Czyli okazało się, że jednak nie całą Polskę zasypało
I okazało się, że większość blogowiczek z południowej i
południowo-wschodniej Polski. W Poznaniu śniegu nie ma, ale zimno i tak
jest. No i zaczęło się drapanie szyb w samochodzie. Eh, zawsze szkoda
czasu mi na to, nie mam cierpliwości do tego Ale podobno od przyszłego tygodnie ma być cieplej, więc może jeszcze bez zimowego płynu do spryskiwaczy się obejdzie.
Awaria
usunięta. Wystarczyło głupi wężyk wymienić (który notabene powinno się
wymieniać co trzy lata, a właściciele nie zrobili tego od dziesięciu).
Nic wielkiego się nie stało, ale cały czas myślę o tym co by było, gdyby
to się wydarzyło pod naszą nieobecność.
Wreszcie
piątek przed interesującym weekendem. Jutro Franek ma urodziny a ja
imieniny, a w niedzielę on z kolei ma imieniny. Co prawda jutro jeszcze
idę na uczelnię, ale to tylko parę godzin. Idę odebrać swoje pokreślone
dwa rozdziały. Mam nadzieję, że coś z nich jednak zostanie
A
tymczasem już się zdążyłam od rana zdenerwować. Nie pierwszy raz
zresztą. Bo wyobraźcie sobie, że dostawcy towaru nie znają się na
zegarku. Restauracja czynna jest od 11 i kucharze przychodzą dopiero tuz
przed 10. Nawet nie mogą przychodzić wcześniej, żeby nie nabijać
pustych godzin. Tyle razy się to powtarza tym ćwokom a i tak za każdym
razem znajdzie się jakiś, który mi tu o ósmej wjedzie na przykład ze 120
kg sosów. Nie potrafią zrozumieć, że ja jestem tutaj KSIĘGOWĄ i nie
mam w umowie odpowiedzialności za powierzony towar, więc nie mam zamiaru
tej odpowiedzialności na siebie brać. Poza tym nie znam się na tym, nie
wiem co jak się przechowuje itd. To tak jak bym kazała usiąść szefowi
kuchni przy kompie i robić analizę zużycia surowców.
Raz
przyjechał koleś i chciał się ze mną dogadać, że zostawi towar i
fakturę, a potem kucharze podpiszą i on po nią wróci. Zgodziłam się. A
on mi wpada z 25 kg zamrożonych ryb. No to ja mu mówię, że chyba nie
myśli sobie, że ja będę teraz te 25 kilo do mroźni ciągnąć. A on na to,
że to się nie rozmrozi. Jasne, nie rozmrozi się przez 3 godziny? I mam
niby ryzykować? Odprawiłam go a kilka dni później cwaniak bezczelnie się
zachował zostawił towar bez pytania. Kucharz jak to zobaczył, to zrobił
taką jazdę w firmie tego kolesia, że nawet nie wiem, czy on tam nadal
pracuje.
Dzisiaj
też wchodzi mi gość. Siedziałam za zamkniętymi drzwiami, nawet nie
wszedł, tylko poszedł na kuchnię (pogaszone światła, więc widział, że
nikogo nie ma), wrócił i bez słowa bierze wózek. No to ja wychodzę i
pytam co robi? No co on niby miał zamiar zrobić? Komu zostawić towar i
fakturę, skoro widział, że nikogo nie ma?? Potem zaczął mnie prosić, żebym zrobiła wyjątek. Ale sorry, jak ja bym tak robiła wyjątek każdemu,
kto ma w nosie prośby kucharzy, to bym nic innego przez cały dzień nie
zrobiła. Kiedyś zrobiłam taki wyjątek, jednemu, drugiemu.. i potem
biedni kucharze nie mogli się połapać z tym towarem, nie mieli nawet
miejsca się ruszyć.
Dzwoni
się do tych dostawców, prosi się, tłumaczy, a oni i tak mają w nosie. No
to ja też mam w nosie, że będą musieli dwa razy przyjeżdżać. Jakoś nie
potrafią zrozumieć, że każdy ma swoje obowiązki w pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz