Od wczoraj mam taki niespokojny czas - nie lubię jak mi się dużo takich drobiazgów zwali na głowę, bo bez sensu zaprzątają moje myśli, a przecież są to tak mało istotne sprawy.
No bo tak - od rana nie miałam internetu w domu. Niby nic takiego, początkowo wzruszyłam ramionami, ale jak mi Franek koło 15 dzwonił, że nadal neta nie ma, to już się trochę zmartwiłam. Bo to trzeba zaraz dzwonić, pytać, podawać numer klienta - a u nas to nie taka prosta sprawa, bo dogadaliśmy się z poprzednim wynajmującym, któremu nie opłacało się rozwiązywać umowy i płacić kary, więc jesteśmy jakby na jego abonamencie i ja sama niewiele mogę zdziałać, a z tym facetem praktycznie nie mamy kontaktu. I już oczywiście głowa wielka, bo się zastanawiałam, jak to wszystko zorganizować, zwłaszcza, że internet w najbliższych dniach będzie niezbędny (a o tym za chwilę).
W dodatku, kiedy wychodziłam z pracy i już zamykałam, przyszedł klient i baaardzo mnie prosił, żebym jeszcze go obsłużyła. Cóż miałam robić? My jesteśmy grzeczni dla klientów (kiedy i oni sa grzeczni dla nas :P), a ten facet był u nas już tydzień temu i zostawił sporo kasy, więc jakoś odmówić nie wypadało, ale przez to wyszłam z pracy już grubo po 18tej. I byłam głodna - a jak głodna, to zła :) Na szczęście wieczorem okazało się, że internet wrócił - przynajmniej jeden problem z głowy.
Kolejnym jest to, że chwilowo mamy sypialnię w salonie i przedpokój w kuchni :) A to dlatego, że zaczynamy w tym wynajmowanym mieszkaniu mały remoncik, a konkretnie będziemy mieli wyciszaną ścianę i sprawdzimy, czy to pomoże na tą wariatkę, którą mamy za ścianą. Nie wracałam już do tego tematu, bo po moich postach jesiennych "Cisza nocna" było trochę spokoju, później jeszcze sprawa wróciła, mieliśmy nawet rozmowę z sąsiadami i etap szukania nowego lokum, ale potem się mocno uspokoiło i tak naprawdę w ostatnim czasie bywało dobrze - z pewnymi okresami, kiedy tej za ścianą odbijało. No ale to temat na kiedy indziej. W każdym razie, kiedy przestaliśmy w ogóle o tym myśleć i w ogóle się nie przejmowaliśmy, zwłaszcza wiedząc, że umowa najmu kończy nam się wkrotce, to właścicielka przysłała nam kogoś do wyciszenia tej ściany. Zobaczymy, jaki będzie efekt, dam znać :)
Ale tymczasem jest to dla nas trochę wyzwanie logistyczne -ktoś musi z tymi robornikami w domu siedzieć, a to oznacza, że muszę się zwalniać z pracy (wiadomo, że Franek takiej możliwości nie ma). Na razie Franek chodzi na popołudnia, więc rano on jest w domu, a ja muszę się zwolnić około 13/14 i go zmienić. Ale dogadałam się już w pracy i nikt nie robi problemu - zwłaszcza że zabieram laptopa do domu i pracuję (po to mi właśnie ten internet). Ale już się martwię, bo jest poślizg - jakieś materiały nie dojechały, co powoduje, że jutro muszę się w ogóle zamieniać z Asystentem, a nie lubię mieszać w grafiku. W weekend wyjeżdżamy i nie ma opcji, żeby te plany zmieniać, więc się jeszcze trochę wszystko przesunie, a w poniedziałek mam w pracy inwentaryzację roczną, a Franek idzie na rano, więc w ogóle ten dzień odpada.
Do tego brakuje mi weekendów, bo w lipcu wszyscy chcą nas odwiedzić, my też musimy pojechać do Poznania i nie wiem, jak to wszystko zorganizować. W dodatku jeszcze nie mamy grafiku Frankowego na lipiec i przez to też nic nie można zaplanować.
W sierpniu z kolei moi rodzice idą na urlop i myślałam, że się załapię i jeśli nie z Frankiem to chociaż z nimi trochę się pourlopuję, ale nic z tego, bo w tym terminie akurat absolutnie wolnego wziąć nie mogę, bo Asystent bierze ślub i właśnie urlop. W dodatku jesteśmy na ten ślub i wesele zaproszeni, a to oznacza pokrzyżowanie nam kolejnych weekendowych planów :)
Poza tym mam jeszcze 15 dni urlopu z zeszłego roku i nie mam pojęcia, kiedy go wykorzystam, bo przecież nie będę brała wolnego, żeby siedzieć samej w domu. I to też mnie niepokoi.
I jeszcze milion takich różnych istotnie-nieistotnych spraw... No i widzicie - cały czas tak mi się właśnie w głowie kotłuje, bo się zastanawiam jak to będzie z tym, a jak z tamtym, a jak ułożyć jeszcze coś innego. Nie, nie traktuję tego jak problemów - nie martwię się też tym wcale. Rzecz w tym, że to są takie pierdołki, które zupełnie niepotrzebnie zaprzątają po prostu moją uwagę i po prostu chciałabym mieć to już z głowy. Pewnie wiecie, o co mi chodzi, bo takie rzeczy, chyba towarzyszą wszystkim na co dzień.
Najbardziej w tym wszystkim chyba irytuje mnie po prostu to, że jeśli chodzi o najbliższą przyszłość - tak na tydzień i miesiąc lub dwa naprzód, to ja lubie mieć wszystko dobrze zorganizowane i zaplanowane. A tu nie mogę, bo wiele rzeczy nie zależy ode mnie tylko muszę czekać na rozwój wypadków. Albo na grafik Franka :)
Ale dobra, za tydzień będzie lepiej, bo się już sporo rozwiąże :) Jakoś to przetrzymam. Musiałam z siebie wyrzucić ten natłok myśli - może głowa mi się teraz trochę lżejsza zrobi :)
Ja w takich chwilach pozwalam sobie po prostu płynąć z prądem i patrzę, co los przyniesie. Na tak wiele rzeczy nie mamy wpływu, że szkoda marnować na nie energię.
OdpowiedzUsuńJa też tak robię - po prostu czekam aż to minie, nie martwię się tym, nie przejmuję jakoś specjalnie. Ale myślę, bo to są jednak rzeczy, które mimo wszystko jakoś tam zaśmiecają moje "tu i teraz" :)
UsuńGłowa lżejsza, a blog pełniejszy. Tak powinno być :)
OdpowiedzUsuńHmm, jaka sprytna pointa :):)
UsuńJak nie wiesz co zrobić z tym urlopem! tzn 15 dni z zeszłego roku to możesz mi oddać ;P mi się przydadzą:D i będzie kolejny problem rozwiązany;D heh
OdpowiedzUsuńJa wiem co z nim zrobić, bo to, że nie wiem, kiedy go wykorzystam, nie oznacza, że nie chcę tego urlopu. Wręcz przeciwnie - bardzo potrzebuję dłuższego wypoczynu i już wiele razy ostatnio o tym wspominałam, ale nie mam ochoty brać urlopu po to, żeby siedzieć samej w domu, bo Franek teraz urlopu wziąć nie może.
UsuńWięc coś takiego zdecydowanie nie rozwiązałoby problemu a wręcz go nasiliło, bo miałabym problem, że nie mam urlopu :)
Też nie lubię takich sytuacji.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja też nie, ale fajnie, że rozumiesz o co mi chodzi :)
UsuńJa lubię sobie zapisywać takie rzeczy, bo na kartce wyglądają jakoś tak bardziej do ogarnięcia - choć faktycznie niewiele zależy od nas samych w takich sytuacjach. Jesli Cię to pocieszy, to ja też trwam w zawieszeniu, czekając na grafik Kuby - mamy takie zaległości towarzyskie, że chyba przez rok się z tego nie odkopiemy :P
OdpowiedzUsuńTak, ja też tak często robię - chociaż w tym wypadku trochę trudno nawet z tym, bo to nie są typowe sprawy "do załatwienia", tylko raczej "do przeczekania" :)
UsuńJa tak mniej więcej mogę sobie niektóre rzeczy wyliczyć, bo grafik Franka jest układany według stałego schematu, ale jednak na niektóre konkrety muszę już poczekać. Ale zdecydowanie brakuje mi czasu na wszystko.
Nauczyłam się planować najwyżej tydzień do przodu! Taka dodatkowa ,,atrakcja'' związana z małżową pracą w korporacji...
OdpowiedzUsuńJa też się nauczyłam, że planowanie nie zawsze wychodzi na okres dłuższy niż właśnie ten tydzień, ale to jest tak bardzo wbrew mej naturze! :)
UsuńNiby takie drobiazgi, ale denerwujące, jeśli nazbiera się ich więcej. Remont to też nic przyjemnego, ale jeśli ma w czymś pomóc, to pewnie warto, łatwiej wytłumić ścianę niż uciszyć sąsiadów. Dobrze, że możesz trochę popracować zdalnie.
OdpowiedzUsuńZ urlopem miałam podobny problem - z jednej strony miałam go dużo (teraz właśnie wykorzystałam cały zaległy - chociaż u mnie w firmie jakoś mało się przejmują zaległymi urlopami, u mojej mamy w budżetówce nie ma opcji, żeby nie wykorzystać i to koniecznie zgodnie z planem) i chciałam odpocząć, a z drugiej bez sensu, żebym miała siedzieć w domu i nic szczególnego nie robić.
No właśnie - niby nic, a jednak strasznie wkurzające.
UsuńTen nasz remont jest zaskakująco nieinwazyjny. Fakt, musieliśmy poprzenosić meble, ale tak poza tym to właściwie go nie odczuwamy. Cóż, mam nadzieję, że pomoże, bo gwarancji wcale nie ma,
Ja właśnie odpoczynku bardzo potrzebuję i chcę iść na urlop - ale nie sama i nie bez sensu. Dlatego to nie takie proste.
Widzę że i u Ciebie remontowo i mnóstwo denerwujących drobiazgów. Damy radę :)
OdpowiedzUsuńDamy :) ale nie zmienia to faktu, ze naprawdę wkurzające :)
Usuńoo to prawdą jest że jak człowiek nie może sobie za wiele zaplanować to jest tym faktem zirytowany ;/
OdpowiedzUsuńZwłaszcza dla kogoś takiego jak ja, kto odnajduje spokój w planowaniu codzienności :)
Usuń