*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 3 października 2013

Dobrze i źle

Czyli jednym słowem, nic nowego. Ciągle dobre wiadomości przeplatają nam się ze złymi. Tak, ja wiem, że w życiu o to chodzi, tyle, że rzadko zdarza się, żeby te wiadomości miały taką wagę i na które czekamy siedząc jak na szpilkach.
Wspominałam już, że Zielona Firma nie obciążyła Franka karą finansową i to była naprawdę dobra informacja. Druga - też dobra - jest taka, że chyba Franek ma prawie umowę o pracę przedłużoną. Dlaczego chyba i prawie? Bo już trzeci dzień żadnej nowej umowy nie podpisał (a poprzednią miał do poniedziałku), a do pracy chodzi i nikt mu nie kazał przestać. W dodatku dali mu imienną kartę do placówki medycznej, z którą firma ma umowę i wzięli namiary na strój roboczy. Franek od wtorku nie może złapać prezesa, a kiedy w końcu złapał kadrową, ta mu powiedziała, że musi poczekać, bo prezes chyba dopiero w przyszłym tygodniu znajdzie chwilę, a musi z nim porozmawiać, ale że Franek ma się nie martwić. No to chyba dobrze. Ale tak naprawdę nie znamy żadnych warunków i nie wiemy nic na pewno.
W dodatku prawda jest taka, że ta praca nie podbiła serca Franka. Jest bardzo stresująca, odpowiedzialna i dość męcząca. Franek ma praktycznie kierownicze stanowisko, a nigdy nie miał takich aspiracji i wręcz woli wykonywać rozkazy niż je wydawać - ale i tak idzie mu całkiem nieźle. Ale poprzednią pracę naprawdę lubił a tą po prostu szanuje. Pocieszające jest to, że Niezielona Firma w Warszawie cały czas ma ogłoszenia, że potrzebuje ludzi, więc w razie czego mamy jakąś opcję, chociaż Franek nie zna topografii stolicy i to go na razie trochę zniechęca. Ale głównym powodem, dla którego chcemy, żeby on się trzymał obecnej pracy są po prostu wszystkie weekendy i święta wolne. I regularne godziny pracy (chociaż nigdy chyba nie pojmę jak to jest, że Franek bez problemu wstawał o 3 a o 6 trzeba go siłą wyciągać z łóżka). Nie no, te wolne weekendy są po prostu nie do pobicia na chwilę obecną...
A teraz ta zła wiadomość - no więc Franek dzisiaj wstał połamany. Bolą go plecy i ból promieniuje do nogi (ale to nie rwa), w pracy wytrzymał całe pół godziny i pojechał do lekarza. Na drugi koniec miasta, bo dzisiaj ortopeda tylko tam przyjmował. Franek jako rodowity Poznaniak nie zdawał sobie sprawy, że tutaj drugi koniec miasta oznacza minimum dwie godziny podróży a to i tak przy doskonałym połączeniu... A musiał obrócić dwa razy, bo lekarz się pomylił i wpisał zły NIP. Od 7:30 do 14:30 jeździł więc sobie wte i wewte po Warszawie. Dostał antybiotyk i L4 do końca przyszłego tygodnia. I skierowanie na rehabilitację, jeśli mu nie przejdzie po sześciu dniach. No i to zwolnienie trochę nas niepokoi, bo jak to wygląda, że nowy pracownik i już na L4 wylądował? Franek nie ściemnia i gdyby nie to, że musi w tej pracy często się schylać i dźwigać, to nie byłoby problemu. Powiedział nawet, że zobaczy po weekendzie i jak będzie się dobrze czuł, to przyjdzie. Ale wiadomo, że z kręgosłupem to nie ma żartów, więc szarżować nie będzie mógł. Mam nadzieję, że szefostwo będzie jednak wyrozumiałe i nie będzie się doszukiwało przekrętów.
No dobra. Starczy tych złych wiadomości na dzisiaj. Czas najwyższy spać! :)

A wiecie, posprzeczaliśmy się dzisiaj z Frankiem o nasze dziecko. Nie, nic Was nie ominęło :P Nadal nie mamy żadnego. Ale nie przeszkadzało nam to w tym, żeby się pokłócić o to, jak byśmy postąpili w pewnej kwestii. Dodam jeszcze, że dziecko o które się pokłóciliśmy chodziło już do szkoły :D Powiedzmy, że ostatecznie doszliśmy do porozumienia, choć obawiam się, że pogląd mój i mężowski są trochę odmienne. Będziemy musieli popracować nad zgodnością i konsekwencją rodzicielską, ale myślę, że zaczniemy ćwiczyć dopiero jak jakiś bachorek (naprawdę proszę się nie oburzać, to w naszym wydaniu jest forma pieszczotliwa) faktycznie się u nas pojawi, a na razie na to się nie zanosi.

54 komentarze:

  1. Mama znajomej, gdy dowiedziała się, że córka za kilka miesięcy urodzi synka, zalała się rzewnymi łzami i przez te łzy zawołała|: - O matko, do wojska będzie musiał iśc i jeszcze na jakiejś wojnie zginie, nie daj boże..
    To a propos Waszej kłótni o szkolne sprawki ,,planowanego''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) No to u nas była wersja nieco bardziej "lajtowa" :)

      Usuń
  2. Dobrze, że póki co Franek ma "wróbla w garści", może z czasem znajdzie coś fajniejszego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie po prostu nie szuka - bo w razie czego miałby pewnie możliwość pracy w Niezielonej Firnie, ale wolne weekendy i święta jednak na razie są dla nas ważniejsze

      Usuń
  3. Marcin też jest na takim stanowisku, bo wydaje polecenia. Ale woli żeby to jemu wydawano. Z jednej strony jest doceniany, ale z drugiej sama nie wiem. Pracuje za to więcej, prawie się nie widujemy. Nie jest to raczej tego warte. Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to u nas właśnie jest inaczej - wady tej pracy są jej warte ze względu na wolne weekendy, święta i normalny, regularny czas pracy. Teraz zdecydowanie więcej się widujemy

      Usuń
  4. "Nadal nie mamy żadnego" - rozwaliło mnie to :P Wyobraziłam sobie jak czytamy coś w stylu "aaa, już mamy jedno" :P

    Dużo zdrowia dla Franka!

    Ps. jestem, czytam i często nie nadążam, więc w komentarzach mnie mało :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D:D Żebyś się kiedyś nie zdziwiła :P
      Dziękuję, przekażę :)

      Ps. Rozumiem, tak czasami po prostu bywa, też to przerabiałam :) Teraz udaje mi się jako tako nadrabiać. Ale fajnie, że się odezwałaś, dobrze wiedzieć, że jesteś:)

      Usuń
    2. Tekst o dziecku też mnie rozłożył ;)

      Mam ten sam problem z kredkami, co Młoda Kobieta. Mam nadzieję, że to wkrótce minie...

      Usuń
    3. :)))

      Przyznam, ze nie bardzo wiem, co mogłabym z tym zrobić. Spróbuję, choć boję się, ze zepsuję sobie układ strony :)

      Usuń
    4. Margolko, z tymi kredkami proponuję zrobić tak: zmniejszyć obrazek (już w samym pliku) do wymiarów jakie chcesz mieć na stronie i dopiero potem wrzucić go na bloga. A jak nie masz na dysku tego pliku, to go najpierw zapisz, zmień rozmiar i potem wgraj ponownie. Powinno pomóc.
      Pozdrawiam i życzę dlaszych dobrych wieści.

      Usuń
  5. Bachorek brzmi fajnie, to wszak nie wrednie dzwoniący w uszach bachor. Choć pewnie kogoś, kto używa jedynie sformułowań w stylu fasolka i dzieciaczek, może ukłuć w uszko ;))) Duże miasto... Ja, jak się sprężę i mam szczęście, w godzinę dotrę do dworca, z którego odjeżdża mój podmiejski autobus do domu. Dwie godziny bujania się po samym mieście mogłoby mnie zmęczyć, ale pewnie po pewnym czasie szłoby się przyzwyczaić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się też podoba :) I mnie z kolei fasolka w uszko kłuje bardzo :)

      Ano duże. A Franek niby od urodzenia w dużym mieście mieszka, ale okazuje się, że odległości poznańskie są i tak niczym w porównaniu z warszawskimi :)
      Ale na szczęście na codzień się w ogóle nie musimy bujać po stolicy, bo oboje mamy do pracy blisko w Podwarszawie :)

      Usuń
  6. a nam tez się już zdarza z K. kłócić o dziecko, którego jeszcze nawet w planach nie ma, hahaha :)
    bachorek jednak kłuje w oczy :P
    niech przez weekend Franek się wygrzewa i odpoczywa, może będzie lepiej, ale niech nie lekceważy tego
    oj tak, komunikacja po Wawie jest za****sta :D nie ma co... ja jadę do K. jakąś godzinę przez Wawę, a dwie od siebie do Niego -100 km :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie kłuje :)
      W każdym razie, chyba będziesz musiała się z tym oswoić bo tak mam zamiar nazywać swoje bachorki :)

      Lekceważyć nie lekceważy. Wygrzewa i odpoczywa, ale dzisiaj poczuł się dużo lepiej i w ogole go nie bolało, ale później prowadził samochód i wieczorem znowu mu się odezwało.

      Usuń
  7. Donoszę że ja zaczęłam pracę 10.09 a już 18.09 byłam na zwolnieniu z powodu zapalenia oskrzeli :P Franek lepszy ode mnie nie jest! :D Pilnujcie tych wolnych weekendów i świąt, teraz widzisz ile to znaczy... Chociaż z drugiej strony, w życiu trzeba robić to, co się lubi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) No to rzeczywiście, pobiłaś go zdecydowanie :)

      Ja zawsze wiedziałam, ile to znaczy, nie dopiero teraz :) Po prostu nigdy nie było możliwości pracy tylko w tygodniu. od początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to będzie największa wartość tej pracy. Owszem, fajnie jes tw życiu robić to, co się lubi, ale trzeba się też zastanowić, co jest dla człowieka priorytetem. Na chwilę obecną dla nas - i dla Franka są to weekendy spędzane razem z rodziną. Więc dopóki wady pracy nie są aż tak uciążliwe, nie zamierzamy rezygnować.

      Usuń
  8. Z tym wstawaniem bez problemu o 3 i z problemem o 6 to chyba chodzi o te różne fazy snu :-) Ja mam tak, że o 5:30 wstaję bez trudu, a o 6:50 ciężko mnie wypchnąć z łóżka. Teoretycznie powinnam więc wstawać codziennie o tej 5:30, ale człowiek to dziwna istota i woli dłużej pospać, choć wie, że później będzie problem ze wstawaniem, ech :P

    W pierwszej pracy tak miałam, ledwo umowę dostałam (tzn. jeszcze nie dostałam, ale wiedziałam już, że dostanę) i miałam grypę żołądkową... Też miałam obawy, że to głupio wygląda, na szczęście w niektórych firmach pracują LUDZIE i potrafią zrozumieć taką złośliwość losu. Życzę Frankowi, żeby szybko się wykurował, żeby nie miał problemów ani ze zdrowiem, ani z pracą :)

    To tak, jak my się kłóciliśmy o obowiązki domowe , gdy nawet jeszcze nie wiedzieliśmy kiedy zamieszkamy razem :D W wychowaniu dziecka też pewnie będziemy mieć często różnice w poglądach....Grunt to znaleźć złoty środek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chciałam dodać, że obrazek kredek w lewym górnym rogu od jakiegoś czasu mnie irytuje, bo zrobił się jakiś za duży i zasłania tytuły notek i od kilku tygodni nie wiem, jaki jest tytuł danego posta :(

      Usuń
    2. Nie wiem, jak to jest z tymi fazami snu - jeśli o mnie chodzi, to ja po prostu muszę spać osiem godzin i jest dobrze :) Ale w zasadzie nigdy nie mam problemu ze wstawaniem. Jeśli już to większy problem mam wieczorem, żeby wytrzymać i nie zasnąć.

      W pracy na szczęście jak na razie wykazali się zrozumieniem.
      Ja nigdy nie miałam takiej historii - i w ogóle ze mną jest tak, że nawet jak się rozchoruję, to zazwyczaj chorobę ignoruję i robię swoje. Oczywiście czasami czuję się źle, ale dobrze wykonany obowiązek jest dla mnie zawsze priorytetem. Żebym poszła na zwolnienie muszę mieć pewność, że w żaden sposób się to nie odbije na moich obowiązkach.

      Mimo wszystko przyznam, ze kłótnia o obowiązki wydaje mi się jakoś bardziej racjonalna :D:D Nie wiem dlaczego :)

      Co do obrazka - ja tak mam tylko na służbowym komputerze i to dopiero jak go wyjmę ze stacji (bo normalnie jest podłączony, zebym mogła pracować na dużym ekranie), więc może to kwestia rozdzielczości? Nie wiem, ja nic nie zmieniałam - jak zwykle portal pewnie pozmieniał ustawienia i odbija się to na użytkownikach. Poprawiłabym to, ale nie bardzo wiem jak i boję się, ze namieszam - a bez tego obrazka przecież nie może być mojego bloga :P

      Usuń
    3. to samo mam z tym obrazkiem a mam duży monitor

      Usuń
  9. Trochę nieszczęśliwie wypadło, ale w końcu umowy podpisanej jeszcze nie ma, więc to nie wygląda do końca tak, że poczuł się pewnie i ucieka na L4. A z kręgosłupem rzeczywiście nie ma żartów, poza tym jak naprawdę mocno rozboli, to choćby bardzo chciał iść do pracy, nie da rady.
    A na marginesie: koledzy zza Odry lubią czasem przynieść zwolnienie od psychiatry, w końcu taka stresująca praca, szczególnie, jak jakieś problemy się pojawiają :)
    Mnie się też często łatwiej wstaje o 4 niż o 6 czy 7 i mam taką teorię, że to dla mnie szok wstawać w środku nocy i nie zauważam, że jeszcze się nie wyspałam :P Poza tym wtedy daję sobie rano mniej czasu (żeby te parę minut dłużej pospać), bardziej się spieszę i to mnie trochę budzi do życia. Senność i tak przychodzi, ale później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo wszystko ja jestem na takie historie bardzo wrażliwa - pewnie dlatego, ze sama choruję rzadko, a nawet jeśli mi się zdarzy, to zazwyczaj chorobę ignoruję :)
      A inna sprawa, ze tyle jest kombinatorów i cwaniakow, ze to właśnie przez nich normalni ludzie, którym przytrafi się choroba mają problem.
      Na szczęście jak na razie w pracy Franka przyjęli wszystko ze zrozumieniem i jest ok.

      Ja raczej nie mam w ogóle problemów ze wstawaniem - po prostu wiem, ze jak trzeba to trzeba :) Nie mówię, ze czasami sobie nie przedłużę drzemki, ale zazwyczaj bardzo szybko dochodzę do siebie niezależnie od godziny - jednak najlepiej się czuję, gdy mam stałe godziny snu tj, 22-6.

      Usuń
  10. Najważniejsze, że są też dobre wiadomości, bo o wiele bardziej gorzej byłoby gdyby były same złe. Trzymam kciuki, żeby się to wszystko poukładało najkorzystniej dla was ! ;) Ale zważając na to , co napisałaś, jeśli Franek ma się nie martwić, to na pewno będzie wszystko w porządku ;))

    A tak nawiasem mówiąc - co do tych zielonych i niezielonych Firm , to Franek w poznaniu był kierowcą prawda? ;)) Więc powiem Ci, że coś znów w tym musi być, bo mój obecny chłopak jest...... Kierowcą autobusu u nas w mieście w komunikacji miejskiej ;) hehehehe i przysięgam, że jest to czysty przypadek , nie "zgapiłam" od Ciebie hehehe ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz rację, chociaż na te główne dobre wieści cały czas czekamy i bardzo są nam potrzebne. Natomiast co do pracy Franka - rzeczywiście tym przestaliśmy się już stresować :)

      :))) My się chyba kiedyś będziemy musiały spotkać :P Strasznie dużo tych zbiegów okoliczności i podobieństw :)

      Usuń
    2. No koniecznie musimy kiedyś nad tym pomyśleć, szkoda , że nam do siebie tak daleko ;p hehehe

      Usuń
    3. Jak można sądzić po moich doświadczeniach - nawet jeśli teraz jest daleko, to, kto wie, co będzie za parę miesięcy? :)

      Usuń
  11. dobre wieści jednak przeważają więc bądźmy optymistami :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli mogę coś dodać na temat tego że Franek nie ma umowy. Właściwie nie powinien przychodzić do pracy jeśli nie ma umowy podpisanej. Poza tym, czy w tej firmie już się tak zdarzało? Czy nie pracują tam osoby "na czarno". Bo dla mnie to jest podejrzane, a wiem co mówię, bo teraz przez ten kryzys pracodawcy lubią a wręcz nagminnie tak oszukują - obiecują i nie podpisują. Nie twierdze że ta firma jest taka.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to się nie martwiliśmy - to nie jest przypadkowa firma, ktora mogłaby nas oszukać, a propozycja pracy była skierowana konkretnie do Franka. Nasza sytucja była znana prezesowi, więc nie sciągałby go po to, zeby zrobić nas w konia.
      Nasze obawy były zwyczajne dla tego rodzaju sytuacji - baliśmy się, że nie przedłużą mu tej umowy, bo stwierdzą, ze się nie sprawdził albo że chcą jednak kogoś innego - taka była rozmowa od samego początku, że zatrudniają go na okres próbny, ale gwarancji stałego zatrudnienia nie było.

      Jeśli chodzi o samo przychodzenie do pracy bez umowy - oczywiscie masz rację. To nie powinno tak wyglądać, ale z własnego doswiadczenia wiem, ze taka sytuacja to właśnei moze być dobry znak a nie zły. W poprzedniej pracy mieliśmy szefa, ktory był najuczciwszą osobą jaką znam, w dodatku był bardzo ludzki i kolezeński. Ale do tego mocno zakręcony i zabiegany. Pracownicy czasami nie dostawali umowy na czas, bo dla niego to było oczywiste, że będą nadal zatrudnieni (wiem, bo to ja te umowy przygotowywałam, więc znałam "kulisy") tylko po prostu nie miał czasu podpisać dokumentów.
      Dlatego jak się dowiedziałam, że prezesa nie ma w firmie, a franek do pracy nadal ma przychodzić to się uspokoiłam - bo wiedziałam, ze to wcale nie musi oznaczać niczego złęgo.

      Usuń
  13. Najgorsze jest czekanie i niepewność kiedy nie wiadomo na czym się stoi. Sama nie lubię takich sytuacji, ale w dzisiejszych czasach tak właśnie szefowie się przejmują pracownikami- pracownik, niezależnie na jakim stanowisku, to ten szarak, który może poczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest właśnie najgorsze. Ale czasami to wcale nie zależy od pracodawcy. On może być bardzo w porząku a sytuacja i tak jest niepewna.

      Usuń
  14. Ja raczej wiem czemu tak się stało. Jego organizm musi się przyzwyczaić. Pewnie źle stawiał nogę lub coś podnosił. Ja w nowej pracy miałam podobnie. Po długim czasie powinno dojść do normy. Życzę mu powodzenia w nowej pracy ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego praca polega między innymi na podnoszeniu, więc można powiedzieć, ze Ameryki nie odkryłaś :):):) A tak serio - Franek po prostu, jak zresztą całkiem spora grupa społeczeństwa, ma problemy z kręgosłupem, które od czasu do czasu mu się odzywają. Przede wszystkim jego ostatnia praca się do tego przyczyniła, bo musiał całymi dniami siedzieć praktycznie w jednej pozycji. Także to nie spadło na nas jak grom z jasnego nieba :)

      Usuń
  15. Ha, to za kilka(naście) lat kłótnię o szkołę już będziecie mieli za sobą ;))
    Zdrówka dla Franka. I umowy jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, myślę, że to całkiem niegłupie poćwiczyć :):)

      Dziękujemy!

      Usuń
  16. jestem tu 1 raz i musze przyznać, ze stronka wygląda na całkiem fajną :D Zapraszam na najnowszy, 5 rozdział mojego opowiadania :) Chciałabym wiedzieć czy wyszedł chociaż znośnie i czy pisać ta historię dalej... :D Pozdrawiam ^^^ http://poweroffourelements.blogspot.com/

    PS Dla fanów fanfiction z hp i innych opowiadam polecam http://kronikizakrecenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. My też się sprzeczamy o kwestie wychowawcze, mimo, że nas jeszcze nie dotyczą :D
    No z kręgosłupem nie ma żartów - kto jak kto, ale ja wiem o tym doskonale i to niestety z autopsji... Oby mu minęło, bo to rzeczywiście nie najlepiej wygląda, jak nowy pracownik śmiga na L4... Choć jednak szefostwo trochę wyrozumiałości mieć powinno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My się raczej nie sprzeczamy o te kwestie:) Można powiedzieć, że to był wyjątek ;)

      Zgadzam się, że nie najlepiej - glównie za sprawą całej masy kombinatorów i oszustów, których nie znoszę. Ale już wiemy, że szefostwo okazało się całkiem w porządku.

      Oczywiscie, że kręgosłup to poważna sprawa. Ale Franek nie pierwszy raz się z tym męczy.

      Usuń
  18. Jeżeli firma jest "ludzka" to nie ma się o co martwić. Zdrowie jest najważniejsze, a z kręgosłupem nie ma żartów.
    A co do wiadomości to dobrze chociaż, że nie ma samych złych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w miarę ludzka, dlatego teraz już się nie martwimy :)

      Usuń
  19. no to duzo zdrowka dla Franka! Mam nadzieje, ze mu przejdzie.
    Praca sie nie martwcie, wyglada na to, ze przedluza mu umowe, a zawsze mozesz szukac czegos lepszego, co bardziej bedzie mu odpowiadac.
    A co do dziecka... no coz... lepiej pewne kwestie przecwiczyc wczesniej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, już jest lepiej :)
      Tak, w zasadzie uspokoiliśmy się już w zeszłym tygodniu, a poza tym teraz mamy potwierdzenie od samego prezesa, więc się nie martwimy. A co do samej pracy - dlatego właśnie na razie Franek nie rezygnuje, póki co jest znośnie, a wolne weekendy i święta wiele nam rekompensują

      Usuń
  20. Przyjdą dzieci, pojawią się nowe problemy, póki ich nie ma cieszcie się z sobą i grunt to zdrowie
    Pozdrawiam
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
    http://kadrowane.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Nic innego nie robimy tylko cieszymy się sobą ;) Między innymi właśnie dlatego nie chcieliśmy dzieci od razu po ślubie :)
      Pozdarwiam również.

      Usuń
  21. Ja chyba tylko raz podpisałam umowę o pracę 'w terminie'. Zazwyczaj to odbywało się kilka/kilkanaście dni po rozpoczęciu pracy. Ale właśnie na zasadzie, że to oczywiste, że mam pracę, więc nie trzeba było się papierologią przejmować ;) Myślę, że u Franka odbywa się to podobnie.

    Zawsze dziwię się ludziom, którzy właśnie podobnie jak Wy troszkę przejmują się co pracodawca powie jak się pójdzie na L4. Chodzi mi oczywiście o przypadki jak najbardziej uzasadnione, czyli takie jak Franka właśnie. Według mnie to całkiem oczywiste, że jeśli człowiek dostał papier od lekarza, że nie może chodzić do pracy, to znaczy, że naprawdę nie może i kropka. I nie widziałabym w tym żadnego problemu. To nie Franka wina, że coś mu się stało. Wyzdrowieje to wróci, a tak to pewnie na wiele by się w tej pracy nie zdał. Jakoś w kwestii zdrowia nie potrafię myśleć w stylu 'co ktoś powie albo pomyśli'.
    Poza tym ostrzegę Cię jeszcze przed tym, by Franek nie szedł do pracy nawet jeśli poczuje się lepiej, a nadal będzie objęty zwolnieniem. Na L4 po prostu nie wolno chodzić do pracy, bo za to odpowiada pracodawca. Grożą wtedy wysokie kary, a pracownik może być zwolniony dyscyplinarnie. Tym bardziej, że to problemy z kręgosłupem, nie daj Boże stało by się mu coś gorszego i straciłby prawo do odszkodowania, renty itp. Także ostrzegam. Lepiej posiedzieć w domu, nie nadwyrężać się i nie zastanawiać jak to będzie wyglądało w pracy, bo zdrowie jest jednak najważniejsze.

    Z racji mojego zawodu często poruszamy w domu tematy odnoszące się do wychowania dzieci i o dziwo - najczęściej jesteśmy bardzo zgodni. Zobaczymy jednak jak to będzie w praktyce, bo wiadomo - teoria pozostaje teorią ;)

    Aha, no i melduję że również obrazek kredek zasłania mi tytuły postów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też przestaliśmy się w zasadzie martwić w momencie, gdy nie kazali mu przestać przychodzić. Ja też nie raz się spotkałam z tym, że kiedy przedłużenie umowy jest oczywiste, nie odbywa się to zaraz tego samego dnia.

      Ja mam po prostu silne poczucie obowiązku i nie czuję się dobrze, gdy idę na L4. Wiem, ze jakaś część pracy na tym ucierpi. W ogóle zwolnienie u mnie to ostateczność. Inna sprawa, że to nie wygląda dobrze, kiedy nowy pracownik idzie na L4. A to głównie za sprawą całej masy kombinujących oszustów, którzy tylko szukają okazji do wykorzystania. Gdyby nie to, ze tyle ludzi idzie na zwolnienie z powodu jednego kichnięcia, albo w ogóle bez powodu, to pracodawcy nie patrzyliby krzywo na uczciwych pracowników. I właśnie to wcale nie jest takie oczywiste, ze kiedy człowiek ma papier od lekarza, to znaczy, ze naprawdę nie może chodzić do pracy. Niektorzy się wręcz chełpią tym, że dostali zwolnienie, chociaż nic im nie dolega albo otwarcie mówią o tym, ze jak nie dostaną urlopu to pójdą na L4. I jak później brać na poważnie taki dokument?

      Ostrzegać nas nie musisz :) Ja pracowałam w biurze i zajmowałam się całą masą różnych spraw, również częściowo kadrami, więc trochę się znam na prawie pracy - a przynajmniej na tych podstawowych przepisach. Franek chciał przede wszystkim pokazać, że nie jest typem, który przy byle okazji miga się od pracy.
      A plecy naprawdę go bolały, więc nawet gdyby chciał, części obowiązków po prostu nie mógłby wykonywać, bo to nie jest pierwszy raz, gdy coś takiego mu się zdarza, więc wie, że nie może wtedy nadwerężać kręgosłupa. Na pewno nie byłby tak lekkomyślny, żeby się schylać i dźwigać.

      To się tylko tak łatwo mówi, żeby się nie zastanawiać, jak to będzie wyglądało w pracy.

      Usuń
    2. Pewnie każdy mając wiele obowiązków w pracy bardziej bądź mniej zastanawia się jak to będzie wyglądało, ale koniec końców, ja wierzę w to, że pracodawcy to jednak ludzie tacy jak my.

      Rozumiem Twoje tłumaczenie odnośnie oszustów i kombinatorów, bo słuszałam, że i tacy się zdarzają. Ale doprawdy nie rozumiem, jak można powiedzieć, że 'idzie się na L4' tak po prostu. Jak to jest możliwe? Przecież do zwolnienia potrzeba lekarza! To on decyduje o tym, czy nadajemy się do pracy czy nie, on jedyny na moc wypisania druczku. Może kiedyś częstsze były zwolnienia lekarskie wypisywane 'na oko', ale teraz chyba jest to rzadkie. Nawet słyszałam, że lekarze obecnie nie są tak chętni do wypisywania zwolnień z byle powodu. Dlatego bardzo dziwię się jak można iść do lekarza z postawią roszczeniową, że chcemy L4. Ja nawet nie wyobrażam sobie co mogłabym w takiej sytuacji powiedzieć lekarzowi, jak mu to przedstawić...

      Usuń
    3. Właściwie nie wiem, co Ci odpowiedzieć, bo mnie zaskoczyłaś :)
      Rozumiem, że mogłaś nie mieć żadnych przykrych sytuacji z pracodawcami. Ja też raczej dobrze trafiałam - poza jednym przypadkiem. Ale pomimo tego, że jestem raczej naiwną osobą, wiem, że dzieją się różne rzeczy. Wierzyć zawsze można, ale rzeczywistość pokazuje coś innego.
      Jeśli chodzi o naszą sytuację, to nawet mimo tego, że wydawało nam się, ze szef Franka jest w porządku, to mieliśmy obawy. I wydaje mi się to zupełnie naturalne w sytuacji, gdy kończy się umowa i nie ma gwarancji dalszego zatrudnienia.

      Mnie takie zachowania/zdarzenia oburzają i wkurzają, ale nie jestem tak zdumiona jak Ty, bo spotkałam się z tym bardzo często i nawet trochę dziwi mnie Twoje zdziwienie, bo wydawało mi się to tak nagminne, że aż usprawiedliwione przez ogół społeczeństwa. Owszem, potrzeba zwolnienia od lekarza, więc takie osoby idą do lekarza i dostają L4 - nie wiem, co mówią i jak się tłumaczą, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale takie są fakty. A kobiety w ciąży już w ogóle nabrały w tym wprawy - i mam tu na myśli te, które nie czują się źle i już od pierwszych tygodni idą na zwolnienie. Znam - osobiście- kilka takich osób, jedna z nich wręcz poszła do pracy tylko po to, zeby dostawać kasę, jak już zajdzie w ciążę (zaszła jak tylko jej się należały)- to nie są moje domysły, tylko jej słowa! Poza tym w tej pracy gdzie miałam do czynienia z kadrami spotkałam się kilka razy z przypadkami, kiedy pracownicy wykorzystywali dobroć pracodawcy i naiwność? lekarza.

      Usuń
  22. Kochana mam nadzieje że szef będzie wyrozumiały i podpisze z twoim mężem umowę:) Trzymam za to kciuki:) zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  23. o miło że się odezwałaś już myślałam że przepdałaś na dobre zaraz zapiszę twój blog ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ze tak późno, ale naprawdę się pogubiłam przy całej tej przeprowadzce
      Na dobre to ja nigdy nie przepadam :P

      Usuń