Wstałam
wczoraj, jak zwykle, w okolicach szóstej. Zebrałam się dość sprawnie i
pojechałam do pracy. Jak co dzień wchodzę do jednego z CH, w którym jest
nasz lokal, wspinam się ruchomymi schodami, które o tej porze jeszcze
nie są ruchome, otwieram wejście do lokalu, zapalam światło i.. nic.
Światła nie ma. Zapalam światło w biurze, światła nie ma. Światła nie
było w żadnym z pomieszczeń. I co tu teraz zrobić? Siódma godzina, dla
mojego szefa to jest środek nocy. (Serio, zawsze mi powtarza, że nie
rozumie jak ja mogę w środku nocy do pracy przyjeżdżać:)) Nie ma do kogo
zadzwonić. Nie pozostało mi nic innego jak wycofać się rakiem. Tak też
zrobiłam.
Wyszłam z
CH i poczułam charakterystyczny zapach… Zapach poranka w Hiszpanii. Tak
właśnie pachniało powietrze, kiedy wychodziłam rano na zajęcia, gdy
mieszkałam w Cordobie. Pachniało świeżością, parującą rosą i zapowiedzią
upału. Była siódma rano, a słońce było już bardzo wysoko. Pojechałam do
najbliższego parku. Park ten zawsze jest pełen ludzi. Człowiek na
człowieku, zwłaszcza, że na środku jest wielka fontanna (o tej porze
oczywiście była wyłączona), w której można sobie pobrodzić w największy
upał. A tym razem było pusto. Mogłam sobie wybrać ławkę. Usiadłam na
słońcu, wyciągnęłam książkę i delektowałam się chwilą.
Lubię
poranki. Nie powiem, że zawsze wstaję rześka i nigdy nie mam ochoty po
prostu przewrócić się na drugą stroną i olać sprawę (zwłaszcza, że nikt
mi nie każe wcześnie przychodzić), ale tak naprawdę dochodzę do siebie
już po pięciu minutach. I lubię ten zaspany świat o tej porze. Na
ulicach nie ma jeszcze korków, ludzi mało. W pracy cisza. Około
dziewiątej robi się już zupełnie inaczej. A ja wtedy patrzę na tych
śpieszących się ludzi i po cichu się z nich śmieję, bo wiem jak wiele
stracili. W dużym mieście jest to szczególnie widoczne, bo tu życie
zaczyna później. A ja mam wrażenie, jakbym o tej siódmej rano była razem
z niewielką liczbą innych osób, dopuszczona do jakiejś tajemnicy. Wiem,
brzmi to śmiesznie, ale przecież ci, którzy zaczynają pracę o
dziesiątej rzadko mają okazję zobaczyć jak wyglądają ulice wcześnie
rano. Nie usłyszą śpiewu ptaków, bo jest już zagłuszony przez ruch
uliczny. Nie poczują zapachu kwiatów, bo kiedy rosa wyparuje, nie będzie
on już tak intensywny. Tylko o tej porze słońce ogrzewa skórę w
specyficzny sposób – bo promienie są już bardzo ciepłe, ale jednocześnie
czuć jeszcze na skórze dotyk chłodnego powietrza…
Tego się nie da nawet opisać, tej magii poranka. Bo później czar pryska. Czasami
żałuję, że chodzę do pracy tak wcześnie i nie mam możliwości wyjść do
parku o siódmej rano. Na szczęście zdarzają się od czasu do czasu takie
awarie, które pozwalają mi na wyjście w teren

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz