*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 12 czerwca 2013

Jaksiemam.

Dzisiaj nie czuję się najlepiej. Chyba mam pierwszy prawdziwie gorszy dzień. Nie jestem załamana ani nic z tych rzeczy, doskonale wiem, że nic nie da mi, jeśli zacznę się teraz dołować. Ale czasami dopada mnie taka tęsknota za chwilami, gdy czułam się szczęśliwa, kiedy miałam poczucie, że niczego więcej mi nie trzeba. To wcale nie było tak dawno.Właśnie spojrzałam w kalendarz... - jutro minie dokładnie pół roku od momentu, gdy w moim pamiętniku napisałam, że czuję się po prostu szczęśliwa. To było ostatnie zdanie, bo coś mi przerwało mój wywód. A trzy dni później wszystko się zmieniło i wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.
Nie chodzi o to, że czegoś żałuję. Na pewno nie.Uważam, że postąpiłam najlepiej, jak mogłam w danej sytuacji. Ale nadal nie rozumiem - dlaczego nie mogłam sobie żyć spokojnie, tak jak żyłam. Nie miałam wielkich wymagań, byłam zadowolona z tego, co mam, nie chciałam ciągle więcej. Czasami wręcz nie mogę uwierzyć, że wszystko się tak odwróciło.
Nie chodzi też o to, że teraz czuję się wielce nieszczęśliwa. Absolutnie nie. I tak uważam, że mam sporo szczęścia, tylko tak mi żal tamtego czasu, tamtych marzeń, które chyba po raz pierwszy zaczęłam mieć... Widzicie - i jak tu marzyć? :) Po raz pierwszy zaczęłam mieć coś na ten kształt i okazało się, że po chwili wszystko się rozsypało. Jak tu głośno mówić o swoim poczuciu szczęścia, skoro za chwilę wszystko się zmienia. A mówiłam, bo nie bałam się, że zapeszę. Nadal nie bardzo w to wierzę, chociaż mój ówczesny wpis ironicznie się ze mnie śmieje.
Generalnie na co dzień wierzę, że i ryzyko się opłaci i fakt, że nie przepuściłam okazji i to, że poświęcamy coś dla lepszego jutra. Myślę o tym, że chyba warto, bo za jakiś czas coś tego na pewno będę miała - ja  i my. Ale dzisiaj jakby trochę mniej w to wierzę - albo inaczej, dzisiaj po prostu mam wrażenie, że tak już będzie zawsze. Że zawsze będę żyła w zawieszeniu, z dnia na dzień, sama, bez uniesień. Oczywiście, da się tak żyć. Można tak funkcjonować i wcale nie popadać w depresję (kiedy chyba mi się wydawało, że to byłaby jedyna opcja). Można funkcjonować bez absolutnie żadnych planów, bez poczucia, że ma się coś stałego, że do czegoś się dąży. Tylko że ja się przyzwyczaiłam do innego życia.
Głupi karnisz mnie dzisiaj dobił, bo spadł w nocy razem z firankami i zasłonami. W nocy o mało zawału nie dostałam, rano zobaczyłam to wszystko na podłodze, te wielkie dziury w ścianach i świadomość, że Franek będzie dopiero za dwa tygodnie, a ja nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić.
Jutro Asystent przyjedzie do mnie rano z jakimiś swoimi narzędziami i zobaczy co da się z tym zrobić. Jak on to powiedział: "nic się nie martw Małgonia, coś się wymyśli, taki problem, to nie problem" Ma rację oczywiście (chociaż gdyby nie on, to już byłby to trochę większy dla mnie problem), ale tak naprawdę to nie o ten karnisz przecież chodzi...

Taka się trochę rozdarta czuję, bo z jednej strony bardzo lubię moje (w przenośni, bo oczywiście nie własne) nowe mieszkanie. Podoba mi się osiedle. Zadomowiłam się tu i gdy wyglądam przez okno czuję niemal błogość. Do pracy idę z radością i ogromną chęcią. Ciągle mi mało. Sporo czytam. Ze wszystkim sobie radzę. I wiem, że mogłoby być naprawdę fajnie... No ale... ale nie jest po prostu aż tak fajnie, bo... nie wiem jak to określić. Czuję się trochę tak, jakbym już dostała wyczekanego cukierka w nagrodę za wytrwałość, wiarę i wkład własny z obietnicą, że on już będzie mój na zawsze, a potem nagle mi go zabrano ze słowami: "jeszcze trochę musisz poczekać, dostaniesz później".... albo wcale?

Nie jestem chyba nawet smutna. Raczej zrezygnowana.
Chciałabym wiedzieć, co będzie za rok. Chociaż w tym momencie chyba sama siebie oszukuję - bo tak naprawdę chciałabym wiedzieć nie co będzie, a że będzie dobrze, że wreszcie się zacznie układać, ze będę czuła się całkiem inaczej niż dzisiaj. A najgorsze jest to, że z drugiej strony nie chciałabym tego wiedzieć, bo boję się, że tak nie będzie, a wtedy to już może się załamię :):) Namieszałam trochę, co? :))

Lubię te długie czerwcowe dni (brak zasłon i fakt, że siedzę po ciemku, żeby nie być na widelcu dodatkowo uświadamia mi ich długość :)). Te zapachy wiosenno-letnie, krajobrazy, kolory. Tutaj zdecydowanie jest to wszystko jeszcze bardziej widoczne niż w Poznaniu. Niech się tylko ta pogoda utrzyma. Mogę wtedy jeździć rowerem a to mi sprawia dodatkową frajdę. Uwielbiam tak dojeżdżać do pracy :)
Podjechałam też dzisiaj podpytać wreszcie o aerobik. To nie będzie to samo, co kilkugodzinny wycisk tygodniowo w towarzystwie Doroty, ale zawsze coś. 
A Dorota przyjeżdża pojutrze i.. wczoraj zadzwoniła, że jednak - jeśli to nie problem (głupia :P) mogłaby spać u mnie też z soboty na niedzielę :D

42 komentarze:

  1. Szczęście jest bardzo kruche więc trzeba je cenić kiedy jest

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że ja je cały czas ceniłam. Nie wymagałam niczego więcej. Potrafiłam się tym cieszyć.
      Wcale nie uważam, ze w życiu szczęśliwym się tylko bywa.
      I właśnie stąd mój żal.

      Usuń
  2. Myślę, ze po prostu brakuje Ci Franka i stad ten nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. To nie o to chodzi i jestem tego pewna.
      Zresztą, gdyby sam jego przyjazd miał rozwiązać wszystkie nasze dylematy i sprawić, że będzie tak, jak dawniej, już dawno by tu był.

      Usuń
  3. Tak się zastanawiam czy jest odpowiedź na te pytania dlaczego? Chyba nie, ale z drugiej strony trudno ich sobie nie zadawać, gdy było cżłowiekowi dobrze i wcale nie chciał więcej, lepiej pełnymi garściami, tylko był zadowolony ze swojej rzeczywistości, a tu taki psikus od losu.
    Może jak już będziecie we dwoje zapuszczać inaczej korzenie w nowym miejscu, to te myśli miną, ale niestety to wymaga czasu.
    I jeszcze głupi karnisz, niby taki duperel, ale potrafi wnwerwić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie ma... Ja po prostu tego nie rozumiem. Nie należę do osób narzekających na swój los, chcących ciągle czegoś więcej, więc trochę trudno mi pojąć to co się dzieje teraz wokół mnie. I właśnie dlatego jest mi trudniej.
      Nawet jak będziemy we dwoje przypuszczam, ze to zajmie nam sporo czasu...

      Niestety staje się to większą duperelą, kiedy okazuje się, że nie mam ani wiertarki ani pojęcia o tym, co właściwie powinnam zrobić..

      Usuń
  4. często dzieje się tak, że mając wszystko, co wydawałoby się jest nam potrzebne do szczęścia, i tak nie umiemy go w pełni odczuwać.... dlaczego? trudno chyba odpowiedzieć na takie pytanie, myślę, że ma na to wpływ zarówno nasza komponenta osobowościowa, jak i ukryte gdzieś głęboko w podświadomości lęki, oczekiwania i pragnienia....niby ich nie ma, a jednak są i powodują takie, a nie inne nastroje
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, mam wrażenie, że chyba nie do końca dobrze mnie zrozumiałas.. Właśnie sęk w tym, że ja moje szczęście odczuwałam w pełni, czułam się bardzo zadowolona z życia, niczego więcej nie potrzebowałam. Codziennie rano budziłam się ze świadomością, że wszystko jest tak, jak powinno być i nawet wszelkie troski nie są aż tak doskwierające, aby mogły mi to poczucie szczęścia zaburzyć.
      A teraz zostało mi to odebrane - więc trudno się dziwić, że teraz się do końca szczęśliwa nie czuję..Ja po prostu wiem, czego od życia oczekuję i czego chcę, nie jestem kapryśna, stąd moje odczucia.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  5. To w jakim mieście teraz mieszkasz? Ja mam tak samo chaotyczną psychikę w tym momencie, więc w tym całym nieładzie całkiem dobrze ogarniam Twoje samopoczucie :) Co prawda mnie coś innego wprawia w taki stan rzeczy, ale to nie zmienia faktu, że jestem pełna empatii dla Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam przeciez już przynajmniej dwa razy, że w Podwarszawie :) Moja psychika jest przede wszystkim rozżalona. Ale fakt, że trudno pisać o tym wszystkim jasno, dlatego cieszy mnie, że jesteś w stanie to ogarnąć :)
      Dzięki.

      Usuń
    2. No tak :) Przepraszam za nieuważne czytanie :)
      Najbardziej chyba boli fakt, że dostało się od życia dokładnie tyle, ile się chciało, w końcu dosięgnęło poczucie spełnienia i stało się tak, jak z tym "cukierkiem" - spróbuj jaki dobry, ale jednak Ci go zabiorę, jeszcze teraz nie jest dla Ciebie. Tyyyyle razy już zaczynałam się cieszyć, że znalazłam pracę i będziemy mogli zacząć myśleć z M. o ślubie, już zaczynałam czuć się naprawdę szczęśliwa, a tu z naprawdę przeróżnych przyczyn musiałam pracę porzucać. Tak mnie los ostatnio drażni - daje posmakować i zabiera. I znowu, i znowu, i znowu... Ale do wszystkiego idzie przywyknąć. Może nie zaakceptować, ale przynajmniej mija ten żal.
      Ja na przykład boję się cokolwiek mówić głośno jak jestem szczęśliwa, bo za każdym razem gdy to czynię, to ukazuje mi się w pełni przewrotność losu, z miejsca praktycznie mój powód szczęścia się ulatnia, zostawiając właśnie ten posmak, jak mogło być dobrze, a jednak nie będzie.
      W Twoim przypadku wydaje mi się jednak, że ta sytuacja rozwiąże się szybciej niż Ci się wydaje :) Podwarszawie to prawie Wawa, możliwości kariery ma większe niż Poznań, więc może szybko się tam ulokujecie oboje :)

      Usuń
    3. :)
      Ze mną było trochę inaczej,bo to nie było "tyyyle razy" :) Raczej wszystko szło stopniowo, powoli realizowały sie nasze założenia i z osiągnięciem każdego kolejnego etapu się cieszylam, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec, więc też nie czułam tej ostatecznej radości i spełnienia.
      Ja się nie bałam mówić o tym, że czuję się szczęśliwa, nie bałam się, że zapeszę. Ale teraz sama nie wiem, co o tym muśleć.
      Jeśli o nas chodzi - to wszystko jest jednak dużo bardziej skomplikowane, niż się wydaje i to raczej nie będzie taka prosta sprawa, a juz na pewno nie taka szybka.

      Usuń
  6. Dobre pytanie: dlaczego, kiedy wszystko układa się tak, jak powinno i do tego to doceniasz, to musi się to zmieniać?
    Znam ludzi, którzy lubią się przeprowadzać tu i tam i z jednej strony trochę zazdroszczę pewnej odwagi, ale z drugiej ja jednak wolę stabilność, chociaż tak do końca jej nie osiągnęłam, bo ciągle mi brakuje paru elementów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie należałam do osób, które lubią zmiany. Mam wrażenie, że pod tym względem los sobie ze mnie kpi.

      Usuń
  7. Czasami już tak bywa, że życie wywraca nam wszystko do góry nogami, ale spójrz na to, że u Ciebie ten przewrót jest dość pozytywny. Doceniono Cię w pracy, dostałaś awans. A sama wiesz, że takie przewroty potrafią być różne. Będzie dobrze, tylko skup się na pozytywach.
    PS I bardzo życzliwy ten Twój asystent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że świat mi się nie zawalił i że jest wiele pozytywów z tym wszystkim związanych. Mimo wszystko dostrzegam to, co dobre - i chyba to wiesz :) Ale trochę trudno nie czuć żalu, za tym, co było, skoro było mi tak dobrze...

      Na szczęście tak. Nie wiem, co zrobiłabym gdyby taki nie był - do dzisiaj walczył z tym karniszem :(

      Usuń
    2. Wiesz, że nie chcę Ci nic wytykać, po prostu czasem dobrze jest złapać odpowiednią perspektywę, żeby nie pogrążyć się w dole.

      Usuń
    3. Chyba nie do końca rozumiem, co masz na myśli z tym wytykaniem? :) Nie odebrałam niczego w ten sposób.

      Tak, wiem o tym. Ale wydaje mi się, że nie mam z tym większego problemu - gdyby tak było, myślę, ze nie wytrzymałabym tego wszystkiego. Ale tęsknię za swoim dawnym życiem. Chciałabym po prostu w spokoju cieszyć się tym, co miałam, a nie budować wszystko od nowa - zwłaszcza, że tak naprawdę nie mam nawet fundamentów.

      Usuń
    4. Być może zabierze to jeszcze trochę czasu, ale na pewno jesteś na dobrej drodze do wymarzonej stabilizacji.

      Usuń
  8. Życie daje i zabiera, cały czas... zabieranie boli, ale tak już niestety w życiu jest, dzięki temu uczymy się naprawdę doceniać to, co mamy i dostajemy...
    Ja we wtorek miałam ogromnego doła, jak kanion Kolorado... Non stop deszcz, 4 dni nie miałam Internetu, zepsuł mi się czajnik elektryczny, półrocznego, nowiuśkiego netbooka szlak trafił, musiałam zrezygnować z ważnej dla mnie rzeczy, do tego doszedł jeszcze jeden poważny problem, ale na szczęście rzeczywistość po jakimś czasie wraca do normy, trzeba się tylko do górek i dołków w życiu przyzwyczaić... Pozdrawiam i pozytywnych wibracji życzę...
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby to jest oczywiste, ale jednak trudno się z tym pogodzić, zwlaszcza, gdy wydaje się, że wcale tak dużo się od życia nie wymaga. Bo czy to oznacza, że lepiej nie mieć żadnych oczekiwan i do niczego się nie przywiązywać, bo to moze nie potrwać długo? :)
      Masz rację, po jakimś czasie wszystko jakoś się układa. Ale w moim wypadku nie mam pojęcia jak długo to potrwa i ta świadomość jest chyba najbardziej dobijająca.
      Dziękuję i wzajemnie :)

      Usuń
  9. A ja mam wrażenie, że Cię rozumiem. To znaczy, że zrozumiałam to, co chciałaś przekazać.
    Współczuję Ci Margolko. Dobrej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się, że zrozumiałaś :)

      Usuń
  10. Człowiek wyrwany z rzeczywistości, w której od lat był osadzony jest jak świeżo przesadzona roślina, która może i dostała żyźniejszą glebę, słońce mocniej jej w listki świeci i wody jej nie brakuje, ale ból po wyrwanych korzeniach złagodzić może tylko czas. Wtedy będzie mogła wypuścić nowe, mocniejsze korzenie.
    Pewnie patrzę na Twoją sytuację przez pryzmat swoich doświadczeń (dlatego myślę, że rozumiem na czym polega to rozdarcie, trud tej sytuacji), ale nie boję się o Twoją przyszłość;) Życie rzuciło Ci wyzwanie, może chce Ci pokazać, że jesteś silniejsza niż Ci się to wcześniej wydawało, a może gdzieś za tym życiowym zakrętem czai się coś, o czym jeszcze nie wiesz, że tego właśnie potrzebujesz? Człowiek rozwija się całe życie a z nim jego potrzeby i nie chodzi tutaj o to, że jest mu ciągle mało... Odpowiedź na to "dlaczego?" przyjdzie pewnie z czasem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, myślę, że to porównanie jest całkiem trafne... Chyba trochę się tak czuję jak taka roślina, która myśli, że przecież mogłaby dalej w tych dawnych, gorszych warunkach, byle po staremu.
      Hmm, chyba też nie mogłabym powiedzieć, że boję się o swoją przyszłość, generalnie raczej sobie radzę z tym wszystkim i nie jest najgorzej, ale bywają chwile - jak ta, w ktorej powstawała notka, w której mam dość tego czekania - właściwie nie wiadomo na co i nie wiadomo jak długo. No i żal za tym co było jest naprawdę duży.
      Rozumiem też, ze człowiek przez całe życie się rozwija, że jego potrzeby się zmieniają, myślę, że masz rację. Ale z drugiej strony, niewiele osób musi na tym etapie zycia rozwijać się aż tak :P
      Oby ta odpowiedź przyszła, chętnie ją poznam... :)

      Usuń
  11. Margola-powinnaś filozofię studiować ;)

    Tak to jest w życiu, że nic nie jest pewne. Jak kiedyś pisałam w jednym komentarzu-zależy co wybierzemy taka droga jest nam podyktowana. Z planami też różnie bywa.

    Karnisz istotnie nie jest problemy-żeby wszyscy mieli takie problemy w życiu ;)

    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, na pewno nie. Uważam, że to dość nudne. Poza tym daleko mi do typowej humanistki.

      Nie zgadzam się z tym, że jakakolwiek droga jest nam podyktowana. Wyborów dokonujemy cały czas, a więc ciągle mamy jakiś wpływ na swoje życie - nawet jeśli wiele rzeczy dzieje się poza nami. Los i nasze decyzje to po prostu dwie różne sprawy, które w jakiś tam sposób ze sobą współgrają.
      Gdybym dokonała innego wyboru, to wcale nie żyłabym tak, jak dotychczas.

      Okazuje sie, ze jednak może być to problem, kiedy jest się samej i bez możliwości wdrapania się pod sufit i wywiercenia dodatkowych otworów. Nie uważam, że świat mi się zawalił, bo jest długo jasno, więc nie muszę się już o 17tej zasłaniać przed obcymi, do tego mam życzliwego współpracownika, ktory już szósty dzień walczy z tym karniszem. Ale tak naprawdę to nie o karnisz chodzi, tylko sytuację. Dlatego zawsze jestem przeciwna bagatelizowaniu jakichkolwiek cudzych problemów, bo wszystko zależy od okoliczności.

      Dzięki

      Usuń
  12. Czasem trzeba wsię zżyciem za bary i sprostać wyzwaniu, które narzuca.. hehwiem doskonale co czujesz "wyrwana " ze swego ukochanego rytmu, poukładanego świata.. poza tym tęsknisz pewnie bardzo za Mężem.. ale ułoży się Margolciu zobaczysz i znowu będziesz miała poczucie "stałości"

    Trzymaj się i nie dawaj ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo Nicole. Rzeczywiscie, dobrze to opisałaś...
      Tęsknię też bardzo za swoim dawnym życiem. Więc obyś miała rację, co do tego poczucia..

      Usuń
  13. kurcze czytam, czytam i jakoś nie ogarniam o co chodzi. Chyba nie napisałaś nam do tej pory zbyt jasno i od jakiegoś czasu niezbyt rozumiem Twoje wpisy ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę o tym, jak się czuję. Czyjeś emocje czasami trudno zrozumieć, bo i też trudno jest o nich pisać i jasno wytłumaczyć swoje myśli.
      Wydaje mi się też, ze w dużej mierze nie rozumiesz dlatego, ze masz zupełnie inny sposob pisania niż ja - skupiasz się na szczegółach i dokładnym opowiedzeniu o wszystkim. Ja nie czuję takiej potrzeby.

      Usuń
    2. tak tak wiem ale mam na myśli to, że coś się u Ciebie pozmieniało i ważnego wydarzyło o czym nam nie napisałaś i piszesz tylko o emocjach dlatego nie rozumiem bo nie wiem jaki jest kontekst i co się dzieje.

      Usuń
  14. Witaj :)
    Margolko, dawno mnie u Ciebie nie było i tu taki smutny wpis.
    Proszę uśmiechnij się, jutro będzie lepiej, a życie musi składać się naprzemiennie z radostek i maluteńkich smuteczków. Monotonia byłaby nudna, a my sami możemy wiele zmienić.
    Życzę pogody ducha i wypełnionego radośnie czasu ;)
    Pozdrawiam miło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Morgano :)
      Na szczęście smutek był jednodniowy, teraz jest już znacznie lepiej. Okoliczności się nie zmieniły, ale jakoś sobie ze wszystkim radzę.
      Oczywiście, ze masz rację, że monotonia byłaby nudna, ale jednak fajnie jest mieć coś pewnego w życiu.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  15. I tak jesteś bardzo dzielna i świetnie sobie z tym wszystkim radzisz. Myślę, że obecność Franka na co dzień znacznie przyczyni się do złapania równowagi emocjonalnej ;-) To normalne, że tęsknisz za tym, co było dobre, za swoim wcześniejszym życiem. Ale sama już nie raz przekonałaś się, że zmiany wychodzą Wam zwykle na dobre. Gdy miałaś zamieszkać z Frankiem, to też tęskniłaś za swoim wcześniejszym lokum, a w końcu przecież się przyzwyczaiłaś i nauczyłaś się w 100% cieszyć swoją nową codziennością, prawda? Teraz też tak będzie, zobaczysz :) Potrzebujesz tylko czasu, ja w to wierzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota powiedziała, ze jest ze mnie dumna, ze tak sobie radzę :P
      Być może rzeczywiście byłoby inaczej, gdyby Franek był na co dzień, ale sam jego przyjazd sprawy nie załatwi, musiałyby się wyjaśnić też inne kwestie, a na razie się na to nie zanosi. I to jest w tym wszystkim najtrudniejsze.

      Owszem, przy pierwszej przeprowadzce długo się nie mogłam pozbierać, ale trudno porównywać te dwie sytuacje. Wtedy "rozpaczałam" z zupełnie innego powodu. Wiedziałam, ze kończy się studenckie życie, a wcale aż tak mi się do ustatkowania się nie spieszyło. Nawet mój smutek trudno porównywać, bo wtedy czułam się dużo gorzej niż teraz. A przecież teraz "straciłam" więcej niż wtedy - bo wtedy to była głównie kwestia tego przyzwyczajenia sie do nowego, oswojenia się z tym, że muszę dojrzeć. Bo przecież wiedziałam też, że to normalny krok, który i tak musiałabym zrobić. Teraz nie tyle chodzi o przyzwyczajenie się (właściwie to już się oswoiłam z większością rzeczy), co zbudowanie niemal wszystkiego, co już miałam, od nowa.
      Ale mam nadzieję, ze ten czas, o którym piszesz rzeczywiście przyniesie mi to, co dobre.

      Usuń
  16. Ech...no ja zawsze powtarzam, że stabilizacja ( w szerszym znaczeniu i indywidualnym) jest najważniejsza, bo daje poczucie bezpieczeństwa, pewność i błogość ...:)Zmiany są fajne, potrzebne, inspirujące...dają możliwość rozwoju... jednak gdy się wiodło szczęśliwe, poukładane i z planami życie, które zostało wywrócone do góry nogami, to potrzebny jest czas by kolejny raz doprowadzić je do stabilizacji...a i tak zostanie niepokój, bo już się wie, że nic nie jest dane raz na zawsze. Bo życie jest nieprzewidywalne...Niby to wiemy, ale dopiero nam to doskwiera gdy doświadczamy tego na własnej skórze...
    Życie bez planów, z dnia na dzień? Na dłuższą metę wydaje mi się, że się nie da... Warto być przygotowanym na zmianę planów, ich modyfikację wobec zaistniałych okoliczności...wykorzystywanie okazji...itp. Mimo, ze to zawsze niesie za sobą jakieś konsekwencje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mnie taka stabilizacja jest bardzo potrzebna. Należę do osób, które zwyczajnie uważają rutynę za coś pozytywnego. Właśnie tego się teraz trochę boję - że już nigdy nie zaznam spokoju ducha. Zawsze się będę bała, że coś znowu zburzy mi to, co sobie zbudowałam.

      Nigdy nie lubiłam snuć planow długoterminowych. Wolałam bliższą przyszłość. Ale okazało się, że i tak okazała się zbyt odległa, zeby ją planować. A takiej modyfikacji nie byłam sobie w stanie nawet wyobrazić.

      Nie wyobrażam sobie życia z dnia na dzień, ale z drugiej strony teraz naprawdę trudno jest mi cokolwiek układać i snuć jakiekolwiek plany. Niestety.

      Usuń
  17. Nie namieszałaś :))) Otaczająca Cię rzeczywistość jest nadal (zbyt) świeża, no i mimo że jest dobrze, nie takie miałaś marzenia. Nietrudno zrozumieć to poczucie rozżalenia. Życie pisze różne scenariusze, niekoniecznie pytając nas o zdanie, ani tym bardziej o propozycje :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się, ze zrozumiałaś :)
      Zdecydowanie wszystko jest cały czas świeże, a co gorsze - wcale nie pewne. Cały czas więc muszę funkcjonować w stanie gotowości do tego, ze zaraz będę musiała wszystko przewracać do góry nogami ponownie.
      A druga sprawa to właśnie ten żal,za tym, co było.

      Usuń
  18. Witaj Kochana,
    do napisania komentarza skłoniło mnie, albo przeoczenie pewnej sprawy na Twoim blogu albo to, że się w nim troszkę zagubiłam.
    Mianowicie, chodzi mi o Twoje, Wasze miejsce zamieszkania. Z tego co wiem mieszkaliście w Poznaniu, teraz w tajemniczo nazywanej przez Ciebie Podwarszawie. Hmmm.. ale jak to ? Dlaczego tak się stało ? I czy w takim razie zmuszona byłaś zmienić pracę ? A może coś źle zrozumiałam?
    I najważniejsze czy opisywałaś to zdarzenie ze swojego życia na blogu ?? Bo nie jestem pewna czy coś mi umknęło, z racji tego, że troszkę mnie u Ciebie nie było.
    Serdecznie pozdrawiam
    Po cichutku czytająca- Pyzka :)
    Ps. Pamiętasz mnie ?

    OdpowiedzUsuń
  19. zacznę od tego, że wtedy to tak opisałaś raczej negatywnie. Ja rozumiem że nie chciałaś pisać o co chodzi, tylko to tak wyszło samo. Gdyby tak nie wyszło to by tylko wtedy takich komentarzy się nie uzbierało.

    Jeśli to ma trwać rok to sporo. A że jesteś młodą mężatką to tym bardziej to można zrozumieć. :)

    OdpowiedzUsuń