*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 4 lutego 2016

Są powody do mruczenia*

*pamiętacie reklamę Whiskasa?

Właśnie skończyłam wprowadzać do mojej ewidencji paragony z ostatnich dni, ugotowałam (z pomocą Franka, który obrał część warzyw) krupnik w dwóch wersjach na najbliższe dni (Wikinga trochę inaczej przyprawiony). Wcześniej wróciłam z pracy, po dość intensywnym dniu, pobawiłam się z Wikingiem, potem położyłam go spać. Chwilę dzisiaj trwało zanim zasnął, ale też nie potrzebował niczego więcej niż mojej obecności i ewentualnie lekkiego smyrania po plecach, więc przy okazji czytałam książkę - zostało mi jeszcze 50 stron i chyba nie pójdę spać, dopóki nie skończę, bo to kryminał i właśnie dochodzę powoli do rozwiązania zagadki. W każdym razie, teraz jeszcze na moment usiadłam do laptopa, bo podczas gdy tarłam i kroiłam włoszczyznę do zupy, pomyślałam sobie, że jest z czego się cieszyć.

No bo tak - Wiking zupełnie naturalnie przyjął do wiadomości fakt, że pewnego dnia mama wyszła do pracy na osiem godzin i później tak już było codziennie. Myślę, że to jest jednak ogromny powód do radości, bo nie musiałam przechodzić przez poranny stres, kiedy płaczące dziecko nie chciałoby mnie wypuścić z domu, nie wyrzucam sobie, że jestem wyrodną matką, nie gryzie mnie sumienie. Nie borykamy się z żadnymi zmianami w zachowaniu i zwyczajach Wikinga - jeśli już to raczej poszły one w dobrą stronę, bo na przykład mniej więcej od miesiąca przesypia on większość nocy w całości. Cieszę się, że Wiking okazał się takim dzieckiem, które dobrze radzi sobie ze zmianami. Muszę Wam powiedzieć, że nawet nie reaguje jakoś euforycznie na mój powrót - przez pierwsze dni witał mnie szerokim uśmiechem, podbiegał do mnie i się przytulał. Teraz zawsze przychodzi się przywitać, ale uśmiecha się tylko i za chwilę leci dalej do swoich zajęć. Czasami jak go zawołam, to się przyjdzie przytulić i trochę mnie obślini, ale mój generalnie moje pojawienie się nie jest sensacją. Ale nie jest mi przykro z tego powodu, nawet się z tego cieszę, bo znowu - przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia, że dziecko usycha z tęsknoty za mną.

A tak poza tym - w pracy nareszcie się dzieje! To znaczy dzieje się u mnie. Mam ręce pełne roboty i zajmuję się naprawdę wszystkim, co tylko możliwe na razie :) Od drobiazgów takich jak zamówienie dla  naszego działu artykułów biurowych (nie że robię zakupy, tylko zgłaszam zapotrzebowanie na recepcji), poprawianie umów, zbieranie pod nimi podpisów (to bardziej skomplikowane w naszej firmie, niż mogłoby się wydawać :)) i archiwizowanie dokumentów, po bardziej rzeczowe zajęcia - na przykład wysyłanie do kontrahentów ofert w imieniu handlowców, wprowadzanie zamówień do systemu albo analiza danych w excelu. Ale bywa też, że jestem proszona o przeczytanie broszury, bo juz co niektórym wpadło w oko, że jestem drobiazgowa i chcieli, żebym sprawdziła, czy wszystko jest ok. Jako, że poproszono mnie, abym była czepialska, przyczepiłam się do jednego przecinka, jednej wielkiej litery, za dużej czcionki w jednej linijce i jednego "i" pozostawionego na końcu linijki. Zdarzyło się też, że zastępowałam kierownika jednego pionu w naszym dziale na spotkaniu. Wydeptałam też już ścieżkę do biura działu logistyki - rzeczywiście jestem łącznikiem i mam sporo z nimi do czynienia. 
Wiem, że to wszystko może brzmieć strasznie, ale ja nareszcie poczułam, że to jest to :) Naprawdę się spełniam wykonując tego rodzaju obowiązki. Lubię po prostu planować sobie zadania na dany dzień, ustalać priorytety, odhaczać kolejne zadania. Wyzwaniem jest dla mnie to, żeby te wszystkie czynności ze sobą pogodzić i połączyć je w jedną, spójną całość. Kiedy się to udaje, czuję ogromną satysfakcję. Podobnie jak wtedy, gdy zamykam za sobą drzwi biura i zastanawiam się, kiedy minęło te osiem godzin, bo przecież dopiero co tu wchodziłam...

Oczywiście myślę o tym, że i tak raczej marne szanse są na to, że będzie w tej pracy tak idealnie, jak w poprzedniej. Poza tym nadal coś mnie ściska w środku, kiedy przechodzę z tramwaju do kolejki - tą samą trasą, którą przez prawie rok, pokonywałam przynajmniej dwa razy w tygodniu z Wikingiem w wózku. Wciąż tęsknię za tamtymi chwilami. Zdaję też sobie sprawę z tego, że kryzys pewnie jeszcze nadejdzie i to nie jeden. Wiem, że będą momenty, kiedy będę zmęczona i poczuję, że sobie ie radzę.
Ale mimo to wiem, że nie ma co się roztkliwiać nad tym, co minęło i nie wróci, skoro i tak jest dobrze. Inaczej, ale przecież dobrze. Oby tak dalej się układało, to pojawią się nawet szanse na prawdziwe szczęście ;) Jakoś sobie póki co radzę i to daje mi potężnego kopa energetyczego.  Świadomość, że większość rzeczy mam pod kontrolą bardzo mnie motywuje. Tak samo, jak myśl, że jeszcze tylko jutro, a potem cudowny weekend, w dodatku z Frankiem, który ma wolne :)

6 komentarzy:

  1. Hehe nie kojarze tej reklamy :D w każdym razie mój kot nie lubi whiskasa haha :D

    Ale Ty rzeczywiscie masz powody do mruczenia, które są milion razy lepsze niż whiskas :D
    Dzielny ten Wikuś :) widocznie dobrze mu z nianią :)

    A Twoje obowiązki brzmią ciekawie :) tak to jest, że jak dużo sie dzieje to czas w pracy leci błyskawicznie i to jest fajne :p przynajmniej nie zdazysz się znużyć i zmęczyć tym znużeniem :)

    Każdy ma czasem cięższe bądź melancholijne chwile, dlatego pewnie jeszcze za tym zatęsknisz, ale najważniejsze, że teraz potrafisz cieszyć się, że jest dobrze :) i to wielkie szczęście, że tak szybko udało Ci się z tą pracą.

    Także super :D oby tak dalej :)
    I miłego weekendu :* bo my swój "weekend", który trafil w środku tygodnia wlasnie konczymy :( i juz w sobote K. Idzie do pracy i to na 2 zmiane :/ a ja siadam do pracy lic. i się uczę :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja samej reklamy może tez nie, tylko przyszło mi do głowy to zdanie z tytułu i zastanawiałam się skąd je znam i dopiero po chwili mnie olśniło :)

      Rzeczywiście z dnia na dzien robi się coraz ciekawiej u mnie w pracy i mam nadzieję, ze tak już pozostanie :) Jeszcze się okaże, że naprawdę nie będę się wyrabiać ze wszystkim, ale mam jednak nadzieję, że jakoś to ogarnę, jak już dojdę do wprawy. Ale czas leci naprawdę błyskawicznie.

      Jasne, trudniejsze momenty zdarzają się każdemu I dlatego wiem, że mnie też nie ominą :) Ale na razie i tak nie jest źle - nawet kiedy mnie tak cos lekko w tym momencie opisanym w notce ściśnie, to i tak nie jest wcale źle. To jest taki żal nostalgiczny - jak za minionymi wakacjami itp.

      Oj tak, oby tak dalej!
      No, skąd ja to znam... Ale to zawsze cos, jak chociaż w środku tygodnia trochę czasu dla siebie macie

      Usuń
  2. Myślę, że gdyby Wiking musiał pójść do żłobka, to teoretycznie gorzej mógłby znieść tą nową zmianę, jaka u Was zaszła po Twoim powrocie do pracy. Duże znaczenie ma fakt, że jednak nie zmienił on swojego stałego miejsca, zmieniła się nieco nad nim opieka, ale że przeszliście to stopniowo przyzwyczajając go do nowego, to obecnie możecie zaliczyć to do sukcesu. Czyli krótko mówiąc - są powody do mruczenia, super :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, ale tak jak napisałaś, to jest założenie czysto teoretyczne, zwłaszcza, że Wiking bardzo lubi zaskakiwać swoimi reakcjami.
      W zasadzie między innymi dlatego nie braliśmy pod uwagę żłobka, żeby jak najbardziej zminimalizować odczuwanie przez Wikinga dużych zmian, jakie zaszły, więc tym bardziej nie ma sensu się zastanawiać, jak mogłoby być, bo to było nasze świadome działanie :)

      Tak stopniowo się jednak nie przyzwyczajał, bo nie było na to czasu :) Przyszly święta i po nich mieliśmy mieć tydzień adaptacyjny, ale tak się złożyło, że niania się rozchorowała i zabrakło nam tego czasu, więc można powiedzieć, ze Wiking został rzucony na głęboką wodę jeśli o to chodzi, ale wcale nie zrobiło to na nim wrażenia.
      W każdym razie reakcje Wikinga to tylko jeden z kilku pozytywów i bardzo mnie to cieszy, mam nadzieję, ze mruczec będzie można jeszcze długo ;)

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę , że tak sobie radzisz matko pracująca :-), ze praca daje Ci satysfakcję i zadowolenie :-). A Wiking jest bardzo dzielny:-) naprawdę! . moja Gwiazda za nic by nie została. .jest takim dzieckiem, mimo , że nie chowamy Jej pod szafą ;-) potrafi zrobić awanturę i to na 1001 fajerek na widok dziadka. Buzki Margolciu i oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) A mnie jest bardzo miło, że cieszysz się razem ze mną :)
      No tak, na pewno bardzo dużo zależy od charakteru dziecka i przyznam, że bardzo cieszy mnie, ze cieszył nam się taki egzemplarz, bo na pewno byloby mi dużo trudniej, gdyby na przykład Wiking źle znosił codzienną rozłąkę.
      Buziaki!

      Usuń