Kolejny przystanek - Poznań. Czyli, jak to określiła moja mama, wracamy do Warszawy na około.
Przyjechaliśmy wczoraj na obiad. Fajnie, że akurat Dorota skorzystała z okazji i się z nami zabrała, to trochę pogadałyśmy. Jutro też jestem umówiona z nią i Juską na wieczór.
Ale dzisiaj mi trochę łyso.
Żal mi, że już po świętach. Zawsze jest tak samo - tyle oczekiwania, a potem chwila i czar naprawdę pryska. Te święta były trochę inne niż zawsze. Choćby dlatego, że bez Rokiego :( Wspominaliśmy, jak się cieszył na prezenty pod choinką, jak nas wołał, żebyśmy już odeszli od stołu... Wiem o czym piszę! On naprawdę już w momencie, gdy zawiązywaliśmy mu jego "krawat" (czyli kokardkę) wiedział, że jest Wigilia i wiedział, że pod choinką znajdzie coś dla siebie. Kiedy za długo siedzieliśmy przy stole, zaczynał szczekać i biegł do pokoju. Nie przestawał, dopóki nie wstaliśmy i nie usiedliśmy przy choince. A potem wywęszył zawsze paczuszkę dla siebie i próbował ją otworzyć łapką...Czasami naprawdę bardzo go brak.
Ale mimo wszystko, święta były naprawdę miłe, szkoda, że krótkie.
Dzisiaj od rana byłam "w pracy". Mimo, że teoretycznie ten najgorętszy okres już minął, cały czas coś się dzieje i spokoju jeszcze nie mamy. Czekam z utęsknieniem na czas, kiedy będę mogła się trochę w pracy ponudzić :) Ale póki co, cieszę się, że nie muszę być w pracy fizycznie a jednocześnie mogę robić swoje. Czas minął mi jednak błyskawicznie. Nie wiem, czy mogłabym tak pracować zawsze - potrzebuję jednak mieć wyraźnie oddzieloną sferę prywatną od zawodowej - to jest fajne udogodnienie, ale dobrze to ktoś wymyślił, że do pracy się chodzi :D
Wracając do tego, że mi łyso. Lekki dołek mnie złapał. Sama nie wiem dlaczego. W dodatku wieczorem dowiedziałam się, że nie uda się w te święta spotkać z hiszpańską Anią :( Miałyśmy w planie się zobaczyć, ale okazało się, że nagle coś jej wypadło i już jutro rano wyjeżdża. Szkoda. Coś nam się ostatnio nie składa. Najlepiej byłoby, gdybyśmy się z Frankiem po prostu wybrali do Hiszpanii (wybieramy się już dwa lata), ale w naszej sytuacji nawet to teraz jest mało realne. Trudno :( Nie zobaczę się z dziewczynami jeszcze przez kolejne pół roku.
Ale cieszy mnie przynajmniej perspektywa jutrzejszego spotkania z Juską i Dorotą. Przyznam, że strasznie dziwna jest świadomość, że one są tuż obok - dokładnie dwa bloki dalej. Odwykłam od tego :)
Też mi łyso i trochę żal, że już po wszystkim. Ale wiosna już coraz bliżej :-)
OdpowiedzUsuńTo fakt, że chociaż taką korzyść z tego upływu czasu mamy :) I to, ze dni są dłuższe!
UsuńMnie też jest szkoda, że Święta już minęły. Fajnie by było, gdyby trwały tak z dzień, dwa dłużej ;)
OdpowiedzUsuńPopieram ten wniosek ;)
UsuńMargolka czyli Święta udane, a prezenty? Trafione? Mi też jest żal, że tyle człowiek czeka na te Święta, a potem one niemal błyskiem uciekają i w moim przypadku nie zawsze tak jak bym chciała.
OdpowiedzUsuńPrezenty też w większości udane - prawdę mówiąc tylko jeden wprawił nas w lekkie hmm, zdziwienie? Można powiedzieć, że rzeczywiscie chyba po raz pierwszy w życiu zostaliśmy obdarowani trochę nietrafionym prezentem. Ale napiszę o tym w następnej notce :)
Usuńeh te święta zleciały za szybko
OdpowiedzUsuńZdecydowanie!
UsuńW tym roku w ogóle nic nie poczułam :( Już lepiej było przed...
OdpowiedzUsuńTo przykre :( Jakiś konkretny powód, czy może po prostu atmosfery zabrakło?
Usuńpieknie piszesz o swoim piesku mojej suni tez zabraklo kasia
OdpowiedzUsuńPrzykre :(
UsuńJa mam nadal święta i aż się boję co będzie jak się skończą...
OdpowiedzUsuńAle w znaczeniu wolnych dni?
UsuńTo ja w zasadzie też - ale dla mnie to nie święta juz :)
Witaj ;)
OdpowiedzUsuńNa Nowy Rok dla Ciebie i Franka moc serdeczności przesyłam: dużo zdrówka, szczęścia i uśmiechu na każdy dzień :)
Pozdrawiam mile :)
Witaj Morgano,
Usuńdziękujemy i Tobie również tego wszystkiego życzymy :)
Pozdrawiam również
Szybko zleciały. Choć ja dopiero dziś ( po wyjeździe Rodziców i Przyjaciółki) odczułam, że się skończyły. I równie jak Ty byłam zachwycona pogodą, życząc sobie, by z każdym dniem już tylko cieplej było....pewnie się nie spełni, ale może cuda i w pogodzie się zdarzą? ;P
OdpowiedzUsuńMargolko,
niech ten nadchodzący rok, dla Ciebie i Franka, będzie rokiem stabilizacji.Zrealizowanych celów. Spełnionych marzeń. Dobrym, zdrowym, szczodrym, szczęśliwym rokiem!
Ja mimo, że ciągle jeszcze nie jestem w tej zwykłej codzienności, to zakończenie świat odczułam dokładnie 26 grudnia wieczorem. Teraz to już nie święta, a po prostu wolne :)
UsuńNo ja liczę na ten cud! :):)
Dziękuję Roksanno, Tobie również życzę wszystkiego dobrego! Dużo zdrowia i spokoju!
Wasz piesek musiał być uroczy :)))
OdpowiedzUsuńA do pracy też wolę chodzić, ciężko byłoby mi pracować wyłącznie z domu. Od czasu do czasu w razie potrzeby taka możliwość jest bardzo wygodna, ale na co dzień wolę musieć się przemieścić, tylko wolałabym, żeby to przemieszczanie mniej czasu zajmowało.
Mnie Świąt wystarczyło, zawsze jest u mnie trochę nudnawo. Ale do pracy nie chciałoby mi się iść :P
Oj, był :(
UsuńJa też nie mogłabym tak pracować na co dzień - to jest fajna sprawa od czasu do czasu i właśnie w takich sytuacjach, kiedy jest więcej dni wolnych - dzięki temu mogę wyjechać, bez brania urlopu. Ale na dłuższą metę uważam, że trzeba po prostu do pracy chodzić :)
Mnie się w ogole rzadko nudzi, więc w świeta też nie ;)