*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 2 października 2013

Październikowa refleksja o nauce



Październik - miesiąc, który wielu osobom kojarzy się z rozpoczęciem roku akademickiego... Z tej okazji snułam sobie różne przemyślenia na temat nauki i studiów.
Lubię uczyć się czegoś nowego i jest jeszcze całe mnóstwo rzeczy, których chciałabym się nauczyć. Lubiłam moje studia pierwszego i drugiego stopnia, chociaż bywało, że doprowadzały mnie do łez.Byłam bardzo zadowolona z moich studiów podyplomowych i chodziłam na wykłady z przyjemnością. Ale odczułam ogromną ulgę, że je skończyłam.Od jakiegoś juz czasu wiem, że na razie to koniec z nauką – niestety, albo stety, tego jeszcze pewna nie jestem :)
Ale pewna jestem, że nie mam już chwilowo na to siły. Mimo tego, że naprawdę sprawia mi przyjemność dowiadywanie się czegoś nowego, czy pogłębianie już zdobytej wiedzy, to zwyczajnie teraz mam już inne priorytety i nie wyrabiam ze wszystkim. 
Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że nie przeszkadzałoby mi może poświęcanie swoich weekendów na to, żeby spędzić po osiem godzin dziennie na uczelni. Ale niestety, przeszkadzałoby już to, że ten wolny czas – mój czas, którego mam i tak niewiele, muszę poświęcać w domu jeszcze na naukę... Gdyby nie konieczność zdawania egzaminów, czy w ogóle uczenie się we własnym zakresie do egzaminów być może zdecydowałabym się na coś jeszcze –za jakiś czas. Ale myślę, że i tak dużo już w siebie zainwestowałam pod tym względem i na razie wystarczy... Zwłaszcza, że teraz weekendy mamy zdecydowanie przeznaczone na coś innego. Gdybym w nasze plany musiała jeszcze wplatać zajęcia, nie wyrobiłabym.
 
Pamiętam, że maj 2011 - czyli ostatni miesiąc nauki przed obroną pracy na studiach podyplomowych mnie wykończył – doszły mi dodatkowe obowiązki w postaci korepetycji, w pracy zaczął się ruch i nagle okazywało się, że musiałam wybierać – albo gotuję zupę na jutro, albo się uczę :) Jeść trzeba. Tak samo jak posprzątać, wyprać i wyprasować :) Zwłaszcza, że nie prowadziłam już życia studenckiego. I tak Franek robił (i robi) połowę tego wszystkiego, co w domu jest do zrobienia, o ile nie więcej... W każdym razie kiedy się tak męczyłam tym, że nie mam ani chwili wytchnienia i z trudem znajdowałam czas, żeby chociaż dwa razy w tygodniu wyskoczyć na aerobik, pomyślałam sobie – jak to dobrze, że mi nie odbiło i nie postanowiłam robić doktoratu :) Bo swego czasu miałam takie myśli. Jak pomyślę sobie, że prawdopodobnie cały czas jeszcze byłabym na studiach, to aż mi ciarki przechodzą po plecach :) 
Okazuje się, że po prostu na wszystko jest czas. Dla mnie czas na studia już minął – nie oznacza to, że nie mam zamiaru do końca życia się już niczego uczyć :) Nie zarzekam się też, ze nigdy... Ale na chwilę obecną stwierdzam, że zakończyłam swoją edukację... Inne rzeczy się dla mnie liczą. Teraz chcę się rozwijać w pracy, chcę utrwalać to, czego już się nauczyłam. Zwłaszcza, że tak wiele się w moim życiu ostatnio nauczyłam.

Być może jeszcze kiedyś powrócę do nauki. Moja mama robiła dodatkowe studia, gdy ja i moja siostra chodziłyśmy już do szkoły. Tata indeks studiów podyplomowych odebrał w tym samym miesiącu, w którym ja odebrałam swój na studia pierwszego stopnia, a teraz robi jakiś kurs ufundowany przez UE. Dlatego nie wykluczam, że i ja za kilka, kilkanaście lat znowu znajdę czas i chęci, żeby się zapisać na jakieś studia, czy kurs. Teraz zdecydowanie coś innego jest dla mnie w życiu, a z moich dotychczasowych osiągnięć jestem naprawdę zadowolona.

Wracając jeszcze do pomysłu robienia doktoratu - trochę nie podoba mi się tendencja naszych czasów. Teraz wiele osób po studiach, nie wiedząc co ze sobą zrobić, wybiera doktorat. A ja nie wyobrażam sobie być wieczną studentką - skoro nawet nie wiązałam swojej zawodowej przyszłości ze studiami pierwszego i drugiego stopnia! Jak najbardziej rozumiem studia doktoranckie w przypadku, gdy ktoś jest naukowcem lub pozostaje na uczelni. W takim wypadku jak najbardziej pochwalam dalszy rozwój, prowadzenie badań itd. Daleko szukać nie muszę - Dorota za chwilę obroni tytuł doktora. Kosztowało ją to wiele wysiłku, wytrwałości i czasu. Jest specjalistką w swojej dziedzinie i jestem dumna z tego, że mam taką mądrą koleżankę :) Pracowała na uczelni na zastępstwo przez kilka lat. W kwietniu pracę straciła, ale od tego roku akademickiego dostała etat wykładowcy na Uniwersytecie Szczecińskim :) Bardzo się z tego cieszę, bo kibicowałam jej już od jakiegoś czasu, ale trochę odbiegłam od tematu - chodzi mi o to, że ona jednak cały czas w tej swojej dziedzinie siedzi! Cały czas się dokształca, czyta, pisze, prowadzi badania. Jak najbardziej rozumiem w takim wypadku ideę robienia doktoratu. Ale jeśli ktoś idzie na takie studia dla samego tytułu? Trochę to bez sensu i powoduje, że sam tytuł się dewaluuje. 

Ja pracowałam w biurze jako księgowa - po jakie licho byłby mi tytuł doktora filologii angielskiej? :D 
Zdecydowałam się więc na podyplomówkę. Wiem, że niektórzy uważają, że studia podyplomowe powinno się robić, kiedy już się pracuje kilka lat i że głównym ich celem ma być dokształcenie się bądź zdobycie wiedzy teoretycznej do codziennie wykonywanej praktyki. Tymczasem ja zrobiłam inaczej - wybrałam takie studia podyplomowe, bo akurat miałam na nie czas, interesowało mnie to i chciałam nauczyć się czegoś nowego. I to był najlepszy z możliwych wyborów - mogę tak powiedzieć z perspektywy czasu, ponieważ gdyby nie te studia, nie zostałabym zatrudniona w firmie, w której pracuję! Ówczesny pracodawca zwrócił uwagę na to, że mam studia logistyczne... A i obecna szefowa awansując być może kojarzy, że studiowałam filologię, ale przede wszystkim skupia się na tym, że mam dyplom logistyka. Jak widać naprawdę było warto - piszę to ja: kierownik logistyki, która bardzo lubi swoją pracę :) I obym tylko miała możliwość lubić ją jak najdłużej.


59 komentarzy:

  1. Ojej, ostatnie zdanie zabrzmiało, jakbyś nie była pewna stabilności swojej pracy. Dobrze to odczytałam?
    Mam bardzo podobne odczucia do co studiów i samego studiowania. Lubiłam swoje studia, ale z własnej woli już bym na nie nie powróciła i na razie nie chciałabym zaczynać czegoś innego. Czas studiów minął i bardzo się cieszę z tego powodu. Ale niestety (albo stety) specyfika mojej pracy jest taka, że muszę się co jakiś czas dokształcać. W tym roku (szkolnym) mam nawet obowiązek 'zrobić' kilka kursów, brać udział w konferencjach i poniekąd pracować naukowo. Jeśli okaże się, że zostanę w tym przedszkolu na stałe, to za rok-dwa będę musiała pójść na kolejną podyplomówkę (najpewniej z logopedii). Na razie jednak cieszę się, że na zjazdy nie muszę jeździć, a kursy które muszę odbyć są o tematyce, która mnie interesuje.
    Jeśli chodzi o tytuł doktora to chyba robi się z tego trochę to, co kilka/kilkanaście lat temu stało się z tytułem magistra. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście kazda praca ma inną specyfikę i bywa tak, że trzeba się po prostu dokształcać - co akurat uważam za dobre, choć to też zależy na jakiej zasadzie miałoby się to odbywać. Bo przyznam, że gdybym musiała się dokształcać przez długi czas kosztem mojego wolnego czasu i brać pracę do domu to średnio by mi się to podobało. Ja jak na razie mogłabym się dokształcać w kwestii znajomości win i w planach nawet jest, że będę uczestniczyć w degustajach i takim kursie, ale na razie czekamy aż się kilka spraw powyjaśnia. W każdym razie nic przeciwko takiemu kursowi bym nie miała :)
      Ale przyznam, ze praca nauczyciela była by kompletnie nie dla mnie. Ja nawet do korepetycji się nie przygotowuję tylko idę na żywioł zazwyczaj ;)

      Usuń
    2. Heh, powiem, że najlepiej mi wychodzą zajęcia 'na spontanie', takie nie do końca przygotowane, właśnie na żywioł ;)

      Usuń
    3. Ale pewnie jakieś konspekty musisz mieć, z praktyk pamietam, ze tej papierologii jest sporo - to mnie chyba najbardziej przerażało.

      Usuń
  2. Mi został ostatni rok studiów magisterskich, a potem...mam nadzieję, że to nie koniec:)

    OdpowiedzUsuń
  3. od kiedy cię czytam Margolciu to wiem że ty jesteś megaambitna dziewczyna, więc nie zdziwię się jak kiedyś nam oznajmisz że jakieś studia podjęłaś

    w kwestii doktorantów - jeśli ktoś ma w sobie jakąś wielką pasję -szukania, badania, sprawdzania, analizowania niech zostaję na uczelni,a jeśli ktoś to robi tylko dlatego że nie ma pomysłu na siebie to jest żałosne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę jestem, to prawda ;) Ale też bez przesady, bo leniwa też jestem - a może bardziej wygodnicka i lubię mieć czas tylko dla siebie :) kto wie? Nie wykluczam tego, ale na pewno nie w najbliższym czasie.

      Jak najbardziej się zgadzam! Nic dodać, nic ująć :)

      Usuń
  4. Doktorat? Matko... mnie by się nie chciało :D Ja sama sobie się dziwie, że wybrałam kolejne studia :D A co do podyplomówek, to się zgodzę z Tobą, nie trzeba ich robić jak gdzieś się już pracuje, to kwestia indywidualna :D

    Wracam do nauki na pierwszą wejściówę, umiem się już przedstawić, teraz z "górki" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niektórzy by powiedzieli, że im by się nie chciało kolejnych studiów robić :D:D:D
      Ale mnie też by się doktoratu nie chciało! Tam to naprawdę trzeba harować i ciągle coś udowadniać a jak chcesz coś osiągnąć to jeszcze musisz mieć sporo kontaktów

      Bueno, pues que tal? :D

      Usuń
    2. O to to ja słyszę non stop :D już się przyzwyczaiłam ;P No niestety, taka rzeczywistość, mnie robienie badań chyba by zabiło :D

      Muy bien, gracias ;) Powiem Ci, że rozumiem dużo z tego, co do nas trajkoczą, bo nie patyczkują się i jadą po hiszpańsku, ale gorzej z odpowiedziami.

      Usuń
    3. I bardzo dobrze, bo niestety to ich ulubione sformułowanie ;) Zresztą nie tylko ich - Anglicy też ciągle tylko how are you i how are you - nawet jak dzwonisz służbowo z konkretem. Dziwne to dla mnie i generalnie mi się nie podoba :)

      U nas tak samo było. Mieliśmy zajęcia z gramatyki, wszystkie zdania po hiszpańsku, słówek w ogóle nie rozumiemy a formę odpowiednią mamy wstawiać :)

      Usuń
    4. Taaaa, co wykładowca, to zaraz po pytaniu o imię, jest o samopoczucie, masakra, jacy oni troskliwi :D

      Mnie znowu prześladują "un, una, el, la" itp jak w niemieckim "der, die, das". Ale już dorobiłam sobie do tego swoją dziwną teorię i nie zastanawiam się aż tak długo :D No i jestem pod wrażeniem swojego argentyńskiego wykładowcy, jest genialny :D

      Usuń
  5. A co ja bym dała, żeby mgr już mieć z głowy :) nigdy nie mówię nigdy - ale jak tylko dobrnę do końca tych studiów, to nigdzie więcej się nie wybieram przez kolejne kilka lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale Ci się nie dziwię :) Jak kogoś dopadnie zmęczenie materiału, to nie ma zmiłuj :)

      Usuń
  6. Miałaś dużo zajęć, w tym ta podyplomówka, nic dziwnego, ze się tym "przejadlas":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak. Zazwyczaj nie mam problemu z dużą ilością zajęć, ale w tym wypadku chyba po prostu już mi szkoda wolnego czasu :)

      Usuń
  7. Na podyplomowe poszłam, gdy stało się to okazją, by się w weekendy ,,uwolnić'' od dzieci (małych dość wówczas). BYło super! Uczyłam się rzeczy zupełnie zbędnych, acz bardzo ciekawych...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też się lubię uczyć dlatego robiąc sobie przerwę między I a II stopniem (bo nie wiem z czego chcę magisterkę!) zapisałam się na technika BHP :P Coś mi świta jakieś zarządzanie ale mam rok czasu więc się będę zastanawiać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze zrobiłaś, bo dzięki temu nie wypadniesz z rytmu nauki :) I jak już podejmiesz decyzję co do mgr będzie Ci łatwiej

      Usuń
  9. Ja pomału tęsknię za studiami i myślę czy by tu nie wrócić...ale nie wiem na co iść, bo w moim mieście tylko polibuda, a do większego miasta nie mam siły już dojeżdżać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz na to ochotę - zachęcam, może uda Ci się znaleźć jednak jakiś fajny kierunek albo chociaż kurs.
      Ja już nie tęsknię :)

      Usuń
  10. Mogłabym sobie coś jeszcze studiować gdyby nie odbywało się to kosztem naszych wspólnych weekendów, z których nie potrafię dobrowolnie zrezygnować. 2 razy próbowałam uczyć się w trybie zaocznym i za każdym razem mi to nie odpowiadało (chociaż nie dlatego zrezygnowałam). Poza tym nie widzę sensu w studiowaniu czegoś dla samego studiowania, do pracy, którą wykonuję wystarczy wykształcenie, które mam, a na razie nie mam pomysłu na zmianę branży, chociaż dobrze byłoby mieć jakąś alternatywę w razie czego, bo czasy są dość niepewne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też mogłabym studiować, gdyby to nie było kosztem weekendów - i to nawet niekoniecznie wspólnych, bo oboje wolne weekendy mamy od niedawna - ale po prostu teraz każdy weekend mamy zaplanowany, przynajmniej dwa razy w miesiącu wyjeżdżamy, więc byłoby trudno. Ale jednak przede wszystkim nie czuję potrzeby na razie, żeby się w jakiejś dziedzinie dokształcać - bo tak samo jak Ty nie widzę sensu studiowania dla samego studiowania.
      Podyplomówkę zrobiłam z innej branży i wyszło mi to na dobre, więc reczywiście dobrze mieć wykształcenie nie tylko w jednym, kierunku, ale ja wyboru dokonałam głównie dlatego, ze mnie to interesowało - na siłę niczego bym nie szukała a i teraz nie miałabym pomysłu na coś nowego. Prędzej zdecydowałabym się na jakiś kurs :)

      Usuń
  11. logistyka, podziwiam - ja to jak na razie trzymam się samych dziedzin humanistycznych:)
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chyba nigdy nie byłam szczególnie ukierunkowana ani na humanizm ani na nauki ścisłe :) W liceum chodziłam do klasy mat-fiz, studiowałam filologę. Teraz pracuję w dziedzinie ścisłej, ale ciągle isnteresuję się tym co humanistyczne, więc taki mix jest we mnie :)

      Usuń
  12. Podobno życie to wieczne studia ;) Chodzi mi o codzienne egzaminy z życia, kolokwia, pytania itd.

    Twój blog, jest kolejnym na którym zostawiam krótką notkę o tym, że póki co wycofuję się z blogowego świata. Od czasu do czasu może zaglądnę, ale komentować będę mało.

    Trzymaj się Margolko, realizacji wszystkich planów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to na pewno. Ale miałam raczej na myśli typową naukę z indeksem i ocenami :)

      Dzięki za informację, fajnie, ze się pożegnałaś. Doceniam to. A można spytać, dlaczego?

      Dzięki!

      Usuń
    2. Mam problem w realnym świecie i chciałabym uporządkować sprawy z tym związane.

      Trzymaj kciuki, gdyż są dwie opcje: albo wszystko się ułoży i będzie dobrze, albo niestety będzie źle.

      Nie żegnam się na zawsze, tylko na jakiś czas, póki sobie wszystkiego nie uporządkuję.

      Usuń
    3. Rozumiem, no to w takim razie życzę uporządkowania tych spraw. Daj znać, jak pójdzie.

      Usuń
  13. Nigdy nie mów nigdy. Ja też nie wiem czy może za rok albo kilka lat może pójdę na studia podyplomowe kto wie:P Zapraszam do siebie. Człowiek sie uczy całe życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ absolutnie nie mówię nigdy :) Przecież się nie zarzekam, wręcz przeciwnie :)

      Usuń
  14. Widac chec do nauki tez ma sie w genach:P

    OdpowiedzUsuń
  15. Do notki wrócę potem, tymczasem informuję, że wysłałam ci zaproszenie do miskolandii na tego maila co masz w górze napisanego :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mi została jeszcze obrona niestety przeniesiona na styczeń :( Kierunek logistyka :) więc mamy coś wspólnego....Kiedyś powiedziałam Miskowi że jak przyjdzie mi do głowy iść na mgr to ma mnie przywiązać do kaloryfera i nie wypuszczać z domu :) Zraziłam się do studiów ale to pewnie przez uczelnie i burdel jaki na niej panuje....pewnie kiedyś zrobię tego mgra ale to już chyba po 30stce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) No tak czasami bywa, że się człowiek zrazi, ale ja jednak magisterki bym nie zostawiała na później. Ten tytuł jednak warto mieć, a po dłuższym czasie może się jeszcze bardziej nie chcieć - lub wyskoczą jakieś inne ważniejsze sprawy.
      Ale najważniejsze, żebyś się nie męczyła :)

      Usuń
  17. Październik baaardzo mi się kojarzy ze studiami :) zwłaszcza teraz, gdy są już za mną ;) rok temu o tej porze mieliśmy ze znajomymi wieczór szampański i piliśmy szampana w pewnym urokliwym miejscy na naszej uczelni ;)

    Z podyplomówką było u Ciebie dokładnie tak jak u mnie :) ja też swoją zrobiłam dlatego, że mnie to interesowało i chciałam mieć jakiś margines możliwości jeśli chodzi o przyszłą pracę (ale taki "margines", który miałby jakiś punkt wspólny z moimi studiami). Z perspektywy czasu nie żałuję czasu, ani gromady pieniędzy, jakie na nie wydałam, poza tym wydaje mi się, że skończona podyplomówka była kropką nad i w moim CV i m.in. dzięki niej pracuję w obecnym miejscu :)

    Z doktoratem wcale mnie nie zdziwiłaś - pasowałoby mi to do Ciebie :) mam koleżankę, która idzie na doktorat bo... nie ma pracy :/ fakt, dziewczyna jest zdolna i ambitna, ale raczej nie zdecydowałabym się na studia doktoranckie tylko dlatego, że tuż po studiach nie mogę znaleźć pracy zgodnej z wykształceniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że mnie aż tak bardzo nie :) NIe wiem właściwie dlaczego, ale zdecydowanie to nie jest tak silne skojarzeni, jak np 1 września - to bardziej jakaś świadomość :)

      Ten mój "margines" nie miał nic wspólnego z moimi studiami - no może tyle, że to była logistyka MIĘDZYNARODOWA :)Po prostu mnie to interesowało i zastanawiałam się też, jak połączyć moje dotychczasowe wykształcenie z czymś, co mogłoby mi się przydać w pracy w przyszłości. No i trochę miałam tego w ówczesnej pracy, wszak pracę dyplomową pisałam z zarządzania zapasami w mojej firmie z tamtego czasu :)

      Ale czym Cię nie zdziwiłam, bo nie bardzo rozumiem? :) Przecież ja za ten doktorat się nawet nie zabierałam :) Przeszło mi to tylko przez myśl, ale to było jak zaczynałam studia mgr więc to nie było myślenie na serio.
      No, ja na pewno bym z takiego powodu nie robiła doktoratu, zwłaszcza, że tak naprawdę z takim tytułem jeszcze trudniej znaleźć pracę. Dorota jak wysyłała CV to ukrywała fakt, że robi doktorat, a jak tego nie zrobiła, to wprost jej mówili, że ma za wysokie kwalifikacje.

      Usuń
  18. Pracuję w mieście studenckim i zdecydowanie widać że zaczął się już ruch, np. dzisiaj wracałam z pracy 10 minut dłużej aniżeli przez całe lato :)
    Zawsze mi imponowałaś pod względem nauki - przykładna i ambitna, ale jak wyczytałam odziedziczyłaś to po rodzicach. Ja też nie mam nic przeciwko nauce, ale mając własną rodzinę (a nie studencie życie) niestety jest mało czasu na naukę...Bo tak jak piszesz - gotowanie (pranie, prasowanie itp) albo nauka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to zawsze mega wkurza jak te studenciaki wracają i korkują miasto :) Teraz na szczęście już mnie ten problem nie dotyczy :):)

      W takim razie można powiedzieć, że odziedziczyłam to po dziadkach! Bo obie moje babcie pilnie się uczyły i chciały się uczyc, choć czasy wtedy były inne i to nie było takie oczywiste. Uczyły się nawet wbrew swoim rodzicom. Ale tak na serio, to nie myślę, zeby to było takie łatwe z tym dziedziczeniem :) Jak komuś się nie chce, to mu geny nie pomogą - ja nigdy nie byłam jakoś szczególnie zdolna, a po prostu pracowita. I to tego właśnie nauczyłam się w domu - pracowitości i szacunku do nauki.

      Ja od początku studiów mieszkałam bez rodziców, więc miałam trochę mniej czasu, niż gdybym mieszkała z nimi, bo siłą rzeczy musiałam robić wiele rzeczy, którymi w domu rodzinnym się nie zajmowałam. Ale w duzej mierze było to studenckie życie i nie musiałam myśleć o Franku, który jeszcze ze mną nie mieszkał - ale to właśnie dlatego, ze chciałam, zeby wszystko się odbyło po kolei :) najpierw studia, "wyszalenie się" a później rodzina. Wcześniej wcale mi się nie spieszyło, myślę, że na wszystko w życiu przychodzi czas :)

      Usuń
  19. Mnie kusiło trochę postaranie się o doktorat, sprawiło mi ogromną przyjemność, gdy promotor zapytał, czy o tym nie myślałam, bo mu się podobało jak piszę, lubiłam teorię, obliczenia, wzorki, doświadczenia i trochę zazdroszczę ludziom, którzy poszli w stronę kariery naukowej.
    Ale uważam, że żeby to miało sens, a nie było tylko kolejnymi studiami dla papierka, to trzeba by temu ustawić wysoki priorytet i trochę się poświęcić, a w moim zawodzie to akurat niewiele daje: po kilku latach zasuwania na uruchomieniach ma się pieniądze i kilka lat doświadczenia, po kilku latach zasuwania nad doktoratem ma się doktorat :) Gdybym miała bogatego męża, to pewnie bym chciała :)
    Co do podyplomówek - sama nie planuję, ale tak ogólnie nigdy nic nie wiadomo i jak się ma ochotę, czas i środki, to czemu nie? Tobie akurat doskonale się przydała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie masz rację, żeby to miało sens, naprawdę trzeba się temu w pełni poświęcić. I ja też nie byłam absolutnie na to gotowa i tego nie chciałam, dlatego nawet nie szłam w tę stronę. To jest dla osób, które naprawdę wsiąkają w daną dziedzinę i są gotowe wiele dla niej poświęcić a później pracują w tym srodowisku.

      To prawda, u mnie podyplomówka była strzałem w dziesiątkę.

      Usuń
  20. Ooo pracowałaś w biurze jako księgowa, znasz może obsługę programu Rewizor GT? Co do nauki, to ja w swoim dobytku aż tyle nie mam. Jeszcze się uczę i co prawda lubię poznawać nowe rzeczy, ale już mnie męczą prawdę mówiąc te dojazdy. I chyba nawet się cieszę się, z maju kończę, a poznawać nowe rzeczy mogę niekoniecznie w szkole ;-)

    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja byłam bardziej pracownikiem administracyjnym - kierownikiem biura niż księgową, więc wykonywałam tylko drobne księgowe prace, a od typowej ksiegowości mieliśmy biuro. Moją domeną była ogolna administracja biurowych kwestii. Napisałam "księgowa" bo tak najprościej, bez wchodzenia w szczegóły :)
      No dojazdy na pewno potrafią człowieka zniechęcić, mnie to ominęło, bo nie musiałam nigdzie dojeżdżać.

      Usuń
    2. Acha, rozumiem :-) Ja to bym chciała taką biurową pracę, ech ... ale teraz do takiej się dostać to u nas graniczy niemal z cudem, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę takiej szukać ;-) Miłego wieczoru ;*

      Usuń
    3. A dlaczego nie możesz? :)
      Ja zaczynałam od takiej administracji właśnie a skończyłam również w biurze ale już jako specjalista, a teraz kierownik - więc od ogółu do szczegółu, ale bardzo lubiłam i poprzednią i obecną pracę.

      Usuń
  21. No dla mnie właśnie się zaczęło ponownie :/ a we wakacje (głównie w lipcu bo w sieprniu już nie) to tak mi było dobrze, że moim jedynym obowiązkiem była praca ... a teraz znów rano na uczelni, po południu w pracy , w domu prawie nie bywam, czasami serce mi się kraja, że mój wolny czas, którego tak samo jak Ty to ujęłaś i tak mam mało musze poświęcać na naukę albo siedzenie na jakiś wykładach , które generalnie mało mnie interesują ; p siedze tam i mysle, że tyle rzeczy miałabym teraz do zrobienia, ze posprzątać muszę, że ugotować, że zakupy (bo ja teraz jestem sama swoją Panią domu ;p) a z koleżankami sie wieki nie widziałam i tyle rzeczy moge zrobić a siedziec musze na uczelni :/
    I nawet nie wiesz jak CI zazdroszcze, że masz już to za sobą ;))
    I jak mówisz - do nauki zawszze można wrócić, jak to mówią człowiek się całe życie uczy , w jakimkolwiek kontekscie jest to zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To muszę przyznać, ze dość szybko Cię ta refleksja dopadła, bo ja dopiero przy studiach magisterskich, a tak w pełni przy podyplomówce poczułam, że swój wolny czas wolę spędzać na czymś innym. Wcześniej to wydawło mi się tak naturalne, ze swój czas poświęcam głównie lub tylko nauce, że nie zwróciłam na to uwagi :)
      Cóż, każdy musi przez to przebrnąć - i Ty na pewno dasz radę :) Jeszcze trochę i też będziesz miała to za sobą :)

      Usuń
    2. Być może tak szybko naszła mnie ta refleksja, bo zdałam sobie sprawę , szczególnie po tych praktykach, które odbyłam we wakacje, że to w ogóle nie jest "to", że nie sprawia mi to żadnej przyjemności i że idąc tam spodziewałam się całkowicie czegoś innego... Po prostu nie lubie tej uczelni, bardzo. A te praktyki w przedszkolu tak mnie męczyły, że stwierdziłam, że wole siedziec w mojej obecnej pracy 12h i jestem mniej zmęczona niż tam , gdzie byłam tylko 4-5h dziennie ; p

      Usuń
  22. Podobnie jak Ty bardzo lubiłam się uczyć, ale z niechęcią myślę, że miałabym wrócić do "szkolnej ławy". Paradoksalnie, dopiero po ukończeniu edukacji zaczęłam się intensywniej rozwijać w kierunkach, które mnie interesują, we własnym zakresie doczytywać i poświęcać czas swoim pasjom, na studiach nie miałam na to czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O do tej szkolnej to już absolutnie bym nie wróciła, bo nie zniosłabym tego traktowania :):) Jestem zbyt niezależna, żeby znowu ktoś mi mówił co mam robić :D Na studiach było trochę inaczej, bo jednak traktowana byłam już jak dorosły człowiek, ale generalnie na razie nauki pod egzaminy i oceny mam dość :)

      Coś w tym jest, że teraz dopiero można w pełni poświecić się temu, co nas interesuje, choć w moim przypadku było tak, że studia wybrałam z zamiłowania i mam wrażenie, jakbym cały ten okres uprawiała swoje hobby :)

      Usuń
  23. Już nieraz to mówiłam, ale mnie by się już zwyczajnie nie chciało. Był okres w moim życiu, kiedy się uczyłam, i ów okres minął. Teraz uczę się tylko rzeczy związanych z medycyną ;))) Z wiekiem chyba przestaje się chcieć, zwłaszcza, gdy człowiek wsiąka w pracę i własnego czasu nie ma tyle co kiedyś. Zaczyna się go doceniać, tak jak możliwość sobotniego wyspania się za cały tydzień :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi teraz też by się już nie chciało. Masz rację, przestaje się chcieć. Po prostu pojawiają się inne sprawy, którym chcesz się poświęcać.
      Ale nie wykluczam, ze jeszcze kiedyś mi się zachce :)

      Usuń