Już jakiś czas temu kombinowałam sobie, że jak pojedziemy w marcu do Poznania (bo statystycznie wychodzi nam, że raz w miesiącu jesteśmy w Poznaniu i raz w Miasteczku), to zaproszę Panią Mamę na jakiś babski wieczór do kawiarni z okazji Dnia Teściowej. Ale w pierwszy weekend marcowy się nie złożyło i jechaliśmy dopiero teraz - a teraz babski wieczór nie wchodził w grę, bo na sobotę zaplanowana była inna impreza :)
Już wspominałam kiedyś, że w rodzinie Franka - i w ogóle w Poznaniu,
imieniny to jest poważna sprawa :) Mają zdecydowanie większe znaczenie
niż urodziny. A imieniny mojej teściowej to obowiązkowy punkt marca
każdego roku. Więc nasz wspólny wypad przełożyłyśmy a teraz skupiliśmy się z Frankiem na pomocy w przygotowaniach. Początkowo miał pomagać tylko Franek i zrobić "zimną płytę", bo to jego specjalność. Można powiedzieć, że jest zawodowcem, bo sporo takich płyt przygotowywał swego czasu w restauracjach ;) Ale ja się też zaoferowałam. Trochę dlatego, że na piątek i tak nie miałam żadnych konkretnych planów, ale przyznaję, że nie zawsze poznańska kuchnia trafia w mój gust, więc chciałam sobie zagwarantować coś dobrego do jedzenia :P A że teściowa mówiła, że nie ma pomysłu, co jeszcze mogłaby zrobić oprócz tego, co już sobie zaplanowała, zaproponowałam, że zrobię sałatkę z tortellini z żółtym serem i koreczki z tortilli kukurydzianej :) To było dla wszystkich (oprócz Franka rzecz jasna) coś zupełnie nowego, więc można powiedzieć, że odniosłam sukces kulinarny - bo najpierw wszyscy z ciekawości próbowali, a potem chwalili - nie tylko z grzeczności :P Coś mi się wydaje, że sprzedałam swój pomysł - byłam to winna za kilka innych, na przykład na sałatkę z kuskusem, która stała się jedną z moich ulubionych po tym, jak jej raz spróbowałam - właśnie na imieninach teściowej kilka lat temu.
Jak wspomniałam, nie zawsze to, co jest u teściów na stole mi smakuje, ale wynika to bardziej z tego, że jestem dość wybredna oraz mocno przyzwyczajona do konkretnego stylu gotowania, niż z tego, że jest to niesmaczne :) Niemniej jednak nigdy jeszcze nie było tak, żebym nie znalazła dla siebie nic - a jak już trafię na coś, co mi smakuje, staram się o tym głośno mówić, żeby zatrzeć brak ewentualnego entuzjazmu przy próbowaniu czegoś innego :P
W każdym razie, pomimo tego całego mojego przywiązania do kuchni mojego domu rodzinnego, podoba mi się to łączenie smaków wynikające z połączenia dwóch rodzin. W końcu wiele potraw, które znam od dziecka i które są dla mnie tak znajome i tak naturalne, kiedyś były nowością dla mojego taty albo mamy :) Któreś z nich wprowadziło je do naszego menu i pewnie tak samo będzie u nas. Zresztą już jest. Sporo jest dań, których Franek wcześniej nie jadał (choć zazwyczaj znał), bo nie było u niego takiego zwyczaju, a które w moim wykonaniu bardzo mu smakują. Ale i ja nauczyłam się nowych smaków i wiele z nich przypadło mi do gustu. Potem przynajmniej i ja mogę czymś zaskoczyć moją mamę :)
Wracając do sedna - kulinarnie impreza się zdecydowanie udała. Towarzysko również. W tym roku było zdecydowanie mniej dzieci, a przede wszystkim rodziców tychże, więc były one tematem numer jeden tylko na początku. W każdym razie nie zdominowały całego popołudnia i wieczoru - w przeciwieństwie do ubiegłego roku. Być może pamiętacie, że miałam mieszane uczucia po zeszłorocznej imprezie :) Nie nudziłam się więc, bo najpierw zajmowałam się wymyślaniem fryzur dla chrześniaczki Franka a później przeniosłam się do kącika dla dorosłych i trochę z nimi pogawędziłam.
Weekend, mimo, że przedłużony minął nam bardzo szybko. Żal mi trochę było wyjeżdżać - to znaczy z jednej strony cieszyłam się, że wracamy, ale z drugiej, ponieważ ostatnio jest mi trochę smutno, szkoda mi było rozstawać się z teściową. Bardzo ją lubię i ona też jest jedną z tych osób, które potrafią mnie podnieść na duchu. Zresztą kiedy wczoraj już wychodziliśmy, znalazła chwilę, żeby ze mną na osobności porozmawiać: gdy teść (który nas odwoził na dworzec) i Franek już wyszli, a ja właśnie podchodziłam do drzwi, to zatrzymała mnie na moment, żeby mnie pocieszyć. Wyczuła po prostu, że nie najlepiej się czuję, bo nie wspominałam o tym ani słowem. Uściskała mnie, powiedziała, że się ułoży, coś podpowiedziała. Miło mi się zrobiło.
Teraz nie zobaczymy się przez dość długi czas, bo do Poznania wybieramy się dopiero na ostatni weekend kwietnia, na urodziny Chrześniaczki i chrzciny jej siostry. No chyba, że teściowie wpadną do nas w międzyczasie. Moi rodzice planują przyjazd w najbliższy weekend :) My z kolei do Miasteczka jedziemy dopiero na święta, można więc powiedzieć, że szykuje nam się dłuższy, bo prawie pięciotygodniowy przysiad w Podwarszawie :) Dotychczas naszym rekordem nieruszania się z miejsca był chyba miesiąc ;) Teraz byle tylko weekendy były ładne, to będziemy sobie urządzać spacery. I już szperam w sieci w poszukiwaniu jakichś ciekawych wydarzeń kulturalnych, a nuż kolejny "Błękitny zamek" się trafi? :)
Z drugiej strony, tak sobie właśnie uświadomiłam: wielkimi krokami zbliża się kwiecień - ten nieszczęsny miesiąc, który jakoś zawsze jest dla mnie płaczliwym i smutnym. Jeśli mnie to dopadnie właśnie wtedy, gdy nie planujemy wyjazdów, to trochę kiepsko :) Muszę więc chyba ten płaczliwy miesiąc przełożyć na kiedy indziej :P
No a dzisiaj wracałam z pracy nareszcie po jasnemu, mimo, że jest poniedziałek i kończyłam o 18 :) Gdybym jechała rowerem to wreszcie nie musiałabym ubierać tej kamizelki w której wyglądam jak roboty drogowe. No ale nie jechałam, bo rano padało. Może będę się tym cieszyć w środę ;)
Co dom, rodzina to zupełnie inne smaki. Najlepszy na to przykład to znana wszystkim sałatka jarzynowa/ warzywna/ tradycyjna, niby sałatka jak sałatka, ale każdy inaczej robi:)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że chciałabym umieć idelanie tak samo odtworzyć dania mojej mamy, ale nigdy nie wychodzi tak samo. a szkoda, bo jej kurczak jest boski:) inne dania zreszta tez:)
Tak, masz rację.
UsuńJa nie lubię tej sałatki :P Zawsze boję się ją jeść, bo nie wiem na co trafię - a jak już wspomniałam, jestem wybredna :) Tylko dwa razy w życiu jadłam sałatkę warzywną, która naprawdę mi smakowała - jedna była roboty teściowej mojej koleżanki, a drugą jadłam w Hiszpanii :)
Idealnie mi się chyba też nie udaje niczego odtworzyć, ale też narzekać nie mogę, bo jest sporo rzeczy, które smakują mi również w moim wykonaniu - czasami nawet bardziej ;) Ale co kuchnia mamy, to kuchnia mamy :)
Ja kiedyś bardziej ją lubiłam, ale mi się znudziła. Poza tym to dość cięzka sałatka, ze względu na majonez itd, wolę jednak coś lżejszego:)
UsuńMi też zmakują np moje kotlety, ale mamusi to jednak mamusi:P
Ja też nie lubię zbyt ciężkich majonezowych sałatek.
UsuńAlte tej sałatki nie lubię głównie dlatego, że nie lubię pietruszki, selera i nie przepadam za gotowaną marchewką :)
No na pewno coś w tym jest :) Choć ja sentyment mam największy do dań mojej babci.
Błagam o przepis na sałatkę z tortellini!
OdpowiedzUsuńU mnie jest trochę inaczej, bo teściowa nie gotuje zbyt dobrze i w kółko to samo, więc ja na jej tle mogę zabłysnąć :)
Myślę, że to jedna z najprostszych sałatek :) Po prostu kupujesz tortellini nadziewane serem, gotujesz je i jak ostygnną dodajesz jajka, paprykę surową (ale dla zaostrzenia smaku można też dodać trochę konserwowej), ogórek kiszony lub konserwowy i kukurydzę. Potem majonez i ja łączę go z jogurtem naturalnym, bo z samym majonezem jest dla mnie za ciężka taka sałatka. Sól i pieprz. I gotowe :)
UsuńW moim wypadku jest po prostu tak, ze teściowa gotuje zupełnie inaczej :) Raczej dobrze, tylko, ze nie wszystko akurat jest w moim stylu,choć jest kilka rzeczy, ktoe w jej wykonaniu bardzo lubię :) Jeśli o mnie chodzi mogę zabłysnąć przede wszystkim tym, że zaskakuję, bo zazwyczaj gdy coś gotuję, to jest to coś, czego teściowie nie jadają :)
Dzięki, dzisiaj robię :)
UsuńJak wrażenia? :)
UsuńNie zrobiłam, zapomniałam na śmierć :)
UsuńZnam to ;)
UsuńMnie zaciekawila natomiast salatka z kuskus juz szperam w internecie za przepisem:P
OdpowiedzUsuńPewnie jest całe mnóstwo takich przepisów :) Nasz jest akurat dość prosty - kuskus zalany rosołkiem, do niego pokrojona w drobną kostkę szynka konserwowa, ogórek kiszony lub konserwowy i trochę ogórka surowego. Później majonez, pieprz i sól :) Proste ;)
UsuńJa też proszę o przepis na tę sałatkę!!! :D
OdpowiedzUsuńNie wiem o który, ale oba podałam w komentarzach powyżej :)
UsuńMargolko gdybyś założyła bloga kulinarnego albo chociaż zakładkę kulinarną tutaj- mogłoby być ciekawie, takie zestawienie dwóch różnych tradycji smakowych..:-)
OdpowiedzUsuńCieszę się że masz takie fajne relacje z teściową, że rozumie Cię niemal bez słów.. To rzadko spotykane:-)
Mam nadzieję, że kwiecień mile w tym roku Cię zaskoczy- lepszym samopoczuciem.. Mi ten miesiąc jakoś dobrze, pozytywnie i wiosennie się kojarzy:-)
Na pewno masz rację, ale obawiam się, że się do tego za bardzo nie nadaję :) Chyba brakuje mi pasji jeśli chodzi o gotowanie - lubię jeść, lubię próbować, ale samo gotowanie jest dla mnie raczej jak zwykła codzienna czynność domowa (coś jak zmywanie :P) więc chyba poświęcam temu za mało myśli i serca. Pewnie byłoby nudnawo :) Sam pomysł jest fajny, tylko ja chyba nie jestem odpowiednia do jego realizacji ;) Ale kto wie, różnie bywa przecież :)
UsuńPrzyznam, że u mnie w domu nigdy nie widziałam czegoś takiego jak konflikt między synową i teściową (lub zięciem) - moi rodzice dobrze dogadywali się z obojgiem rodziców i długo myślałam, że te żarty o teściowych to tylko jakieś mity. Później się przekonałam, że jednak istnieją prawdziwe problemy związane z tą relacją. Ale naprawdę muszę przyznać, że ja na swoją teściową nie mogę narzekać, ma swoje wady - ale jak każdy człowiek. Natomiast dogaduję się z nią świetnie - już większy problem mam z teściem, choć też bez tragedii :)
Pod tym względem mi też się kwiecien dobrze kojarzy, ale jakoś tak jest że od paru lat to jest dla mnie niedobry miesiąc pod względem samopoczucia. Dobrze by było, gdyby rzeczywiście zaskoczył mnie pozytywnie
Mogę podpisać się pod Twoimi odczuciami związanymi z gotowaniem i z relacją z teściową:-) Imię zobowiązuje;-))
UsuńNa to wygląda :))
UsuńTeż bym chętnie kilka przepisów na sałatki poznała. A kwiecień lubię bardzo, bo wtedy najwięcej wiosny w ogródkach...
OdpowiedzUsuńSałatki, o których wspomniałam są proste do zrobienia - przeczytaj proszę komentarz do Poli i Ivone :) Podałam tam przepis.
UsuńPod tym względem tez kwiecień lubię, bo to prawdziwie wiosenny meisiąc już, ale jakoś od paru lat podły nastrój mnie dopada wtedy
przepis na salatki prosimy baaardzo
OdpowiedzUsuńKto prosi? :))
UsuńPodałam powyżej :)
U mnie w rodzinie tez imieniny są bardziej obchodzone niż urodziny. W weekend byliśmy u mojej mamy i też sałateczki, przysmaki :) Małż najadł się za nas oboje, mnie pasowały grzybki i pasztet :D
OdpowiedzUsuńA u mnie imieniny nie mają większego znaczenia. W zasadzie nawet życzeń sobie nie składamy, bo to dla nas dzień jak każdy inny :)
UsuńJa mojej teściowej mogę podarować co najwyżej miotłę - co by poleciała na księżyc.
OdpowiedzUsuńMy mieszkamy na Śląsku i od tego czasu gdy się tu przeprowadziliśmy - odprawiamy urodziny, ale w rodzinnych stronach są imieniny.
Przepisy na sałatki sobie spisałam i ten kuskus mnie zaciekawił - spróbuję i zdam relację :)
Ja na moją teściową złego słowa powiedzieć nie mogę. To naprawdę świetna kobieta a i dla mnie jest zawsze ciepła i miła.
UsuńU mnie od zawsze ważne były urodziny a o imieninach nie pamiętamy :)
My bardzo lubimy sałatkę z kuskusa, choć przypuszczam, ze każda smakuje inaczej, bo nie ma tam stałych proporcji i każdy może ją robić według uznania :)
Z chęcią zrobię tę salatke z kuskusem. Ale obydwie brzmią smacznie.
OdpowiedzUsuńMnie smakują obydwie :)
UsuńEj, a gdzie informacja, żeby nie czytać po 22, zwłaszcza na głodnego? :P Ja w rodzinnych imprezach lubię wiele rzeczy, ale jedzenie jest chyba jedną z głównych :D W każdym domu w mojej rodzinie są jakieś charakterystyczne specjały, więc jest różnorodnie :) Co do łączenia kuchni to u nas niestety tego nie obserwuję, bo w związku z tym, że Kuba od wielu lat nie mieszka z matką i że w ogóle raczej nie chce mieć do czynienia ze wspomnieniami o niej, to nigdy mi nie powiedział, żeby zrobić jakąś potrawę, której dawno nie jadł. Nasza domowa kuchnia to połączenie tego, co ja wyniosłam z domu z poszukiwaniami nowych smaków - zazwyczaj w sieci, ale często też sama kombinuję ze znalezionych w lodówce składników, bez konkretnego przepisu. Dzięki temu, gdy odwiedzają nas moi Rodzice, to jestem w stanie Ich czymś zaskoczyć :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że masz takie dobre relacje z Teściową, ja mam podobnie z ciociami Kuby :-)
Chciałam coś jeszcze napisać, ale przez to jedzenie jakoś tak się zamotałam :D
Ależ tam nie ma zbyt wielu szczegółów :P
UsuńNo fakt, ja też na tego rodzaju imprezach lubię jedzenie - a konkretnie jestem go po prostu ciekawa.
My też sporo nowych rzeczy gotujemy. Wyszukujemy przepisów i na zmianę je gotujemy w zalezności od tego, kto akurat danego dnia gotuje. Więc można powiedzieć, że nasza kuchnia to mieszanka tradycji (na to składa się to, co przeniosłam ze swojego domu i to, co gotuje Franek wnosząc coś ze swojego) oraz tego, co wynajdziemy nowego w sieci, książkach lub gazetach :)
Och, ja jestem fanką kuchni mojej Mam, ale i Tuśki i zięcia :) Misiek też dobrze radzi sobie w kuchni...U Tuśki sporo tradycji, ale i nowych smaków i kulinarnych kombinacji. Misiek cały czas improwizuje, szczególnie z przyprawami. Smacznie! mój OM jest do bólu tradycyjny...więc u mnie nuuuuuda ;P
OdpowiedzUsuńAle nda też może być bardzo smaczna mom zdaniem :) Ja na przykład często mam tak, ze idę do jakiejś restauracji i choć dużo jest dań, to zawsze wybieram to samo, sprawdzone, które tak mi smakowało :)
UsuńJako przerobiona na hanysa nie uznaję imienin, dziwny byłby la mnie taki zwyczaj, bo nie wiedziałabym, które wybrać. Ale zwyczaje można miksować, tak jak z jedzeniem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało, że na Węgrzech widziałam większość rowerzystów w tych kamizelkach (mniej, że lubili jechać po jezdni mimo ścieżki), w ogóle kiedy jadę samochodem, lubię jak rowerzyści je mają :)
U mnie w rodzinie też się imieniny całkowicie ignoruje - nawet nie składamy sobie życzeń. Ale nie jest tak, że ich nie uznaję, bo skoro w Poznaniu jest taki zwyczaj, to właściwie nie mam przeciwwskazań. No i wybierać nie muszę, po prostu świętuję obie okazje :)
UsuńJa uważam, ze każdy pieszy i rowerzysta powinien mieć taką kamizelkę po zmroku. Ludzie, którzy tego nie stosują a poruszają się po drogach (nie mam na myśli chodników w środku miasta oczywiście) są dla mnei zupełnie bezmyślni.
Można przepis na sałatkę z kuskusem? Mam ostatnio manię na niego więc chętnie zjem sprawdzoną sałatkę :)
OdpowiedzUsuńPowyżej :)
Usuń