Uwaga! Będzie długo, bo sytuacja jest złożona. Czytacie na własną odpowiedzialność ;)
***
Niestety, wygląda na to, że nasi sąsiedzi to
przypadek beznadziejny. W poniedziałek wieczorem, kiedy znowu wrócili po 22 i
włączyli radio i telewizję, Franek zadzwonił do ich drzwi. Ja przez ścianę słyszałam jakieś poruszenie i
Franek też słyszał, że pod drzwi na pewno ktoś podszedł, ale mu nie otworzyli,
mimo, że dzwonił ponownie i czekał dość długo.
Jednak odnieśliśmy wrażenie, że jest trochę
ciszej. Zasnęliśmy, a kiedy przebudziłam się później, stwierdziliśmy, że jest
naprawdę dużo lepiej. Następnego dnia byłam naprawdę w dobrym nastroju. Kto by
pomyślał, że taki drobiazg może tak wpłynąć na człowieka. Ale niestety, mój
optymizm okazał się przedwczesny, bo następnej nocy spałam łącznie może trzy
godziny. Zasypiałam, budziłam się, zasypiałam, budziłam – średnio co godzinę.
Aż w końcu obudziłam się o 3:40 i już do rana nie zasnęłam. O 6:40 muzyka
przycichła. W środę byłam zmęczona i zdołowana. Franek postanowił, że tym razem
zaczai się na nich pod drzwiami (praktycznie codziennie wracają o tej samej
porze) jak będą wracać i z nimi pogada. Ale ja pomyślałam, że wcześniej zapytam
innych sąsiadów, czy nie mają z tym problemu, bo wydawało mi się to niemożliwe!
I dobrze mi się wydawało.
Sąsiadka, która mieszka bezpośrednio pod tym
głośnym mieszkaniem od razu powiedziała, że owszem, przeszkadza im ta muzyka,
zwłaszcza, że gra całą noc, ale już się do tego przyzwyczaili w ciągu tych
dwóch lat, bo ci ludzie w momencie, gdy zwraca im się uwagę są agresywni i w
ogóle zachowują się dziwnie. Opowiadała mi, że mieli z nimi nieciekawe
przejścia, że dostawali do skrzynki pogróżki, że facet wlazł sąsiadce do domu i
się awanturował, że oskarżał ją, że pali papierosy i jemu dym leci do
mieszkania (ona mówi, że ma niemowlę w domu i ani ona ani nikt z domowników nie
pali). Dodała, że ta muzyka to w zasadzie od niedawna jest, ale najgorsze są
awantury, które się tam u nich odbywają, że się biją i wręcz sobą rzucają.
(tego akurat nie słyszeliśmy – raz tylko słyszeliśmy jakąś krótką kłótnię, ale
to akurat jak dla mnie o niczym nie świadczy, ja też jak się wkurzę to
krzyczę). Że w ogóle to oni zwrócili im uwagę z powodu tego, że ta kobieta
głośno się zachowywała podczas seksu oraz właśnie o krzyki i stukanie w rury i
od tego się wszystko zaczęło. Generalnie
opowiadała mi dużo i dość chaotycznie, nie jestem pewna, czy wszystko dobrze
zrozumiałam, ale pointa była taka, że oni się po prostu poddali, bo już nie
mieli siły się użerać. Że ci ludzie po prostu nie są normalni, a już na pewno
mają wszystko poprzestawiane jeśli chodzi o tryb życia.
Oczywiście po tym, co usłyszałam poczułam się
jeszcze gorzej i postanowiliśmy, że Franek nie będzie z nimi rozmawiał, bo
nawet jeśli będzie grzeczny, to się okaże, że będą zachowywać się jeszcze
bardziej złośliwie. Zamiast tego zadzwoniłam do właścicielki właściwie tylko po
to, żeby jej przedstawić sytuację. Ona się bardzo tym przejęła (co mnie
zdziwiło, bo od jakiegoś już czasu jestem przyzwyczajona, że musimy sobie ze
wszystkim sami radzić, bo właściciele mieszkania , nawet jeśli życzliwi, to
zdecydowanie się nie interesują za bardzo mieszkaniem i naszymi problemami,
tylko w mieszkaniu studenckim miałam właścicieli, na których można było liczyć
w każdej sytuacji). Kiedy powiedziałam jej, że nie podejmujemy się rozmowy z
nimi, bo się zwyczajnie boimy, to ona stwierdziła, ze w takim razie ona się w
to musi włączyć i żebym dała znać, jak sąsiedzi wrócą do domu (nawet jak będzie
późno) to ona z mężem przyjedzie i z nimi porozmawia.
Rzeczywiście tak zrobili – otwarto im drzwi
(pewnie dlatego, ze byli w kurtkach, sąsiad nie wiedział, kto to) i rozmawiali
dość długo. Właściciele powiedzieli, że mieszkają obok i grzecznie prosili o
przyciszenie telewizora jeśli nie o 22, to chociaż o tej 23. Nie słyszeliśmy
tej rozmowy, ale właściciele od razu po niej do nas przyszli i powiedzieli co i
jak. Mówili, że ten sąsiad też się skarży na innych – właśnie na te papierosy i
coś tam jeszcze. Że oni są rzekomo księgowymi (!!??) i pracują po nocach, więc,
żeby nie zasnąć, puszczają telewizję i radio. Generalnie właściciel powiedział, że to są normalni ludzie i nie ma co się ich bać. Właścicielka natomiast
chyba miała mieszane uczucia, powiedziała, ze nie są to ludzie jakoś specjalnie
otwarci, ale dało się porozmawiać i jakoś się dogadali. Na tym stanęło. Jak to
właściciele powiedzieli – oni zrobili pierwszy krok i teraz musimy poczekać na
efekty, oni byli bardzo grzeczni i po prostu bardzo prosili o tę ciszę.
Zobaczymy co będzie dalej. Ale właściciele dodali jeszcze, że w tej sytuacji
zrozumieją, jeśli będziemy chcieli zrezygnować i godzą się na to (umowę mamy do
końca sierpnia, a jeśli wyprowadzimy się wcześniej tracimy kaucję) bez żadnych
warunków.
Tamta noc była... – po prostu błoga! Jak się
kładliśmy, to coś tam było słychać, ale delikatnie. Zasnęliśmy i spaliśmy calutką
noc, a rano obudziliśmy się wypoczęci i w doskonałych humorach. Wczoraj to
dopiero byłam w dobrym nastroju, choć gdzieś tam z tyłu głowy miałam obawy,
że... No właśnie. Nie pomyliłam się, bo znowu to okazało się krótkotrwałe i
dzisiejsza noc już taka cicha nie była.
Ale i tak nie było najgorzej, bo telewizora rzeczywiście nie było
słychać, tylko muzykę. Franek nie mógł zasnąć i ostatecznie położył się w
drugim pokoju. Ja zasnęłam i spałam kilka godzin. Przebudziłam się koło
czwartej i muzykę słyszałam, ale od razu zasnęłam i kiedy wstawałam o szóstej
to była cisza. Nie wiem na ile było ciszej niż w inne dni, a na ile po prostu
psychicznie się inaczej nastawiłam na tyle, że udało mi się w miarę spokojnie
przespać tę noc.
Niemniej jednak rano obudziłam się dość
zrezygnowana. A to nie koniec tej opowieści, bo rano, zupełnie przypadkiem
spotkałam tego sąsiada! Wyszłam na korytarz po rower, który tam zostawiłam a
facet akurat wychodził z domu. Ostrożnie powiedziałam „dzień dobry” a gdy mi
odpowiedział (zawsze to coś), bardzo grzecznie, niemal uniżenie powiedziałam,
ze wiem, że „ciocia” z nim już rozmawiała i dziękuję za to, że jest faktycznie
ciszej, ale gdyby tak się jeszcze dało trochę muzykę przyciszyć. On mi na to,
ze muzyki w ogóle by nie było, gdyby nie tupanie w mieszkaniu nad nimi i że już
tym na górze zwracał uwagę i więcej do nich nie pójdzie, bo oni na pewno robią
to złośliwie. A lepiej słuchać muzyki niż tego tupania. Zgodziłam się z nim,
ale powiedziałam, że niestety u nas to słychać
- na co on, że to wina ścian, bo muzyka to już nie w tym pokoju
sąsiadującym z nami (był już w połowie schodów, jak ja nie znoszę, gdy do kogoś
coś mówię, a ten zamiast się zatrzymać to idzie!). Zdążyłam się jeszcze z nim
zgodzić, ale mimo to powiedziałam, że chodzi o odrobinę cichsze słuchanie, bo
przedwczoraj naprawdę było idealnie. Ale w zasadzie na to już mi nic nie
odpowiedział, tylko coś tam mruknął w stylu „mhm” i już był na dole.
Cóż, jak widać, wygląda na to, że nic z tym się
nie da zrobić. Nie wiem na ile ściszenie telewizora wynika z tego, że
faktycznie dostosowali się do ustaleń z właścicielami i wzięli sobie prośby do
serca, a na ile z ich kaprysu. Nie wiem, kto w tym wszystkim jest tym
złośliwym, a kto agresywnym. Nie wiem, ile prawdy było w opowieści sąsiadki z
dołu (nie sądzę, żeby miała ściemniać, ale chodzi o to, że może oni też nie
byli w porządku i na przykład zwracali uwagę po chamsku lub robili awantury).
Nie wiem, jacy to tak naprawdę ludzie. Prawda na pewno leży gdzieś po środku.
Ale jest mi przykro, że ludzie robią sobie na złość a my na tym cierpimy.
Staramy się być w porządku, a tak naprawdę nie wiem, czy mimo tego, że naprawdę
byłam baardzo grzeczna, to czy na przykład nie wkurzyłam faceta. Nie był jakoś
bardzo chamski, ale na pewno też nie nazwałabym go sympatycznym. Był może lekko
opryskliwy, ale z drugiej strony nie odebrałam tego personalnie. Nie wiem nadal
tak naprawdę jaki to człowiek i czy naprawdę ktoś wobec nich jest złośliwy, ale
wiem, że to jednak nie jest normalne, żeby przez całą noc prowadzić dzienny
tryb życia, przeszkadzając innym w odpoczynku. Praca pracą, ściany ścianami,
ale cisza nocna ciszą nocną i najbardziej boli mnie ta bezradność, bo co niby
możemy zrobić, skoro dobrej woli brak, a oni najwyraźniej mają gdzieś to, czy
komuś przeszkadzają.
Nie wiem, co dalej. Dzisiaj znowu wyjeżdżamy, tym
razem do Poznania i nie dowiem się, jaka pod względem głośności będzie
dzisiejsza noc.
Podniosło mnie na duchu – bardzo – zachowanie
właścicieli. To, że się zaangażowali w sprawę i że w razie czego moglibyśmy
zrezygnować (chociaż ani trochę nie jest nam to na rękę, bo naprawdę wcale nie
tak łatwo znaleźć fajne mieszkanie, ale przede wszystkim nie chce nam się już
szukać i – najważniejsze – znowu się pakować, przewozić, rozpakowywać!). Przynajmniej wiemy, że są w porządku. Od razu
się lepiej poczułam, nawet wiedząc, że raczej nic nie wskórają.
Spróbuję się psychicznie jakoś do tego pozytywnie nastawić – w sensie
nauczyć się ignorować muzykę (wszak nie jest najgorzej, mogło być jakieś
dudnienie, albo imprezy) i nie zakładać, że nie zasnę. Wczoraj już mi się to w
dużej mierze udało, ale to trudne, bo gdy zbliża się wieczór, naprawdę czuję
jak rośnie we mnie niepokój. Ale teraz już wiem jak to wygląda i przynajmniej
pozbyłam się nadziei, że jak się pogada, to coś się zmieni... Kupię sobie
stopery do uszu – może nauczę się jednak z nimi spać. Ostatecznie naprawdę
przeniesiemy się chociaż na niektóre noce do drugiego pokoju, ale naprawdę nie
chciałabym, bo przecież nie po to mamy dwa pokoje... Cóż, zobaczymy. Jakoś
trzeba będzie przetrzymać tę sytuację.
Na pewno nie mam zamiaru popadać w konflikt z tymi
ludźmi ani robić nikomu na złość – nawet w myśl zasady „oko za oko”. To nie w
moim stylu – ani mi to humoru nie poprawi, ani problemu nie rozwiąże. Ktoś musi
być mądrzejszy i wolę, żebym to była ja.
Ciężka sprawa. Niestety, po tym świecie chodzą ludzie kulturalni, ale chodzą też i skończone chamy. Ty z nimi grzecznie, a oni o Tobie "frajer". Nie ma opcji, żeby na takiego nie trafić - chyba, że mieszka się w starannie wyselekcjonowanym środowisku. Czasem nie trzeba być mądrzejszym, tylko zejść do poziomu rozmówcy, inaczej zawsze trzeba będzie się dostosowywać, kupować stopery, myśleć, że może się przyzwyczaję, stać dłużej w kolejkach, bo cham się wepchnie, a grzeczny będzie cicho... można tak długo wymieniać. W tej chwili to wygląda tak, że jedno mieszkanie trzęsie całym blokiem i ma wyrąbane na innych. Może dałoby się jakoś zgrać z sąsiadami i gdzieś to zgłosić - do administracji czy właściciela? To ich własne czy też wynajmują? Nocni księgowi, co to w ogóle jest? Dla mafii pracują? Dla mnie to nie do pomyślenia, żeby jakieś chamidła totalnie nieliczące się z innymi robiły, co im się podoba, a reszta siedzi jak trusie. Tym bardziej babka z małym dzieckiem, która ma dowód w postaci pogróżek w skrzynce. Za mną by się kurzyło, tak bym gnała na najbliższy komisariat. A jeśli dodamy do tego pchanie się do mieszkania, to co nam wychodzi? Zastraszanie? Jakby ją pobił, to też by siedziała cicho, żeby go nie denerwować? W ogóle ktoś cokolwiek robił w tej sprawie? Fakt, można się przeprowadzić, ale jaka jest gwarancja, że nie trafi się na kogoś podobnego?
OdpowiedzUsuńPS. Wybacz ten może ostry ton, ale kompletnie nie rozumiem tej sytuacji. A komentarz i tak pisałam kilka razy, nie wiedząc jak ubrać to w słowa.
Wiesz, ostrego tonu w sumie nie zauwazyłam i nie czuję się urażona ani nic, tylko, że to zawsze jest tak, że dopóki ktoś się w danej sytuacji nie znajdzie, to wszystko wydaje się takie proste oczywiste i do załatwienia. A to wszystko o czym Ty piszesz i co doradzasz to jest dokładnie to co ja myślałam i mówiłam jeszcze jakieś dwa tygodnie temu. Też wydawało mi się to nie do pomyślenia, niemożliwe i w ogóle do załatwienia i do dogadania się. Dopóki nie zobaczyłam raz, drugi i trzeci, że ja (czy też właściciele) z nimi rozmawiam i jest dobrze, ale tylko na pięć minut, a skoro dobrej woli w nich za grosz a do tego nie do końca normalnie się zachowują, to rokowania są kiepskie
UsuńZniżania się do ich poziomu w postaci robienia im na złość np poprzez puszczanie głośno muzyki w innych godzinach absolutnie nie dopuszczam jako możliwości - to dla mnie nie jest metoda i prawda jest taka, ze gdyby właśnie w podobnych sytuacjach jeden z drugim odpuścili zamiast się nakręcać i sobie nawzajem na złość robić, to konflikt by tak nie eskalował a i osoby postronne by tak nie cierpiały. Ale przede wszystkim chodzi o to, że to nie jest w moim stylu po prostu, nie rozumiem czegoś takiego i takiej "zemsty" i wiem, ze najbardziej sama sobie zrobiłabym na złość i zwyczajnie nie czułabym się komfortowo robiąc coś, co nie jest wcale dla mnie typowe.
Jesli chodzi o sytuację tej sąsiadki - nie wiem jak to wyglądało naprawdę i dlaczego nic z tym nie zrobiła. Podobnie jak inni sąsiedzi? Czemu się nie skrzykną, nie spróbują? Co do tych ludzi - tak jak napisałam, też nie wiem do końca wszystkiego, łącznie z tym, czy to ich mieszkanie, czy wynajęte (choć myslę, że to pierwsze). Myślałam też o adinistracji, ale to już na pewno nie ja jestem od tego, bo nie jestem właścicielką i jedynie mogę wspierać właścicielkę w takich działaniach.
Ja nie jestem aż takim całkowicie biernym człowiekiem, który zawsze się wycofuje, zawsze siedzi cicho i nigdy nie podskakuje. Ale wszystko zalezy od sytuacji - ta jest taka, że po prostu nie chcę sobie pogorszyć tego, co jest, a z tego co widzę, oni spokojnie byliby zdolni do tego, że jak ja będę wobec nich niegrzeczna to oni zrobią tak, że będę miała jeszcze gorzej, bo co im zależy? Też mnie wkurza, że trochę bezradna jestem w takiej sytuacji i że okazuje się, że niewiele można w takiej sytuacji zdziałać i w głowie mi się to nie mieści - bo niby dlaczego? I uwierz mi, że pewnie gdybym była obserwatorką, to pisałabym to samo co Ty, ale jak jestem uczestnikiem to wszystko wygląda trochę inaczej i naprawdę nie jest takie łatwe
Dodam jeszcze na koniec, że nigdy w życiu się z czymś takim nie spotkałam, choć mieszkałam w różnych miejscach i z różnymi sąsiadami. I dołuje mnie świadomość, że można na kogoś takiego trafić w momencie kupowania mieszkania na własność - bo dopóki się wynajmuje, zawsze pozostaje opcja w postaci wyprowadzki, choć też nie do końca podoba mi się, ze muszę uciekać, bo wymusza to na mnie czyjś brak kultury i złośliwość.
Wiesz, bardzo możliwe, że ja po prostu jestem tchórzem - i Franek też i cała reszta ludzi dookoła. Tylko trochę się temu nie dziwię, bo ja po prostu nie jestem nauczona tego, żeby popadać w konflikty z innymi, żeby walczyć za wszelką cenę i nie ustępować. Życie mnie już nauczyło, że choć próbowałam podejmować jakąś inicjatywę (ale chodziło o mniejsze sprawy rzecz jasna) i miałam wokół siebie osoby, które deklarowały poparcie, to okazywało się jak przyszło co do czego, że zostałam sama i to mnie się obrywało. W grupie raźniej, ale obawiam się, że tutaj o tę grupę może nie być tak łatwo, a ponieważ ja jestem "tylko" najemcą to też inaczej do tego podchodzę.
Opierałam się też trochę na własnych doświadczeniach :) Unikanie kontaktów z chamami to dla nich jawny sygnał, że wszystko im wolno - taki wniosek mogę z owych doświadczeń wysnuć. Sama nieraz kręcę głową, kiedy sobie przypomnę, jakim byłam miłym misiem w sytuacjach, kiedy trzeba było pokazać pazury. Ile nerwów mnie to kosztowało i jak nic mi to nie dało. Do niczego Was nie namawiam, bo i tak zrobicie, co uznacie za stosowne. Przyznam tylko, że nie bardzo rozumiem to, co napisałaś o administracji - że od tego jest właścicielka. Tym bardziej, że wcześniej, w poprzednich mieszkaniach, sami wszystko sobie załatwialiście, a tu się przejęła i interweniowała. Przy wyprowadzce nie będzie robić problemów, ale mogłaby coś jeszcze podziałać w tej administracji w razie potrzeby, czy nic w tym temacie nie ustalaliście? Też na pewno w takiej sytuacji skontaktowałabym się najpierw z właścicielką, ale nasza mieszka daleko i w sumie niczym się nie interesuje, więc takie problemy byłyby na naszej głowie. Dlatego pytam :)
UsuńTak myślałam :) Tylko chodzi mi o to, że po prostu zapewne jesteś trochę inną osobą niż ja (przynajmniej tak mi się wydaje:)) i wiesz, gdybym miała takie wsparcie na przykład w bojowniczej Tobie to na pewno inaczej bym się czuła i chętniej bym interweniowała. Ja otwarcie przyznaję, że po prostu się boję - skoro oni mają takie podejście, że puszczają w nocy głośno muzykę bo na górze ktoś im tupie a na dole pali papierosy, to zaraz znajdą też coś na nas. Nie uśmiechają mi się na przykład przebite opony w rowerze czy też w samochodzie (bo zaraz takie mam wizje) i jak udowodnię, że to właśnie oni?? Przecież w takich sytuacjach policja zawsze umywa ręce. Więc tak, boję się, że będę miała jeszcze gorzej i jeszcze bardziej będę się męczyć i jeszcze więcej nerwów będzie mnie to kosztowało. Mówię, gdybym nie działała sama to czułabym się inaczej. Ale też szlag mnie trafia, że chamy mają poczucie, ze wszystko im wolno - tylko, że to od razu dało mi do myślenia, że tak się zachowują, po prostu pomyślałam sobie, że to muszą być naprawdę trudni ludzie, skoro nikt nie umie z tym nic zrobić.
UsuńOwszem, sami załatwialiśmy, ale sprawy typu - zepsuty kran, spadający karnisz, czy brak prądu. Nie działanie w imieniu właściciela w kontaktach z innymi ludzmi np właśnie z administracji. Była o tym mowa, ale tak jak właścicielka wspomniała - zrobili pierwszy krok i zobaczymy co będzie dalej. Nie wykluczali kolejnej interwencji, po prostu naiwnie, tak jak ja, myśleli, że kulturalna rozmowa wystarczy :)
Wiesz, mi naprawdę trudno to trochę wytłumaczyć, dlaczego to dla mnie nie jest takie proste i stąd mój wniosek, że pewnie po prostu mam inny charakter i bardziej unikam konfrontacji niż Ty, nawet mimo tego, że jestem pyskata i Franek nie raz się na mnie wkurzał, że się w coś wtrącam lub na kogoś naskakuję, gdy się zachowa po chamsku, ale okazuje się, ze nie zawsze jestem odważna.
Jakiś czas temu mieliśmy sytuację, gdy zwróciłam uwagę kierowcy ciężarówki, który bardzo niefajnie zachował się na drodze, nie dość, że wymusił pierwszeństwo, to o mało nie spowodował wypadku, kiedy zjechał na zly pas, kiedy go wyprzedzaliśmy. Po chwili chciał nas zepchnąć z drogi, a na światłach wysiadł z samochodu z metalowym prętem i zaczął nas gonić!!! Nie wiem, co chciał zrobić i co by zrobił, gdyby nie Franka refleks i to, ze zaczął uciekać pod prąd! Zadzwoniłam na policję i oczywiście nic z tego nie wyniknęło, poza tym, że od tamtej pory widzę, że na takich nie ma mocnych, że mogą Cię pobić albo zabić, bo po prostu są cwaniakami i wiedzą, że nic im nie grozi i po prostu od tamtej pory o wiele bardziej boję się interwencji bo cały czas mam przed oczami tego wytatuowanego łysego karka, który biegł z ogromnym metalowym prętem i mordem w oczach prosto na nas.
Ken, dodam jeszcze, że ja z Tobą absolutnie nie polemizuję i zwyczajnie uważam, że to Ty masz rację, chcę tylko przekazać Ci moje odczucia i spróbować wyjaśnić, dlaczego zachowuję się tak a nie inaczej i czego się boję.
UsuńA myślisz, że dlaczego tak lubię "Życzenie śmierci" i momenty, w których starszy mężczyzna, nie certoląc się, rozprawia się z mętami społecznymi, które myślą, że mogą wszystko? Albo filmy ze Stathamem i sceny, w których w garniturze tłucze mięśniaków odważnych jedynie w grupie? ;))) Bo i mnie drażni, że taka zakała jedna z drugą czuje się zupełnie bezkarna. A często niestety właśnie tak jest, że normalni ludzie się boją, a cwaniaki trzęsą dzielnicą/blokiem. Z agresją fizyczną nie sposób wygrać, jeśli jest się słabszym, co poradzić. Jeśli jej nie ma, można próbować inaczej - i stąd właśnie pojawiło się u mnie to pytanie czy nie można jakoś zgadać się z sąsiadami. Bo to naprawdę intrygujące, dlatego się jeszcze nie skrzyknęli. Z drugiej strony zawsze jest nadzieja, że coś do nich dotrze. W końcu jakiś przebłysk był (chwilowa cisza).
UsuńTen koks z tira zmieniłby zdanie, gdyby trafił na równego sobie. W Waszej sytuacji ucieczka była jedynym rozwiązaniem - no chyba, że miałabyś pistolet, wyciągnęła rękę przez okno i ze stoickim spokojem przestrzeliła mu kolana ;))) Ze mnie żadna Xena. Jestem mała i chuda, więc z jakimś łysolem rozumiejącym tylko siłowe argumenty nie miałabym najmniejszych szans bez pomocy typu paralizator, pistolet gazowy czy większy kolega. Rozumiem jak najbardziej, że trzeba mierzyć siły na zamiary, bo inaczej dyskusja zakończy się po kilkunastu sekundach, a ja będę leżeć na ziemi bez zębów. Ewentualnie tak:
http://www.youtube.com/watch?v=mtApZN6YIlc
No niestety, to właśnie często jest norma, że normalni ludzie ustępują po prostu ze strachu no i w zasadzie trudno im się dziwić. Nie wiem, tak do końca, jak to jest z tymi sąsiadami - powiem szczerze, gdyby to było moje mieszkanie własnościowe to na pewno dużo bardziej by mi to doskwierało, byłoby to dla mnie większe zmartwienie i pewnie próbowałabym się jakoś z tymi sąsaidami (innymi) dogadać i spróbować pisać jakąś petycję itp. Chociaż powtórzę się, że nie wiem, na ile miałabym zapału, gdybym widziała, ze działam sama - bo inna sprawa, gdyby znalazł się ktoś, komu na tym rownie mocno by zależalo. Na chwilę obecną póki co zrzucam trochę odpowiedzialność na właścicieli, bo i w ich interesie leży to, żeby nam się dobrze mieszkało i dopoki taką pomoc deklarują, to chcę z niej korzystać. Jeszcze co do wizyty u administracji - przy podpisywaniu umowy właśnie tak się umówiliśmy, że póki co, najpierw zgłaszamy coś właścicielce a dopiero ona idzie z tym do administracji.
UsuńJasne, że jako Xeny Cię nie widzę ;) Ale chodzi mi o taką odwagę, żeby reagować. Ja taka też byłam, ale po prostu zmiękłam, gdy parę razy mi się oberwało i nie miałam sojuszników.
To mój ulubiony kabaret ;)
Bardzo trudna sytuacja. Biorąc to wszystko pod uwagę o czym napisałaś, osobiście zastanawiałabym się nad zmianą mieszkania. Z opowieści i doświadczenia wiem, że tak trudne, konfliktowe sytuacje są nie do pokonania, zwłaszcza że to wygląda na coś większego. Nie warto walczyć, chodzić i się prosić co jakiś czas. Szczególnie że cisza i spokój w nocy to coś co każdemu się należy. Na moje oko, biorąc pod uwagę wszystko to co napisałaś o tych ludziach, raczej na dłuższą metę nic się nie zmieni. A dla mnie takie warunki są nie do przyjęcia, więc wyprowadziłabym się, póki jeszcze bym się dobrze tam nie zadomowiła. Jasne, przeprowadzka jest uciążliwa. Ale mieszkanie w takich wsrunkach i atmosferze jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie jak Ida. też bym szukała czegos innego, dosyc ma sie klopotow wzyciu by jeszcze po nocach nie spac i uzerac sie z debilami.
UsuńKażdy inaczej zachowałby się w danej sytuacji i tak, jak napisałam powyżej do Ken, tak naprawdę dopóki się człowiek w niej nie znajdzie, to może tylko twierdzić, co by zrobił. Ja jeszcze dwa tygodnie temu mogłam mówić różne rzeczy, ale wraz z rozwojem sytuacji moje podejście również ewoluuje.
UsuńJa akurat przyjmuję raczej postawę pomiędzy tym co pisze KenG a Wy. Uważam, ze mimo wszystko jest za szybko, żeby od razu podejmować decyzję o ucieczce (w tym momencie tym dla mnie byłaby wyprowadzka). W końcu mieszkamy tam dopiero trzy tygodnie, a z tego najpierw rozpoznawaliśmy sytuację, później nastawialiśmy się, że na pewno to załatwimy, a dwa długie weekendy spędziliśmy gdzie indziej. Teraz, kiedy już widzimy, że być może niewiele będzie dalo się z tym zrobić możemy naprawdę zobaczyć na ile jest to tak bardzo uciążliwe, że umożliwi nam normalne funkcjonowanie i przede wszystkim, czy naprawdę warto się przeprowadzać. Jesteśmy w tak niepewnej sytuacji i mamy właśnie tyle kłopotów w życiu, że może się okazać, że to akurat wcale nie jest taki problem, gdy porówna się je z innymi - na przykład z tym, że fajne mieszkanie w rozsądnej cenie jest bardzo trudno znaleźć, zwłaszcza, że nasza przyszłość jest niepewna. Szukanie mieszkania było dla mnie bardzo wyczerpujące psychicznie, a czwarta przeprowadzka w ciągu pół roku to dla mnie naprawdę za dużo na ten moment. Kolejne pakowanie i rozpakowywanie całego swojego dobytku, organizowanie transportu i zastanawianie się, jak znowu urządzić się w nowym miejscu naprawdę potrafi wymęczyć - a jaką gwarancję mamy, że gdzie indziej nie będzie na przykład gorzej?
Nie wykluczam wyprowadzki, ale na pewno na ten moment to jest dla mnie gorsze rozwiązanie niż przeniesienie się w nocy do drugiego pokoju.
Wszystko zależy od nastawienia i pewnie też charakteru bądź preferencji. Ja nawet nie myślałabym o tym, by w nawet najmniejszym stopniu móc do takiej sytuacji przywyknąć. Skoro mi coś nie odpowiada to jak najszybciej chciałabym mieć tą kwestię rozwiązaną. Dla mnie przeprowadzanie się na noc do drugiego pokoju to wymuszenie przez owych sąsiadów, na które też bym się nie zgadzała. I wręcz nie do pomyślenia w moim przypadku, by ktoś obcy, chamski i bezczelny zmusił mnie swoim zachowaniem do ograniczenia mojej wolności. Rozumiem, że szukanie mieszkanie nie jest czymś miłym ani pożądanym w Waszej sytuacji, ale dla mnie byłoby idealnym wyjściem. Przecierpiałabym okres szukania i urządzania się, wszak to tylko 'chwila', a mieszkanie z hałasem za ścianą przez dłuższy czas byłoby dla mnie o wiele bardziej wyczerpujące niż przeprowadzka. Co do gwarancji, że gdzie indziej może być gorzej? Przecież to co teraz przeżywacie to ekstremalna sytuacja i chyba jednak rzadko spotykana jeśli chodzi o skalę. Myślę więc, że trafienie drugi raz na coś podobnego jest bardzo mało podobne. I rozumiem, że przy innych Waszych problemach ten może być znacznie mniej ważny. Jednak też jest i utrudnia życie. Ja bym zdecydowanie nie godziła się na dokładanie nawet takiego do Waszej 'kolekcji'. A
UsuńAle tak jak mówisz - każdy zachowałby się inaczej. Jeden by wojował, drugi nałożyłby stopery i próbował przecierpieć, a trzeci by się wyprowadził.
Mogę napisać tyle, że też tak myślałam. A więc jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
UsuńPisząc tę notkę nie liczyłam na rady z Waszej strony, bo byłam pewna, że jeśli ktoś nie wie dokładnie jak to wszystko wygląda, to z mojego opisu na pewno nie uzyska pełnego obrazu sytuacji i zwyczajnie nie wczuje się w nią ani w to co czuję. Po prostu mam inne zdanie na ten temat i właśnie przeprowadzka jest dla mnie kolejnym problemem do kolekcji. Pakowanie, rozpakowywanie i ponowna próba ułożenia wszystkiego jakoś po swojemu - kolejny raz w ciągu kilku miesięcy, zwłaszcza z perspektywą tego, że jak coś pójdzie nie tak, to za chwilę znowu będziemy musieli zbierać manatki, to jest właśnie dla mnie ekstremum. Nie jestem pewna, czy gdybyś musiała ciągle żyć na walizkach, podchodziłabyś tak entuzjastycznie do pomysłu przeprowadzki :) Jeszcze raz powtórzę - w teorii myślałabym tak samo jak Ty, w praktyce trzymam się tego, że "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" i zawsze twierdzę, że może postąpiłabym tak, a może inaczej.
Dodam jeszcze, że tak naprawdę nie wiesz, jak to wygląda :) Zważ, że lokatorowi przed nami w ogóle to nie przeszkadzało, bo miał mocniejszy sen i może słabszy słuch. Mogłoby się okazać, że to w ogóle dla Ciebie nie byłby problem, bo obiektywnie rzecz ujmując, ja wiem, że mogłoby być gorzej - dużo gorzej. To nie są imprezy a muzyka jest dość spokojna, po prostu wolałabym, żeby jej nie było wcale. Ale może się okazać, że przestanę na nią zwracać uwagę, gdy przestanę się na tym skupiać - tego nie wiem i dlatego właśnie nie zakładam od razu, że jedyne wyjście to wyprowadzka.
Jasne, piszę o tym, co ja bym zrobiła z dużym prawdopodobieństwem, bo znam siebie i wiem, że taki stan rzeczy, który opisujesz nie byłby dla mnie do zaakceptowania. W żaden sposób nie chciałam Ci radzić, bo najważniejsze jest dla Was to, co sami uznacie za najlepsze, a to umiecie ocenić tylko WY :)
UsuńOczywiście, ja też to rozumiem :) Chciałam tylko podkreślić, że ja tak samo twierdziłam, dopóki nie znalazłam się w tej konkretnej sytuacji :) Stąd mój wniosek, że nawet znając siebie można być rozdartym i decyzja może nie być jednoznaczna - zauważ, że i Wam i KenG odpowiedziałam niemal to samo, mimo, że "reprezentujecie" skrajne postawy. To po prostu świadczy o tym, że naprawdę nie jest łatwo w tym momencie postąpić w jeden określony sposób. Dlatego na chwilę obecną postanowiliśmy przeczekać i zobaczyć nie tyle może co się wydarzy, ile jak my odnajdziemy się w tej sytuacji.
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńMuszą słuchać, są przecież słuchawki !
Mnie by chyba "skręciło", bo lubię ogólnie ciszę, szczególnie w nocy.
Niestety "człowiek człowiekowi wilkiem", nadal to powiedzenie aktualnym jest :(
Zwracanie, choćby grzeczne- uwagi, to jakby "otwarcie nożyc" :( znam to z pracy niestety.
Odpoczywajcie, póki co sobie w ciszy i spokoju :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Witaj,
Usuńpewnie, że są słuchawki, ale, żeby z takiego rozwiązania skorzystać, trzeba się wykazać odrobiną dobrej woli, a tej oni nie mają za grosz z tego co widzę...
Pozdrawiam również.
Czytam, że sąsiedzi dalej są uciążliwi. Nie wiem, czy to wynika z ich złośliwości czy debilizmu. Tak czy siak trzeba coś z tym zrobić, bo na dłuższą metę nie da się spać na pół gwizdka. To nie moja sprawa i nie chcę być wścibska, ale jeśli mielibyście dziecko to sytuacja wyglądałaby okropnie. Ani wy ani maleństwo nie miałoby spokoju.
OdpowiedzUsuńJa rownież nie wiem, z czego to wynika, na pewno można do tego dodać skrajny egoizm
UsuńMam nadzieję, że sytuacja w końcu zmieni się na lepszą i będziecie mogli spokojnie spać. Moje doświadczenia nie są niestety najlepsze. Ja czułam złość przy każdym powrocie do domu i za każdym razem zastanawiałam się "czy dziś będzie wreszcie cicho". Wytrzymałam 2 lata, a żadne rozmowy nie przyniosły skutku. W końcu wiele innych powodów złożyło się na to, że po prostu się przeprowadziłam. Kiedyś też myślałam, że stopery są nie dla mnie i że się nie przyzwyczaję, ale niestety musiałam. Życzę żeby u Was wszystko się ułożyło.
OdpowiedzUsuńNiestety na razie jestem na etapie podobnych obaw w momencie powrotu do domu, ale na razie mam jeszcze nadzieję na to, że teraz, kiedy już wiem, że niewiele z tym się da zrobić, moje nastawienie psychiczne trochę się zmieni - czasami przecież tak bywa. Zdaję sobie sprawę, że po prostu mogło być gorzej. Na chwilę obecną chcę zrobić, czy da się do tego po prostu przyzwyczaić bo na razie jeszcze tego nie próbowałam.
Usuńdziękuję.
Rzeczywiście mało komfortowa sytuacja bo na dłuższą metę nieprzespane noce was wykończą :/ My też mamy takich jednych sąsiadów na dole, którzy praktycznie co sobotę robią imprezy. Nie mam nic przeciwko imprezom nawet w bloku bo każdy ma prawo się pobawić ale nie wiem jaki oni mają sprzęt grający bo muzykę słyszę tak jakbym miała głośnik przy łóżku.. Jednak na pewno nie jest to tak uciążliwe jak wasza sytuacja bo u nas to się zdarza tylko w soboty i to też nie w każda..No ale cóż - takie uroki życia w bloku :)
OdpowiedzUsuńZnam realia życia w bloku i dlatego wlaśnie naprawdę trudno mnie wyprowadzić z rownowagi hałasami zza ściany. Ta sytuacja naprawdę by mi nie przeszkadzała, gdyby nie to, że często trwa do szóstej rano.
UsuńA może delikatnie zasugerować im słuchawki ? Nie rozumiem, czemu tacy ludzie ich nie używają - mają głośno, nie wadzą nikomu... A rozmawiać normalnie nie da się ani tak ani tak... eh
OdpowiedzUsuńJa również tego nie rozumiem.. Obawiam się, że im po prostu brak dobrej woli i zwyczajnie nie uważają, że powinni zrobić coś, żeby nam nie przeszkadzać.
UsuńA kiedy oni właściwie śpią?
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, przeprowadzka może okazać się konieczna, bo przecież się wykończycie. Z drugiej strony, myślę jak Ken.G: jeśli się chamom ustępuje, czują się królami świata. Mam taką sytuację na co dzień w pracy. Na moje szczęście, praca się kończy i można wrócić do spokoju, czego nie macie Wy.
Tez mnie to zastanawia.
UsuńNa chwilę obecną przeprowadzka jest dla mnie rozwiązaniem zdecydowanie bardziej przerażającym. Naprawdę, to byłaby już czwarta w ciągu pół roku! Nie chcę i tyle - w tej sytuacji może się okazać, że sąsiedzi nie są aż tak uciążliwi jak kolejne poszukiwania sensownego mieszkania i pakowanie się.
Na razie przyjmuję postawę pośrednią po prostu.
Ciekawe dla kogo pracują...bo dziwne, żeby księgowy w nocy spać nie mógł? What the fuck? Pozdrawiam i życzę Wam by debile (bo inaczej nazwać ich nie mogę) zrozumieli, że sami do jasnej cholery w bloku nie mieszkają!
OdpowiedzUsuńWłaśnie też mnie to zastanawia.. Brzmi naprawdę podejrzanie.
UsuńDziękuję
(ps. a kto pisze? :)
Kasia, cicha stała czytelniczka:)
UsuńAaa, myślałam, że ktoś zapomniał się podpisać :)
UsuńMiło mi :)
Jeśli to nie problem, miałabym prośbę, żebyś dała znać przy ewentualnej następnej okazji komentarza, że to Ty ;) Po prostu lubię traktować Was indywidualnie i jest mi wtedy łatwiej ;)
Ja rozumiem, że nie chcesz się mścić ani prowadzić wojny ale jakim kosztem?
OdpowiedzUsuńHmm, ale jaki byłby koszt wchodzenia w ciągłe konfrontacje i robienie innym na złość? Myślę, że większy, bo ja nie jestem taką osobą i kompletnie nie potrafię zrozumieć czyjegoś zachowania tego rodzaju
UsuńKurcze, ja bym pewnie też wolała jakoś to znosić niż wszczynać konflikty, bo i nie lubię, i obawiałabym się, że będzie tylko gorzej, ale przydałoby się, żeby w końcu ktoś z lokatorów zrobił porządek. Mądrzejszy ustępuje, a głupszy wygrywa :/
OdpowiedzUsuńNo niestety zazwyczaj tak jest.
UsuńWłaśnie, ja nie mam ochoty się podstawiać i jeszcze bardziej na tym cierpieć, bo wygląda na to, że oni bardzo chętnie robią na złość wszystkim dookoła. Ja bym się nawet do takiego lokatora, który chce robić porządek przyłączyła, ale wygląda na to, że wszyscy sie poddali (trochę trudno im się dziwić) a sama na pewno na tę wojnę nie pojdę.
jedni drugim na złość robią a cierpią niewinni ;/
OdpowiedzUsuńmoże ten facet ma zmienne humory i zależy co mu danego dnia do łba strzeli, dziwny
No niestety, tak to wygląda.
UsuńNie zazdroszczę sytuacji i w takich momentach jeszcze bardziej doceniam to, że mieszkam w domu. Jak jeszcze mieszkałam w bloku, to mieliśmy straszne problemy z sąsiadami i przykro mi, bo moi rodzice nadal się z tym muszą użerać. Sąsiad z dołu zapija się na maxa i na full puszcza filmy porno w środku nocy, a sąsiedzi z góry co jakiś czas urządzają bardzo głośne imprezy, połączone ze skakaniem dzieci z mebli (!!!) i bieganiem dużego psa po mieszkaniu. Prawda jest też taka, że w blokach naprawdę ściany są beznadziejne i wszystko slychać, u nas dochodziło do tego, że słyszałam czasem jak pies od sąsiadów chrapie, albo jak sąsiad kicha! Czasem nawet może się okazać, że w mieszkaniu obok głośniej słychać muzykę niż w tym, w którym ona gra - nie wiem, jak to się da fizycznie wytłumaczyć, ale tak bywa i może właśnie u Was też tak jest? Sąsiadów się nie wybiera, ale można znaleźć sposób, jak najlepiej ich "strawić", życzę, aby Wam się to udało. No i mam cichą nadzieję, że sąsiedzi jednak odpuszczą i też będą brać pod uwagę to, że grzecznie prosicie o szansę na wypoczynek, który Wam się należy.
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz się spotykam z czymś takim. Znam realia życia w bloku i wiem, że ściany naprawdę są cienkie i wszystko słychać, ale nigdy mi to nie przeszkadzało - to, że słyszy się czyjeś chrapanie, tupanie, czy kichanie.. To trochę dla mnie norma i nigdy nie było to dla mnie uciążliwe a już na pewno nie byłoby przyczyną mojej wyprowadzki :) W domu nigdy nie chciałam mieszkać, i choć wiem, ze wiele osób sobie chwali, to ja widzę w tym więcej wad i na razie jedyną rzeczą, która byłaby w stanie mnie do tego przekonać jest danie mi wyboru: albo własny dom, albo wynajmowane mieszkanie :) Na pewno wybrałabym pierwsze.
UsuńCo do tej muzyki - wiesz, możliwe, że u nas jakoś wyjątkowo dobrze niesie, ale jak wyjdzie się na klatkę pod ich drzwi, to bardzo słychać, więc zdecydowanie słuchają za głośno. Też na razie jeszcze mam nadzieję..
hmm teraz to ja już chyba zaczęła bym się bać wchodzić w jakiekolwiek słowne potyczki z tymi sąsiadami
OdpowiedzUsuńNo właśnie..
Usuńoho, na rogale do Poznania? :D
OdpowiedzUsuńciężka sprawa z sąsiadami. Ja przez 20 lat swojego życia miałam imprezowych sąsiadów,co to o 4 rano potrafili włączyć muzykę tak głośno, że było słychać u mnie w pokoju, a nie sąsiaduje bezpośrednio z mieszkaniem sąsiadów (dużo gorzej w tej kwestii miała moja siostra) i powiem Ci - kwestia przyzwyczajenia. Duża bardziej przeszkadzają mi sąsiedzi z góry, jak się drą na dzieci to jakby koło mnie stali :/
No raczej na weekend :) Tydzień temu byliśmy w Miasteczku to teraz w Poznaniu - regularnie wyjeżdżamy z Warszawy co dwa/trzy tygodnie.
UsuńDlatego właśnie na razie chcę sprawdzić, czy da się do tego przyzwyczaić, bo mimo wszystko wiem, że mogłby być jeszcze gorzejj
Myślę,że nikt nie lubi jak im się zwraca uwagę, dlatego niektórzy reagują tak jak opisany sąsiad. Niektórzy również nie zdają sobie sprawy, ze swoim postępowaniem mogą dokuczać innym i w myśl tego pisałam wcześniej, że może puścisz muzykę u siebie głośniej kiedy u nich jest cicho. Nie miałam na myśli oko za oko, ząb za ząb, czy aby rozpętać wojnę. Tylko aby zrozumieli, że może przeszkadzać. Niektórzy są tak skonstruowani,że uważają, że inni się czepiają a oni są w porządku, że muzyka dobiegająca z ich mieszkania nie jest problemem dla nikogo. Ze inni przesadzają., tak myślą dopóki się nie przekonają namacalnie, fizycznie. W pogróżki trudno mi jest wierzyć, Cóz w najgorszej sytuacji pozostaje droga prawna o zakłocanie ciszy nocnej.
OdpowiedzUsuńTo, co napisałam, nie było skierowane bezpośrednio do Ciebie ;) Zwłaszcza, że więcej osób coś takiego sugerowało. Po prostu wyjaśniłam swoje stanowisko w tej kwestii - to nie w moim stylu. A niestety wygląda na to, że tych sąsiadów i tak by to nie obeszło, a tylko przyjęli by właścwie to jako złośliwość - skoro uważają, że ktoś chodząc w mieszkaniu na górze robi im na złość??!
UsuńDrogę prawną na razie zostawiam właścicielom mieszkania.
Trudna sprawa, ale na policję możesz Ty zadzwonić, tylko co potem dalej....Musi być jakiś sposób, jeśli możej ak robią coś nielegalnego może ta policja pomoże i się uspokoją z hałasem, a może już od dzisiaj będzie lepiej. Tego Wam życzę. Spokoju.
UsuńWłaśnie - co dalej? Ale ja przede wszystkim nie chcę dzwonić na policję, skoro może to zrobić właścicielka mieszkania. Uważam, że w tym momencie to leży w jej interesie.
UsuńNie wiem, czy robią coś nielegalnego - nie mam powodów, żeby tak sądzić. Ja po prostu uważam, że są dziwni.,
Dziękuję :)
Ojej, to trochę gorsza opcja. Jedyny pozytyw jest taki, że to nie jest Wasze własnościowe mieszkanie, tylko wynajmowane i jeśli stwierdzicie, że nie wytrzymujecie, to możecie się wyprowadzić.
OdpowiedzUsuńI na ten moment tak właśnie do tego podchodzę - zobaczymy, jak będzie, na razie to dopiero trzy tygodnie w bojowniczym nastroju, może jak przestaniemy się spinać, to okaze się, że to nie jest wcale aż tak uciążliwe. Wyprowadzić się można zawsze.
Usuńludzie nie lubią gdy ktoś im zwraca uwagę, nie lubią krytyki,a przecież krytyka jest bardzo ważna jednak widocznie na niektórych działa jak płachta na byka
OdpowiedzUsuńJa nawet im nie zwracałam uwagi, tylko bardzo, bardzo grzecznie rozmawiałam.
Usuńdokladnie, ludzie nie lubia krytyki, ale chamstwa tez tolerowac nie mozna. Bardzo dobrze, ze wlasciciele tak zareagowali, oby to jeszcze przynioslo efekty na dluzej. Sasiedzi mieszkajacy nad nami maja wnuki - blizniaki wychowywane "bezstresowo". Jeszcze kilka lat temu mieszkaly tutaj i naprawde mozna bylo oszalec, bo zachowywali sie tak, jakby byli sami w calym bloku, a zwracanie uwagi nic nie dawalo. Teraz przychodza "tylko" w odwiedziny, ale mimo wszystko ciesze sie jak wychodza do domu, a wiem bardzo dobrze kiedy to nastepuje, bo ich schodzenie po schodach, tez slychac w calym bloku...
OdpowiedzUsuńWiesz, dla mnie niepojęte jest to, że nie można niczego wskórać rozmową. To oznacza dla mnie po prostu tyle, że ci ludzie są nienormalni i chamscy. I być może nawet po prostu źli. Takie mam odczucia...
UsuńDobrze, że u Was bliźniacy się już wyprowadzili i tylko bywają..
Wiesz, tutaj dokładnie pasuje tekst, który nie tak dawno usłyszałam "całe życie z wariatami". No ręce opadają do samej ziemi.Życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńNo niestety... Dzięki
UsuńLudzie mają ze sobą problem i komunikują to głośną muzyką. Frustracja życiowa, brak właściwego towarzystwa, więc trzeba jakoś to odreagować na innych. Jest mi ich szkoda, bo popadają w coraz gorsze stany.
OdpowiedzUsuń