Hmm, muszę chyba dopracować ten pomysł z wolną środą. Bo fajnie było, tylko krótko Wydawało mi się, że to cały dzień, że tyle zdążę zrobić i gucio, minęło ani się obejrzałam.
Przede
wszystkim winę muszę zwalić na książkę. Od kiedy zaczęłam pisać
magisterkę ograniczyłam się z czytaniem książek i tylko w tramwajach
pogrążam się w lekturze. Ale akurat zostało mi 100 stron do końca
kryminału i już mi się w nocy śniła akcja, więc stwierdziłam, ze muszę
się dowiedzieć, jak się wszystko skończy. No i poranek miałam z głowy.
Potem co prawda trochę przysiadłam do pracy, ale już na 14 byliśmy
umówieni ze znajomymi do kina. Oczywiście oprócz nas cały Poznań wpadł
na pomysł, żeby iść na 2012 i mimo rezerwacji, staliśmy w kolejce prawie
godzinę. Film był długi, więc dopiero przed siódmą byliśmy z powrotem. A
potem najciekawszy punkt dnia – wyjście z Franusiem na ulicę Św.
Marcin, która obchodziła wczoraj swoje imieniny.
Na
zakończenie imprezy zawsze są sztuczne ognie i co roku idziemy tam we
dwójkę. To już się stało taka nasza małą tradycją. Co ważne idziemy
zawsze sami. Nawet jeśli znajomi chcą się z nami umówić, to odmawiamy,
bo to jest takie nasze małe wydarzenie. Może to śmieszne, bo nawet nigdy
nic się nie wydarzyło takiego, żebyśmy mieli co wspominać. Ale jakoś
tak zawsze mi się kojarzy jak stoimy we dwójkę przytuleni, żeby cieplej
było i czekamy na pokaz fajerwerków. Zawsze jest opóźnienie, bo co roku
jakiś samolot jeszcze nie zdąży wylądować i muszą czekać z odpalaniem na
zgodę z lotniska, a my wtedy korzystamy z chwili na rozmowę albo
wspólne milczenie. Zawsze jest miło. A potem wracamy razem na piechotę,
bo nie chce nam się walczyć o miejsce w tramwaju z tym tłumem, który
opuszcza ulicę. Myślałam, że tylko ja mam takie skojarzenia z tym dniem,
ale kiedy znajomi zaprosili nas na wspólne wyjście wieczorne, okazało
się, że Franek też nie chce, żeby ktoś nam towarzyszył. Taka mała rzecz a
cieszy.
A tymczasem łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy cierpią ostatnio na brak czasu Mam wrażenie, ze zawsze w listopadzie czas się kurczy
W każdym razie odliczam już dni do grudnia, bo wtedy prawdopodobnie
będę już miała z głowy magisterkę. A dziś czeka mnie straszna sprawa.
Muszę przeczytać cały ostatni rozdział mojej pracy i trochę go
zredagować, żeby był zdatny do użytku przez promotora w sobotę. Ehhh, to
jest chyba najgorsza część z całej tej pisaniny
Mały dopisek:
Zawsze chciałam zrobić sobie FunTest, ale nigdy nie miałam potencjalnych „rozwiązywaczy” Dziewczyny ostatnio podsunęły mi pomysł i oto i on:
Bardzo
proszę podpisywać się w taki sposób, abym Was mogła rozpoznać. Nauczona
doświadczeniem blogowiczek, mam zamiar kasować odpowiedzi wszelkich
iksów, buziek i znaków zapytania :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz