Generalnie nie przepadam za opisywaniem jakichś wydarzeń, czy spotkań. A to dlatego, że nigdy nie da się oddać atmosfery takiej sytuacji, w której uczestniczyłam, nie da się dokładnie odtworzyć dialogów, opisywanie, że najpierw było to, a potem tamto a jeszcze później to, trochę mnie męczy. Ale z drugiej strony, warto relacjonować takie fajne wydarzenia, nawet mimo tego, że wspomnienie o nich często jest w naszej głowie ciągle żywe i piękne, to przyjemnie jest się podzielić z tym innymi - i z samą sobą :) To i tak nie to samo, ale taki zapis po jakimś czasie pozwala obudzić te wspomnienia, które się jednak często trochę zacierają.
Dlatego jednak ulegam pokusie opisania mojego wieczoru panieńskiego, po którym został ślad już jedynie w postaci Franka, kilku upominków i masy zdjęć :)
Jak już wspominałam, wszystko odbywało się za moimi plecami. To znaczy - ponieważ dziewczyny się wzajemnie nie do końca znały, to moim obowiązkiem było przekazanie Karoli numerów telefonów no i udostępnienie mieszkania na początek imprezy. Reszta działa się poza mną. Przed godziną 19 moja siostra zeszła do sklepu, żeby kupić mi breezera (zdziwiłam się, że się tak zaofiarowała, ale nie protestowałam). A po chwili usłyszałam jakieś trąbki i wrzaski. Zwróciłam na to uwagę i nawet przeszło mi przez myśl, że chyba jakiś mecz dzisiaj... Ale potem usłyszałam swoje imię. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam maszerujące dziewczyny w różu, z trąbkami i całym mnóstwem innych akcesoriów :) Narobiły hałasu na pół osiedla, a klatka schodowa wręcz się zatrzęsła, zanim się wdrapały na to moje trzecie piętro :)
Weszły i od razu włożyły mi koronę, którą miałyście okazję zobaczyć na jednym ze zdjęć tydzień temu ;) Czasu było niewiele, bo miałyśmy rezerwację stolika na mieście, dlatego od razu zabrałyśmy się do rzeczy. Na stół wjechała wódeczka i popitka a także jedzenie - znaczy się chipsy i orzeszki :) Włączyłam muzykę i wzniosłyśmy toast. Myślałam, że tak sobie posiedzimy trochę i popijemy, rozkręcając się przed imprezą główną, ale okazało się, że bardzo się myliłam i impreza główna już się zaczęła :) Dziewczyny przyniosły kosz z prezentami, ale otworzyć każdy z nich mogłam dopiero po wykonaniu zadania! Niektóre były naprawdę pestką - tak jak przeczytanie mojego nowego nazwiska od tyłu albo pomachanie stanikiem z balkonu, czy też wykrzyczenie całemy światu, że wychodzę za mąż. Ale były też takie z zupełnie innej kategorii. Musiałam na przykład zadzwonić do przyszłej teściowej i bez słowa wstępu przeczytać jakiś wierszyk, który zobaczyłam dopiero w momencie, gdy przyszło mi go czytać. Wierszyk nie należał do zbyt grzecznych i gdyby nie to, że znam moją przyszłą teściową już trochę, to na pewno bym się nie zdobyła na ten telefon. Podobnie jak nie przeczytałabym go mojej mamie. Ale teściowa tylko zaczęła się śmiać, a że była akurat na spotkaniu z koleżankami, włączyła tryb głośnomówiący i kazała przeczytać jeszcze raz. A potem życzyła nam miłej zabawy :) Musiałam też pocałować jakiegoś obcego faceta (na szczęście Juska znalazła kandydata z klasą, więc to też było bezbolesne :)) Tak naprawdę najgłupszym i najgorszym dla mnie zadaniem było zadzwonienie pod przypadkowy numer telefonu i wzdychanie do niego, jakbym pracowała pod jakimś 0700... Nie zaliczyły mi dziewczyny tego zadania za pierwszym razem, ale potem mi odpuściły. A zadanie z bananem (pokaż jak obsługujesz swojego przyszłego męża) zaliczyły tylko dlatego, że nigdy w życiu nie spodziewały się, że ja tego banana... po prostu zjem! Nie o to im chodziło, ale zatkało je z wrażenia, więc prezent dostałam :) O nie nie, nie ze mną takie numery :) To są zabawy zupełnie nie w moim stylu :) One doskonale o tym wiedzą, ale myślały, że dam się sprowokować. Trochę dałam, ale bez przesady :) Intencje jednak rozumiem, więc robiłam co mogłam :D i ogólnie naprawdę mi się podobało.
Upominki były różne - od patelni, poprzez szczotkę do kibelka, aż po gadżety z sex shopu. Ale i tak moją faworytką jest ta różowa bielizna, którą od razu na siebie włożyłam (co mogłyście również podziwiać na zdjęciach) i która ubierała mnie już do końca wieczoru :) A wieczór miał swoją kontynuację w klubie przy poznańskim rynku. Tam czekał na nas zarezerwowany stolik i chłodziła sie kolejna flaszeczka. Zanim zabrałyśmy się za jego opróżnianie, zobaczyłam lekką konsternację na twarzy Karoli i Juski. Czegoś zapomniały (niby że aparatu) - Juska wzięła ode mnie klucze i pojechała. W tym czasie Dorotka wyznawała mi swoją miłość (pisałam już, że uwielbiam, kiedy ona się napije? :))) a do Karoli przyjechał jej facet z bukietem róż i na kolanach przepraszał ją za jakąś kłótnię, którą mieli wcześniej. Nie nudziłam się więc przed powrotem Juski, która przyprowadziła ze sobą - no Franka przecież :) Tyle tylko, że nie pozwoliła mu się ubrać, więc Franek był goluteńki :) I robił prawdziwą furorę! Ruszyłyśmy wraz z nim na parkiet i wzbudzał ogólne zainteresowanie. Co ciekawe - największe wśród facetów :) DJ kilka razy komentował obecność Franka (imiennie, bo pczywiście dziewczyny zadbały o to, żeby było wiadomo o kogo chodzi :)), a ja ciągle musiałam go szukać :P To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, daliśmy sobie po prostu pełną swobodę :) W pewnym momencie było dla mnie uciążliwe tańczenie tylko z Frankiem, więc puszczałam go w tłum, ale zawsze się potem znajdował - a to tańczył z jakąś dziewczyną ("przepraszam, mogę odebrać mojego narzeczonego?" "Oczywiście, nie odbijam cudzych narzeczonych :)"), a to akurat podpierał ścianę, to znowu zalegał w jakieś loży na górze ("Przepraszam, nie wiecie, gdzie jest Franek?" "Franek ostatnio leżał przy barze" - i faktycznie leżał). Chłopaki wręcz wyrywali mi go z rąk, dziewczyny były bardziej subtelnie i przychodziły z pytaniem, czy mogą sobie pożyczyć Franka :) Czasami to ja podchodziłam do jakiejś grupki i pytałam, czy mogą się zaopiekować Frankiem, a oni chętnie się nim zajmowali :D
Bawiłam sie świetnie, szalałyśmy z dziewczynami na parkiecie, choć później powoli zaczęły się wykruszać. Spotkałam też fantastycznego chłopaka - Wojtka, który zapewnił mi i mojej siostrze świetną zabawę, a przede wszystkim zagwarantował ochronę przed namolnymi adoratorami :)) Ja nie wiem, co z tymi facetami jest, myślą chyba, że jak dziewczyny przychodzą same na imprezę to tylko czekają, aż któryś je poderwie :) A do tego zero samokrytycyzmu, niektórzy to naprawdę straszne buraki. Oczywiście, fajnie jest być w takiej sytuacji adorowanym, ale człowiek musi być z klasą. Jednak ja w ogóle nie miałam nastroju na żadne romanse (no przecież to mój panieński :P) i chciałam się po prostu pobawić! Wspomniany Wojtek wiedział, że jestem przyszłą panną młodą i nie zniechęciło go to. Tańczyliśmy dalej. Wróciłam potem do stolika i powiedziałam do siostry: "fajny ten Wojtek", na co ona" wiem, dlatego pozwoliłam ci z nim tańczyć" :P Rzecz w tym, że koleś tak jak my przyszedł potańczyć, a nie poderwać :) Spotykaliśmy się tak jeszcze kilka razy na parkiecie- tańczył to ze mną, to z moją siostrą, czasami nawet z nami obiema :P I jak tak w pewnym momencie bujaliśmy się w rytm muzyki, ktoś mnie klepnął po plecach. Odwracam się i kogóż widzę??? Franka we własnej osobie! I to tym razem nie tego nadmuchanego. No żesz! Wiedziałam, że nie wytrzymają i przylezą nam na imprezę!!!
Na początku byłam trochę zła, bo myślałam, że mam już po zabawie, ale okazało się, że Franek poszedł grzecznie do naszego stolika i tam sobie siedział z Karolą i Mietkową, a potem z moją siostrą, podczas gdy ja tańcowałam. Przyznać muszę, że w ogóle mi nie przeszkadzał i wieczoru panieńskiego absolutnie mi nie zepsuł. Nie był zazdrosny (jak to później tłumaczył, przecież wiedział, że i tak za dwa tygodnie to z nim stanę przy ołtarzu :)), potańczył ze mną trochę a najbardziej przydał się na koniec, bo zawsze to bezpieczniej wracać po nocy (no, nad ranem :P) do domu z facetem.
A w ogóle to muszę go usprawiedliwić - to nie był jego pomysł. Rok temu na panieńskim Mietkowej, Mietek nie wytrzymał i przyszedł. Wtedy było po imprezie - pojechali do domu. (a ściślej oni mieli po imprezie, bo my bawiłyśmy sie dalej :P) Tym razem to znowu Mietek, który bawił się na kawalerskim Franka, nie wytrzymał i przyjechał do żony. Zresztą ona nie lepsza, bo prawie całą imprezę wisiała na telefonie i z nim rozmawiała:) Przyszedł też znowu facet Karoli, no to Franek trochę nie miał wyjścia i wszedł z nimi. Ale jestem z niego dumna, bo wiedział, jak się zachować :) A swoją drogą - jak dobrze, że my sobie nie założyliśmy takich smyczy! O nie, nie dla mnie taki związek (bo jeśli im to odpowiada, to ok). Nie chodzi o jakąś totalną wolność i rozpustę, ale o swobodę, odrobinę oddechu, a przede wszystkim wzajemne zaufanie! I świetnie sprawdziło się to na tej imprezie.
Ale tak czy inaczej, to, że to faceci przyszli do nas świadczy tylko o jednym - że nasza impreza była lepsza :P Skoro ostatecznie skończyli u nas, no to jak to inaczej wytłumaczyć? :))) A najdłużej i tak zostałam ja z siostrą i Franek z Frankiem :) Do domu dojechaliśmy jakoś po piątej, ale Franek nie zgodził się, żeby Franek spał z nami, więc niestety Franek musiał spać pod drzwiami. Ale chyba nie ma nam za złe.
Impreza naprawdę była udana! Dziewczyny naprawdę się postarały i na pewno zapamiętam ten wieczór na długo! Fajnie było tak znaleźć się w centrum uwagi, przyjemnie było błyszczeć na parkiecie :)
Powygłupiałyśmy się, popiłyśmy (dopiero przy sprzątaniu zobaczyłam, że obaliłyśmy w domu trzy flaszki! - dwie półlitrówki i jedną siódemkę, a potem w klubie jeszcze dwie połówki! - na nas sześć to całkiem niezły wyczyn). Było mnóstwo śmiechów i pisków. Było po prostu... babsko :P A tak powinno być na panieńskim :) Pewnie jeszcze nie raz się spotkamy na babskiej imprezie, ale takiej jak ta, to już nie będzie.
Dlatego jednak ulegam pokusie opisania mojego wieczoru panieńskiego, po którym został ślad już jedynie w postaci Franka, kilku upominków i masy zdjęć :)
Jak już wspominałam, wszystko odbywało się za moimi plecami. To znaczy - ponieważ dziewczyny się wzajemnie nie do końca znały, to moim obowiązkiem było przekazanie Karoli numerów telefonów no i udostępnienie mieszkania na początek imprezy. Reszta działa się poza mną. Przed godziną 19 moja siostra zeszła do sklepu, żeby kupić mi breezera (zdziwiłam się, że się tak zaofiarowała, ale nie protestowałam). A po chwili usłyszałam jakieś trąbki i wrzaski. Zwróciłam na to uwagę i nawet przeszło mi przez myśl, że chyba jakiś mecz dzisiaj... Ale potem usłyszałam swoje imię. Wyjrzałam przez okno i ujrzałam maszerujące dziewczyny w różu, z trąbkami i całym mnóstwem innych akcesoriów :) Narobiły hałasu na pół osiedla, a klatka schodowa wręcz się zatrzęsła, zanim się wdrapały na to moje trzecie piętro :)
Weszły i od razu włożyły mi koronę, którą miałyście okazję zobaczyć na jednym ze zdjęć tydzień temu ;) Czasu było niewiele, bo miałyśmy rezerwację stolika na mieście, dlatego od razu zabrałyśmy się do rzeczy. Na stół wjechała wódeczka i popitka a także jedzenie - znaczy się chipsy i orzeszki :) Włączyłam muzykę i wzniosłyśmy toast. Myślałam, że tak sobie posiedzimy trochę i popijemy, rozkręcając się przed imprezą główną, ale okazało się, że bardzo się myliłam i impreza główna już się zaczęła :) Dziewczyny przyniosły kosz z prezentami, ale otworzyć każdy z nich mogłam dopiero po wykonaniu zadania! Niektóre były naprawdę pestką - tak jak przeczytanie mojego nowego nazwiska od tyłu albo pomachanie stanikiem z balkonu, czy też wykrzyczenie całemy światu, że wychodzę za mąż. Ale były też takie z zupełnie innej kategorii. Musiałam na przykład zadzwonić do przyszłej teściowej i bez słowa wstępu przeczytać jakiś wierszyk, który zobaczyłam dopiero w momencie, gdy przyszło mi go czytać. Wierszyk nie należał do zbyt grzecznych i gdyby nie to, że znam moją przyszłą teściową już trochę, to na pewno bym się nie zdobyła na ten telefon. Podobnie jak nie przeczytałabym go mojej mamie. Ale teściowa tylko zaczęła się śmiać, a że była akurat na spotkaniu z koleżankami, włączyła tryb głośnomówiący i kazała przeczytać jeszcze raz. A potem życzyła nam miłej zabawy :) Musiałam też pocałować jakiegoś obcego faceta (na szczęście Juska znalazła kandydata z klasą, więc to też było bezbolesne :)) Tak naprawdę najgłupszym i najgorszym dla mnie zadaniem było zadzwonienie pod przypadkowy numer telefonu i wzdychanie do niego, jakbym pracowała pod jakimś 0700... Nie zaliczyły mi dziewczyny tego zadania za pierwszym razem, ale potem mi odpuściły. A zadanie z bananem (pokaż jak obsługujesz swojego przyszłego męża) zaliczyły tylko dlatego, że nigdy w życiu nie spodziewały się, że ja tego banana... po prostu zjem! Nie o to im chodziło, ale zatkało je z wrażenia, więc prezent dostałam :) O nie nie, nie ze mną takie numery :) To są zabawy zupełnie nie w moim stylu :) One doskonale o tym wiedzą, ale myślały, że dam się sprowokować. Trochę dałam, ale bez przesady :) Intencje jednak rozumiem, więc robiłam co mogłam :D i ogólnie naprawdę mi się podobało.
Upominki były różne - od patelni, poprzez szczotkę do kibelka, aż po gadżety z sex shopu. Ale i tak moją faworytką jest ta różowa bielizna, którą od razu na siebie włożyłam (co mogłyście również podziwiać na zdjęciach) i która ubierała mnie już do końca wieczoru :) A wieczór miał swoją kontynuację w klubie przy poznańskim rynku. Tam czekał na nas zarezerwowany stolik i chłodziła sie kolejna flaszeczka. Zanim zabrałyśmy się za jego opróżnianie, zobaczyłam lekką konsternację na twarzy Karoli i Juski. Czegoś zapomniały (niby że aparatu) - Juska wzięła ode mnie klucze i pojechała. W tym czasie Dorotka wyznawała mi swoją miłość (pisałam już, że uwielbiam, kiedy ona się napije? :))) a do Karoli przyjechał jej facet z bukietem róż i na kolanach przepraszał ją za jakąś kłótnię, którą mieli wcześniej. Nie nudziłam się więc przed powrotem Juski, która przyprowadziła ze sobą - no Franka przecież :) Tyle tylko, że nie pozwoliła mu się ubrać, więc Franek był goluteńki :) I robił prawdziwą furorę! Ruszyłyśmy wraz z nim na parkiet i wzbudzał ogólne zainteresowanie. Co ciekawe - największe wśród facetów :) DJ kilka razy komentował obecność Franka (imiennie, bo pczywiście dziewczyny zadbały o to, żeby było wiadomo o kogo chodzi :)), a ja ciągle musiałam go szukać :P To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, daliśmy sobie po prostu pełną swobodę :) W pewnym momencie było dla mnie uciążliwe tańczenie tylko z Frankiem, więc puszczałam go w tłum, ale zawsze się potem znajdował - a to tańczył z jakąś dziewczyną ("przepraszam, mogę odebrać mojego narzeczonego?" "Oczywiście, nie odbijam cudzych narzeczonych :)"), a to akurat podpierał ścianę, to znowu zalegał w jakieś loży na górze ("Przepraszam, nie wiecie, gdzie jest Franek?" "Franek ostatnio leżał przy barze" - i faktycznie leżał). Chłopaki wręcz wyrywali mi go z rąk, dziewczyny były bardziej subtelnie i przychodziły z pytaniem, czy mogą sobie pożyczyć Franka :) Czasami to ja podchodziłam do jakiejś grupki i pytałam, czy mogą się zaopiekować Frankiem, a oni chętnie się nim zajmowali :D
Bawiłam sie świetnie, szalałyśmy z dziewczynami na parkiecie, choć później powoli zaczęły się wykruszać. Spotkałam też fantastycznego chłopaka - Wojtka, który zapewnił mi i mojej siostrze świetną zabawę, a przede wszystkim zagwarantował ochronę przed namolnymi adoratorami :)) Ja nie wiem, co z tymi facetami jest, myślą chyba, że jak dziewczyny przychodzą same na imprezę to tylko czekają, aż któryś je poderwie :) A do tego zero samokrytycyzmu, niektórzy to naprawdę straszne buraki. Oczywiście, fajnie jest być w takiej sytuacji adorowanym, ale człowiek musi być z klasą. Jednak ja w ogóle nie miałam nastroju na żadne romanse (no przecież to mój panieński :P) i chciałam się po prostu pobawić! Wspomniany Wojtek wiedział, że jestem przyszłą panną młodą i nie zniechęciło go to. Tańczyliśmy dalej. Wróciłam potem do stolika i powiedziałam do siostry: "fajny ten Wojtek", na co ona" wiem, dlatego pozwoliłam ci z nim tańczyć" :P Rzecz w tym, że koleś tak jak my przyszedł potańczyć, a nie poderwać :) Spotykaliśmy się tak jeszcze kilka razy na parkiecie- tańczył to ze mną, to z moją siostrą, czasami nawet z nami obiema :P I jak tak w pewnym momencie bujaliśmy się w rytm muzyki, ktoś mnie klepnął po plecach. Odwracam się i kogóż widzę??? Franka we własnej osobie! I to tym razem nie tego nadmuchanego. No żesz! Wiedziałam, że nie wytrzymają i przylezą nam na imprezę!!!
Na początku byłam trochę zła, bo myślałam, że mam już po zabawie, ale okazało się, że Franek poszedł grzecznie do naszego stolika i tam sobie siedział z Karolą i Mietkową, a potem z moją siostrą, podczas gdy ja tańcowałam. Przyznać muszę, że w ogóle mi nie przeszkadzał i wieczoru panieńskiego absolutnie mi nie zepsuł. Nie był zazdrosny (jak to później tłumaczył, przecież wiedział, że i tak za dwa tygodnie to z nim stanę przy ołtarzu :)), potańczył ze mną trochę a najbardziej przydał się na koniec, bo zawsze to bezpieczniej wracać po nocy (no, nad ranem :P) do domu z facetem.
A w ogóle to muszę go usprawiedliwić - to nie był jego pomysł. Rok temu na panieńskim Mietkowej, Mietek nie wytrzymał i przyszedł. Wtedy było po imprezie - pojechali do domu. (a ściślej oni mieli po imprezie, bo my bawiłyśmy sie dalej :P) Tym razem to znowu Mietek, który bawił się na kawalerskim Franka, nie wytrzymał i przyjechał do żony. Zresztą ona nie lepsza, bo prawie całą imprezę wisiała na telefonie i z nim rozmawiała:) Przyszedł też znowu facet Karoli, no to Franek trochę nie miał wyjścia i wszedł z nimi. Ale jestem z niego dumna, bo wiedział, jak się zachować :) A swoją drogą - jak dobrze, że my sobie nie założyliśmy takich smyczy! O nie, nie dla mnie taki związek (bo jeśli im to odpowiada, to ok). Nie chodzi o jakąś totalną wolność i rozpustę, ale o swobodę, odrobinę oddechu, a przede wszystkim wzajemne zaufanie! I świetnie sprawdziło się to na tej imprezie.
Ale tak czy inaczej, to, że to faceci przyszli do nas świadczy tylko o jednym - że nasza impreza była lepsza :P Skoro ostatecznie skończyli u nas, no to jak to inaczej wytłumaczyć? :))) A najdłużej i tak zostałam ja z siostrą i Franek z Frankiem :) Do domu dojechaliśmy jakoś po piątej, ale Franek nie zgodził się, żeby Franek spał z nami, więc niestety Franek musiał spać pod drzwiami. Ale chyba nie ma nam za złe.
Impreza naprawdę była udana! Dziewczyny naprawdę się postarały i na pewno zapamiętam ten wieczór na długo! Fajnie było tak znaleźć się w centrum uwagi, przyjemnie było błyszczeć na parkiecie :)
Powygłupiałyśmy się, popiłyśmy (dopiero przy sprzątaniu zobaczyłam, że obaliłyśmy w domu trzy flaszki! - dwie półlitrówki i jedną siódemkę, a potem w klubie jeszcze dwie połówki! - na nas sześć to całkiem niezły wyczyn). Było mnóstwo śmiechów i pisków. Było po prostu... babsko :P A tak powinno być na panieńskim :) Pewnie jeszcze nie raz się spotkamy na babskiej imprezie, ale takiej jak ta, to już nie będzie.
Ale mi humor poprawiłaś ;)))
OdpowiedzUsuńBosssski ten Twój "Franek" ;p Już na stałe zagości w Waszym domu?
No to cieszę się :))
UsuńBoski, nie? :) Na razie siedzi u nas, chociaż ubrany :P Co prawda Franek na początku jęczał, że mam go spuścić, no ale na razie jakoś nic nie mówi, więc może się przyzwyczaił :P
hahaha, spuścić Franka Franek Ci kazał ? Bez serca! ;D
UsuńBez serca no ! :) Ale z Franek i tak powoli nieco flaczeje, trzeba go będzie albo dodmuchać, albo spuścić :)
UsuńZabawa się udała, przyszła Panna Młoda zadowolona to najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że najważniejsze :) Wszystkie się dobrze bawiłyśmy :)
Usuńgdybym ja tyle wypiła to z pewnocia juz by taka notka nie powstała:D
OdpowiedzUsuńMoja siostra twierdzi, że ja byłam najbardziej trzeźwa ze wszystkich i w sumie bardzo często tak jest :) Ale moja siostra, czy Mietkowa i Juska też się trzymały dobrze, tylko Dorota i Karola trochę popłynęły, ale bez przesady :)
Usuńnaprawde musisz miec mocna glowe!
UsuńTrudno mi powiedzieć:) CHociaż możliwe, bo zawsze mnie wkurzało, że na imprezach studenckich dziewczyny zawsze szybko były pijane i zaczynałam się nudzić :) Ale jak piję z dziewczynami z liceum (w tym z Juską i Dorotą) to już zupełnie inna bajka :) Wtedy mamy przynajmniej równe tempo.
UsuńAż dziwne, że tyle pamiętasz, po takiej ilości alkoholu, musicie mieć mocne głowy :D podoba mi się sposób wplecenia obu Franków w opowieść :D i też bym chciała mieć taki udany panieński :D
OdpowiedzUsuńDla mnie to wcale nie jest dziwne :) To naprawdę nie jest największa ilość alkoholu jaką wypiłam kiedykolwiek, ale film nigdy mi się nie urwał :) Czy mocne głowy? My po prostu zahartowane jesteśmy :)
UsuńNo, poszalałyście konkretnie :D Wyczyn, ale jak człowiek się bawi, to tego alkoholu aż tak nie czuć w sobie :))
OdpowiedzUsuńAle trzeba było poszaleć, bo taka okazja się już nie nadarzy :)
UsuńMargolka, normalnie jakbym czytała własne zapiski! Nie że ją już po panieńskim, bo jestem wciąż na etapie przygotowania do poszukiwania przyszłego męża ;-) ale podejście do niektórych rzeczy mam na myśli. Bo też byłabym lekko zdegustowana takimi zadaniami-zabawami i w najlepszym wypadku po prostu je zignorowała!
OdpowiedzUsuńI jeszcze ten 'oddech' w związku - no przecież to podstawa - miłość miłością ale oddychać trzeba samodzielnie!
Ale to już blisko, jak Ty w ogóle znajdujesz czas na bloga??? :-*
No ja byłam lekko zdegustowana niektórymi, ale znam dziewczyny, więc wiedziałam, jakie były ich intencje :) Ale ogólnie zabawa była naprawdę fajna, dało się to znieść :P
UsuńNatomiast jeśli chodzi o oddech w związku, to zdecydowanie musi być! Nie wyobrażam sobie, żeby franek był całym moim światem - wiesz, bez moich aerobików, pracy, znajomych.. :) No i nawet wieczornego babskiego wyjścia od czasu do czasu.
Jakoś jeszcze znajduję :) I mam nadzieję, że tak będzie do ostatniej chwili...
Imprezy jak ta nie będzie, w końcu panieński raz w życiu.
OdpowiedzUsuńŁadny ten zielony "długopis" ;)
Ano nie będzie, więc trzeba było zaszaleć ten jeden raz :)
UsuńJeszcze się pewnie pojawi od czasu do czasu :) Kolor czcionki wybieram troche na chybił-trafił :)
Fantastyczna impreza:)
OdpowiedzUsuńTeż tak myslę :)
UsuńKObity to zaszalałyście :P Musiało być zabawnie :P
OdpowiedzUsuńBardzo zabawnie było :) Naprawdę świetny wieczór.
Usuńzadzwonić do przyszłej teściowej... chyba bym się nie odważyła:)
OdpowiedzUsuńJutrzenka
To po prostu wiele zależy od tej teściowej :) Ja się tak nie bałam :) Dla mnie naprawdę trudniejsze było zadanie z bananem :P
UsuńCzytałam z szerokim uśmiechem na twarzy, takie pozytywne wariatki, jak Twoje koleżanki to skarb :)
OdpowiedzUsuńFakt, to rzeczywiście było pozytywne wariactwo :)
UsuńHehehehe ale śmiesznie ;D Super, no super ;)) Ale masz świetne, kreatywne koleżanki, że tak to wszystko wymyśliły a dmuchany Franek świetny ;D
OdpowiedzUsuńNo ja naprawde jestem zaskoczona ich pomyslowością :)
UsuńPozytywnie, klimat pasujący do okazji i z pewnością dobrze zapamiętasz imprezę :)
OdpowiedzUsuńAle przyznam, że z niektórymi zadaniami miałabym problem :P
A co do dawania sobie odrobiny swobody jak najbardziej się zgadzam, nie wyobrażam sobie wzajemnej kontroli i fochów o osobne wyjścia - oczywiście wszystko w rozsądnych ilościach.
Tak, na pewno tę imprezę zapamiętam, to nie ulega wątpliwości. I bardzo się cieszę, bo przecież tak powinno być :)
UsuńOczywiście umiar wskazany jest w obie strony - takiego "otwartego" związkui też bym nie tolerowała, ale chodzi o odrobinę swobody :)
Świetny opis:) Ogólnie lubię Twoje pisanie, ale tą notkę czytało się z taką lekkością;)
OdpowiedzUsuńA impreza naprawdę udana:) Fajowo:) Bo ze słyszenia wiem, że nie zawsze te wieczory panieńskie są tak zabawne. Byłam na kilku dość wymuszonych. A Tobie rzeczywiście się udała. Z pewnością to zasługa towarzystwa. Tylko pogratulować:)
Nie wiem, co na to wpłynęło :) Mam wrażenie, ze zawsze pisze tak samo, ale odczucia czytelników bywają rożne :)
UsuńJa byłam na trzech panieńskich, ale wszystkie były bardzo udane - chociaż tak naprawdę każde było w innym stylu. A towarzystwo zazwyczaj jest kluczem do wszystkiego :)
Bez problemu w tym poście dało się odczuć jaka była atmosfera tego wieczoru i jak bardzo Wam się ten panieński udał;-) A Franek zdradził Ci jakie koledzy mieli dla niego atrakcje, nim dotarli do Waszego klubu?;-)
OdpowiedzUsuńTo już za 5 dni!:-)
To ciesze się, że udało mi się oddać tę atmosferę w notce :) A wieczór naprawdę był udany! Z tego co wiem, to frankowy kawalerski był jednak spokojniejszy (co było do przewidzenia, bo w naszym towarzystwie to zazwyczaj dziewczyny są bardziej postrzelone :)) Posiedzieli najpierw w domu, później byli w jakimś innym klubie, gdzie mieli rezerwację. Z tego co wiem, to Franek też musiał się wszystkim pochwalić, że się żeni :)
UsuńDziś już za 4 :)
haha zadzwonić do teściowej ?;)) o nieee ;P
OdpowiedzUsuńTo po prostu zależy od teściowej. Dla mnie to nie było zadanie niewykonalne, nawet specjalnie się nie wzbraniałam :)
UsuńPanieński zawsze kojarzył mi się z tłumem pijanych panieniek i dennymi zabawami. Twój wieczór udowodnił, że wcale tak nie musi być :)
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś na bardzo ugrzecznionym wieczorze panieńskim-koszmar!
U nas też były pijane (choć trzymałyśmy się całkiem dobrze) panienki i zabawy - chwilami pewnie denne dla osoby postronnej :P Ale jak widać po prostu wiele zależy od punktu widzenia no i przede wszystkim od towarzystwa, bo tak naprawdę to ono było najważniejsze, a nie atrakcje wieczoru :)
UsuńW każdym razie my się naprawdę dobrze bawiłyśmy, a o to przecież chodziło :)
Zawsze gdy słuchałam/czytałam jakiś relacji z takich wieczorów myślałam sobie "Nie chcę". No i swojego nie miałam (też dlatego, że w moich stronach to raczej nie tradycja tylko nowo moda);) Jednak czytając o tym Twoim wieczorze panieńskim, myślę sobie, że jeśli zorganizuje się to z wyczuciem, to może być to całkiem fajne doświadczenie, chociaż te zadania, ten wierszyk dla teściowej... Wymiękłabym;D
OdpowiedzUsuńU nas to też raczej nie kwestia tradycji:) trudno mi powiedzieć, na czym to polega, ale nie jest tak, że wszystkie panny młode mają obowiązkowo wieczór panieński :) Ale ponieważ moje koleżanki chciały zorganizować taką imprezę,to pomyślałam, że to może być całkiem fajne :) I było, chociaż nie spodziewałam się aż takich atrakcji :)
UsuńRzeczywiście myślę, że to kwestia jakiegoś tam wyczucia - ludzie znają Cię, wiedzą na co mogą sobie pozwolić i Ty też się przy nich zachowujesz swobodnie. To chyba klucz do dobrej zabawy.
Akurat wierszyk dla teściowej nie był dla mnie dużym problemem, naprawde inne zadania przyszły mi z wiekszym trudem :) I powiem Ci, że normalnie też popukałabym się w głowę i powiedziała, że w życiu tego nie zrobię, ale w tamtym momencie trochę inaczej to wszystko wyglądało :) Nie na wszystko co prawda dałam się namówić, ale też dziewczyny nie były bezlitosne :)
Myślę, że mogłoby Ci się też spodobać :) Najwyżej wierszyk przeczytałabyś komuś innemu :P
Panieński z prawdziwego zdarzenia i dziewczyny stanęły na wysokości zadania :)Czytając o tych zadaniach, to pomyślałam sobie, że z niektórymi też nie byłoby łatwo w moim przypadku :D
OdpowiedzUsuńantylia
To prawda, faktycznie dziewczyny się postarały, nie spodziewałam sie takich atrakcji :)
UsuńA co do zadan, wiesz, że normalnie też wiele z nich wydałoby mi się totalnie niewykonalnych, a jak przyszło co do czego, to większość wykonałam :) Po prostu chyba udzieliła mi się atmosfera tego wieczoru :)
To, któraś z dziewczyn musi mieć naprawdę talent plastyczny:P Kurdę twarz wygląda jak jakaś prawdziwa ze zdjęcia moim zdaniem:P
OdpowiedzUsuńA co do panieńskiego:) To się zdziwiłam, że w takich zabawach brałaś udział:) To ja przy teściowej bym wymiękła, ale moja teściowa jest inna:D I chyba by nie zniosła tego wierszyka:D Tak samo jęczenie przy telefonie nie wiem czy bym się odważyła:) Chociaż po alkoholu to może i tak:D
Z tym bananem to nieźle się wymigałaś:) Opowiadałaś o tym Frankowi? Mam nadzieję, że się nie wystraszył:D
Ja swój panieński chyba sobie zorganizuję sama:)
Juska talent plastyczny ma swoją drogą, choć trochę w innym kierunku, ale to akurat nie ma nic do rzeczy, bo te dmuchane lalki kupuje się po prostu w sex shopach (tak przypuszczam, bo gdzie indziej?) :)))) Dziewczyny niczego nie malowały.
UsuńWłasnie wiele zależy od tego, jaka jest przyszła teściowa. Dla mnie akurat to nie było jakieś specjalnie trudne zadanie, bardziej krępował mnie sam wierszyk, niż fakt, ze mam go przeczytać własnie teściowej.
Wiesz, Wy naprawdę słabo mnie znacie, choć może Wam się wydawać inaczej :) A inna sprawa, że przecież wśród bliskich mi osób mogę się zachowywać zupełnie swobodnie. Nie wszyscy mają możliwość, czy nawet prawo poznać mnie od absolutnie każdej strony.
Są sprawy, o których absolutnie nigdy nie będę się na blogu rozpisywać z różnych powodów ale to nei znaczy, że one nie istnieją. Dlatego nawet alkohol tu nie miał nic do rzeczy, (zresztą dziewczyny uważały, że jestem najbardziej trzeźwa z nich wszystkich)
Juz nawet nie pamiętam, czy opowiadałam.. a chyba tak, nawet mu pokazywałam filmik:) Nie wystraszył się, bo to naprawdę rzeczy, ktorych nie traktujemy poważnie :) Mnie to nie bawiło, nie czułam potrzeby, żeby sie w tej kwestii wydurniać, więc zrobiłam to, co było najbardziej naturalne dla mnie, bo do tego właśnei służy banan :) A Franek to rozumie, bo on ma do tego bardzo podobny stosunek - intymność to dla nas intymność.
Gdyby nie dziewczyny, nie organizowalabym sobie sama wieczoru,aż tak mi nie zależało, a poza tym to jednak nie to samo :) Prawdę mówiąc nie byłam nigdy na takim zorganizowanym przez przyszłą pannę młodą i wydaje mi się, że to trochę się mija z celem :) Nie wiem, po prostu nie potrafię sobie tego wyobrazić, bo jakoś tak wydaje mi się, że ideą tego wieczoru jest to, że to znajomi go organizują.
Ale mówiłaś, że wszystko namalowane. To, że to dmuchana lalka to się domyśliłam bo widać:D Myślałam tylko, że na szyji jest doklejana twarz z jakiegoś zdjęcia:) Potem napisałaś, że wszystko jest malowane to myślałam że twarz lalki przy zakupie była bez rysów i dziewczyny ją malowały:)
UsuńNo właśnie sam wierszyk:) Chociaż jestem ciekawa jaki to wierszyk był:P Zdradzisz?
Oceniam na podstawie tego co piszesz. Nie twierdzę, że Ciebie dobrze znam:)
Osobiście to chyba nie śmiałabym facetowi pokazać filmiku przy oporządzaniu banana, chyba żebym go tak jak ty tylko zjadła:)To pytanie czy się nie wystraszył było żartobliwe.
Mija się z celem, ale szczerze ja raczej nie dbam o to czy to jest panieński czy nie. Ale skoro siostra z koleżankami sama zdeklarowała się zorganizować to zrobimy tak żeby był panieński:) Ja im tylko podsunę pomysły:P
No namalowane - fabrycznie :) Jak inaczej miałam to określić? Przeciez to JEST namalowane :) Tylko takie pomalowane już sie po prostu kupuje. Tak jak każdy dmuchany pontonik czy coś podobnego przecież zawsze sa juz pomalowane :)
UsuńPrawdę mówiąc teraz już go nie pamiętam, ale poszukam, może w domu mam jeszcze tę kartkę :)
Nie o to chodzi, czy tak twierdzisz, czy nie, tylko o sam fakt :) O to, że wielu osobom się wydaje, ze jak tutaj o czymś nie piszę, to tego nie ma. Albo o to, że sa rzeczy, o których tu nie napiszę bez konkretnego powodu, a tylko dlatego, że takie mam własnie zasady :)No i wreszcie o to, że z moimi dobrymi koleżankami bawię się inaczej, niż tu na blogu :) Oceniasz na podstawie tego, co piszę, ale moim zdaniem nawet to nie jest wystarczającą podstawą do tej oceny, bo zwyczajnie macie sfalszowany obraz mojej osoby :) A przynajmniej zniekształcony.
Nawet swojemu N?? Ja nawet gdybym cokolwiek innego z tym bananem robiła, to komu jak komu, ale własnie Frankowi nie krępowałabym sie tego pokazać. Nie ma żadnej rzeczy, której nie mogłabym mu powiedzieć, czy pokazać.
Tak, wiem, że to było żartobliwe:)
A nie lepiej miec niespodziankę? Oczywiście, zrobisz jak zechcesz, ja po prostu mam nieco inną wizję tego wieczoru :) To jest jednak specyficzne wydarzenie ;)
Do mnie to trzeba jak do głupka::P Fabrycznie no to teraz rozumiem:)
UsuńTo prawda jest trochę zniekształcony, ale przy czytaniu kogoś, kształcimy sobie siłą rzeczy obraz tej osoby:)
Myślę, że N. nie byłby zachwycony takim filmikiem:P
Lepiej, ale nie wiem czy moje koleżanki taką niespodziankę mi potrafią zorganizować:P
:D:D Spoko, nie przeszkadza mi to :P Po prostu bawiły mnie te Twoje pytania i już nie wiedziałam, jak to inaczej wytłumaczyć :))
UsuńNiby tak, ale jednak trzeba brać pod uwagę, że człowiek w rożnym towarzystwie i różnych okolicznościach inaczej się zachowuje :)
Naprawdę? Myślę, że na Franku nie zrobiłoby to większego wrażenia :) Serio, jak tak się nad tym zastanawiam, to nie krępowałabym się jego w żadnej sytuacji :) Zresztą - już się nie krępuję :))
A może po prostu nie wierzysz w swoje koleżanki? :) No nie wiem, z drugiej strony, jakbys miała o tym jakieś wyobrażenie i ten wieczór nie spełniłby Twoich oczekiwań, to też trochę szkoda -może już lepiej sama się za to weź, chociaż nadal twierdzę, że to trochę nie tak :P
Nie tyle, że się krępuje, ale myślę żeby on nie byłby zachwycony, że pokazuje moim koleżankom nazwijmy to po imieniu robienie loda:D
UsuńTeż mi się wydaje, że trochę nie wierzę:) Więc może zostawię te sprawy w ich rękach:) Zresztą chyba przyjadę na krótko przed takim wieczorem panieńskim:)
No rozumiem, ale w moim przypadku to nie byłby problem. Nie umiem nawet tego wytłumaczyć -dlaczego, ale Franek właśnie nie wziąłby tego na serio, a po drugie, zna moje zachowania i rzadko coś mu się nie podoba. Z drugiej strony ja tez rzadko robię rzeczy, które by mu sie nie podobały, ale nawet jeśli, to i tak mu o tym mówię, nie przejmując sie tym, czy mu się to podoba, czy nie - niech wie, jaka jestem :P
UsuńZobaczysz, jak wyjdzie po prostu :)
hahaha, typowy panieński, konkursy nie złe :)
OdpowiedzUsuńmusiałam nieźle się nagłowić o co chodzi z tym frankiem, ale potem się zorientowałam, że to chyba o manekina chodzi :D
Bo może nie widziałaś ostatniej notki? :) Ona była kluczowa w tym opowiadaniu :))
UsuńWspaniała impreza. Koleżanki miały świetny pomysł :)
OdpowiedzUsuńTak, ja też tak myślę.
Usuńpowiem szczerze, że ja nie miałam panieńskiego ale Twój był jak dla mnie koszmarny ;))) w życiu nie będę z siebie robiła głupka na żadnej imprezie a już na pewno dzwoniła gdziekolwiek i darła się z balkonu. Chyba już na takie panieńskie to jestem za stara ale grunt, że Ty się dobrze bawiłaś ;))
OdpowiedzUsuńNoo, ja powiem tyle, ze wcale się jak głupek nie czułam, po prostu wiedziałam, ze to jest zabawa i pozwoliłam sobie się najzwyczajniej w swiecie wyluzować. W normalnych okolicznościach też bym się przecież tak nie zachowała :)
UsuńTrudno mi powiedzieć, może masz rację, że to kwestia wieku :)
Świetna impreza :)) Oj, będzie co wspominać za kilka lat!
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie :)
Usuńa ja tam myśle że przed Tobą nie jedna taka impreza :) babska oczywiście :) Musiałam nadrobic zalegości u Ciebie :) uffff... Ale dotarłam Tu :)
OdpowiedzUsuńI wiesz co ci powiem strasznie zazdroszczę Ci tego Franka! Niezły imprezpwicz z niego :P hahahha :) dziewczyny miały świetny pomysł :) Czy Franka można zabrac na imprezkę, tzn. pożyczyć :P hahah :)
Świetna imprezka :)
MArgolko czyżby to była ta sobota??? :)
Babska tak, ale już nie taka :) Panieński jednak jest niepowtarzalny :)
UsuńA pewnie, jak będziesz potrzebować, to daj znac, Franek się z Tobą na pewno przejdzie :)
Tak, ta sobota :)
Miałam bardzo podobny panieński, z tym że bez narzeczonego, bo w tym czasie balował w Poznaniu:P
OdpowiedzUsuńa smyczom mówimy nie!:P
Mnie obstawa w postaci narzeczonego później nawet bardzo odpowiadała, zwłaszcza, że absolutnie nie mieszał się do mojej zabawy i mogłam sobie hulać do woli :)
UsuńMoje panieńskie było w domu w pięknych okolicznościach przyrody u Przyjaciółki ze względu na to, że nie miała z kim zostawić dziecka, a mojego OM w klubie...O drugiej w nocy wszyscy chłopcy z lądowali u nas :))) A impreza przeszła do historii, ale choć zabawna to długa to historia, wiele się działo ;))) W każdym bądź razie jedna z najlepszych i najśmieszniejszych :))))
OdpowiedzUsuńFajnie, że i Ty masz już co wspominać :)))