Jak ja lubię takie weekendy kiedy nic nie muszę robić, załatwiać żadnych spraw, nigdzie jechać (no chyba że do domu ), słowem, kiedy nie mam żadnych planów
Franek był w pracy, więc weekend spędziłam czytając nad Wartą i
korzystając ze słońca. A wieczorami drinkowałyśmy. Co prawda nie do
końca wyszło tak jak planowałyśmy, bo z Justyną napiłyśmy się trochę w
piątek a kontynuacja miała być w sobotę po powrocie Doroty. Ale jakoś
wczoraj dziewczyny przymulone były. Ale tak to już jest, że jeśli chodzi
o picie, to najlepsze są spontany.Wypiłyśmy parę drinków, od malibu z
mlekiem, przez gorzką żołądkową z sokiem grejpfrutowym (btw malibu z
grejpfrutem też całkiem niezłe )
po malinówkę domowej roboty. Ale efektu betonu nie było i w miarę
trzeźwe poszłyśmy spać. A szkoda. Nawet naszła mnie ochota na jakąś
imprezę na mieście, ale nie miałam z kim. Nawet do Franka zadzwoniłam i
mu się nie chciało. Raz na rok zachce mi się iść do klubu i nie ma z kim
no! No cóż, trudno. Ale nie narzekam, bo przynajmniej niedzieli nie
miałam wyjętej z życiorysu
I mogłam znowu nad Wartą posiedzieć. Wiem, ze wszyscy narzekają na
upały, ale ja nie! Ja się mogłam nareszcie powygrzewać na słoneczku i
wyrównać trochę opaleniznę. Za to teraz zdycham. Strasznie mi gorąco,
mimo że siedzę w mojej leciutkiej satynowej piżamce. To chyba od
komputera tak grzeje, więc będę kończyć
A tak na zakończenie zostawię fotkę z wesela Margolka i Franuś w prawie całej okazałości. Naszymi pięknymi pyszczkami nie będę się chwalić
A tak na zakończenie zostawię fotkę z wesela Margolka i Franuś w prawie całej okazałości. Naszymi pięknymi pyszczkami nie będę się chwalić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz