I wreszcie się Frankowi mogłam odwdzięczyć za tysiące sytuacji, w których mnie ratował! Dowoził mi klucze, dokumenty, załatwiał duplikaty skierowań i co tam jeszcze :) Bo ja ciągle czegoś zapominałam - albo zabrać ze sobą, albo oddać (np. zakosiłam dokumenty samochodu, podczas gdy potrzebne były Frankowi, a raz zabrałam nawet oba komplety kluczy:P).
Dzisiaj Franek zrobił coś, co jest zupełnie do niego niepodobne i aż nie mogę uwierzyć :) Chociaż po prawdzie, jak się tak zastanowiłam nieco dłużej, to trochę moja wina.
Franek wczoraj robił część badań do pracy - psychotechniczne, a dzisiaj miał całą resztę i na koniec lekarza medycyny pracy. I wyobraźcie sobie, że jadąc do tego lekarza, zabrał skierowanie, natomiast wczorajszych wyników już nie! Zadzwonił do mnie zły jak sto os, że musi się wrócić i dostarczyć te badania. A ja byłam zdumiona! To takie typowe - dla mnie! Nie dla niego :) Ale wielkodusznie, żeby było szybciej zgodziłam się (ba, sama chciałam to zaproponować, ale nie zdążyłam) wyskoczyć z pracy, pojechać do domu, spotkać się w połowie drogi z Frankiem i przekazać mu badania. Bo on podjechał kawałek samochodem, zostawił go na parkingu i wsiadł w autobus miejski, więc trochę to trwało zanim wrócił. Ja w tym czasie wsiadłam na rower, pojechałam do domu, zgarnęłam badania i pojechałam do Warszawy, na stację, na której Franek zaparkował. Wyczucie czasu było niemal idealne :)
Swoją drogą, w przeszłości nigdy nie przypuszczałam, ze mogłabym na rowerze mijać tabliczkę z napisem "Warszawa" i to czasami kilka razy w miesiącu ;)
Grunt, że wszystko się Frankowi udało załatwić. A ja się do tego przyczyniłam ;)
A teraz jeszcze o tej mojej winie... Bo rano zachciało mi się bułeczki ze sklepu i poprosiłam Franusia, żeby skoczył. Zgodził się, ale powiedział, żebym mu spakowała wszystko do teczki. No to spakowałam skierowanie, rozpiskę z godzinami badań. Przygotowałam bilet i mapę. Zadzwoniłam jeszcze do przychodni, żeby o coś dopytać. Przeszło mi przez myśl, żeby zapytać Franka o wczorajsze wyniki, ale jakoś słabo mi to przechodziło, bo bez głębszej refleksji... Franek chwycił teczkę myśląc, że wszystko w niej ma.
A powinien sprawdzić - zresztą zazwyczaj to robi i to on jest z naszej dwójki tym bardziej upierdliwym, sprawdzającym po sto razy, czy drzwi są zamknięte, czy dokumenty ma w kieszeni i takie tam. No więc tym razem nie sprawdził, ale nawet gdyby, to na niewiele by się zdało, bo sierotek z niego, skoro jakoś nie pomyślał o tym, że to badanie przecież musi pokazać lekarce. Potem nawet się tłumaczył, że przecież mu tego nie powiedzieli :P
Ze mnie sierotka, bo chociaż to było dla mnie oczywiste, to niewiedzieć czemu. nie wpakowałam tych badań i nawet się nad tym nie zastanowiłam :P Nawet trudno powiedzieć, że kompletnie zapomniałam, bo mam wrażenie, że to coś więcej ;))
Ale przynajmniej zrobiłam sobie rundkę rowerem do Wawy i z powrotem, przy pięknej pogodzie i jeszcze Franusiowi przysługę wyświadczyłam. (Co prawda ilość przysług wyświadczonych przez niego mnie jest dużo większa, ale cóż ja poradzę, że on mi okazji nie daje?)
A korzyść mam z tego taką, że Franek potem przyjechał do mnie do pracy, wsiadł na mój rower i zostawił samochód. Więc o te siedem minut będę szybciej w domu, a to bardzo istotne, bo zaraz po pracy jedziemy na weekend do Poznania! Każda minuta jest więc ważna, bo oczywiście chcemy być tam jak najszybciej.
Miałam w planie napisać jeszcze jedenastą notkę w tym miesiącu i tym samym wreszcie ustanowić rekord w tym roku (zwłaszcza, że zaczęłam pisać dopiero piętnastego ;)) - nadmieniając przy okazji, że chyba wróciłam na dobre? Ale może mi się to nie udać, bo zdaje się, że teściowie siedzą na swojej działce i zabrali ze sobą internet ;)
Miłego weekendu na cudnej poznańskiej ziemi :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy;) Już jest miły;)
UsuńBardzo mi się podoba, że tak pięknie wzajemnie dbacie o siebie i troszczycie się. To wróży długie, długie lata pełnej harmonii...
OdpowiedzUsuńDzięki Zgago za miłe słowa i dobrą wróżbę na przyszłość!
Usuńno, to poniekąd rzeczywiście i tak Twoja wina, że Franek nie miał wszystkiego przy sobie ;) ale ważne, że suma summarum, wszystko załatwione :))
OdpowiedzUsuńNie no, bez przesady:). Ja tylko pomagałam a to nie było tak, że on mi kazał coś spakować i ja tego nie zrobiłam, nie widziałam tego papierka na oczy. To był jednak jego obowiązek, żeby tego dopilnować, nie mój więc o tym winie nie pisałam do końca serio:)
UsuńTej winie miało być:) pisze na telefonie i jest to dość niewygodne.
UsuńGłównie mam na myśli to, że niespecjalnie się poczuwam:)
oj tam, oj tam, juz od razu Twoja wina :) Trzeba bylo sprawdzic, co nie? A poza tym Twoja przysluga liczy sie podwojnie i tej wersji sie trzymajmy :P
OdpowiedzUsuńO właśnie! Mądrze prawisz :):)
UsuńGrunt to się uzupełniać i móc polegać na drugiej połówce :-)
OdpowiedzUsuńOtóż to :)
UsuńOj to ja też mam coś z Ciebie, tak nie potrafię nieraz ogarnąć wszystkiego ;-)
OdpowiedzUsuńJa może i ogarniam, ale roztrzepana jestem totalnie, więc wiecznie czegoś zapominam (dzisiaj pojechałam do pracy bez laptopa służbowego :P)
UsuńChoć pewnie to miałaś na myśli, tylko może inaczej interpretujemy słowo "ogarniać"? :):)
Mam nadzieję, że pogoda Wam dopisuje. Bo u nas leje niemiłosiernie :)))
OdpowiedzUsuńByło ładnie prawie cały weekend. W piątek i sobotę popadało wieczorem, ale dosłownie 5 minut :) W niedzielę po południu zrobiło się chłodniej, ale i tak bylo ok :)
UsuńNajważniejsze, że możecie na siebie liczyć :))
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni :)
Usuń