To się objadłam
Od wczorajszego wieczora oczywiście prawie cały czas coś się je. Same
pyszności. Aż się źle czuję dzisiaj, mam nadzieję, że na dłuższą metę
takie obżarstwo mi nie zaszkodzi
Wieczerza wigilijna jest na pewno inna w każdym domu, nie wspominając
już o regionach. Ja od dziecka byłam przyzwyczajona do tych samych
potraw i ze zdumieniem przyjmowałam fakt, że gdzieś nie jada się podczas
Wigilii zupy grzybowej albo pierogów. U nas Wigilia rozpoczyna się
(oczywiście pomijam dzielenie się opłatkiem :)) zupą grzybową. Jeśli
ktoś chce to z chlebem. To jest jedyny dzień w roku, kiedy jemy zupę z
suszonych grzybów. Później mamy przeważnie pierogi z kapustą i grzybami
oraz uszka i barszczyk do popicia. Następnie na stół wjeżdżają wigilijne
gołąbki – bez mięsa. A potem karp smażony i w galarecie. Poza tym
zawsze mamy śledzie. To są pozycje obowiązkowe u nas, bez których dla
mnie po prostu nie byłoby Wigilii. Koniec kropka. Zresztą dania te jemy
(no może poza barszczem i śledziami) tylko w tym dniu, pewnie dlatego
tak bardzo kojarzą mi się ze świętami. Na koniec, na taki jakby deser,
zawsze jemy kutię. Nie wiem czy wiecie co to jest: zmielony mak,
pszenica, orzechy, rodzynki i miód. My dodajemy jeszcze wody, żeby nie
była za słodka. Jada się ją obowiązkowo bardzo zimną. Może nie ma u nas
typowych dwunastu dań, ale zawsze sobie tak policzymy, żeby potraw
jednak było dwanaście i tym sposobem wczoraj zjadłam:
1. zupa grzybowa2. chleb
3. pierogi
4. uszka
5. barszczyk
6. śledź
7. śmietana
8. gołąbki
9. karp smażony
10. karp w galarecie
11. kutia
12. wino
Jest
dwanaście? Jest :PP Co z tego, że troszkę naciągane. No i nie mogę nie
wspomnieć o tym, że mamy na stole wigilijnym również „potrawę”, która
prawdopodobnie w niewielu domach się na tym stole znajduje. Jest to tak
zwana trzynasta potrawa, mianowicie coca cola :PPP Chodzi o to, że
podobnie jak większość tych potraw, cola pojawia się u nas tylko na
święta Na co dzień jej nie pijemy, więc Wigilia bez coca coli to byłaby dziwna jakaś. To taka nasza rodzinna tradycja
Po
wieczerzy idziemy zawsze do drugiego pokoju, gdzie pod choinką czekają
na nas prezenty. I najmłodszy w rodzinie te prezenty rozdaje – wypada na
moją siostrę. Pies jej pomaga
Bo on oczywiście też dostaje swój prezent. Później jest czas na
nacieszenie się prezentami i swoim towarzystwem. Muszę przyznać, że w
tym roku Aniołek (bo u nas pod choinką prezenty zostawia Aniołek) był
wyjątkowo hojny. Nie będę się tu wszystkim chwalić, ale dostałam mnóstwo
rzeczy, które sprawiły mi ogromną radość – od kosmetyków, po śliczny
sweterek, który pasuje na mnie jak ulał (widać, że mama posłużyła
Aniołkowi za manekin, bo wszystkie trzy – razem z moją siostrą mamy ten
sam rozmiar :)). Poza tym dostałam aż trzy książki, w tym od rodziców
Franka (czyli w tym wypadku nie od Aniołka lecz od Gwiazdora:) „Blubry
Starego Marycha” – jego tato uparł się, żeby mnie poznańskiej gwary
nauczyć A od Franusia (to znaczy od Gwiazdora) dostałam bransoletkę, książkę, ulubione żelki i… grę komputerową „Gotowe na wszystko” Coś trochę w stylu Simsów. Kochany Franuś.
Ponieważ w tym roku nikt nie dostał żadnej gry zespołowej, zabraliśmy się wieczorem za grę z zeszłego roku, czyli Scrabble. Mój tata był niekwestionowanym mistrzem w tej grze. Był, bo uwaga uwaga, uczeń przerósł mistrza. Teraz to ja jestem najlepsza Wczoraj wygrałam dwa razy kiedy graliśmy w czwórkę, a dziś w pojedynku jeden na jednego pokonałam tatę pięćdziesięcioma punktami W ostatniej chwili, należy dodać, bo pojedynek był zacięty
No i tak sobie spędzam te święta. Oprócz tego pouczyłam się troszkę, odwiedziłam koleżankę, poczytałam, no i bawię się w Gotowe na wszystko Cudnie jest. Ale… trochę mi smutno. Nie wiem czemu właściwie, bo jakiś ten smutek niezdefiniowany jest. Doszłam dziś do wniosku, że może… tęsknię za Franusiem? Eh, bo człowiek to taki niewdzięczny jest, zawsze coś mu nie pasuje…
Ponieważ w tym roku nikt nie dostał żadnej gry zespołowej, zabraliśmy się wieczorem za grę z zeszłego roku, czyli Scrabble. Mój tata był niekwestionowanym mistrzem w tej grze. Był, bo uwaga uwaga, uczeń przerósł mistrza. Teraz to ja jestem najlepsza Wczoraj wygrałam dwa razy kiedy graliśmy w czwórkę, a dziś w pojedynku jeden na jednego pokonałam tatę pięćdziesięcioma punktami W ostatniej chwili, należy dodać, bo pojedynek był zacięty
No i tak sobie spędzam te święta. Oprócz tego pouczyłam się troszkę, odwiedziłam koleżankę, poczytałam, no i bawię się w Gotowe na wszystko Cudnie jest. Ale… trochę mi smutno. Nie wiem czemu właściwie, bo jakiś ten smutek niezdefiniowany jest. Doszłam dziś do wniosku, że może… tęsknię za Franusiem? Eh, bo człowiek to taki niewdzięczny jest, zawsze coś mu nie pasuje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz