Być może pamiętacie, jak przed swoim urlopem wspominałam o spotkaniach z koleżankami i o tym, że niepokoiłam się brakiem wiadomości od hiszpańskiej Ani.
Oczywiście, jak to zwykle w moim przypadku bywa, mój niepokój był zupełnie nieuzasadniony ;) Jeszcze tego samego wieczora dostałam od Ani smsa, że zadzwoni następnego dnia. Zadzwoniła, kiedy akurat byłam w drodze do Poznania. Przeprosiła za milczenie i opowiedziała, jak wyglądały jej ostatnie dni. Wcale się nie dziwię, że nie miała czasu się odezwać. Przyjeżdża na dwa tygodnie, chciałaby w tym czasie spędzić maksimum swojego wolnego czasu z rodziną, a jednocześnie zobaczyć się z jak największą liczbą znajomych... Ale okazało się, że i dla mnie znalazła czas! "Wcisnęła" mnie między dwa swoje spotkania z innymi koleżankami i strasznie przepraszała, że ma tylko godzinę. A ja się bardzo cieszyłam, że mamy tą godzinkę :) Prawdę mówiąc bałam się, że w ogóle nie uda nam się zobaczyć. Jej było strasznie głupio, że tak mało czasu ma dla mnie, a ja uważam, że taka godzina znaczy więcej niż cały dzień - jeśli się wie, że danej osobie na tym spotkaniu zależy.
Oczywiście, że ten czas przy piwku minął nam w oka mgnieniu, ale zdążyłyśmy omówić najistotniejsze sprawy :) Poczułam się usatysfakcjonowana :)
Ale oczywiście musiałam sobie wkręcić kolejną rzecz ;) W końcu pisałam kiedyś, że wkrętarka ze mnie :P Napisałam do Doroty smsa. Odkąd się przeprowadziłam mamy w zasadzie non stop gorącą linię - maile i smsy idą u nas w dziesiątki (o ile nie setki czasami) dziennie. Okazało się, że koniecznie musimy sobie przekazywać informacje dotyczące tego, że instruktor fitness zmienił fryzurę albo że podoba nam się jakaś piosenka. Wydaje się, że to totalne bzdury - i jak się zgadzam! Ale rzecz w tym, że my się takimi drobnymi bzdurkami wymieniałyśmy codziennie, najpierw ze sobą mieszkając, a potem chodząc na aerobik. I nagle się okazało, że muszę napisać do Doroty z jakimś drobiazgiem, bo inaczej się uduszę :P Czasami są sprawy ważniejsze, czasami się wygłupiamy, a czasami piszemy tylko o błahostkach jak np. to, że pogoda w Poznaniu fatalna. Nie wyobrażam sobie, żeby tej wymiany myśli między nami nie było. Wracając więc do rzeczy - odpisałam Dorocie na maila przed tym swoim urlopem, a ona mi już od trzech dni nie odpowiadała. Wiedziałam, że kompa ma zepsutego, ale to nie było dla niej przeszkodą, bo zawsze odzywała się prędzej, czy później. Trzy dni nie mieściły się już nawet w później :P Pytam się ja więc jej w tym smsie, czemu zamilkła. A tu nadal nic! I tu już się naprawdę zaniepokoiłam. Na smsy Dorota odpisuje natychmiastowo. I oczywiście wkrętarka zaczęła działać. Już myślałam, że porwali mnie kosmici, albo co gorsza - przestała mnie kochać! :P Franek mnie wyśmiewał, i jak zwykle miał rację, bo następnego dnia z samego rana dostałam wiadomość, że Dorota z Juską zrobiły sobie spontaniczny wypad na długi weekend do Berlina i nie zdążyła nawet mi o tym dać znać. Napisała, bo wiedziała doskonale, że jak tego nie zrobi, to się będę denerwować i wymyślać niestworzone scenariusze. Zapewniła więc, że kocha nadal i zobaczymy się zaraz po jej powrocie. I zobaczyłyśmy się - poszłyśmy razem do szewca a potem na targ :D Nasza znajomość jest niesamowita. W życiu jeszcze się na żadną kawę czy obiad nie umówiłyśmy, co najwyżej załatwiamy razem sprawy ;P
Bałam się, że jak przestaniemy na ten aerobik chodzić codziennie razem, to wszystko nam się urwie i popsuje. Okazało się, że chyba nie ma na nas mocnych, a ta odległość paradoksalnie jeszcze nas do siebie zbliżyła! Nie umiem tego wytłumaczyć, nie mam pojęcia, jak to się stało, ale naprawdę jeszcze nigdy nie miałyśmy ze sobą tak dobrego kontaktu - i tak częstego (pomijając wspólne mieszkanie). Mam wrażenie, że nasza relacja nabrała głębi - nawet gdy "rozmawiamy" o płytkich sprawach :) Dorota zaliczyła w Podwarszawie już dwa weekendy a pewnie za jakiś czas przyjedzie znowu ( i pojawi się dylemat - spać z Frankiem, czy z Dorotą? :P)
No i właśnie - niechcący się rozpisałam, bo miałam pisać o tych weekendach i o tym, co robiłyśmy, a temat mi się rozwinął nie do końca w tym kierunku, w którym zamierzałam ;) Ale jakoś mi się na refleksje zebrało.
To już może zostawię to na następny raz.
A morał z tej notki taki, że trzeba się do mnie odzywać na bieżąco, bo w przeciwnym wypadku czuję się niekochana :D
jak ja Ci zazdroszcze:) taka przyjazn to rzadkosc niestety:(
OdpowiedzUsuńBardzo sobie cenię tę relację. I zresztą nie tylko tę, bo mam kilka bardzo dobrych koleżanek, jak ja to mówię - każdą od czegoś innego ;)
UsuńTy się czujesz niekochana a ja zawsze mam wizję jakiś złych rzeczy, że cos się stało itd... przerąbane być kobietą :D
OdpowiedzUsuńNie no to ja też :) Wszystko zależy od sytuacji, jak wiem, że na pewno nic się nie stało, to mówię, ze ten ktoś mnie już nie kocha :)
UsuńJeśli chodzi o moje bliskie koleżanki to mam wprost odwrotnie. Kontaktujemy się rzadko, ale jak już się spotkamy to nie możemy się nagadać. Ich milczenie nie oznacza dla mnie powodów do zmartwienia i to, że nie piszemy do siebie codziennie nie oznacza, że to moje najbliższe znajome. Z kolei bardzo podobnie mam z moją Siostrą. Też każdą sprawę z Nią omawiam, ustalam, radzę się, po prostu 'gadamy' o bzdetach, o wszystkim i o niczym. Potrafimy przez cały dzień mieć otwarte okienko komunikatora, by być ze sobą w kontakcie. Ale tą relację zaliczam do pewnego rodzaju przyjaźni, takiej inne niż wszystkie :)
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od sytuacji i relacji z daną osobą. Ja mam kilka bardzo dobrych koleżanek, (bo zawsze powtarzam, ze wolę mieć kilka świetnych zaufanych koleżanek, niż jedną przyjaciólkę) i z każdą z nich jest inaczej. Dwie z nich mieszkają w Hiszpanii i widujemy się raz na rok, kontaktujemy raz na kilka miesięcy i wcale nie oznacza to, ze nasza relacja nie jest ważna i bliska. Ja też nie muszę z każdym codziennie wymieniać się smsami albo rozmawiać. Ale z Dorotą akurat jest inaczej. Trudno to opisać, po prostu nasza relacja polega na czymś innym - z nią nie sprawdziłoby się dzwonienie od czasu do czasu i umawianie w kawiarni (nigdy właściwie nie gadamy przez telefon), a z kolei z inną koleżanką nie sprawdziłoby się opowiadanie sobie głupot i wysyłanie codziennie setki wiadomości.
UsuńNatomiast jeśli chodzi o martwienie się to też zależy. Jeśli ktoś nie pisze przez pół roku, nie jest to dla mnie powód do niepokoju. Ale jeśli ja piszę kilka wiadomości z jakimś pytaniem, a ta osoba nie odpowiada nawet jednym słowem, to już mnie to zastanwia. Podobnie, gdy ktoś odpisuje zawsze od razu a nagle milczy.
Jak ja Cię rozumiem :D
OdpowiedzUsuńMam koleżankę, z którą nie kontaktujemy się na takiej właśnie zasadzie opowiadanie o pierdołach i innych takich drobnostkach, ale jak już się spotkamy to wcale nie czujemy, że minął już miesiąc czy więcej od ostatniego spotkania, czujemy jakbyśmy widziały się kilka dni wcześniej i zawsze się nagadamy. Ale na różnych etapach w moim życiu były też różne osoby, z którymi właśnie było takie pisanie smsów, maili... bo musiłam i już, inaczej bym się udusiła. Ale wiem też, że nie z każdą relacją takie coś jest możliwe :)
U mnie to jest tak, że w zasadzie od dobrych kilku lat stale mam te same bliskie koleżanki i, jak ja to zawsze powtarzam, kazda jest od czegoś innego i z każdą mam inne relacje i w inny sposób je pielęgnuję.
UsuńW ten sposób to tylko z Dorotą i wydaje mi się, że nikim innym by się nie dało ;)
Może to zacieśnienie więzów polega na tym, że utrzymanie relacji na odległość jest znacznie trudniejsze i wymaga zaangażowania. To taki sprawdzian, który jak widać Dorota zdała śpiewająco :)
OdpowiedzUsuńAlbo ja ;P
UsuńAle wiesz, Twoja teoria brzmi całkiem sensownie, być może masz rację i to właśnie o to chodzi.
Kiedy dwie osoby chcą utrzymywać ze sobą kontakt, nie rozdzielą ich nawet setki kilometrów :)))
OdpowiedzUsuńTo prawda - miałam okazję się o tym przekonać już kilka razy :)
UsuńTakie relacje z kimś poza MW są dla mnie raczej abstrakcyjne, ale to wynika chyba z braku potrzeb. Zwyczajnie nie jestem otwarta na taką zażyłość. Niemniej cieszę się, że taka przyjaźń (tak, wiem, że tą znajomość niekoniecznie definiujesz tym słowem;p) w ogóle występuje w przyrodzie;)
OdpowiedzUsuńRozumiem. Ja z kolei, pomimo tego, że w pełni satysfakcjonuje mnie związek z Frankiem pod każdym względem (w sensie, że jest też osobą, z którą mogę o wszystkim pogadać, powygłupiać się itd), to nie czułabym się w pełni szczęśliwa bez koleżanek. I odwrotnie :)
UsuńTo chyba wynika z tego, że mam w życiu kilka takich aspektów, które są jakby moimi filarami, na których buduję sobie życie i te relacje z koleżankami są jedną z nich (zwał, jak zwał :P nie oburzam się, kiedy tak piszecie, ja po prostu nie lubię czasami wielkich słów :D, ale jak się z Dorotą upijemy, to różnie bywa :P)
wariat :)
OdpowiedzUsuńA tak na serio to fajnie miec takiego kogos, kto jest zawsze, o kazdej porze dnia i nocy, bez wzgledu na wszystko :)
Albo wariat-ki :)
UsuńFajnie, to prawda.
Oj znam ja te SMSy :) Kiedyś też miałam taką jedną, co to o wszystkim pisałyśmy - nawet, że np. 'zjem jabłko i idę się kąpać' :))
OdpowiedzUsuńNiestety chyba ona znalazła lepsze towarzyszki ode mnie....
To przykre :(
UsuńNo własnie, wiadomości tego rodzaju też się zdarzają ;)
no i wszystko jasne i dobrze się skończyło :D
OdpowiedzUsuńDobrze ;)
Usuń