Obiecałam zdjęcia, więc są :) Najlepsze jest to, że zabrałam aparat i ładowarkę do akumulatorka, a potem się okazało, że zapomniałam o kablu :/ Nie mogliśmy więc naładować baterii, a padła nam zanim jeszcze zdążyliśmy wyjąć aparat (nie mam pojęcia dlaczego). Na szczęście mieliśmy tableta i nim robiliśmy zdjęcia, tylko trochę to trwało zanim się zorientowałam, jak przekopiować je na komputer :)
Oczywiście tradycyjnie buźka będzie blogowa, uprzedzam lojalnie, więc proszę nie marudzić :) W tej kwestii jestem konsekwentna i choć w anonimowość w sieci nie bardzo wierzę, to w ochronę wizerunku już tak :P Ale i tak macie podziwiać piękno przyrody a nie przyglądać się margolce :)
a okazało się, że niestety jestem prawie na każdym zdjęciu, więc nie mam takich typowych pejzaży.
I jakoś nie umiem się zakolegować z żadnym programem do obróbki zdjęć, więc niestety będzie zwyczajnie, jedno po drugim :)
Na początek moja ulubiona rozrywka, czyli wjazd wyciągiem! Gdybym mogła to jeździłabym w te i wewte :P
I wjechaliśmy...
A później jeszcze trochę pod górkę i już tylko w dół. Zwróćcie uwagę na to, jakiego miałam towarzysza podróży. Franuś mi zorganizował takiego kijaszka, żebym się miała na czym podeprzeć, kiedy czułam, że bolą mnie plecy i muszę je trochę rozciągnąć. O dziwo, pomagał nawet przy samym chodzeniu! Dopiero kiedy zeszliśmy na asfaltówkę, nagle stwierdziłam, że mi przeszkadza.
Taka byłam zakapturzona, bo na szczycie było naprawdę chłodno :) Ale za to można było się powygrzewać na słoneczku.
Taka byłam zakapturzona, bo na szczycie było naprawdę chłodno :) Ale za to można było się powygrzewać na słoneczku.
A tutaj już kolejny dzień, czyli ten w wersji lżejszej "dojeżdżającej", a nie "dochodzącej". Przejechaliśmy się na zaporę na Jeziorze Czerniańskim.
Tu mamy skocznię. Byłam niepocieszona, bo wyciąg niestety nie działał.Popatrzyliśmy więc sobie na nią z dołu. Ale przynajmniej będzie pretekst, żeby pojechać jeszcze raz :P
A taką mieliśmy pogodę:
Wspominałam też, że w wolnych chwilach naszą rozrywką była między innymi gra w bilarda. Udało mi się nawet ze dwa razy wygrać z Frankiem :P A wierzcie mi, że to jest coś! :) Ten to potrafi za jednym zamachem trafić dwiema bilami w łuzę.
Kurczę, gdybym miała dom i nie miała co robić z kasą, to na pewno kupiłabym sobie taki stół bilardowy :) Bardzo mi się to spodobało.
A na koniec coś z zupełnie innej beczki. Zaliczyliśmy też małe romantyczne wyjście (wszak przecież pisałam we wrześniu, że będziemy jeszcze świętować rocznicę). To zdjęcie zrobiłam pod wpływem chwili. Siedzieliśmy czekając na jedzenie. Trochę sobie rozmawialiśmy. W tym momencie nawet o niczym romantycznym, bo Franek zastanawiał się jaki będzie jego grafik i czy będzie miał wolny weekend 1-2 listopada (dzisiaj się okazało, że tak, hura! o dwa dni dłuższy urlop :)) Ale snując te rozmyślania chwycił mnie za rękę. I tak mówił, i mówił, a ja... przestałam go słuchać (o ja niedobra!) i zaczęłam myśleć o tym, jak to fajnie, że to był z jego strony taki odruch bezwarunkowy. Nie musiał mówić o niczym podniosłym, nie musiał wyznawać mi miłości, bo ten gest znaczył dla mnie dużo więcej. Zerknęłam na te nasze dłonie i zwróciłam uwagę na to, jak ważnym symbolem są dla mnie nasze obrączki. Jak ogromną mają wartość - i wcale nie chodzi o pieniądze. Jak wiele mówi taki kawałek kruszcu na palcu...
I tym nieco romantycznym akcentem, tak trochę ni z gruszki, ni z pietruszki, kończę tę fotorelację :) Mam nadzieję, że nacieszyłyście oczy pięknymi widokami, bo ja jestem nimi zachwycona!
Fajnie oglądać te znajome krajobrazy na tle Margolki :)
OdpowiedzUsuńA romantyczne zakończenie chyba nikomu nie przeszkadza :D Też nie zdejmujecie nigdy tych Waszych obrączek? :) My nosimy 24h/ dobę :)
Tylko jedno pytanie nasuwa mi się po tej notce- gdzie jest Tasiemiec, czyżbyście wyrodni rodzice jednak go w domu zostawili?:))) Bo dalej go nie widać.. ;)
:)) Fajnie brzmi to 'na tle margolki' :P
UsuńNie, nie zdejmujemy. Nawet jak pierogi lepię, to z obrączką :)) Kiedyś myślałam, że będę zdejmować - tak, jak zdejmowałam pierścionki, bo mi przeszkadzały, ale już zaręczynowego w ogole nie zdejmowałam i właśnie obrączki też właściwie nam się zrosły z dłońmi :) To byłby bardzo dziwny widok, gdyby ich nie było.
Haha, wiesz, nóżki go bolały, więc pozwoliliśmy mu zostać w domu :) A tak serio - wydaje mi się, że i tak chyba już mi się brzuch powiekszył, ale rzeczywiscie nie zawsze go widać. Zależy jak się ubiorę (o dziwo, im luźniejsze ciuchy, tym bardziej widoczny) i jak się np. do zdjęcia ustawię. Ale w Miasteczku spotkałam ostatnio kilkoro znajomych i nikt się nie zorientował :(
No tak, to tak jakby oglądać zdjęcia własnego ogródka, który stał się tłem dla kogoś dobrze mi znanego, ale tylko ze zdjęć;-) Bo taka Czantoria często była celem naszych wypraw- zarówno pieszych przechadzek, leniwych wjazdów wyciągiem jak i narciarskich szusów;-)
UsuńA może kup sobie już jakieś spodnie z ciążowym pasem? Bo ja, choć długo też dopinałam się w swoje, to w pewnym momencie jak wyjęłam ciążowe jeansy z pierwszej ciąży, to poczułam się zdecydowanie wygodniej- a i brzuszek jakoś tak wydał się w nich okrąglejszy, inaczej go modelowały;-) U mnie na Twoim etapie już ludzie się domyślali, ale jak w maju spotkałam na zakupach kolegę, który zapytał czy to 7 miesiąc, a ja powiedziałam, że na dziś mam termin (nie chciał mi uwierzyć)- to myślę, że z Tobą będzie tak samo;-) Z tym, że właśnie- u Ciebie dojdą zimowe kurtki i brzuszek się schowa.. :-)
Rozumiem :) I ogólnie jakoś sympatycznie to brzmi, sama nie wiem, daczego ;)
UsuńNiedawno sobie kupiłam (miałam się nawet pochwalić, ale nie mam kiedy - tyle mam ciągle różnych rzeczy do opisania :)), bo mam co prawda dwie pary spodni, w które spokojnie się mieszczę, ale jedne z nich wpijają mi się, gdy się np. schylam, co powodje niewygodę. I masz rację, że te spodnie jakoś inaczej modelują sylwetkę i bardziej w niej widać brzuch, ale nie wiem dlaczego i tak jescze się nie zdarzyło, żeby ktoś to faktycznie zauważył sam. Ciągle na to czekam :)) Ale właśnie nie wiem, czy się doczekam, jak po zimowemu trzeba się inaczej ubierać :)
:) Tak się zastanawiam co w tych górach jest takiego super,że ludzie tak je kochaja:)
OdpowiedzUsuń:)) No to ja Ci chyba nie powiem :)) Po prostu uwielbiam góry, są dla mnie piękne, magiczne i w ogóle :P
UsuńWidoki piękne, ale ostatnie zdjęcie najbardziej porusza...
OdpowiedzUsuńO, jak miło :)
UsuńAż się chce na urlop jechać :-)
OdpowiedzUsuńJa też byłam w Wiśle w tym roku ale tak ładnie to wcale tam nie było :-P
Pewnie dlatego że koniec lutego to ani śnieg ani zielone liście ani tym bardziej żółte i czerwone :-)
:)) No fakt, że aura chyba jednak dużo robi i sprawia, że dane miejsce może wyglądać zupełnie inaczej. Dla mnie góry w ogóle są piękne, ale chyba najbardziej malownicze są właśnie jesienią, a szczególnie w słoneczne dni. Nigdy nie widziałam na żywo gór zimą... Ale końcówka lutego faktycznie kojarzy mi się raczej z szarością. Chociaż wydawało mi się, że w górach powinno być biało dużo dłużej - ale też racja, że Beskid Śląski to raczej niskie górki.
UsuńJa też kocham góry i też ich na żywo zimą jeszcze nie widziałam :-D
UsuńJakoś w tym roku poszczęściło mi się i już 3 razy byłam w górach! Ale przede wszystkim w końcu byłam w Bieszczadach <3 Strasznie tam ode mnie daleko ale warto spędzić te niemal 10 godzin w samochodzie dla takich widoków :-)
Ja jeszcze w Bieszczadach nigdy nie byłam, choć wiele słyszałam o tym zakątku i kusi mnie, zeby pojechać - ale właśnie, to daleko. Co prawda teraz z Warszawy mamy bliżej, ale jakoś tak woleliśmy przy okazji zahaczyć o Miasteczko. Ale może kiedyś..
UsuńZnowu Tasiemca gdzieś schowałaś? :D
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że ja akurat tej części gór nie znam za bardzo? :| a mam taaaak blisko!
A wiesz, pozwalamy mu czasami zostać w domu, jak nie ma ochoty łazić z nami :P
UsuńO, no to mnie zaskoczyłaś :) Ale w sumie to zawsze tak jest, że na własne podwórko jakoś nam nie po drodze :)
Na niektórych fotach góry takie jak moje;)
OdpowiedzUsuńTak, mnie się te góry też trochę kojarzą momentami z tamtymi :)
UsuńNiedawno też wróciłam z gór. Było cudnie...
OdpowiedzUsuńZ gruszki czy z pietruszki, ale takie chwile warto upamiętniać...!
I u nas też tak było..
UsuńTak, myślę, że naprawdę warto.
widoki piekne, a ten ostatni najpiekniejszy :) to prawda, obraczki maja w sobie to cos magicznego i dla mnie tez sa najcenniejsza rzecza i symbolem naszego zwiazku.
OdpowiedzUsuńTy Margola, w tej kurtce nawet jakich brzuch ci widac :D
Mam podobny pogląd :)
UsuńNa wszystkich zdjęciach? :) Bo jestem na nich w dwóch różnych kurtkach :P Tylko kolor mają podobny :) Moim zdaniem brzuch trochę mam, ale dopiero co wczoraj wieczorem spotkałam kolegę, z którym nie widzialam się parę lat i nie chciał mi uwierzyć, że w styczniu rodzę. A byłam w tej samej kurtce! Już tracę nadzieję... :)
no prawie na wszystkich, na moje oko widac, choc w zyciu nie powiedzialabym, ze to brzuch siedmiomiesieczny :) ale niezaprzeczalnie tam JEST :D
UsuńJa akurat na pewno wiem, że jest :) A czy widać - to już inna kwestia i pewnie zależy od tego, kto w jaki sposób patrzy, bo nawet z komentarzy wynika, że patrząc na te same zdjęcia można mieć różną opinię :)
Usuńfajnie, że trafiliście z pogodą :D co do ostatniego zdjęcia też będę nieromantyczna: widzę, że mamy tak samo żylaste ręce :D
OdpowiedzUsuńFajnie :)
UsuńŻylaste? :) W życiu nie myślałam tak o swoich dloniach :) Owszem, nie są pulchne, więc siłą rzeczy żyły prześwitują, ale nie sądzę, zeby to bylo jakoś bardzo ponad normę ;) W każdym razie nigdy się tym nie przejmowałam.
ale to nie jest powód do przejmowania po prostu widać Ci żyły mnie też :D na dodatek moje są mocno wypukłe więc mam o wiele bardziej widoczne :)
UsuńMIałam na myśli to, że w ogóle na to nie zwracałam uwagi :)
UsuńPo Twoim komentarzu spojrzałam na zdjęcie i stwierdziłam, ze na nim faktycznie tak to trochę wygląda, bo na żywo trochę inaczej, choć żyły są widoczne.
ach ta piękna, polska przyroda...
OdpowiedzUsuńJutrzenka
Oj tak :)
UsuńCudne widoki! na widok wyciągu ciarki mnie przeszły, nie wsiadłabym za żadne skarby...
OdpowiedzUsuńFranek nie czuł się komfortowo, bo nie lubi wysokości, ale wie, ze bym mu nie wybaczyła, gdyby ze mną nie wsiadł :) Ja z kolei w ogóle nie mam lęku wysokości i wręcz ją lubię :)
UsuńJa też uwielbiam wyciągi! Mogłabym wjeżdżać i zjeżdżać non stop :) Ale M. odwrotnie, zawsze kurczowo trzyma się poręczy i generalnie namówienie Go do siedzenia na krzesełku to nie lada wyczyn :P
OdpowiedzUsuńFranek też nie lubi wysokości, ale na szczęście nawet nie muszę go specjalnie namawiać :) Chyba po prostu wie, że nie ma innego wyjścia :P Ja sobie siedzę machając nogami (co przyprawia go niemal o zawał serca), a on grzecznie się wszystkiego trzyma i nasłuchuje wszelkich niepokojących skrzypnięć :)
UsuńPiękne widoki! Nigdy nie byłam w górach jesienią, naprawdę są zachwycające :-) ciesze się, że wypoczynek się udal i mieliście pełno miłych wrażeń :-) pozdrawiam serdecznie. Iskiereczka
OdpowiedzUsuńJa już miałam okazję być jesienią w górach parę razy i muszę przyznać, ze naprawdę wtedy są najpiękniejsze. W ogóle według mnie - choć morze bardzo lubię i również potrafi być zachwycające - piękno gór jest czymś niezwykłym.
UsuńPozdrawiam również :)
Baba z brzuszkiem wyspindrała się na górę, a ja bym pewnie nie dała rady ;D Prawie mi wstyd, ale nie aż tak, żeby zabrać się za jakieś ćwiczenia - bałabym się, że schudnę ;))) Ale co powiem, to powiem, że widoczki nieprzeciętne. Pięknie! :)))
OdpowiedzUsuńA takie malutkie geściki to drobinki codzienności, mówiące więcej niż wyrąbany w kosmos bukiet róż czy płomienne wyznania. Zgadzam się w 100% z tym co napisałaś :)))
Zrobiłam małą rundkę po blogach i wracam do Ciebie i Twoich buziek :))) I znowu oglądam sobie fotensy, bo do tych kolorów aż się oczy cieszą. Ale jednak na spacerki pod górę się nie piszę. Po płaskim mogę kilometry robić, ale pod górę męczy mnie nawet 100 metrów. A wyciąg nie zawiezie mnie na sam czubek ;)))
UsuńMój numer 1 to fotka, na której stoisz przy jeziorze z rękami w kieszeniach, a po lewej stronie widać smugę światła na wodzie. Piękne zdjęcie!
Hehe, spoko - daję głowę, że i tak byś mnie wyprzedziła :)))
UsuńCo do ćwiczeń fizycznych - może akurat połknęłabyś bakcyla? Ja właściwie tylko na początku (parę lat temu) ćwiczyłam faktycznie po to, żeby schudnąć. Od paru lat robię to po prostu dlatego, że tak bardzo to lubię i wręcz muszę, bo inaczej się uduszę :)
Ale widoki naprawdę były piękne. Fajnie, ze udało się to uchwycić na zdjęciach.
Udało się, udało :))))
UsuńNo właśnie nie wiem, czy bym połknęła. Dziewczyny na forum przed zabiegiem prawie płakały, że przez parę tygodni nie będą mogły ćwiczyć i trzeba zrezygnować z siłowni. Nie mogłam kompletnie tego zrozumieć. Po mojemu wysiłek nijak nie łączy się z przyjemnością, a dla nich - bez dwóch zdań ;)))
No tego na pewno nie wiadomo - ja ćwiczenia kocham i doskonale rozumiem te dziewczyny. Dla mnie katorgą było, gdy musiałam w początkach ciąży przez miesiąc ograniczyć aktywność fizyczną. Coś strasznego! :) Ale rozumiem też, że kogoś może to nie kręcić.
UsuńDla mnie ćwiczenia to naprawdę ogromna przyjemność, choć przyznaję, ze czasami zabrać się za nie jest mi trudno, ale jak już ćwiczę, to przypominam sobie, dlaczego tak, to lubię :)
Widoki super, ładną pogodę mieliście ;-)
OdpowiedzUsuńTak blisko mam góry, a w ogóle z tego nie korzystam, taka mnie refleksja naszła :(
O tak, pogoda nam się bardzo udała :) Widoki zresztą też :))
UsuńA to często tak jest, że to co za płotem jakoś najdalsze jest.
A ja nie przepadam za wyciągami. Ale raz jechałam takim z wagonikami z jakąś obcą parą i chłopak najpierw nieśmiało, ale potem coraz bardziej otwarcie przeżywał, że się boi :P
OdpowiedzUsuńKijaszek czasami na pewno jest pomocny. Ja muszę sobie sprawić kijki, różne są opinie, niektórzy się mądrzą, że to niepotrzebny kaprys, ale jak pożyczam od kogoś, moje kolana czują zdecydowaną różnicę.
Gesty potrafią powiedzieć więcej niż słowa :)
No wygląda na to, ze faceci jacyś bardziej strachliwi, jeśli chodzi o wysokości :))
UsuńMasz na myśli te kijki do nordic walkingu? Podobno fajna sprawa. Moi rodzice mają i czasami sobie wychodzą.
Ja moze nie czułam roznicy akurat w kolanach, ale zdecydowanie szło mi się lepiej.
To fakt :)
Oj szkoda, że się nie udało wjechać na górę skoczni, bo widoki są ta na prawdę super. Tak jak piszesz- warto tam wrócić choćby po to :)
OdpowiedzUsuńNo szkoda, ale cóż zrobić. Trzeba się liczyć z takimi rzeczami, gdy jedzie się grubo po sezonie :)
Usuńwidoki-pierwsza klasa aż zachciało mi się pojechać w góry :)
OdpowiedzUsuńa buźka blogowa pasuje ci idealnie
Góry polecam, jak najbardziej ;)
UsuńA dziękuję :)
Faktycznie pięknie. W buźce też :P
OdpowiedzUsuńJa się pytam, dlaczego nie widać tasiemcowej obecności? Się wpatruję, wpatruję i nic...:)
:))
UsuńWłaśnie, ja też się pytam! Podczas urlopu w Miasteczku spotkałam kilkoro znajomych. Wczoraj na cmentarzu widziałam się z wieloma osobami z dalszej rodziny, z którymi właściwie widujemy się tylko na Wszystkich Świętych. I nikt, dosłownie nikt się nie zorientował! A jeśli komuś mówiłam, odpowiadając na pytanie - co nowego - , że w styczniu urodzi się nam synek, to prawie nie wierzyli i wgapiali się w ten mój brzuch, stwierdzając, ze nic nie widzą. Normalnie czuję się rozczarowana.
Haha ;) Na pocieszenie powiem Ci, że mi też długo się ukrywał. Ale jak wyszedł w 8 miesiącu, to wyszedł. Aha, i to prawdopodobnie znaczy, że masz dobre mięśnie brzucha ;)
UsuńNo właśnie czekam na ten ósmy miesiąc - już nie długo, bo mniej więcej za dwa tygodnie. Ale właśnie słyszałam już o takich przypadkach, ze jak po kimś nie było widać długo ciąży, to w ósmym miesiącu brzuch się już pojawiał.
UsuńTak, czytałam o tym i moja lekarka też to potwierdziła. W sumie to się zgadza, bo krótko przed ciążą bardzo intensywnie ćwiczyłam przez kilka miesięcy mięśnie brzucha.
Jakie przyjemne widoczki i to słoneczko... ech... rozmarzyłam się :) Ja też chcę :)
OdpowiedzUsuń:)) Sama bym wróciła do tych dni :)
Usuń