego, jak znosi te wszystkie zmiany hormonalne, choć przyznam, że u mnie się tego nie spodziewałam, bo nigdy wcześniej nie miała problemów z PMSem itp.Ale zgodzę się zdecydowanie z Tobą, że to nie jest nic nienormalnego i na pewno nie zdarza się rzadko. Pewnie u każdego ma inny przebieg po prostu, no i też wiele zależy od tego jakie jest dziecko.

      Usuń
    2. no właśnie ona nic nie wie więc nie mogę. Po komentarzach zaraz by się połapała, że ja to ja :D kiszka ...

      Ja myślę, że takich matek błądzących jest więcej tylko spora część się wstydzi albo obawia do tego przyznać bo może być w ich mniemaniu uznana za złe matki albo wyrodne. A to chyba normalne, na naturę i hormony oraz braki snu nie ma ani recepty ani nie można przewidzieć jak kto się zachowa. Ja niestety jestem śpiochem od urodzenia (po mamusi) i spać muszę co najmniej 8 godzin żeby normalnie funkcjonować. Poza tym nie wstaję od razu rześka i radosna tylko muszę "doleżeć trochę" zanim wstanę bo inaczej zrzędzę i mogę zagryźć. I ja sobie kompletnie siebie nie wyobrażam, jakby mnie dziecko budziło przez co najmniej pierwszy miesiąc kilka - kilkanaście razy w nocy i ja bym ileś nocy z rzędu nie pospała te moje 8 godzin. Mogłabym zabić przypadkowego przechodnia :D

      Usuń
    3. Rozumiem...

      Myślę, że może być tak, jak piszesz, że wiele osób nie chce się do tego przyznać. I może nawet takie osoby właśnie najbardziej próbują wszystkich dookoła przekonać, jaka u nich sielanka...?

      Dla mnie też sen jest bardzo wazny i zawsze bardzo pilnowałam ośmiogodzinnego snu. Ale faktem jest, że jestem dość zdyscyplinowana jeśli chodzi o poranne wstawanie i ogólnie, jesli uda mi się przespać w miarę spokojnie te 7-8 godzin, to czuję się dobrze.
      Muszę przyznać, że ze snem i brakiem wypoczynku nie miałam większych problemów, nie tylko dlatego, że Wiking sypia nie najgorzej.

      Usuń
  7. To prawda, w ciągu całego życia chyba nie ma drugiego takiego etapu, w którym człowiek tak szybko by ewoluował jak w 1. roku życia:D

    Dobrze, że trzymacie sprzęty elektroniczne z dala od Wikinga:) Bo Ala, jak to przystało na młodszą siostrę, naśladującą starszą, bez problemu potrafi włączyć tablet i odszukać na nim bajkę, a na włączonym you tubie sprawnie palcem przewija po ikonach piosenek dla dzieci, wybierając co dusza zapragnie:P Wiem, wiem, nie dobrze..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz się o tym przekonałam :)

      Niby niedobrze, ale wydaje mi się, że to jest jednak nieuniknione. Na pewno przyjdzie moment, kiedy i my pozwolimy Wikingowi na taką zabawę. Po prostu trudno będzie cały czas przed nim chować takie sprzęty, skoro on już teraz tak bardzo dąży do tego, żeby się dorwać do laptopa na przykład. Takie są czasy po prostu. Ale wiem, ze da się zrobić tak, zeby dzieci miały tylko ograniczony czas takiej zabawy i na pewno będę do tego dążyła.

      Usuń
  8. Ten ostatni akapit podsumowujący to, co się zmieniło w Twoim myśleniu, jest wspaniały! Jakże często powtarzam różnym osobom, najczęściej moim pacjentom, "zobaczysz, to minie, taki stan nie będzie trwał wiecznie". Ludzie często w to nie dowierzają, zwłaszcza, kiedy jest im bardzo źle, a to przecież taka oczywistość... :) I jak widać przydatna w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest oczywistośc. Ale wcale nie jest łatwo w coś takiego uwierzyć, coś o tym wiem. Na razie mi się udaje i mam nadzieję, że tak juz będę mysleć zawsze, ale kto wie...?

      Usuń
  9. Wszystko mija, powiadasz. W sumie przyznam, że dopiero po cudzych dzieciach widzę jak szybko to się dzieje. Jeszcze wczoraj siedzieliśmy w jednej ławce w podstawówce, a dziś to ich dzieci tam siedzą :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mija, mija - choć nie tylko o ten kontekst upływu czasu mi chodzi, tylko o te różne chwile w życiu :)

      Usuń
  10. Spóźnione ale szczere życzenia dla Wikusia!!! :)Wszystkiego najlepszego!!
    To wszystko jest takie fascynujące i aż wierzyć się nie chce jak dziecko potrafi się zmienić i ile nowych umiejętności nabyć. Niby to tylko rok a zmienia tak wiele :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w jego imieniu :))

      To prawda, cały czas trudno mi w tę zmianę uwierzyć:)

      Usuń