*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 9 maja 2016

Chorobowe.

O tym, że doba jest za krótka, wiemy wszyscy, prawda? Więc nie będę się nad tym rozwodzić. Ale ostatnio stwierdziłam, że mój problem polega po prostu na tym, że zdecydowanie za dużo bym chciała. Wszystko bym chciała zrobić, ogarnąć, załatwić... A potem się dziwię, że mi się nie udało.  A przecież i tak nie jest najgorzej, przecież mnie znacie i wiecie, że w gruncie rzeczy nawet sporo zajęć udaje mi się w tej krótkiej dobie pomieścić.

A tak w ogóle to jestem na zwolnieniu lekarskim. Niby od dzisiaj, ale musiałam pójść do pracy. Teoretycznie tylko na spotkanie, ale spotkanie trwało prawie cały dzień. Miałam zamiar po prostu zapomnieć o tym zwolnieniu i nie zostawiać go w kadrach, ale dowiedziałam się, że to nie będzie oznaczało, że ten świstek sobie po prostu zniknie. A więc do środy choruję. 
I już mnie nosi! Mam świadomość, że jutro nie idę do pracy i już jest mi z tym bardzo dziwnie i mam wrażenie, jakby właśnie uciekł mi autobus, który wiezie wszystkich moich znajomych na wycieczkę i że ominie mnie coś bardzo ważnego. Baardzo dziwne uczucie. Czy to już pracoholizm? :)) Niee, pracoholiczką nie jestem na pewno. Ale nieswojo mi z tym. Zwłaszcza, że tak się niefortunnie złożyło, że zastępuję mojego kolegę handlowca, który jest na urlopie i mam sporo dodatkowej pracy. Więc i tak będę musiała na bieżąco załatwiać pewne sprawy.

To zwolnienie to pokłosie mojego złego samopoczucia z ubiegłego tygodnia. Tak naprawdę cały czas od tamtej pory źle się czuję, męczy mnie kaszel, bóle głowy i miewam stan podgorączkowy. Lekarka zasugerowała więc, że powinnam to wyleżeć. Nie miałam zbyt wiele czasu do namysłu, więc po prostu przyjęłam to zwolnienie, stwierdzając, że w razie czego mogę je właśnie zignorować. Ale okazało się, że to nie takie proste. I teraz żałuję, choć jeszcze dwa dni temu, perspektywa takiego przymusowego wolnego w sytuacji, kiedy niania i tak zajmie się Wikingiem brzmiała prawie kusząco. Myślałam, że ponadrabiam trochę zaległości... 
No nic, może jeszcze do jutra mi się odmieni. I może jakoś przeżyję te dwa dni bez mojej firmy :P

19 komentarzy:

  1. Jak wyleżeć, to mus wyleżeć! Firma się nie zawali przez dwa dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby się nie zawaliła, ale nie wiem, czy to nie dlatego, że i tak byłam na łączach ;)

      Usuń
  2. Skoro lekarka widzi powód by leżeć to trzeba leżeć. Zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przynajmniej pojedziesz dłużej z Wikingiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobędziesz, of kors :-D Przepraszam za słownik ;-)

      Usuń
    2. No, nie do końca, bo miałam do zrobienia kilka pilnych rzeczy służbowych, więc i tak siedziałam przy komputerze w drugim pokoju albo wisiałam na telefonie.
      Ale też przyznać muszę, że nie czuję niedosytu jeśli chodzi o spędzanie czasu z Wikingiem :)

      Usuń
    3. Noo, ale fajnie jest po prostu móc pobyć z dzieckiem ;-)

      Usuń
    4. No tak, ale ja tak po prostu z nim jestem w każdy weekend i niemal codziennie po pracy :)
      Prawdę mówiąc celowo nie zwalniałam naszej niani na czas mojego chorobowego, bo zakładałam, że jeśli nie będę pracować, to będę miała trochę czasu dla siebie i na ogarnięcie zaległych domowych spraw.

      Usuń
  4. racja, że zwolnienie nie zniknie, ono i tak zostaje dostarczone do ZUS-u, w końcu w trzech egzemplarzach jest wystawiane :P
    ale w sumie, to przyda Ci się na wykurowanie to wolne, nei ma co lekceważyć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że jest w kilku egzemplarzach, ale jakoś nigdy nie sądziłam, że to może być problem tego rodzaju.

      Usuń
  5. Dokładnie, Tobie i tak dużo udaje się upchnąć w ciągu doby, a najbardziej podziwiam to, że przy tym nie zaniedbujesz ilości snu. Ale niestety nie da się upychać nowych zadań w nieskończoność.
    Mnie zwykle spokojne posiedzenie w domu pomaga szybciej wrócić do zdrowia. Czasami trzeba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sen to u mnie podstawa, faktycznie rzadko się zdarza, żebym spała krócej niż osiem godzin. Ale na inne rzeczy czasami pozostaje juz niewiele czasu, chociaż staram się robić, jak najwięcej.
      Pewnie masz rację - czasami trzeba.. :)

      Usuń
  6. Ja mam podobnie do Ciebie, szczególnie ostatnio, mam tyle planów na dany dzień aż jestem zła czasami, że ten czas tak szybko leci i nie zdążyłam się ze wszystkim wyrobić bo już jest koniec dnia :P

    NO jak mus to mus, czasem lepiej wyleżeć i żeby rzeczywiście przeszło niż się męczyć niewiadomo ile. A wiesz, że z tym zwolnieniem to ja i K. ostatnio mieliśmy to samo tzn. K. był troche chory poszedł do lekarki, ktora wcisnęla mu zwolnienie, on wrocił i stwierdził że jednak już mu lepiej i chętnie poszedłby do pracy więc sobie to zwolnienie zignoruje, ale mi coś świtało, że to się chyba tak nie da zupełnie zignorować, bo jednak chyba lekarz też wysyła jakiś druk i rozlicza się z tego, więc siłą rzeczy też kilka dni musiał przesiedzieć w domu mimowolnie :P

    W sumie... dwa dni, to chyba szybko zleciały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to chyba nawet nie mam czasu pomyśleć o tym, czego danego dnia nie zrobiłam :P Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale tak jest!

      Nie jestem pewna, na ile przeszło mi po tych dwóch dniach spędzonych w domu. No ale może faktycznie trochę było mi to potrzebne. Chociaż i tak musiałam pracować.
      Nie miałam pojęcia, że tak to działa z tymi zwolnieniami.

      Szybko, zwłaszcza, że byłam zajęta.

      Usuń