Co
to się dzieje! Prawdziwe zmiany się szykują i chyba jestem nimi
przerażona. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. To znaczy, co ja plotę,
pewnie, że sądziłam, a nawet byłam pewna, że w końcu ten dzień nastąpi. I
nawet czasami mi się wydawało, że chyba tego chcę. No i znowu plotę –
chciałam tego. Ale jak się stało, to nagle podwinęłam mój ośli ogonek
(chyba muszę zmienić nick z Margolki na Osiołka :P) i nagle zaczęłam
szukać tylnego wyjścia.
No
to co się dzieje? Otóż wyprowadzam się. Klamka zapadła i nawet nie wiem
jak to się stało. We wtorek wieczorem byłam pewna, że nigdzie się nie
ruszę, że żadnych zmian, koniec kropka. I nawet się modliłam, żeby
sytuacja sama się rozwiązała, a najlepiej rozpłynęła w powietrzu bez
żadnych decyzji podejmowanych przeze mnie.No i sobie wymodliłam, bo
rzeczywiście decyzja podjęła się jakby sama, choć ku mojemu zdziwieniu
okazało się, że rewolucja jednak będzie.
Mało
tego. Wyprowadzam się i zamieszkam… No, zgadnijcie z kim? Z Frankiem!
To się stało tak szybko i tak nagle, że jeszcze nie ochłonęłam
Będę o wszystkim pisać i wszystko wyjaśniać – również wszelkie moje
rozterki, ale na razie chyba musi być chaotycznie, bo sama jestem
chaotyczna
Powiem
na razie tyle, że i tak bym pewnie musiała szukać albo nowego
mieszkania, albo nowej współlokatorki i już od jakiegoś czasu się tym
martwiłam. W poniedziałek rozmowa na temat mieszkania przypadkowo wyszła
u Franka w domu, w obecności jego rodziców, którzy się bardzo w tę
kwestię wciągnęli. Już na drugi dzień jego mama zadzwoniła do mnie
niesamowicie podekscytowana, że znalazła nam mieszkanie do wynajęcia – w
sensie, że mi a sama zdecyduję, czy zamieszkam tam sama, czy z Frankiem
i że mam się z tym przespać.
W
pierwszej chwili się ucieszyłam. W drugiej przeraziłam. Potem już nie
wiedziałam co mam o tym myśleć. Franek się napalił na ten pomysł i w
ogóle nie przyjmował opcji, że miałabym się przeprowadzać sama.
Bałam
się podjąć decyzję, bałam się tego momentu, kiedy będę musiała
przyznać, że czas skończyć ze studenckim życiem. No i samo się
stało.Gdybym odrzuciła tę okazję, byłabym po prostu głupia. Mieszkanie w
cenie najniższej z możliwych, bo to jacyś dobrzy znajomi rodziny
Franka, którzy nie chcą na nim zarobić, ale zależy im, żeby ktoś
„porządny” tam mieszkał i pilnował chałupy. Nie ma takich cen na rynku.
Dwupokojowe, całkowicie wyposażone (tylko telewizor się zepsuł), nowe
budownictwo, no i miejsce parkingowe na zamkniętym parkingu. Szok. Nie
sądziłam, że może się tak udać.
Przeprowadzka za miesiąc. Jestem pełna obaw, ale chyba już zaczęłam się cieszyć. Chyba nawet bardzo się cieszę
Trochę nie tak to miało być, bo nie planowałam z Frankiem mieszkać
przed zaręczynami, no ale skoro los sam podsunął takie rozwiązanie…
Zaryzykuję.
Następnym razem wyjaśnię te wszystkie moje strachy, wahania i radości…
Ps. Dla moli książkowych, zwłaszcza miłośników Chmielewskiej, nowa notka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz