No
dobra, na razie mi przeszło. Przynajmniej przestałam gryźć ;)) Siadłam
wczoraj do tej pracy i coś tam napisałam. Nie powiem, że szłam jak
burza, ale do przodu się ruszyłam i humor mi się trochę poprawił. Na
dzień dzisiejszy muszę jeszcze poprawić ostatni rozdział, dokończyć
wstęp i napisać zakończenie. Uhhh… Let’s get it over with….
A tymczasem za trzy godzinki wyruszam z powrotem do Poznania (bo
przyjechałam na weekend do Miasteczka), nie chce mi się trochę siedzieć
ponad trzy godziny za kierownicą, ale jak mus to mus. Akurat się tak
zdarzyło, że Dorota i Evita będą jechać ze mną to mi się dłużyć nie
będzie Na razie więc zmykam i oby dobry humor mi się utrzymał razem z weną do pisania.
A na koniec jeszcze koślawy dialog w wykonaniu moich rodziców Na wstępie tylko drobne wytłumaczenie, co by obrońcy zwierząt nie oskarżyli nas o głodzenie zwierzaków Bo nasz Roki to jest żarłok jakich mało. Wszystkożerny jest (no mandarynek nie lubi) i gdyby miał miskę bez dna, nie odchodziłby od niej. Dlatego od małego uczyliśmy go, że jedzenia nie ma na zawołanie, ani nie stoi cały dzień w misce, tylko o określonych porach dwa razy dziennie dostaje pełną michę (a i tak go dokarmiamy w ciągu dnia jak ładnie poprosi;)) No i wczoraj mu się włączył zegarek w brzuchu i zaczął wołać mojego tatę do kuchni. A tata niewzruszony siedzi i ogląda telewizję. Odzywa się mama:
M: Tata, no daj jeść Rokiemu, zobacz jak to dziecko (tak się moi rodzice o Rokusiu wyrażają;)) płacze.A na koniec jeszcze koślawy dialog w wykonaniu moich rodziców Na wstępie tylko drobne wytłumaczenie, co by obrońcy zwierząt nie oskarżyli nas o głodzenie zwierzaków Bo nasz Roki to jest żarłok jakich mało. Wszystkożerny jest (no mandarynek nie lubi) i gdyby miał miskę bez dna, nie odchodziłby od niej. Dlatego od małego uczyliśmy go, że jedzenia nie ma na zawołanie, ani nie stoi cały dzień w misce, tylko o określonych porach dwa razy dziennie dostaje pełną michę (a i tak go dokarmiamy w ciągu dnia jak ładnie poprosi;)) No i wczoraj mu się włączył zegarek w brzuchu i zaczął wołać mojego tatę do kuchni. A tata niewzruszony siedzi i ogląda telewizję. Odzywa się mama:
T: No już, chcę tylko zobaczyć jak Małysz skoczy.
M: Ale on jest głodny, to jest jego pora!
T: No już… Jeszcze tylko dwóch skoczków…
M: Ale to nie mi musisz tłumaczyć, tylko Rokiemu
T: Tłumaczę tobie, bo to ty marudzisz, nie on.
M: Bo ja jestem jego rzecznikiem.
Ważna osobistość z tego naszego Rokusia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz