Dzisiaj jestem trochę rozmemłana. Ładna pogoda, do tego piątek, cieszyć się trzeba. I w zasadzie się cieszę, ale nie wiem, co z tym cieszeniem zrobić :) Bo jakoś mi się nic nie chce.
Pomysłów na to, co zrobić w ten weekend mam milion sto! Zrobiłam sobie jakiś czas temu nawet listę różnych spraw, które chciałabym ogarnąć. Chodzi o sprawy głównie domowe - jakiś tam porządek w płytach na przykład albo w innych szpargałach. Lista jest bardzo długo i oczywiście wcale nie zakładam, że wszystko zrobię w dwa dni. Ale ja po prostu zawsze się lepiej czuję, jak mam wszystko ładnie zapisane i rozplanowane. I tak muszę przyznać, że te wszystkie przeprowadzki w ostatnim roku miały bardzo pozytywny wpływ na porządek we wszystkich naszych większych i mniejszych drobiazgach. W zasadzie prawie wszystko ma swoje miejsce - albo przynajmniej leży w osobnym pudełku po butach. Ale mam ze trzy takie pudełka, z którymi nie bardzo wiem co zrobić - są one pełne różnych sentymentalnych pamiątek, których nie chcę wyrzucać albo jakichś papierów, które są na tyle ważne, że wyrzucić ich nie mogę, ale też na tyle nieważne, że denerwuje mnie, że muszę je trzymać ;)
No ale odbiegam od tematu - bo lista listą, a mnie się jakoś nic nie chce! Łącznie z tym, że nie chce mi się siedzieć i nic nie robić - to dopiero paradoks nie? :) Dopadł mnie syndrom początku weekendu i od rana siedzę jak na szpilkach, czekając na wyjście z pracy, jakby miało mnie coś szczególnego spotkać. A nie spotka, bo nadchodzący weekend będzie bardzo przewidywalny i raczej nudny (co nie znaczy, że niefajny). Franek pracuje. A w dodatku będzie chodził na popołudniówki (zaczął wczoraj), więc czasem między 14 a 22 mogę sobie dowolnie rozporządzać. Wiecie, że wcale nie narzekam na taką ewentualność i nawet to lubię - choć oczywiście wspólnym wolnym weekendem tym bardziej nie pogardzę.
To będzie nasz pierwszy taki właśnie weekend w Podwarszawie. "Taki" to znaczy bardzo przypominający czasy Poznańskie, kiedy to ja się weekendowałam, a Franek szedł do Zielonej Firmy. Gdy się tu przeprowadziłam, w ciągu czterech miesięcy, tylko jeden weekend spędziłam sama - w inne zawsze gdzieś jechałam, albo ktoś do mnie przyjeżdżał (zazwyczaj Franek). Kiedy i Franek się tu sprowadził, średnio dwa weekendy z miesiącu spędzaliśmy "na wyjeździe", a dwa na miejscu - ale zawsze razem. Dopiero tydzień temu Franek przyjął zlecenie - ale tylko na niedzielę na rano. No i teraz ten pierwszy weekend, kiedy to będę sama, ale nie sama :) Coś sobie wymyślę, to pewne, ale dziwnie mi jest, bo naprawdę daawno już nie było soboty i niedzieli w takiej konfiguracji (ostatni raz chyba z rok temu!)
O czym ta notka właściwie jest, to nawet ja nie wiem :P Ale grunt, że nadszedł piątek, niedługo wyjdę z pracy i będę miała przed sobą jakieś 50 godzin do wykorzystania. Chyba mnie właśnie oświeciło - to dlatego się czuję rozmemłana, ja jestem nie przyzwyczajona do tego, że nie mam niczego w planach, że czas wolny jest po prostu wolny :) Ja tak nie umiem, ba! Ja tak nie lubię! Więc się chyba zaraz zabiorę za jakąś rozpiskę i sobie rozplanuję co będę czytać, co oglądać i co gotować :D Taa, plan to jednak dobry plan :
Miłego weekendu wszystkim!
ja mam od miesiąca samotne większość weekendów bo Lu jeździ na szkolenie daleko w soboty i niedziele :)
OdpowiedzUsuńA jutro wybieram się do lecznicy na kawę i urodzinowe ciacho ze zwierzakami :D
Tobie też miłego weekendu !
Dla mnie to żadna nowość, bo przez kilka lat zwykle dwa weekendy na miesiąc tak właśnie wyglądały, ale można powiedzieć, że odwykłam i chwilowo nie wiem, co zrobić z tym fantem ;) Ale dam sobie radę.
UsuńOo, brzmi bardzo ciekawie. I smacznie! :)
Dzięki!
rozmemłana dzisiaj to i ja jestem, nic mi się nie chce, a powinnam wiele :) jednak nawet tego, że mi się nie chce, coś zawsze robię, żeby sobie nie naskładać wszystkiego na raz.
OdpowiedzUsuńno to miłego weekendowania :)
Tak, ja też coś robię, nawet jak mi się nie chce.
UsuńDzięki.
Ja bym musiała jakieś porządki zrobić... tylko średnio u mnie z weną twórczą do nich, bo to właśnie takie szpargały, z którymi nie wiem co zrobić, gdzie przenieść... ale muszę ten przegląd zrobić i tak samo niektóre grubaśne ciuchy schować i letniejsze wyprać. Książkę poczytam, buty w obuwniczym obadam i poprzymierzam, tusz do rzęs kupić muszę... ooo i bieganie mam w planie dziś wieczorem i w weekend pewnie też, ale to krótka trasa :)) I wiesz co? Też taka rozmemłana jestem i nie wiem dlaczego :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja też najwięcej mam tych różnych drobiazgów i szpargałów. Nie chodzi o to , że mam tam jakiś ogromny bałagan, bo raczej nie - posegregowałam to do trzech pudełek, ale i tak cały czas mam poczucie, że powinnam się tym jakoś zająć, tylni kie wiem jak..
UsuńZ ciuchami zrobiłam jakiś czas temu porządek przy okazji sprzątania po przeprowadzce, bo przez jakieś dwa miesiące po niej miałam wszystko wymieszane.
Jak dla mnie nie ma nic lepszego niż czas tylko dla mnie. U mnie najpierw do głosu dochodzi rozsądek: trza coś posprzatać wykorzystać! A później moje rozepchane ego: moment, moment, a czas na przyjemności?!?!?! I tak przeważnie po szybkich porządkach skupiam się tylko na miłym nic nie robieniu. Miłego weekendu!
OdpowiedzUsuńZgadza się, ja też bardzo lubię czas tylko dla mnie i zazwyczaj potrafię go wykorzystać. To uczucie które mnie dopadło wczoraj (i właściwie często w piatek dopada) trudno właściwie opisać. Mam takie poczucie, że chciałabym zrobić strasznie dużo a jednocześnie że nie mam co ze sobą zrobić.
UsuńWzajemnie
Jak plan będzie, to i chcenie przyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńNo niestety wszystko się trochę skomplikowało.
UsuńPlan jakiś na weekend mam. Co z niego wyjdzie? Trudno przewidzieć. Rozmamłanie mam raczej w tygodniu, bo nikt nie jest wtedy jego świadkiem. W soboty i niedziele się sprężam...
OdpowiedzUsuńA ja właśnie na odwrót, bardziej sprężona jestem w tygodniu - chociaż nie każdy weekend też jest taki rozmemłany wlaśnie.
Usuń