Prezenty - fajna sprawa! Lubię je dawać i lubię je dostawać.Już kilka razy na ten temat pisałam, ale dzisiaj chciałam napisać jeszcze parę słów :)
Zawsze bardzo starannie szukam podarunku dla innej osoby - biorę pod uwagę jej zainteresowania, zastanawiam się nad tym, co lubi lub czego potrzebuje. Bardzo zależy mi, żeby prezent nie był przypadkowy - staram się zwracać uwagę na to, co mówi dana osoba lub co jej się podoba i zapamiętuję to - później przydaje mi się to, kiedy nadchodzi okazja do zakupu prezentu. Cieszę się, gdy udaje mi się prezentem zaskoczyć, ale nie silę się celowo na oryginalność. Wychodzę z założenia, że praktyczny prezent często jest dobrym rozwiązaniem, kiedy pomysłu brak - nawet jeśli miałby być mało oryginalny.
Jeśli chodzi o prezenty, które dostaję - cieszy mnie prawie wszystko. Chyba po prostu mam takie szczęście, że osoby, od których otrzymuję podarki dość dobrze mnie znają. A druga kwestia - że naprawdę potrafię w każdej rzeczy odnaleźć coś fajnego. Lubię praktyczne prezenty, bo zawsze można zrobić z nich pożytek - niezależnie od tego, czy chodzi o zestaw codziennych kosmetyków, czy o mikser ;) (chyba, że to już trzeci, ale na taki prezent raczej nie zdobywa się nikt, kto nie jest pewny, czy już takiego sprzętu nie mam;)). Lubię drobiazgi, uwielbiam książki! Najbardziej lubię prezenty - niespodzianki. Te też nie muszą być oryginalne, ale przyznaję, że fajnie jest też dostać coś, czego się zupełnie nie spodziewam.
Właściwie oboje z Frankiem mamy w tej kwestii bardzo podobne podejście. Z każdego prezentu potrafimy się ucieszyć, ze wszystkiego umiemy zrobić pożytek - nawet jeśli wcześniej mogło się nam wydawać, że coś jest niepotrzebne. Doceniamy też bardzo chęci osoby, która nas obdarowuje. Nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy byli z prezentu niezadowoleni. Nigdy nie zdarzyło się, abyśmy nie potrafili go jakoś wykorzystać. Nigdy żaden prezent nie był nietrafiony. Aż do teraz. Chyba... :)
Rzeczywiście po raz pierwszy dostaliśmy prezent, który wprawił nas w lekką konsternację, chociaż sama nie wiem, czy to dobre słowo, żeby opisać naszą reakcję. Spojrzeliśmy po prostu na siebie dyskretnie a następnego dnia dopiero prezent skomentowaliśmy - poczułam wtedy ulgę, że Franek również nie uważa, że właśnie dostaliśmy najlepszy prezent pod słońcem :P Otóż, brat i bratowa Franka dali nam w prezencie kalendarz ze zdjęciami swojej córki. Uważam, że to świetny prezent, ale na przykład dla dziadków (którzy zresztą takowy dostali w ubiegłym roku ;)) lub dla osób, którym dziecko jest szczególnie bliskie i które są z nim jakoś szczególnie emocjonalnie związane. Owszem, to jest Franka chrześniaczka, ale u nas w rodzinach "instytucja" chrzestnego nigdy nie była szczególnie istotna na co dzień i nie przywiązujemy wagi do tego, kto jest czyim chrzestnym lub jakie relacje ma się z nim relacje. Franek jest więc dla Magdy przede wszystkim wujkiem a nie chrzestnym. Z bratem i bratową widujemy się umiarkowanie często - wiadomo, że jest to utrudnione z racji tego, że nie mieszkamy w tym samym mieście, ale jeszcze przed naszą przeprowadzką wcale nie było to częściej. Widzimy się zawsze na większych uroczystościach rodzinnych lub spotykamy się na niedzielnym obiedzie u teściów - od czasu do czasu odwiedzimy się nawzajem. Relacje Franka z bratem są po prostu dobre - braterskie, ale nie kumpelskie, tak chyba najlepiej to określić.
Chrześniaczkę lubimy widywać, zawsze wtedy się z nią bawimy i poświęcamy jej sporo uwagi, ale na co dzień nie tęsknimy za nią specjalnie. Choć to bratanica Franka, nie jest dla nas dzieckiem, z którym jesteśmy związani jakoś bardzo emocjonalnie - to po prostu dziecko naszych bliskich, więc się nią interesujemy i jest dla nas na tyle ważna, ale nie więcej - nie do tego stopnia, żebyśmy byli w niej zakochani tak, jak jej rodzice.
Tak naprawdę trudno wyjaśnić nasze odczucia w stosunku do tego prezentu, ale chyba właśnie trochę o to chodzi - nie chcemy, aby ktoś nas zmuszał, żebyśmy byli zauroczeni jego dzieckiem a taki właśnie odebraliśmy przekaz (oczywiście ma to związek z szeregiem innych sytuacji, których byliśmy świadkami oraz jak bardzo - w porównaniu do innych rodziców - brat i bratowa są zapatrzeni w swoje dziecko). Poza tym trochę brakuje nam zaangażowania i zastanowienia się nad tym, dla kogo jest to prezent, tego indywidualnego podejścia, o którym pisałam wcześniej. I jest to o tyle dziwne w przypadku tych właśnie osób, że zawsze trafiali w punkt ze swoimi prezentami dla nas. Przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl - zanim rozpakowaliśmy prezent do końca - że może są to zdjęcia Magdy z nami. Ale nie...
Chyba największy problem polega na tym, że ni w ząb nie potrafimy odczytać intencji, jakie mieli brat i bratowa - my na pewno nie dalibyśmy takiego prezentu na święta nikomu, kto nie jest bezpośrednio zaangażowany emocjonalnie w relacje z naszym dzieckiem.
Nie chciałabym być źle zrozumiana - tak naprawdę nie musielibyśmy dostać nic i nie poczulibyśmy się ani trochę urażeni. Prawda jest taka, że brak jakiegokolwiek prezentu może trochę by nas zdziwił (bo to byłoby coś nowego) ale nie zasmucił ani nie zezłościł. A tymczasem taki prezent chyba trochę nas poirytował. Bo doskonale rozumiemy zauroczenie rodziców własnym dzieckiem, jest ono dla nas czymś naturalnym, ale nie podoba nam się przesada i nie lubimy podejścia, jakie niestety mają brat i bratowa - to znaczy, że wydaje im się, że ich dziecko jest pępkiem świata. Żeby było jasne - całego świata i dla wszystkich. Przyznam, że denerwują mnie rodzice, którzy niejako zmuszają otoczenie do zachwytów nad ich latoroślą (moim zdaniem fajne dziecko i tak obroni się samo :P) - Franek podziela moj pogląd w tej kwestii. Szczególnie, że przecież nie wszyscy dzieci lubią po prostu! My akurat należymy do grupy osób neutralno-pozytywnej :D To znaczy - nie nielubimy dzieci, ale raczej nie zwracamy na nie uwagi (chyba, że jest niegrzeczne lub głośne - wtedy nas wkurza) a już na pewno się nim nie zachwycamy. Wyjątkiem są dzieci "występujące" w rodzinie lub wśród bliskich znajomych - takimi dziećmi się interesujemy, naprawdę lubimy się nimi zajmować lub z nimi bawić, zależy nam na tym, żeby wiedziały kim jesteśmy i żebyśmy byli fajnym wujkiem i ciocią, ale w dalszym ciągu się nimi nie zachwycamy (wyjątkiem jest córeczka mojej koleżanki, którą zachwycam się ja, ale to naprawdę wyjątkowa sytuacja do opisania przy innej okazji - ale i tak nie chciałabym dostać kalendarza z jej zdjęciami w prezencie :)). No cóż - taki z nas typ, pewnie tylko nasze własne dziecko będzie w stanie nas jakoś specjalnie poruszyć...
Naprawdę lubimy Chrześniaczkę. To fajne dziecko jest. Chętnie bym się nią zajmowała częściej i z większym zaangażowaniem (gdyby tylko jej rodzice nas do niej bardziej dopuścili :)), ale mimo wszystkich ciepłych uczuć jakie mam w stosunku do niej zwyczajnie nie mam ochoty wieszać jej zdjęć na ścianie swojego mieszkania.
Cała ta sytuacja wywołała we mnie tak dziwne uczucia, że aż musiałam się tu wypisać :)
Ale skoro już przy temacie dzieci jesteśmy, to się dzisiaj dowiedziałam, że mam do nich podejcie i że do mnie lgną - tak przynajmniej stwierdziła moja teściowa na kolejnym spotkaniu rodzinnym. Rzeczywiście ostatnio zamiast siedzieć z innymi przy stole, w drugim pokoju rysowałam z Magdą, a dzisiaj trzyletnia córeczka kuzyna Franka od razu pokazała mi wszystkie swoje zabawki i opowiedziała ich historię. Ale nie dajcie się zwieść, ja po prostu lubię się bawić, a moja infantylna natura sprawia, że dzieci widzą we mnie równego :D
ha ha ha ... padłam !!! :))
OdpowiedzUsuńKochana ja wielokrotnie dostałam taki prezent od Mleczkowej, kalendarze, małe i duże, magnes, koszulkę mam z nadrukiem Mareckiego a w tym roku dostałam z nim na froncie kartkę świąteczną :)) niektórzy po prostu tak już mają, że swoje dziecko innym rozdają :)
:)
UsuńTo prawda, niektórzy tak mają, ale wydaje mi się, ze niektórym łatwiej się to wybacza :)
wiesz ale zgadzam się z Tobą, że to przesada. Można było raz jak był mały wiadomo ... ale teraz ma już 6 lat i ciągle go dostajemy z każdej okazji ...
UsuńNo cóż ... my z kolei od 3 lat robimy kalendarze z naszymi zdjęciami z Toskanii ale w sensie widoczków nie nas na zdjęciach i dajemy te kalendarze tylko rodzicom i jak ktoś poza nimi jeszcze chce sam. Nie przyszłoby mi do głowy siebie na nich dawać ...
Ja doskonale rozumiem fascynację swoim dzieckiem, ślubem albo wycieczką do Toskanii :) I nawet jeśli to Wy bylibyście na tych zdjęciach, to myślę, że byłoby to w porządku, jeśli taki kalendarz podarowalibyście tym naprawdę najbliższym, którym sprawiłoby to radość - lub komuś, kto chciałby taki kalendarz
UsuńJa myślałam przez chwilę, że może chrześniaczka jest na tych zdjęciach razem z nami i to już by jednak zmieniło postać rzeczy, bo to byłaby jakaś pamiątka, ale tu czekało mnie rozczarowanie :)
bez sensu taki prezent. rowniez uwazam, ze niektorym rodzicom odbija myslac, ze wszyscy musza kochac ich dzieci i sie nimi ekscytowac....
OdpowiedzUsuńmoim rodzicom dalabym taki kalendarz czy krzycha mamie ale nikomu innemu nie
No niestety brat Franka i jego żona do takich osób należą i przyznam, że wiele razy już mnie wkurzali swoim zachowaniem i stawianiem dziecka w absolutnym centrum (ostatnio ja i babcia oglądałyśmy wiadomości, a oni i teść stwierdzili, że trzeba wyłączyć, bo się dziecko naslucha złych informacji! szlag mnie prawie trafił)
UsuńJa uważam, że dla dziadków to jest naprawdę fajny prezent - albo nawet dla jakiejś bliskiej cioci. Ale my się poczuliśmy dziwacznie.
bo sie dziecko naslucha zlych informacji? skad oni sie urwali?????? wspolczuje takiemu dziecku, na serio.
Usuńmnie najabrdiej wkurza jak jest jakies tam np spotkanie rodzinne i nie mozna normalnie porozmawiac, bo zaraz rodzice chca sie tylko chwalic dzieckiem i np kaza powiedziec wierszyk zaspiewac piosenke, to, tamto... ja nie wiem, kompleksy jakies czy cos...
No niestety :/ Oglądanie filmu też musiałam przerwać, bo był dla dziecka nieodpowiedni (dodam, że była godzina 16ta, więc wyobraź sobie, jaki to mógł być film?). Oni wcale w domu nie włączają telewizora, bo to niedobra rozrywka dla dziecka. Wcale! Biedna Magda chyba nie będzie wiedziała, co to bajki :P
UsuńO tak, to mnie też wkurza. Niestety od pewnego czasu spotkania z bratem i bratową tak właśnie wyglądają :/
Podarek zaiste niecodziennie egoistyczny...
OdpowiedzUsuńTeż odnieśliśmy takie wrażenie.
Usuńtaki prezent mogli sobie dac
OdpowiedzUsuńMyślę, że bardzo by się z niego ucieszyli :)
UsuńOj, już widzę w oczach wyobraźni jak z mężem rzucamy sobie 'te' spojrzenia ukradkiem gdybyśmy dostali coś podobnego.,, :P Aż brak mi słów na skomentowanie, bo tak mnie to śmieszy ;) Już wielokrotnie pisałam, że na co dzień spotykam się z podobnym typem rodziców w pracy. Należą do ludzi, którzy zdają się cierpieć na jakiś rodzaj zamroczenia jeśli chodzi o ich dzieci. I bardzo mnie to denerwuje.
OdpowiedzUsuńW rodzinie nie mamy małych dzieci, zarówno u mnie, jak i u Mikiego. Jedynym dzieckiem jest 5-letnia siostra męża. Kiedy się urodziła i przez jakieś dwa lata byłam w niej prawie zakochana i bardzo pragnęłam z nią kontaktu, ale ze względu na nie dopuszczanie do niej nikogo oprócz jej matki (a mojej Teściowej) nie było mi dane złapać z nią fajnej więzi. Szkoda, bo do tych 2-3 lat była fajnym dzieckiem, później zdecydowanie się "zepsuła" na skutek totalnego rozpieszczenia w myśl zasady, że jest pępkiem świata. Dziś mam do niej bardzo podobny stosunek, jaki sama opisałaś jeśli chodzi o chrześnicę Franka.
Następnym razem daj im np. koszulki (bądź kubki) z nadrukiem Twojego (albo Waszego) zdjęcia :P Ciekawe jakby zareagowali :D
Cieszyliśmy się, ze brata i bratowej nie było w momencie, gdy teściowie przekazywali nam prezent od nich. Wycedziłam przez zęby do Franka "tylko nie mow, że to ze zdjęciami Magdy..", ale chyba nawet w tym momencie, nie wierzyłam jeszcze, że naprwdę mogli to zrobić :)
UsuńJa znam raczej więcej "normalnych" rodziców, czyli niesfiksowanych na punkcie swoich dzieci - a przynajmniej nie na tyle, żeby raziło to innych. Brat i bratowa są naprawdę wyjatkiem, ale takim wybitnie zamrocznym. Lada dzień będą mieli drugie dziecko i już się boję :/
U nas tych dzieci trochę się już nazbierało - z mojej strony jest czwórka, ale rzadko się widujemy, ze strony Franka - pięcioro, a za chwilę sześcioro. Luibimy się z tymi dziećmi bawić i można powiedzieć, że mamy fajny kontakt z nimi, ale z chrześniaczką Franka jest właśnie tak, jak to opisałaś - przez długi czas w ogóle nie można było ją wziąć na ręce, bo bratowa od razu ją zabierała. Nawet babci niechętnie oddawała wnuczkę. Teraz jest w ciąży, więc chyba nie miała aż tyle siły, żeby protestować :)
Ale obawiam sie, ze w przyszłości może być właśnie tak, że będziemy mieć z tymi dziećmi gorszy kontakt niż z dziećmi kuzynów.
Od razu sobie pomyślałam, że ciekawa jestem, czy ucieszył by ich kalendarz ze zdjęciami z naszego ślubu lub naszych wakacji ;):)
O właśnie, dobry pomysł. Wiesz, Margolko, istnieje zagrożenie, że teraz co roku mogą Wam takie kalendarze dawać, bo przecież dziecko tak szybko się zmienia... ;)
UsuńA może poczekamy na swoje dziecko i zrobimy taki sam prezent? :P
UsuńObawiam się, że możesz mieć rację! :O
dzieci mają fajne zabawki i można się nimi bezkarnie bawić
OdpowiedzUsuńkalendarze wykorzystuję do wykładania na górze mebli, nie trzeba się potem męczyć przy sprzątaniu, na kredowym kurz tak nie osiada, wystarczy raz na jakiś czas zmienić kartki ;)
ha ha ha .... nie no rewelacyjny pomysł aż się spłakałam :)))
UsuńUwielbiam dziecięce zabawki :))
UsuńJeszcze nie mam w tej kwestii doświadczenia, bo dotychczas jednak nikt nie wpadł na pomysł takiego prezentu :)
Stosunek do dzieci i sfiksowanych na ich tle rodziców mam podobny, ale nie wiem jakbym taki prezent odebrała. Ogólnie chyba mniejszą wagę przywiązuję do tego co dostaję, ale to dlatego, ze nietrafione prezenty od rodziny/znajomych to dla mnie raczej norma;) Na pewno taki kalendarz trafiłby do szuflady, a nie na ścianę. O ile kartki świąteczne z podobizną dziecka np. przebranego za mikołajka/królika czy po prostu całej rodzinki wydają mi się ok. (bo wiadomo, że i tak chowa się je gdzieś na pamiątkę) o tyle taki kalendarz to raczej lekkie przegięcie;)
OdpowiedzUsuńJa wlaściwie nie wiem, czy do prezentów przywiązuję jakąś szczególną wagę, ale faktem jest, że bardzo mnie cieszą :) Chyba sam gest jest dla mnie a jakiś sposob ważny, a oboje z Frankiem jakoś tak mamy, że dotychczas wszystko nas cieszyło i nam się przydawało, nawet jeśli wcześniej wydawało się, że nie będzie nam potrzebne - magia podarunku chyba działa w takich wypadkach :P
UsuńAle ten kalendarz to jest taki specyficzny nietrafiony prezent, który wywołał we mnie dziwne odczucia - chyba trochę się najzwyczajniej w świecie wkurzyłam :) I to wynika chyba też w dużej mierze z tego, ze jestem przewrażliwiona na punkcie takiej rodzicielskiej postawy.
Zgadzam sie z Tobą - takie kartki też wydają mi się w porządku. Ale kalendarz podarowany na taką okazję (bo gdyby istniało coś takiego jak "dzień cioci" albo "dzień wujka" to na pewno taki prezent z tej okazji byłby ok) jest dla mnie dziwny
Uwielbiam zabawki :) Będę gotowac z Mili, a do tego chcę jej kupić kolejkę :) Czyli sobie :)
OdpowiedzUsuńZabawki są super! :):) Jak będę miała swoje dzieci też będę kupować zabawki dla siebie :D:D
Usuńchyba dlatego go Wam podarowali, bo uważają, że chrzestny powinien mieć, ale...nie każdy tak uważa :) jak byście chcieli, to byście sobie wywołali Jej zdjęcie i na biurku postawili...
OdpowiedzUsuńdość egoistyczne
ale wiem co czujesz, bo mój brat obsypuje każdego kalendarzem ze zdjęciami ze swojego ślubu... :D
Może i masz rację - ale w dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego mogliby tak sądzić :) Zwłaszca, że w naszych rodzinach chrzestny nigdy nie był (poza dniem chrztu) osobą szczególnie ważną. Jakoś tego w ogóle nie kumam i taki prezent wywołuje we mnie nawet odrobinę złości.
UsuńRozumiem, że można się własnym dzieckiem zachwycać - tak jak dniem swojego slubu. My też naszym ślubem się cały czas zachwycamy i po sto razy oglądamy zdjęcia i film z tego wydarzenia, ale nie zmuszamy do tego samego wszystkich dookola :) Tak sobie właśnie pomyślałam - ciekawe co by powiedzieli, gdybyśmy podarowali im na święta album ze zdjęciami ze swojego ślubu :))
Rzeczywiście średnio trafiony prezent, raczej dla nich niż dla was.
OdpowiedzUsuńSą ludzie, którzy naprawdę zachwycają się czyimś dzieckiem, ustawiają w domu zdjęcia swojego chrześniaka, słyszałam też czułe opowieści o dziecku znajomych i może w podobnym wypadku by się taki prezent spodobał, ale uważam, że coś takiego pasuje dać tylko na wyraźną sugestię, inaczej to jest co najmniej dziwne.
Stawiania dziecka w absolutnym centrum też nie cierpię.
Rzeczywiście, są tacy ludzie, którzy potrafią się czyimś dzieckiem zachwycać. Zresztą daleko szukać nie muszę, bo mój wujek (brat mojej mamy) nie mając swojej rodziny, mnie i moją siostrę zawsze traktował jak swoje dzieci i można powiedzieć, że mamy dwóch tatów :D Myślę, że w takim wypadku ten prezent mógłby ucieszyć.
UsuńDla mnie cudze dzieci to jednak cudze dzieci - nawet jeśli nie do końca obce. Zachwycam się córką koleżanki, ale nie muszę mieć jej zdjęcia.
Oj ja też nie cierpię podporządkowywać się czyjemuś dziecku, bo jest ono - wedlug jego rodziców- pępkiem świata
Doskonale Cię rozumiem;))
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam kubek ze zdjęciem dziecka....hmmm
Pozdrawiam
:))) No właśnie - hmmm.. :)
UsuńPrezent całkiem fajny, choć już może mało oryginalny, bo dość często słyszę o takich kalendarzach, ale nie oryginalność przecież chodzi. A fajny przede wszystkim dla dziadków, dla reszty otoczenia może niekoniecznie, no chyba że występują wyjątkowe relacje z dzieckiem czy jego rodzicami :)) Pewnie pomyśleli, że skoro jesteście najbliższą rodziną, to taki prezent będzie fajny :D
OdpowiedzUsuńFajny, zgadzam się, ale tak jak napisałam (i Ty poniekąd) dla tych osób najsilniej związanych z dzieckiem.
UsuńMoże i tak sobie pomyśleli, ale nie potrafię się w to w żaden sposób wczuć :/
A tak z innej beczki, ale też świątecznej :)
OdpowiedzUsuńczekała na mnie kartka w skrzynce i mam nadzieję, że moją zobaczysz po powrocie. A koperta fajna, taka wiosenna jak pogoda za oknem, więc żadna wtopa :DD
:)) Jak wkładałam kartkę do koperty to od razu sobie pomyślałam, ze ja to się zawsze wygłupię :P
Usuńrzeczywiście dziwny prezent, prawdopodobnie nie mieli nic innego wybranego dla Was, a kalendarz wydał im się w sam raz, albo są tak zachwyceni swoją pociechą, że chcieli Was uszczęśliwić jej wizerunkiem,może też to być taki dyskretny znak dla chrzestnego żeby nie zapominał otwierać w przyszłości dla swojej chrześnicy portfela i serca skoro jej wizerunek będzie miał powielony aż w tylu egzemplarzach...
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Jeśli nie mieli nic dla nas wybranego naprawdę obeszłoby się bez żadnego prezentu, bo chyba lepszy byłby żaden niż ten - mowię to całkiem szczerze, bo ten wywołał tylko we mnie nienajlepsze emocje.
UsuńSerce otworzylibyśmy chętnie, gdyby rodzice nas trochę bardziej dopuszczali do bratanicy - a tymczasem często jest tak, że bratowa nie spuszcza z niej oka i prawie nie wypuszcza jej z objęć :) Co do portfela - cóż, u nas w rodzinach chrzestny nigdy nie był traktowany jako skarbonka i mamy zamiar tę tradycję kontynuować :) Oczywiście nie chodzi o to, żeby żałować dziecku pieniędzy czy prezentów - jeśli o to chodzi, zawsze jesteśmy raczej hojni. Ale bez przesady.
Też uwielbiam zarówno robić jak i dostawać prezenty :-) I wszystko mnie cieszy, nawet najmniejsza rzecz, bo uważam, ze przede wszystkim liczy się gest i pamięć. Ale przyznam, że prezent, który dostaliście jest rzeczywiście dosyć nietypowy, co prawda nie zawsze wiem co komu kupić, ale zazwyczaj staram się w takiej chwili kupić chociaż jakiś w miarę neutralny drobiazg, no cóż chyba jednak nie zrobiłabym takiego prezentu choćbym nie wiem jak kochała swoje dziecko, chyba szybciej kupiła bym Wam dwa osobne kalendarze z Waszymi inicjałami, no ale o gustach się nie dyskutuje ;-)
OdpowiedzUsuńPrezenty to naprawdę fajna sprawa :) I mam podobne podejście do Twojego - naprawdę prawie zawsze mi się podoba to, co dostanę a nawet jeśli w pierwszej chwili nie jestem zachwycona, to wkrótce się do niego przekonuję - chyba dlatego, że działa "magia" prezentu, czyli fakt, ze był on podarunkiem :)
UsuńDla mnie ten kalendarz to naprawdę dziwna sprawa i wywołuje lekki niesmak. U Franka podobnie.
No cóż, rzeczywiście trochę dziwny prezent, ale jak sama stwierdziłaś, są swoim dzieckiem zaślepieni. Pewnie uważają ten kalendarz za najcudowniejszy prezent świata :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak :)
UsuńSą niestety zaślepieni :( Dopiero co wczoraj byliśmy w odwiedzinach u kuzyna Franka, który ma dwójkę dzieci - nigdy się w taki sposób nie zachowywali.
Niezly prezent, nie ma co. Ludzie to nie maja za grosz taktu...Jestem ciekawa czy pytali sie Was czy sie wam podoba i w jakis sposob go skomentowali jeszcze?
OdpowiedzUsuńNie, na szczęście nie było ich w momencie, gdy teściowie przekazywali nam prezent od nich. Przyszli dopiero później, ale nic nie mówili. I bardzo dobrze, bo ja nie potrafię w takich kwestiach kłamać.
UsuńAle zgadzam się z Tobą, to rzeczywiście chyba trochę nietaktowne było, choć wcześniej tak o tym nie pomyślałam
Aaa i najbardziej to wspolczuje samemu dziecku bo ono najbardziej na tym cierpi. Takim zachowaniem raczej jeszcze bardziej zniecheca ludzi do niego...
OdpowiedzUsuńA żebyś wiedziała, ze coś w tym jest! Ja jako z natury przekorna czasami naprawdę wypowiadam się lekko złośliwie o biednej Madzi, choć tak naprawdę przecież nie o niej źle myślę, tylko o jej rodzicach. I czasami właśnie mam ochotę im udowodnić, że jest cała masa mądrzejszych/ładniejszych/lepszych dzieci od ich córki.
UsuńWIem, ze to wredne i złe, ale wierz mi, nie mam takich odczuć w żadnym innym wypadku!