*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 14 listopada 2012

Klimatyczne popołudnie w sosie własnym.

Nie przepadam za tygodniami, kiedy Franek chodzi do pracy na popołudniówki i kiedy kończy późno (bo na przykład w ubiegłym tygodniu też chodził na popołudnie, ale wracał już w okolicach 19/20, a teraz najwcześniej o 23, kiedy ja i tak już śpię ;)). Nie lubię tych dni, po pierwsze dlatego, że rano muszę wstawać, a on jeszcze śpi, a ja mam mu rano zawsze dużo do powiedzenia :P Po drugie - nie widzimy się popołudniu i wieczorem. I po trzecie - nie kładziemy się razem. Czasami jest tak, że w ogóle się nie budzę, kiedy przychodzi, ale dość często przez sen odnotowuję fakt, że kładzie się obok i nawet zastanawiam się, czy się z nim nie pogadać, ale zdecydowanie mi się nie chce - mimo, że wcześniej obiecałam sobie, że tym razem się poświęcę i pogadamy sobie chwilę w nocy (czasami zdarza się, że się bardziej zmobilizuję i te rozmowy są całkiem fajne).

Ale te dni mają też swoje dobre strony - mam dla siebie popołudnia. Czas, który zupełnie bez wyrzutów sumienia mogę poświęcić tylko sobie oraz pozałatwiać różne takie swoje małe sprawy. Muszę przyznać, że chociaż nie lubię tych jego popołudniówek, to całkiem lubię te krótkie chwile we własnym towarzystwie i cieszę się, że są. Nie chodzi absolutnie o żaden odpoczynek od Franka, czy jakąś odczuwalną potrzebę samotności. Raczej o wykorzystanie tych wymuszonych rozstań pozytywnie - o takie chwilowe skupienie się na sobie, swoich potrzebach, czy zainteresowaniach.
Wczoraj i przedwczoraj od razu po pracy pobiegłam na aerobik. Wróciłam dopiero wieczorem i od razu poszłam spać. Dzisiaj też miałam taki plan, ale po pierwsze powrót z pracy zajął mi chwilę dłużej, niż zakładałam, a po drugie stwierdziłam, że jeszcze się uzależnię od tych ćwiczeń (ostatnio coraz częściej myślę, że naprawdę można! ;)) i dzisiaj zrobię prezent moim mięśniom nie ruszając się z domu. 
Mały wypadek sprawił, że musiałam się przebrać, a że za oknem było już ciemno, stwierdziłam, że nie opłaca mi się wyciągać nowych ciuchów i bielizny, więc ubrałam się od razu w piżamę i szlafrok. Potem zapaliłam świeczki, kadzidełko, zaparzyłam cały dzbanek jednej z ulubionych herbat i rozpoczęłam relaks. Nastrój sobie zrobiłam nielichy. To zawsze na mnie dobrze działa - i chyba tylko za te świeczki i herbatę lubię jesienno-zimową porę :) Przez całe popołudnie i wieczór robiłam tylko to, co lubię (przypominam, że sprawami domowo-organizacyjnymi takimi jak gotowanie, czy pranie zajmuję się przed pracą ;)). Zrelaksowałam się tak bardzo, że trudno mi uwierzyć w to, że to dopiero połowa tygodnia a przede mną jeszcze dwa dni w pracy ;) Nie wiem, jak ja się jutro rano zmobilizuję.

W każdym razie, bardzo dobrze mi to zrobiło, bo rano wychodziłam z domu z dołkiem i łzami w oczach. Tak po prostu, przytłoczona drobiazgami. Potem w pracy trochę mi się poprawiło, bo wyszłam na prostą z większością spraw,  ale tak naprawdę całą robotę zrobiło tytułowe klimatyczne popołudnie w sosie własnym. Teraz jakoś tak wszystko wygląda lepiej :)
A frankowe popołudniówki kończą się dziś. Od jutra nareszcie będziemy mogli się trochę więcej spotykać w domu i rozmawiać (chociaż z kolei odpadają wspólne poranki i śniadania przygotowane przez Franka) - myślę, że chwilowo bez żalu zrezygnuję z tych spotkań z samą sobą na rzecz spotkań z mężem :) Niemniej jednak, cieszę się bardzo, że potrafię te chwile, kiedy nie jesteśmy razem po prostu lubić (inaczej to byłaby dla mnie męka, a Franka pracę musiałabym znienawidzić chyba) i przekuć na korzyść dla samej siebie :)

A na koniec migawka z wakacji...


Aż chce się krzyczeć: tu byłam! :)


30 komentarzy:

  1. O jak miło pierwsza jestem:) Ja czasami jak mój ma popołudniówki to nie mam pomysłu co mam robić:) Ale mam kilka nowych filmów i nową książkę więc zamierzam się tak relaksować. zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście tych pomysłów mam zazwyczaj bardzo dużo - nigdy się nie nudzę. Ale czasami mam po prostu zly nastrój a wtedy te samotne popołudnia nie są takie przyjemne - bo niewiele na mój dołek pomaga. Na szczęście wczoraj było inaczej ;)
      No to miłego relaksu życzę!

      Usuń
  2. jeju, co za woda, co z akolor, ja tez chce!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. czasem dobrze jest być tylko dla siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię sobie pobyć sam na sam ze sobą... A wieczoru bez palącej się obok świecy już sobie nie wyobrażam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to czasami naprawdę wiele daje, choć na dłuższą metę oczywiście nie chciałabym tak żyć. Tak, świeca wieczorem - zwłaszcza jesienią i zimą jest obowiązkowym dodatkiem :)

      Usuń
  5. ach... takie wieczory sam na sam ze soba czasem sa naprawde fajne. Ale ja tez jednak wole te z mezem mym :)))
    musialas mi przypominac ten ocean? Teraz mam ochote wolac "Ja chce jeszcze raz!!!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cały czas mam ochotę tak wołać :(

      Wiesz, czasami tak po prostu jest - Franek ma taką, a nie inną pracę i pracuje na zmiany, ja natomiast zawsze w tych samych godzinach, więc siłą rzeczy czasami musimy się mijać. Ale wolę z tego po prostu czerpać korzyści dla siebie niż nad tym ubolewać :)Oczywiście, że lubię kiedy spędzamy razem czas, ale polubiłam też bardzo te momenty, gdy jestem przez chwilę sama i myślę, że mogłoby mi ich brakować.

      Usuń
  6. Jejku, tu tak szaro i chlodno, że nawet idąc w rajstopkach do pracy wieje mi po nogach, a tu zdjęcie w takiej ciepłej wodzie i pełnia lata w październiku :D
    A że włoski skróciłaś to nie uważam ten fakt za jakiś wielce znaczący, skoro przed ślubem długich nie miałaś :) Latem pozbyłam się pasemek i siłą rzeczy przy każdym odroście podcinałam włosy, a jak zaczęłam je skracać i skracać, to szybciej rosły i kilka razy ledwo wytrzymałam 2 m-ce bez ciachania :)) Teraz chciałabym wytrzymać te ponad 3 miesiące i wolę trochę karczek mieć zakryty na zimę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, naprawdę trudno mi się przyzwyczaić do tego zimna, które panuje :/ Zwłaszcza, ze w niedzielę w prognozie mówili, jaki to ładny czas nam się szykuje - słonecznie, wyżowo i w ogóle stała temperatura w okolicach 10 st.. Aha - jedzie mi tu czołg? :/:/ Nastawiłam się, że będzie ładnie, a tu nic z tego i chyba przez to jeszcze bardziej mi zimno :)

      No właśnie mnie zdziwiło, że dziewczyny postrzegają to moje obcięcie włosów jako jakieś zjawisko typowe dla młodych mężatek. A tymczasem to zupełnie na odwrót - bo nie dlatego skróciłam włosy, że wyszlam za mąż, a dlatego je zapuszczałam, bo miałam w planach ślub :) I jestem przekonana, ze większość dziewczyn po ślubie obcina włosy nie dlatego, że to jakiś rytuał, a po prostu jest im wygodniej i wracają do swojego zwyczaju :)
      Ja pierwzsego dnia po skróceniu włosów dziwnie się czułam, bo naprawdę zimno mi było w kark :P Ale teraz już jest ok ;)

      Usuń
    2. Ja w czerwcu pierwszy raz od dawna tak mocno z tyłu podcięłam włosy i przyszło bardzo drastyczne ochłodzenie, masakra to była :D za to latem i podczas upałów uwielbiałam tę goliznę z tyłu, teraz jednak wolę dłużej je zapuszczać, i nie wiedziałam że wlosy tak szybko rosną, dostrzegłam to po tym cięciu i nie mogłam wyjść z podziwu :D
      Jeśli już to prawidłowość jest taka, że włosy zapuszcza się do ślubu, bo więcej możliwości fantazjowania z nimi i fryzurka ładniejsza i przede wszystkim wygodniejsza, gdy są związane, a że po ślubie myk na cięcie... powrót do korzeni jak jakby :)) ja kiedyś też zapuszczałam włosy, bo np. studniówka, wesele brata czy kogoś z rodziny (to były jeszcze czasy, że w coś mnie czesali, więc lepsze dłuższe włosy) ale przy okazji tych uczesań było małe cięcie na długości, wolałam mieć ich za dużo by potem coś tam uciachać, niż z normalną częstotliwością chodzić obcinać i potem głowić się, co tu z nimi zrobić czy po prostu po takich imprezach skracałam włosy znacznie - tak było po ślubie brata i po maturze, bo zabroniłam sobie obcinać. Natomiast aktualnie nie przeszkadzają mi krótkie fryzurki na weselach, bo i tak nie lubię upięć, a taki bob fajnie ułożony fryzjerską reką świetnie się prezentuje :) ale na swój ślub też chciałabym mieć dłuższe włosy, by dało radę coś z nimi zrobić.
      Zimno jest faktycznie, Ty to dobitniej odczułaś, bo przecież klimat zmieniłaś na czas wycieczki... ja niby nie, ale pomyślałam dzisiaj, że muszę cieplejszy płaszczyk wyprać przy sprzyjającej aurze pogodowej, bo w moim przejściowym za długo nie pochodzę i będzie coraz chłodniej. Dziś na plusie 4 stopnie.

      Usuń
    3. Ja muszę przyznać, że nawet nie przeszkadzało mi latem tak bardzo to, że mam długie włosy. Pewnie w dużej mierze dlatego, ze wiedziałam, po co je zapuszczam ;) Ale też odkryłam fajną i bardzo wygodną fryzurę - robiłam sobie po bokach po warkoczu francuskim i potem wszystkie włosy związywałam w kucyk :)

      Tak, zgadzam się z Tobą, że to właśnie ta prawidłowość jest bardziej prawdopodobna :) I oczywiście, że z długimi włosami jest dużo więcej możliwości. Ja również zapuszczałam włosy na inne okazje - np na czyjeś wesele. Ale tym razem zależało mi wyjątkowo, bo jakoś nie bardzo podoba mi się, gdy panna młoda ma włosy niezwiązane.

      Ja mam wrażenie, że ten listopad w tym roku jest wyjątkowo brzydki i zimny - codziennie okropne mgły, wilgoć i brak słońca :/

      Usuń
    4. U mnie dziś chwilę było słońce... stanowczo zbyt krótko, ale jaki miły to przerywnik :)) pół biedy, że nie pada, ufff. Dobrze, że listopad małymi krokami zbliża się do końca. Tylko nie wiem, kiedy minął mi ten rok... naprawdę tego nie ogarniam i dziwię się, że za miesiąc z kawałkiem już święta.

      Usuń
    5. U mnie dopiero wczoraj się na chwilę pojawiło.
      Mam podobne odczucia, też bardzo szybko minął mi ten rok!

      Usuń
  7. W każdej sytuacji trzeba szukać plusów, zwłaszcza, że czasem niewiele trzeba aby dobrze spędzić czas;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie w tym rzecz - przecież to oczywiste, że wolałabym spędzać czas razem z Frankiem, ale ponieważ to nie jest możliwe w każdym momencie, to te chwile, gdy jestem sama wykorzystuję najlepiej jak potrafię i po prostu je polubiłam. Nie wiem, co dobrego mogłoby wyniknąć z tego, że przeklinałabym los, albo dołowałabym się za każdym razem, gdy Franek idzie na popołudniówkę :)

      Usuń
  8. Najważniejsze, żeby potrafić widzieć plusy takiej sytuacji, bo na jego grafik i tak nie masz wpływu. A poza tym, zawsze mi się zdaje, że gdy jest szansa, żeby się trochę od siebie oddalić, to bardziej docenia się wspólne chwile, niż gdy są one "podane na tacy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :) Tak jak napisałam powyżej Flo - przecież to byłoby bez sensu, gdybym była zła albo smutna z powodu tego, ze spędzam samotnie popołudnie, bo Franek pracuje. A ja uważam, że właśnie trzeba umieć spędzać czas także z samym sobą i po prostu to lubić, bo to nam przynosi tylko korzyści. No i zgadzam się z Tobą, że takie krótkie rozstania pomagają docenić jeszcze bardziej te wspólne chwile

      Usuń
  9. Ach, uwielbiam takie godziny tylko dla siebie! Chociaż trudno całkowicie oczyścić je z obowiązków ;) Niby leżenie z książeczką, ale a to zmywarka, a to pralka (podziwiam, że robisz to tylko rano?!), a to jakiś służbowy meil się przypomni, a to telefon zadzwoni... Ale leżenie w szlafroku, z książką i maseczką na twarzy jest cudne ;)

    Doczekamy się kilku więcej fotek z podróży? ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie te godziny z obowiązków oczyszczam :) Albo, albo ;) I tak, naprawdę robię wszystko rano :) Popołudniu co najwyżej zmywam bieżące naczynia (np po obiedzie) albo prasuję - ale to dlatego, ze lubię przy oglądaniu czegoś prasować :) Po prostu fajnie wiedzieć, że popołudnie, czy wieczór należą do mnie i nic już nie muszę. Bardzo nie lubię, gdy się okazuje, że coś wieczorem muszę robić.

      Chciałabym coś jeszcze na ten temat napisać i wrzucić jakieś zdjęcia, ale jakoś się nie moge pozbeirać.

      Usuń
  10. Taki czas tylko dla siebie jest zdecydowanie potrzebny - każdemu! W sumie to po co siedzieć i smęcić, że spędza się samotnie czas w domu, skoro można robić tyyyle wspaniałych rzeczy :) Człowiek uszczęśliwiony i spełniony jest też przyjaźniejszy dla otoczenia, zwłaszcza dla domowników ;-)

    Oooo, byliście w raju? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, u mnie domowników nie ma, więc powiedzmy, ze tylko dla siebie :P Tak, czy inaczej, ja zawsze lubiłam, i co najważniejsza potrafilam wykorzystać ten czas dla siebie :)

      Tak mi się wydaje ;)

      Usuń
  11. Samotność czasami to odpoczynek :D. Więc wiem, że nie chcesz odpocząć od męża XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Musiałam zmienić bloga ... wkrótce podam adres i nick ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. http://jestem-zmienna.bloog.pl/?ticaid=6f8e2 ViRdu

    udało mi się szybciej niż myślałam ;-)

    OdpowiedzUsuń