„Ale”
są w zasadzie dwa. Jedno z nich to monotonia. Tylko, że to akurat
niespecjalnie mi przeszkadza – jako osoba ceniąca sobie stabilizację i
nie przepadająca za rewolucjami w życiu jestem w stanie to akceptować.
Drugie „ale” ma nieco większe znaczenie: brak możliwości rozwoju. A w
zasadzie brak możliwości wykorzystania moich umiejętności i potencjału.
Zaczęłam
tu pracować jeszcze w czasie studiów – wtedy priorytetem było
dostosowanie godzin pracy do moich zajęć, praca niewymagająca zbyt
dużego zaangażowania no i możliwość zarobienia drobnych pieniążków na
własne wydatki. Apetyt rośnie w miarę jedzenia – z czasem moje wymagania
były coraz większe, chciałam zarabiać więcej – później już tyle, żebym
była w stanie się samodzielnie utrzymać. Poza tym chciałam mieć większe
uprawnienia i zajmować się czymś więcej niż kserowanie faktur i
wpisywanie ich do Excela. Udało się, zajęłam bardziej odpowiedzialne
stanowisko. Jednak już od dawna wiedziałam, że wiecznie tu pracować nie
będę. Założenie było takie, że po studiach, z magistrem w papierach i
kilkuletnim doświadczeniem w pracy zacznę szukać czegoś nowego.
Po
obronie dałam sobie tydzień luzu a potem zaczęłam myśleć. Analizowałam
moją pozycję i nie wiedziałam co robić – chciałam znaleźć nową pracę,
ale jednocześnie nie chciałam
Szkoda mi było pracy, którą bardzo lubię i w której świetnie się
czuję. Ale porozmawiałam z R. i powiedziałam mu, że planuję zacząć
czegoś szukać. Odpowiedział, że spodziewał się tego i oczywiście życzy
mi wszystkiego dobrego. Ja dodałam jeszcze, że na razie mi się nie
spieszy i temat ucichł. Potem była przeprowadzka i nie miałam ochoty na
kolejną rewolucję w życiu.

Przełomowym
momentem był któryś dzień pod koniec lipca. Wtedy zaczęłam wracać
myślami do tego, że może czas najwyższy znaleźć pracę. Na razie tylko
myślałam. Stwierdziłam, że w mojej pracy napotkałam coś w rodzaju
szklanego sufitu (choć nie mającego akurat nic wspólnego z
dyskryminacją) – już nic więcej nie mogę tutaj osiągnąć. Jest wspaniale,
ale nie wiem czy na dłuższą metę osoba tak ambitna jak ja się nie
zacznie dusić. A inną kwestią są oczywiście finanse – nie zarabiam za
mało, zarabiam adekwatnie do zajmowanego stanowiska, nie ośmieliłabym
się prosić o podwyżkę, bo uważam, że jestem wynagradzana uczciwie. Ale
jednocześnie wiem, że moje wykształcenie i kwalifikacje pozwalają mi na
pracę bardziej prestiżową. Cóż, nie po to studiowałam pięć i pół roku,
nie po to uczyłam się trzech języków, żeby teraz robić to, co mogłam
robić również po szkole średniej. Doszłam do wniosku, że należy znać
swoją wartość i umieć się sprzedać, a wiem, że mam wiele do
zaoferowania. Do tego jestem zaradna i szybko się uczę. Poza tym jednak
ogromnie dużo nauczyłam się przez te cztery lata. Nie chodzi tylko o
umiejętności związane ściśle z moją posadę. Chodzi na przykład o
umiejętności interpersonalne – pamiętam jak w pierwszych miesiącach
pracy na myśl o tym, że muszę gdzieś zadzwonić robiło mi się gorąco i
czekałam aż zostanę sama w pomieszczeniu
Kolejną kwestią jest umiejętność radzenia sobie w wielu sytuacjach,
umiejętność pracy z ludźmi, rozmawiania z nimi itd. Doświadczenie
życiowe jakie zdobyłam dzięki tej pracy jest bezcenne. Czas wykorzystać
to gdzieś indziej.

Uprzedziłam
R., że dojrzałam do tego, żeby zacząć rozsyłać CV. Szukam ofert na
różnych serwisach, znalazłam kilka propozycji dla siebie i mam zamiar
zacząć działać. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo wiedziałam, że idę na
urlop i bałam się, że dzwoniliby do mnie a ja nie mogłabym odebrać lub
nie mogłabym się stawić na rozmowie. Boję się trochę. Boję się
rozczarowania i boję się zmian. Żal mi tej pracy, szkoda mi tego
wszystkiego, co stracę, odchodząc. To jest miejsce, które tworzyłam
razem z R., to ja zarządzałam biurem – i tylko ja… Ale jednocześnie
wiem, że teraz jest dla mnie najlepszy czas na takie zmiany. Muszę w
końcu ruszyć z miejsca. Zobaczymy co się wydarzy. Pociesza mnie to, że
nie mam ciśnienia – nie muszę nic deklarować i póki co moja pozycja
tutaj jest bezpieczna.
***
A
tymczasem – akcja kciukowanie nadal w toku! Teraz przybrała nawet na
intensywności. Dziś ważą się moje losy. Wasze wsparcie jest wręcz
nieocenione
Naprawdę mam jakąś taką głupią nadzieję, że jeśli pomożecie, wyślecie
trochę pozytywnych myśli, to wszystko się ułoży po mojej myśli. Oby
nadzieja nie okazała się matką głupich, lecz wraz z wiarą pomogła mi
osiągnąć to, czego teraz pragnę.

Ło matko, jak ja przeżyję ten dzień?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz