Wróciłam
wczoraj wieczorem z Miasteczka i niestety nie mogłam się zbyt długo
obecnością Franka nacieszyć, bo już jakiś czas temu umówił się z
dziewczynami z pracy. Spotkanie było ustalone dość dawno i bez osób
towarzyszących
Nie czepiałam się więc za bardzo. A i tak było późno, więc poszłam
spać i tylko mu powiedziałam, żeby nie przychodził do mnie w nocy.
Obudziłam się nad ranem i zobaczyłam od Franusia słodkiego smsa,
zawierającego wyznanie miłości i zwierzenie z tego, że myśli o mnie.
Przewróciłam się na drugi boczek i od razu pogrążyłam się w słodkich
snach. Po piątej włączyłam radio, pogapiłam się w sufit, porozmyślałam o
ostatnim śnie i ruszyłam do łazienki. Po chwili spojrzałam na telefon a
tam sms. 05:50?? I sms od Franka?? Co prawda znowu wyznawał mi miłość,
ale zaniepokoiła mnie godzina. Toż to dla niego środek nocy! Zadzwoniłam
i pytam co się stało. A ten stoi i czeka aż sklep otworzą. Bo śniadanko
chce mi przynieść. Kopara mi opadła
Z racji wczesnej pory zmuszona jestem śniadać sama, więc dzisiaj
delektowałam się każdą chwilą wspólnego śniadanka o szóstej rano
Hmmm, ciekawe czy jutro też mi pójdzie po moją ulubioną bułeczkę? A
jeśli nie, to może chociaż szyby mi podrapie, bo coś mi się wydaje, że mróz już nie odpuści i moje autko będzie marzło.
Notka
oprócz pokazania jakiego to mam fajnego Franka, który sterczy
piętnaście minut pod sklepem, żeby się na świeże bułeczki załapać ma na
celu podkreślenie faktu, że w naszym związku jest wiele miłych chwil i
wiele dobrego ze strony mojego Osobistego Faceta mogę doświadczyć. Ja
wiem, że mam tendencję do pomijania tego, co dobre w naszym związku. Już
w czasach pamiętnika papierowego Franuś się skarżył, że pisze tylko o
tym, co złe. A ja już tak mam. Rzadko chwalę niestety. Wiem, że to
niedobrze, ale prawda jest taka, że trudno mnie doprowadzić do stanu
euforii. Owszem, doceniam bardzo, ale jakoś nie odczuwam potrzeby
pochwalenia się tym. A może to niedobrze? Potem z mojego bloga wynika,
że związek nasz taki sobie i właściwie trudno stwierdzić po co ze sobą
jesteśmy skoro tak często działamy sobie na nerwy i sprawiamy przykrość.
A tak naprawdę przez te 1205 dni naszego związku o wiele więcej było
chwil dobrych. Tyle się wydarzyło miłych rzeczy, które jakoś tak
zignorowałam tutaj, mimo, że cały czas mam je w pamięci. A może to też
dlatego, że nie lubię zapeszać?
Inna
sprawa, że ja w ogóle jestem bardzo wymagająca – wobec siebie i innych,
również Franka. Czasami pewnie powinnam odpuścić… Inna osoba
wychwalałaby takiego Skarba pod niebiosa. Ale nie ja. Jestem jakaś
dziwna – anty-słodziakowa
Rzadko mu słodzę, rzadko piszę jak bardzo jest dla mnie ważny i jak
bardzo Go kocham. Ale to chyba zauważyłyście. Franek nigdy nie będzie
dla mnie ideałem, bo ja mam czepialskość w sobie tak wielką, że zawsze
coś wynajdę… Ale chyba ważniejsze, że kocham Go takim, jaki jest. Bo nie
sztuka kochać ideał… Poza tym znam siebie i nie mogłabym żyć w zbyt
słodkim związku. U mnie musi być czasem gorzko, w przeciwnym razie
dostaję nudności i zamiast doceniać to, że u nas jest tak miło, zaczynam
wymyślać problemy i wkręcam sobie, że coś się w naszym związku
wypaliło.
I może powinnam jednak popracować nad sobą. I może bardziej
docenić Franusia z jednej strony, a z drugiej trochę odpuścić w
niektórych sprawach. I może częściej muszę dostrzegać drobne gesty. I
może od czasu do czasu warto napisać o tym jak jest u nas dobrze a nie
tylko kiedy przechodzimy kryzys…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz