Ufff…
Ciąg dalszy opowieści będzie na pewno, ale wybaczcie, najpierw muszę
dać upust mojej radości! Po pierwsze Franek zdał egzamin, bez którego
nie mógłby dalej robić kursów zawodowych! Odkręca całą tę sytuację, w
której tak nabroił i nakłamał. Uczęszcza na kurs, niedługa ma mieć jakiś
wyjazd szkoleniowy… To był egzamin na prawo jazdy kategorii D a
wiadomo, że bez tego ani rusz! Nie było łatwo i nie było to pierwsze
podejście, na szczęście trafił na mało czepialskiego egzaminatora, bo
ostatnio jeden czepiał się o byle drobiazg. I udało się! Kamień z serca.
Dzięki temu widmo konieczności zapłacenia kilku tysięcy kary (tak, w
coś takiego między innymi wpakował się mądry Franek) troszkę blednie i
jeśli się wyrobi ze wszystkim do połowy lutego, to będzie dobrze i nie
dość, że płacić nie będzie musiał, to jeszcze dostanie pracę… To
wszystko byłoby niemożliwe, gdyby nie zdał tego egzaminu dzisiaj. Nie
zdążyłam dzisiaj za wiele u Was skomentować, ale od dziewiątej zajęta
byłam trzymaniem kciuków, więc same rozumiecie :))
Oczywiście
to jeszcze nie koniec i jeszcze kilka egzaminów przed nim, więc na
pewno od razu z górki nie będzie. Zapowiada się kilka wcale nie takich
łatwych testów i nie wiem, czy tak od razu sobie z nimi Franek poradzi.
Ale zawsze to krok naprzód….
A druga
sprawa – wczoraj postawiłam kropkę na koniec ostatniego zdania mojej
pracy magisterskiej. Napisałam!! Oczywiście to jeszcze nie koniec – mam
jeszcze do poprawki jeden rozdział i pewnie jak promotor odda mi te już
poprawione to i tam jeszcze coś do poprawki się znajdzie, ale to już
pikuś w porównaniu z kombinowaniem nad treścią pracy. Wyrobiłam się
przed świętami. Hurra!
Jest
jeszcze wcześnie, więc nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale
nie będę miała przeciwko, jeśli dobra passa utrzyma się do wieczora a
potem nawet przeniesie się na kolejne dni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz