Jak to zwykle ze mną bywa, przyleniuchowało mi się lekko blogowo w okolicach weekendu :) Niby chciało mi się pisać, ale z komputerem było mi nie po drodze. I tym sposobem lista postów do napisania w mojej głowie cały czas rośnie, bo nie ma dnia, żebym nie pomyślała, że chciałabym o czymś tu opowiedzieć.
Uspokoiliśmy się trochę z Frankiem już następnego dnia po opublikowaniu poprzedniej notki. Pojechał rano do pracy z dokumentami i udało mu się nareszcie spotkać z Prezesem, który w dodatku był w dobrym humorze. Znam Prezesa i na mnie zawsze robił dobre wrażenie i, choć znałam go tylko zawodowo i oficjalnie, w jakiś sposób go lubiłam. Kilka osób, które znają go nieco lepiej - chociaż też tylko zawodowo - zupełnie niezależnie od siebie, mówiły mi zawsze, że to człowiek trochę nieprzewidywalny i humorzasty. Że trudno czasami odgadnąć jego reakcję, bo wiele zależy od tego, w jakim będzie nastroju, ale nie jest to jakoś specjalnie niefajne u niego, bo nie jest przy tym chamski ani cyniczny. Podobne zdanie ma Franek po czasie przepracowanym w firmie Prezesa i generalnie ma co do niego mieszane uczucia, bo nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.
Wracając jednak do sedna - akurat się trafiło, że Prezes miał czas, żeby Franka wysłuchać. Ten zaczął od razu, że nie chce wyjść na jakiegoś kombinatora, któremu się nie chce pracować i od razu na L4 ucieka, ale że tak się zdarzyło, że nie jest w pełni sił. Pokazał dokumenty, zaczął mówić, że jeśli trzeba będzie to przyjdzie do pracy. Ale na szczęście Prezes okazał się bardzo ludzki i od razu powiedział, żeby Franek się wykurował do końca i że nie ma z tym problemu. Dodał, że Franek ma do pracy nie przychodzić, bo jeszcze coś się stanie i żona (znaczy się Franka żona, czyli ja :P) go zabije. A na koniec powiedział, że w tym tygodniu Franek ma zadzwonić i spotkają się, żeby podpisać umowę.
Uspokoiło nas to podwójnie. Przede wszystkim, wiemy już, że umowa jest pewna i nie znamy tylko warunków - ostatecznie spotkanie umówili na jutro to wreszcie wszystko będzie wiadomo. A po drugie Franek spokojnie i bez wyrzutów sumienia może sobie chorować, nie bojąc się, że ktoś go posądzi o lenistwo albo kombinatorstwo. Ja też przestałam się martwić.
W piątek oboje byliśmy w dobrych humorach. Franek od razu rano zapowiedział, że skoro będzie w domu, to posprząta. Poodkurza, umyje podłogi i takie tam. Popukałam się w czoło i powiedziałam, że to mu na pewno na plecy nie pomoże (bierze leki, więc bolało go mniej i już myślał, że góry może przenosić) i że wyjątkowo mu na to nie pozwalam :P Jakoś przeżyję to, że raz będzie niepoodkurzane. Franek ogarnął mieszkanie z wierzchu i to wystarczyło, żeby czuć się dobrze, kiedy wróciliśmy z powrotem po weekendzie. Bo nie znoszę wracać do bałaganu! Dlatego zawsze przed wyjazdem - choćby na jeden dzień - sprzątam. Nie żeby to miały być jakieś generalne porządki i pucowanie, ale ma być po prostu czysto i już.
A na weekend byliśmy w Miasteczku. Franek nie ma w zaleceniu od lekarza komendy "ma leżeć" tylko "może chodzić", a wręcz musi chodzić, bo to mu pomaga. Równie dobrze może więc chodzić po Miasteczku, stwierdziliśmy i pojechaliśmy :) Wykorzystaliśmy nawet fakt, że po weekendzie mężon do pracy nie musi iść, a ja idę na 11 i wyjechaliśmy z miasteczka dopiero w poniedziałek o 6.30. Dojechaliśmy w sam raz, żebym się nie spóźniła :)
Franek czuje się już niezgorzej, choć pobolewa go jeszcze tu i ówdzie, więc dźwiganie i schylanie się jeszcze odpadają. Ale miejmy nadzieję, że się wykuruje do końca tego tygodnia. A tymczasem wykorzystuję fakt, że jest w domu, ma więcej czasu i jest mniej zmęczony :P I na ten przykład nie zmywałam dzisiaj po obiedzie (bo zazwyczaj skoro Franek robi i podaje obiad, to ja po nim zmywam), bo skoro Franek choruje w domu, to otrzymałam od niego dyspensę :)
Całkiem fajnie, jak on jest tyle czasu w domu, choć muszę przyznać, że rano to mi trochę zawadza. Bo zazwyczaj wstajemy razem o 6, on wychodzi o 6.30, a ja mam czas dla siebie do 8.50 lub 10.50 - w zależności od dnia tygodnia. Teraz ja nadal wstaję o 6 a Franek trochę później i jak już wstanie to totalnie dezorganizuje mi cały poranek, choć nie jestem pewna czym. Chyba samą swoją obecnością :P Bo nawet fakt, że robi mi śniadanie nie pomaga i z niczym nie mogę się wyrobić. Dziwne.
Ale jakoś to wytrzymam :P Z kolejnej porcji dobrych wieści: wynagrodzenie frankowe za wrzesień było wyższe o kilka setek od przewidywanego, choć nie bardzo wiemy z czego to wynika :) Czy to jakaś premia, czy nadgodziny, czy może ostatecznie nie potraktowali go jak na okresie próbnym? Nie wiemy, ale skarżyć się nie będziemy :)
Tak myślałam, ze z tym L4 nie będzie problemu, w końcu szefowie to też ludzie;) Fajnie, ze jest znowu na plus, oby ta tendencja już się utrzymała;)
OdpowiedzUsuńZ tym to różnie bywa co prawda, ale ja akurat nigdy źle nie trafiłam a i tu wiedzieliśmy, że raczej pod tym względem szefostwo jest w porządku. Ale chodziło o sam fakt, że Franek nie chciał robić złego wrażenia i pokazywać się na początku od tej strony. Źle się z tym czuł po prostu a ja razem z nim - więc jak został oficjalnie rozgrzeszony przez Prezesa i na własne oczy zobaczył, że jest ok to od razu mu ulżyło :)
UsuńCzepiam się tych pojedynczych dobrych wiadomości jak zbawienia. To drobiazgi, ale skupiam się na nich ze wszystkich sił, zeby tylko nie mysleć o tym, co jeszcze niepewne. Bo przecież tego, co najważniejsze cały czas nie wiemy, a już teraz jestem pewna, ze gdyby ta wiadomość okazała się dobra, to wbrew temu, co myślałam jeszcze parę miesięcy temu, znowu będę szczęśliwa :)) Modlę się, zaklinam rzeczywistość i co tylko.., ale nic więcej - poza czekaniem jeszcze - zrobić nie mogę.
No to świetnie że się wszystko wyjaśniło :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wszystko, ale źle nie jest i to najważniejsze :)
UsuńLudzkie panisko z Prezesa! Dobrzy ludzie na dobrych trafiają...
OdpowiedzUsuńLudzkie. Mam nadzieję, że zdania nie zmienimy po dzisiejszej rozmowie :)
UsuńJakby takie pojedyncze małe i dobre wiadomości razem do kupy zebrać, to okazuje się trochę tych dobrych wieści jest i oby tak dalej, krok po kroku i życzę Wam tej stabilizacji i pewneijszego jutra :))
OdpowiedzUsuńNiby tak, więc chwytam się tych drobiazgów licząc na to, że to tylko zapowiedź kolejnych dobrych wieści. Ale okazuje się, że jednak się przeliczyłam
UsuńEhh... przykro mi :(
UsuńMargaretko - najpierw sprawa techniczna: czy mogłabyś zmniejszyć ten symbol kredek, bo już któryś raz mi zasłania tekst i chociaż oczywiście się domyślam, co napisałaś, ale to jednak troszkę przeszkadza podczas czytania. :)
OdpowiedzUsuńA jeśli schowasz pod to jakąś bardzo ważna zagadkę albo słowo kluczowe dla danego tekstu, to spać nie będę mogła! O! :)
Tak, wiem Iw o tym problemie, zajme się tym, ale muszę się na tym skupić, żeby sobie wszystkiego tutaj nie rozwalić na stronie ;)
UsuńO właśnie i mnie te kredki irytują :( strasznie przeszkadzają w czytaniu!
UsuńCóż, bez kredek nie byłoby mojego bloga :)
UsuńNo to teraz przeczytałam. :)
OdpowiedzUsuńW sumie bardzo dobre wieści, w dodatku kasa się zgadza i to w dobrym sensie, czyli jest większa :).
Życzę zdrowia Twojemu Frankowi, ja też ciągle jeszcze mam problem z tymi moimi korzonkami, więc niech i on się szanuje, bo to tak szybko nie przechodzi.
powodzenia :)
Wczoraj to rzeczywiście były dobre wieści. Dziś już chyba nie :)
UsuńTak, wiemy, że to jest poważna sprawa, której nie tak łatwo się pozbyć, ale Franek będzie nad tym pracował.
Brawo i gratuluje :) To naprawdę dobre wieści i zdrowia mu życzę:P zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie ma czego gratulować.
UsuńMargolciu, w życiu bym nie wstawała tak wcześnie gdybym chodziła tak późno do pracy;D ja wstaję o 6, mając do zawiezienia Amelkę do przedszkola i rozpoczęcie pracy oddalonej o ponad 20km o 8.20;)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie cieszę się że układa się w tej Frankowej pracy, oby tak dalej:) No i niech zdrowieje! Bo facet na dłuższym L4 to czasami staje się nie do wytrzymania:D;))
Dla mnie ten poranny czas jest najcenniejszy w ciągu całego dnia :) Wtedy jestem w stanie zrobić najwięcej i w ogóle po prostu lubię ten czas. Gdybym spała dłużej, miałabym poczucie, że marnuję dzień :)
OdpowiedzUsuńNo niestety tak dobrze się nie układa.