To
nie było tak, że my nigdy na ten temat ze sobą nie rozmawialiśmy, że
niczego nie planowaliśmy. Owszem, jest to dla mnie rewolucja i wszystko
stało się dość nagle, dlatego jest to dla mnie zaskoczeniem. Ale to nie
tak, że nigdy w życiu nie przypuszczałam, że ze sobą zamieszkamy Wiedziałam, że jeśli planujemy wspólną przyszłość, to przecież prędzej czy później tak się stanie.
W
naszym związku to Franek był osobą, która jako pierwsza założyła, że ze
sobą będziemy i już. To on pierwszy zaczął mówić o nas w taki sposób,
że wiadomo było, że ma na myśli odległą przyszłość – wspólną przyszłość.
Kiedyś mieliśmy nawet konkretne plany, ale niewiele z nich wypaliło i
przez to ta nasza przyszłość nagle przestała być konkretna.
Nie
spieszyło mi się za bardzo, nie miałam ciągotek ku temu, żeby zostać
żoną. Dobrze mi się żyło. Do momentu, kiedy wyprowadziła się Dorota –
wtedy powoli zmuszona byłam zacząć myśleć o jakiejś przyszłości i
oswajać się z tym, że trzeba będzie wkrótce zmienić tryb życia. A
najwięcej zmieniło się po mojej obronie. Cieszyłam się bardzo, że
skończyłam studia i to z tak dobrymi wynikami. Ale…
Jednym
z moich ulubionych powiedzonek po angielsku jest to, że „Nature abhors a
vacuum”, i widzicie, ja podobnie jak ta natura nie znoszę próżni… Muszę
ciągle na coś czekać, do czegoś dążyć, coś się musi dziać. Nie musi to
wcale oznaczać, że w danym momencie życia nie czuję się szczęśliwa, ale
po prostu nie lubię bierności i życia z dnia na dzień. Po obronie
zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Zakończyłam pewien rozdział w moim
życiu, jakim były studia. Pracę swoją uwielbiam i choć planuję ją
zmienić, nie jest to żadnym priorytetem i na razie spełniam się
zawodowo. Miałam fajne, niezależne życie, chodziłam sobie na aerobik, do
kosmetyczki i fryzjera, spotykałam się z koleżankami… Wszystko ok, ale
okazało się, że jest jedna dziedzina mojego życia, która pozostaje w
tyle – która się w ogóle nie rozwija. Mój związek z Frankiem. Dotarło do
mnie, że przestały mnie zadowalać nasze spotkania z doskoku. Nie da się
całe życie chodzić na randki. Zaczęło mi trochę przeszkadzać to, że ja
idę do przodu, Franek idzie do przodu, ale my razem zostaliśmy gdzieś
daleko w tyle…
Jeszcze
bardziej doskwierała mi myśl, że naprawdę muszę coś zrobić ze swoim
życiem, bo za chwilę Ela kończy swoją szkołę i najprawdopodobniej
wyjedzie z Poznania… A poza tym na wieczną studentkę też się nie nadaję.
Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzję i starałam się delikatnie
uświadomić Frankowi, że nie urządza mnie takie czekanie nie wiadomo na
co i stąpanie po niepewnym gruncie – bo przecież absolutnie nie
wiedziałam na czym stoję. Owszem, on ciągle mówił o ślubie w
niesprecyzowanej przyszłości, o wspólnym życiu. Ale nic nie było
konkretne, a ja chyba zaczęłam tych konkretów potrzebować.
Nie
chciałam na niego wpływać. Uważam, że nie ma nic gorszego niż
dziewczyna, która sobie wyżebrała pierścionek zaręczynowy, więc nie o to
mi chodziło. Chciałam tylko wiedzieć jakie on ma plany. Musiałam je
poznać, żeby jakoś się do nich odnieść. Franka martwiły pewne
zobowiązania finansowe jakie miał, a przede wszystkim fakt, że po ślubie
nie mielibyśmy gdzie zamieszkać. Sytuacja wydawała mu się patowa,
twierdził, że najpierw musi o wszystkim porozmawiać ze swoimi rodzicami.
Okazało się, że to było najlepsze co mógł zrobić…
To
był moment przełomowy dla naszego związku, a przede wszystkim dla
Franka. On chyba musiał zobaczyć, że ma wsparcie w rodzicach. Przyznam,
że sama go nie poznaję. Do tej pory rozmowy o przyszłości nie należały
do jego ulubionych (co tu ukrywać, do moich też nie, nie znosiłam ich
:)) a teraz strasznie się zapalił do wspólnego życia. Zupełnie inaczej
do tego podchodzi, nagle przestał dostrzegać same problemy i to on mnie
przekonuje, że sobie poradzimy. Przyznał nawet, że teraz nie widzi
żadnych przeszkód, żebyśmy się pobrali.
Prawdopodobnie będę w najbliższych dniach bardzo monotematyczna, ale chyba się nie dziwicie za bardzo?
Mimo tych wszystkich obaw i rozterek, bardzo się cieszę, że nasz
związek ruszył z miejsca – że coś się dzieje. A dzisiaj nareszcie
usiądziemy sobie z Frankiem i ustalimy kilka spraw – do tej pory
rozmawialiśmy na temat mieszkania tylko przez telefon albo za
pośrednictwem jego rodziców, bo się mijaliśmy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz