Jest
lepiej. Grypa chyba powoli mija. Dzisiaj słońce jakby jaśniej świeci.
Ale jeszcze nie mówię hop, bo do wieczora daleko. Może sens wszystkiego,
co robie powróci…
Rozmawiałam
wczoraj z mamą na skypie i tak jej się trochę żaliłam, że tak mi smutno
jest, że nie wiem dlaczego. Że tak jakoś te dni mijają, idę do pracy,
po południu mam czas na aerobic, czytanie, ale jakoś nic mi się nie
chce. Koleżanki powyjeżdżały – mimo, że i tak nie spotykam się jakoś
specjalnie często z nimi, to mnie to zdołowało trochę. A mama mi
powiedziała, że tak właśnie wygląda życie. No tak, to prawda. Może
właśnie to mnie tak zdołowało. Z jednej strony tak dużo się dzieje wokół
mnie, ciągle coś, jestem zabiegana i mam mnóstwo na głowie. Ale z
drugiej wydaje mi się, że wszystko już przeżyłam i nigdy już nie będę
miała takich przygód jak wtedy, kiedy miałam 16 lat. Tyle, że jeszcze
parę dni temu mi to nie przeszkadzało, dopiero ostatnio dopadła mnie
taka melancholia. No cóż, może rzeczywiście przejdzie.
Dzisiaj
w pracy przyszedł do mnie jeden ze współpracowników. Tak żeby pogadać.
Spytał co słychać. Powiedziałam, że dobrze, jakoś leci. A on na to, „no,
z tego co zauważyłem, to raczej nie jesteś osobą która narzeka prawda?”
No i dobrze. Cieszę się, że tak mnie ludzie postrzegają. Narzekać to
sobie pewnie narzekam, tylko staram się nie przy wszystkich. I nie
narzekam na to, co sama sobie wybrałam. Jeśli dokonam już jakiegoś
wyboru, to raczej się nie zdarza, żebym potem żałowała. Zawsze sobie
mówię, że widocznie tak było mi pisane i zamiast myśleć, co by było
gdyby, cieszę się tym, co mam. Na studiach, i tych dziennych i zaocznych
ciągle spotykałam ludzi, którzy narzekali. To za dużo nauki, to za
mało, to zbyt wymagający wykładowcy, to się niczego nie nauczą itd. A ja
starałam się znaleźć raczej dobrą stronę tego wszystkiego. Może to
dlatego, że nie chcę przyznać się sama przed sobą, że dokonałam złego
wyboru? Ale raczej nie sądzę, bo naprawdę nie żałowałam. Wolę być
zadowolona z tego co robię i co mam. Dlatego nie jest mi dobrze z
przygnębieniem i ciągłymi łzami. Mam nadzieję, że naprawdę mi przeszło.
Ale któż to wie. Może przechodzę jakiś kryzys wieku… średniego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz