Być może pamiętacie, że za czasów poznańskich, biegałam regularnie na aerobik. Bywało, że miałam gorszy tydzień i się nie wyrabiałam, ale też były tygodnie, w których ćwiczyłam codziennie. Średnio wychodziło cztery razy tygodniowo.
Kiedy się przeprowadziłam do Podwarszawia, bardzo mi brakowało ćwiczeń, ale początkowo nie miałam do tego głowy. Dopiero po miesiącu zaczęłam się rozglądać za jakimś klubem fitness. I owszem znalazłam, ale oferta nie wydawała mi się szczególnie atrakcyjna. W Poznaniu miałam karnet typu "open" a więc chodziłam na zajęcia kiedy chciałam, nie musiałam się deklarować na konkretną godzinę, a zajęć do wyboru było naprawdę dużo. Karnet był co prawda drogi, ale przy mojej częstotliwości godzina ćwiczeń kosztowała mnie jakieś 10 zł. Tutaj zazwyczaj karnety kosztują od 80 zł na miesiąc przy czym trzeba zadeklarować na które jedne zajęcia w tygodniu chce się uczęszczać. W ogóle mi to nie odpowiadało. W dodatku przy poprzednim miejscu zamieszkania miałabym naprawdę daleko.
Postanowiłam więc ćwiczyć w domu sama. Wydawało mi się, że być może będzie mi się trudno zmobilizować, ale nic podobnego - ćwiczyłam zazwyczaj przed pracą i dawało mi to kopa na cały dzień. Nie spodziewałam się nawet, że w sieci jest tak dużo różnych filmików z ćwiczeniami, z których można korzystać - w zasadzie nigdy się nie nudziłam i zawsze znalazłam coś na partię mięśni, którą akurat chciałam ćwiczyć.
Po pewnym czasie moi bliscy zorientowali się, że domowe ćwiczenia są moim nowym hobby i często byłam obdarowywana książkami albo płytami z zestawami ćwiczeń lub różnymi akcesoriami typu hantelki albo mata. Ćwiczyłam tak sobie od czerwca ubiegłego roku, a potem przyszedł czas na przeprowadzkę. Lokalizacja naszego obecnego mieszkania umożliwiałaby mi już stosunkowo łatwe dotarcie przynajmniej do dwóch klubów fitness, ale przyznam, że wcale mnie już to nie kusiło. Wolałam pozostać przy swoich ćwiczeniach w domu. Bywały tygodnie, że codziennie wyciskałam z siebie siódme poty i świetnie się z tym czułam :)
Miałam też przerwy, choć nigdy nie były one jakieś długotrwałe. Jedna z nich wypadła w maju. Podczas długiego weekendu jeszcze ćwiczyłam w Miasteczku razem z moją siostrą i dałyśmy sobie niezły wycisk, a potem jakbym straciła powera :) Nie mogłam się pozbierać - a później się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Myślę więc, że mój organizm sam postanowił trochę mnie w tych ćwiczeniach wyhamować, bo ćwiczyłam naprawdę intensywnie, z dużą ilością podskoków, a to mogłoby mi zaszkodzić.
Jednak wkrótce do ćwiczeń powróciłam- teraz już świadomie dobierałam ćwiczenia takie, które nie mogły mi zaszkodzić. Żadnego cardio i treningu aerobowego, tylko jakiś pilates, stretching i wzmacnianie poszczególnych partii mięśniowych. Znowu z pomocą przyszedł mi internet - i całe mnóstwo filmików z ćwiczeniami dla ciężarnych.
Po skończonym ósmym tygodniu miałam jednak pierwsze badanie USG i choć niby wszystko było w porządku, lekarz dopatrzył się czegoś, co spowodowało, że kazał mi przez następny miesiąc bardzo uważać i ograniczyć do minimum wysiłek fizyczny. Żadnych ćwiczeń :( Cóż, nie było wyjścia, musiałam się dostosować, bo choć ryzyko było niewielkie, to jednak wolałam w tym wypadku dmuchać na zimne. Dmuchałam więc i miesiąc później dostałam od lekarza pozwolenie na ćwiczenia - choć bez szaleństw :P Powstrzymałam się więc od podskoku z radości, ale już następnego dnia przystąpiłam do sporządzania planu treningowego :) Regularne ćwiczenia zdecydowanie dodają mi skrzydeł i cieszę się, że nie muszę z tego rezygnować, bo ten miesiąc naprawdę dał mi się we znaki!
żebym ja poczuła taką mobilizację do ćwiczeń. Albo chociaż czuła zadowolenie podczas lub po ch wykonaniu.
OdpowiedzUsuńMobilizacja to jedno - rozumiem, że można jej nei mieć, że zwyczajnie się nie chce itd. Ale jeśli już ćwiczysz to naprawdę nie odczuwasz żadnych pozytywnych emocji? :) Dla mnie to jest trudne do wyobrazenia, bo czasami też mi się nie chce, ale jak już się wezmę za ćwiczenia, to szybko czuję radość podczas ich wykonywania a na koniec jestem naładowana naprawdę pozytywną energią.
UsuńJa tak się czuje po bieganiu:) Do ćwiczeń jakoś mnie na razie nie ciągnie, nawet rozgrzewki żadnej nie robię chociaż powinnam;/ ale kto wie może kiedyś skoro do biegania się przekonałam.
OdpowiedzUsuńKiedyś biegałam, ale to było dawno - jeszcze w szkole podstawowej. Teraz bieganie w ogóle nie kojarzy mi się z frajdą, wydaje mi się nudne :)
UsuńAle fakt, powinnaś robić jakąś rozgrzewkę - chociaż 3 minuty. Kiedyś z marszu zaczęłam ćwiczyć i potem przez tydzień miałam problem z mięśniami, naprawdę można sobie zaszkodzić brakiem rozciągania i rozgrzewki.
Wiele nas łączy, ale w kontekście wysiłku fizycznego, ćwiczeń- ja nie mam w sobie ani jednej setnej tego pierwiastka, który masz Ty, niestety.. Ciężko mi się zmusić do jakichkolwiek regularnych ćwiczeń:-/ Nigdy nie uprawiałam żadnego sportu bo tego nie lubiłam. Nawet w-f był jedną z moich najmniej ulubionych lekcji;-) Taka skrzywiona jestem. Tylko spacery lubię. I pływanie- ale tylko od czasu do czasu:-)
OdpowiedzUsuńW zasadzie mogę zrozumieć, że kogoś do tego nie ciągnie i nie ma jakiejś wewnętrznej motywacji (bo u mnie to nie czynniki wewnętrzne, a właśnie ona jest głównym motorem). Ale przyznam, że mnie bez ćwiczeń bardzo trudno jest wytrzymać, nawet kiedy miewam leniwe okresy to zdecydowanie moje ciało domaga się ćwiczeń - a potem już nawet nie tylko ciało, ale i głowa :)
UsuńJa w podstawówce bardzo lubiłam WF, w szkole średniej nie znosiłam, bo niektóre z moich koleżanek zbyt serio brały wszelkie gry zespołowe i denerwowała mnie ta rywalizacja.
Margolka bardzo się cieszę, że nie leżysz na kanapie i pachniesz ;-) i bardzo dobrze, że Dzidzio pozwala Ci na ćwiczenia ;-)
OdpowiedzUsuńJa się też z tego cieszę, bo doskonale się czuję mogąc ćwiczyć :) Ps. Spróbowało by mi w tym przeszkodzić :P Niech się szykuje, bo jak się urodzi, to będzie ćwiczyć ze mną :P Mam już nawet kupioną specjalną płytę :))
UsuńFajnie, rozumiem Cię, ja od grudnia tak się wkręciłam w ćwiczenia, że teraz, gdy trzy dni pod rząd nie ćwiczę, źle się z tym czuję. Zaczyna mnie nosić ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że z dzieckiem wszystko dobrze i że możesz dodać sobie ćwiczeniami energii :)
O, doskonale znam to uczucie "noszenia", ja w czasie tej dłużej przerwy dosłownie odczuwałam ból mięśni spowodowany właśnie nie zmęczeniem, ale ich zwiotczeniem chyba :))
UsuńOj, bardzo się cieszę, że już mogę ćwiczyć!
Tu zacytuję tylko: - Bo wszystko można, byle z ostrożna, jak zwykła mawiać pewna położna.
OdpowiedzUsuńdołączam się! ;-)
Usuń:)) Bardzo mi się ten cytat podoba, bo zawsze jestem zwolenniczką umiarkowania we wszystkim - a więc niczego sobie nie odmawiać, ale też z niczym nie przesadzać :)
UsuńWażne, by robić to, co się lubi. Szczęśliwa mama = szczęśliwy dzidziuś :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Na pewno czulabym się dużo gorzej (psychicznie), gdybym nie mogła ćwiczyć.
UsuńA całe życie myślałam, że to ja jestem aktywna. Ty jednak bijesz mnie na głowę samozaparciem i zaangażowaniem w ruch, bo jednak w domu mogę, ale tylko od czasu do czasu. Nie dałabym rady tak cały czas;)
OdpowiedzUsuńJa nie daję rady, kiedy nie ćwiczę przez dłuższy czas :P Serio, odczuwam wręcz fizyczne dolegliwości, nie mówiąc już o psychice :) Kilka razy w tygodniu to jest dla mnie minimum - nawet teraz, przyznaję, że nawet łatwiej mi się zmobilizować do tych ćwiczeń wzmacniających niż wcześniej do cardio.
UsuńTeż mi się kiedyś wydawało, że ćwiczenie w domu nie jest takie fajne - ale wychodzenie do klubu wiązało się też ze spotkaniami z Dorotą, a teraz, jak i tak chodziłabym sama, to wybrałam tańszą i wygodniejszą opcję :)
Ja z kolei, jeśli mam już ćwiczyć sama, nie wychodząc do klubu, robię to tylko zimą - albo biegam, albo poćwiczę chwilę w domu - tylko dlatego, że Becik i nikt inny nie ma ochoty wychodzić. Wówczas sobie jakoś radzę, ale, jak pisałam - miesiąc to maksimum, ile dam rady ćwiczyć sama.
UsuńPoza tym, jeśli nie wychodzę z Becikiem, staram się urozmaicać bardzo te ćwiczenia - squash, basen, tenis czy chociażby rolki albo łyżwy, na których nie umiem jeździć, ale się staram. Wolę aktywność, że tak to ujmę, grupową;)
No rozumiem, a ja właśnie inaczej. Też lubię czasami zrobic coś innego i na basen też chodzę regularnie, ale jakoś tylko taki wycisk w domu, kied czuję mięśnie daje mi poczucie, że faktycznie poćwiczyłam :) Choć ta inna aktywność to przecież też aktywność, ale to pewnie kwestia psychiki
UsuńJa się natomiast dziwię babom, które potrafią wrócić po pracy do domu, ugotować obiad, zjeść, położyć się na łóżku i czekać aż noc je zastanie. Mam kilka takich znajomych i ich nie rozumiem. Czasami, gdy mam zatrucie pokarmowe (raz na ruski rok, ale jednak) i nie wychodzę z łóżka przez 2, czasem 3 dni, mam wrażenie, że mi się już odleżyny zrobiły:P
UsuńOo, takich to ja też nie rozumiem i się im dziwię - tak samo jak się zawsze dziwiłam, że w rodzinie Franka np. kuzynostwo dziwiło się mnie. To znaczy - moja teściowa opowiadała na przykład, ze ja po pracy udzielam korepetycji albo idę na aerobik albo jeszcze coś a oni byli zdziwieni jak to możliwe, bo przecież po pracy to człowiek jest zmęczony :P Kompletnie nie rozumiem jak można odpoczywać leżąc plackiem przed telewizorem - raz na jakiś czas ok, ale zawsze??
UsuńZatrucia pokarmowego to jeszcze nigdy nie miałam, ale jak bywałam chora z gorączką to baaardzo trudno było mi zrezygnować np. z hiszpańskiego :))
Margolko, ja trochę nie na temat, ale mam prośbę. Jeśli to nie problem, napisz proszę, czy ucząc się NPR korzystałaś z jakiejś książki? Możesz podać tytuł?
OdpowiedzUsuńTo żaden problem, ale niestety chyba nie bardzo Ci pomogę, bo nie korzystalam z żadnej książki :( Po prostu korzystałam z materiałów, które otrzymałam na naukach przedmałżeńskich i na spotkaniu w poradni przed ślubem. Dostałam tam m.in. zeszyt obserwacji cyklu i tam było też coś w rodzaju "instrukcji". Poza tym tak naprawdę uczyłam się głównie z własnego doświadczenia (zaczęłam stosować NPR prawie rok przed ślubem, żeby mieć na to czas). Kiedy zeszyt mi się kończył, dzwoniłam pod nr w nim podany i wysyłali mi nowy za symboliczną opłatą.
UsuńAle myślę, ze w sieci można sporo znaleźć. Może spróbuj skorzystać ze strony http://www.npr.pl/ ?
Dziękuję, przejrzę sobie
UsuńWiesz, rzadko się słyszy że kobieta w ciąży ćwiczy. Ale ja też nie widzę powodów, dla których kobieta ma przestawać być aktywna, skoro była wcześniej. Wiadomo, że przesada nie jest wskazana, ale z kolei przesada w drugą stronę też nie jest dobra. Ćwicz zatem na zdrowie Twoje i Pasożytka ;)
OdpowiedzUsuńJa tym bardziej tych powodów nie widziałam :) Nie wyobrażam sobie nie ćwiczyć - naprawdę nawet ten miesiąc dał mi się we znaki.
UsuńA co do tego, że rzadko kobiety w ciąży ćwiczą - wydaje mi się, że to dlatego, że w ogóle wiele kobiet z przesadą traktuje swój stan zapominając, że to jednak nie choroba (oczywiście całkowicie pomijam przypadki, gdy lekarz widzi jakieś przeciwwskazania), druga sprawa, że wiele kobiet na co dzień też wcale jakoś regularnie nie ćwiczy i pewnie z tego to wynika. Ale z drugiej strony zainteresowanie tymi filmikami w sieci i ilość różnych artykułów na ten temat jest tak duża, że na pewno nie jestem sama :)
Na pewno będę ćwiczyć i myślę, że wyjdzie nam to na zdrowie - zwłaszcza, ze wszystko jest konsultowane z lekarzem (nawet dwoma) i mam pozwolenie. Poza tym ćwiczę z dużo mniejszą intensywnością i czuję na ile mogę sobie pozwolić.
Ech, a ja taka leniwa ostatnio :P Ale wiem, że jak się zacznie regularnie, to uzależnia i potem tego brakuje.
OdpowiedzUsuńNa pewnym forum sportowym są dziewczyny, które w ciąży i z ciężarami ćwiczyły, oczywiście z umiarem. Wydaje mi się, że jeśli nie ma przeciwwskazań, lepiej w ciąży też mieć jakąś aktywność. A pilates jest całkiem fajny, na początku na zajęciach w klubie trochę mnie denerwował, bo miałam problemy z koncentracją. :)
Zdziwił mnie klub fitness, gdzie trzeba z góry deklarować, na jakie zajęcia się będzie przychodzić, też by mi się to nie spodobało.