*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 29 października 2014

Ostatnie takie wakacje

Jesteśmy z powrotem :) Urlop był co prawda krótki, ale jakże treściwy! :) To były naprawdę piękne dni - nie tylko pod względem aury, bo pogoda była wyśmienita, ale także dlatego, że mieliśmy mnóstwo czasu tylko dla siebie.
W piątek wyjechaliśmy po śniadaniu i dotarliśmy na miejsce koło południa. Zameldowaliśmy się w pensjonacie, który zarezerwowaliśmy sobie dwa dni wcześniej i wyszliśmy na obiad, małe zakupy i zwiedzanie okolicy. Tego dnia pogoda nas trochę przeraziła, bo nie padało na szczęście, ale było koszmarnie zimno! Tak bardzo, że aż Franek postanowił zakupić sobie kalesony a ja chodziłam w czapce! :) Brrr... Przeszliśmy się deptakiem, zjedliśmy obiad i późnym popołudniem wróciliśmy do pensjonatu ogrzać się przy ciepłej herbatce i delektować się wolnymi chwilami. 
Przy naszym pokoju stał stół bilardowy, więc zagraliśmy sobie, a resztę wieczoru spędziliśmy grając w karty w tysiąca :) Ostatni raz graliśmy w to tylko we dwójkę, gdy zamieszkaliśmy razem ponad cztery lata temu :) Pamiętam dokładnie te pierwsze wspólne dni...
Sobota powitała nas pięknym słońcem! Bardzo nas to ucieszyło, bo mieliśmy na ten dzień zaplanowaną długą trasę spacerową. Najpierw pojechaliśmy do Ustronia i tam wjechaliśmy wyciągiem na Czantorię. Na szczyt było jeszcze około 100 metrów pod górkę i zdecydowałam się iść! Taki mieliśmy plan, a stwierdziłam, że jak nie dam rady, to zawsze możemy zejść. Ale jak to miałabym nie dać rady? :)) Kondycyjnie oczywiście nie miałam z tym problemu, bo jednak mięśnie mam wytrenowane, ale moja wydolność teraz pozostawia wiele do życzenia, a chciałam uniknąć zadyszki, dlatego też wchodziliśmy naprawdę bardzo powoli i co chwilę robiłam przystanki. Nie chciałam, aby podwyższyło mi się tętno, dlatego oddychałam bardzo powoli i głęboko, i gdy tylko czułam, że oddech mi się spłyca, zatrzymywałam się, aby go uregulować. Wszyscy nas wyprzedzali :P Nawet dzieciaki, które ledwo od ziemi odrosły :) Kiedy sobie przypominam, jakie tempo mieliśmy rok temu w Tatrach i jak kosiliśmy wszystkich po drodze, to aż mnie boli! Ale cóż, wszystko dla Tasiemca :P schowałam swoją dumę i ambicję do kieszeni i starałam się po prostu nie forsować. Odpoczywałam nie dlatego, że byłam zmęczona, a po to, żeby tego zmęczenia zawczasu uniknąć i w zasadzie mi się to udało. Ależ miałam satysfakcję, że jestem na szczycie! :) Wypiłam sobie ta herbatkę, zjadłam drugie śniadanie i zaczęliśmy schodzić inną drogą. Znowu bardzo powoli, ale tu już nawet odpoczywać nie musiałam za często. 
Przejście tej trasy zajęło nam naprawdę dużo czasu - łącznie jakieś sześć godzin, bo gdy zeszliśmy z gór, okazało się, że w soboty nie jeździ żaden autobus, którym chcieliśmy wrócić do centrum, więc musieliśmy jeszcze przejść około 5 kilometrów asfaltówką. Paradoksalnie to był najtrudniejszy odcinek całej trasy - pewnie dlatego, że już nie tak przyjemny.
To był bardzo dobry dzień! Męczący, ale w taki pozytywny sposób. Zresztą wiecie, jak ja lubię aktywność fizyczną, świetnie się później czułam i moja satysfakcja była ogromna. Ale postanowiliśmy, że niedziela będzie dla odmiany w wersji bardzo light. Wiecie, że nie jestem skora do przesady, ale czasami po prostu lepiej dmuchać na zimne i po jednym bardziej forsownym dniu, stwierdziliśmy, że tym razem zrobimy sobie tylko spacer do kościoła, a potem wsiedliśmy w samochód i zrobiliśmy sobie wycieczkę objazdową.
Poniedziałek z kolei był już na piechotę, ale raczej po równinach. Staraliśmy się wykorzystać na maksa słońce, więc spacerowaliśmy przez cały dzień od dziewiątej do szesnastej, z przerwami na jedzenie i odpoczynek na ławeczkach. Cudnie było tak sobie siedzieć nad szumiącą Wisłą i delektować się chwilą.
A we wtorek już się powoli żegnaliśmy z miastem, bo nasz pobyt w Wiśle dobiegał końca. Chcemy jeszcze parę ostatnich dni urlopu spędzić w Miasteczku.
Naprawdę było cudownie. Pogoda nie mogła być chyba lepsza o tej porze roku, bo codziennie mieliśmy pełnię słońca, żadnej chmurki na niebie i temperatury w okolicach 12-15 stopni. Aura po prostu chyba wiedziała, że to musi być czas niezwykły pod każdym względem, bo to były bardzo ważne dla nas wakacje. Oboje mamy świadomość, że każde kolejne będą już zupełnie inne... Ale to już temat na zupełnie inną notkę :)

41 komentarzy:

  1. czasem słońce po prostu wie kiedy jest naprawdę mile widziane:)
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
  2. Będa inne, oj będą, to na pewno:) Często z rozrzewnieniem wspominam nasze "ostatnie takie wakacje":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety.. wiem o tym doskonale. I już teraz wiem, ze będę z rozrzewnieniem wspominać te nasze wspólne chwile (nie tylko wakacyjne)

      Usuń
    2. Ja już planuję, ze za ileś tam lat, poslemy Patryka najakąś kolonię czy coś, a sami pojdziemy we dwoje na wakacja do Kamienicy albo nad morze. I bedzie cudownie:) Przepękasz jakoś te ok 12 lat, potem będzie z górki:D

      Usuń
    3. Rozumiem te plany :) No tak, jakoś przepękam, ale i tak wiem, że to już nie będzie mimo wszystko to samo. Taka kolej rzeczy.. A póki co to mam nadzieję, ze się Dzieciak okaże współpracujący i stosunkowo szybko pozwoli się podrzucić dziadkom na weekend - moglibyśmy wtedy choć ten jeden dzień dla siebie wykraść :) Ale wolę o tym za wiele nie myśleć :P
      Fajnie jest mieć rodzinę i cieszymy się, że do tej naszej wkrótce dołączy jeszcze jeden człowiek, ale dla nas akurat dziecko nie jest uzupełnieniem związku, tylko odrębną istotą i dlatego właśnie już teraz wiem, że tych chwil tylko we dwoje będzie nam bardzo brakowało.

      Usuń
    4. Wszystko zalezy od Was, recepta na to jest prosta, od urodzenia dziecko powinno mieć kontakt nie tylko z mama/ tata, co jest teraz takie "modne", ale też z innymi ludźmi, wtedy nie powinno być afery jak np zechcecie je podrzucic do dziadkow na weekend:)

      Usuń
    5. Jasne, że tak jest i zgadzam się w pełni, ze dziecko powinno mieć kontakt nie tylko z rodzicami. Tylko weź pod uwagę, że w naszej sytuacji to będzie bardzo trudne do zrobienia - bo my tam jesteśmy zupełnie sami. Rodzice pewnie będą do nas przyjeżdżać i my później też na weekendy będziemy jeździć, ale to będzie tylko od czasu do czasu, więc to podrzucanie to nie będzie taka prosta sprawa. Dlatego też zakładam, że stosunkowo szybko poślemy dziecko do żłobka - właśnie po to, żeby miało kontakt z innymi ludźmi i wiedziało, ze nie jesteśmy sami na świecie

      Usuń
  3. Bosze..wakacje w górach, jesienią w dodatku...aż mi się smutno zrobiło tak Wam zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) No fakt, że góry jesienią są chyba najpiękniejsze - szczególnie jeśli aura sprzyja!

      Usuń
  4. Pamiętam nasz zeszłoroczny weekend w górach i choć to tylko 2 dni to było cudnie. W tym roku mieliśmy jechać, ale przez mój wyjazd do Pragi się nie udało kiedy jesień była jeszcze ładna. Liczę na ładny listopad, bo ostatniego takiego weekendu nie przepuszczę ;)
    Co do długich forsujących spacerów to właśnie miałam okazję przekonać się, że moja kondycja nie jest tak tragiczna jak myślałam. Przez dwa dni w Pradze pokonałam naprawdę sporo kilometrów i byłam przekonana, że nie dam rady, że będzie mnie coś bolało itd. A tu się okazało, że nic z tych rzeczy i wcale nie musiałam się oszczędzać. Wprawdzie po całym dniu czułam się zmęczona, ale wszystko było ok i to mnie cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My w ogóle uwielbiamy góry i często mamy dylemat, czy z nich rezygnować na rzecz wakacji w jakimś innym miejscu. Z tym, że generalnie preferujemy długie trasy w góry wysokie, no ale wiadomo, że tym razem to odpadało. W każdym razie w tym roku w ogole bardzo czekalimy na ten wyjazd ze względu na to, że latem nie mieliśmy wakacji :)

      Jeśli o mnie chodzi, kondycyjnie nie mam żadnych problemów i raczej się ich nie spodziewałam. Jednak cały czas ćwiczę te pięć razy w tygodniu a to dużo daje i po prostu czuję siłę moich mięśni. Ale mniej więcej od miesiąca mam zdecydowanie gorszą wydolność oddechową i pomimo tego, ze nie dźwigam przecież dużo większego ciężaru (jak niektóre dziewczyny w połowie siódmego miesiąca), widzę ogromną różnicę między tym, jak mogłam śmigać jeszcze miesiąc temu, a teraz :) No i chyba świadomość mam teraz trochę inną. Wydaje mi się, że dałabym radę wycisnąć z siebie dużo więcej, ale wolałam tego nie sprawdzać, zwłaszcza po tym, jak się nasłuchałam o sile grawitacji :)) Nie mam zamiaru sprowadzać na ten świat Tasiemca przed końcem tego roku :P

      Usuń
  5. To bardzo piękne okolice! Górki naokoło nie porażają wysokością, dużo lasów, sama Wisła nie tak zatłoczona jak np. Szczyrk, a przyjemna. A w pobliżu i Istebna, i Koniaków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to prawda, że okolica jest naprawdę piękna! Bardzo lubię góry w takim jesiennym wydaniu, kiedy mienią się wieloma kolorami, do tego to czyste niebo.. Bajka! A "nasza" Wisła w ogóle była raczej pusta ze względu na porę roku - w weekend było trochę więcej ludzi, ale tłumów nie uświadczyliśmy. To dodawało jeszcze uroku.

      Usuń
  6. Super, że tak Wam się udał wypoczynek! :* a jakieś wakacyjne foty? Lubię górskie krajobrazy oglądać, a teraz chyba jest tam pięknie kolorowo, co? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesienią zawsze góry są pięknie kolorowe - pewnie dlatego aż tak je lubię :)))
      Nie zdążyłam już ze zdjęciami do tej notki, bo robiliśmy je tabletem i dość długo kombinowałam, jak to zrobić, żeby je skopiować. Teraz muszę je trochę obrobić, ale planowałam coś tam pokazać w kolejnej notce - może dziś :)

      Usuń
  7. Ja nie przepadam za górami, ale w związku ze zbliżającym się długim weekendem myślimy intensywnie z Mariuszem nad jakimś wyjazdem i możliwe, że będą to góry. Jestem ciekawa jak spędza się czas w górach z małym dzieckiem, więc może się będziemy mieli okazję przekonać :)
    Cieszę się, że wyjazd się udał. Czasem trzeba choć na kilka dni zmienić otoczenie i już człowiek odpoczywa i nabiera sił na kolejne dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam wakacje z dzieckiem w górach :) jest tyle atrakcji, do wyboru do koloru, że jest w czym wybierać :)

      Usuń
    2. Oj ja to góry naprawdę uwielbiam. Myślę, że nawet bardziej niż morze, choć ten kierunek, też bardzo lubię.
      Oczywiście nie mam doświadczenia jeszcze odnośnie spędzania czasu z dzieckiem :P, ale wydaje mi się, że w górach jest pod wieloma względami nawet lepiej niż nad morzem na przykład, bo w przypadku tego drugiego, jak nie jest ciepło, to już trochę kiepsko jest.
      To prawda, czasami chodzi tylko o samą zmianę otoczenia i od razu można naladować akumulatory

      Usuń
  8. Cieszę się, że wypad się udał :) pewnie nabraliście energii na najbliższe miesiące :) a na jakieś zdjęcia możemy liczyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udał się, nawet bardzo ;)
      Tak, przygotowuję zdjęcia, ale wczoraj już nie zdążyłam (szczegóły powyżej w komentarzu do MK :))

      Usuń
  9. Byliście w Wiśle w tym samym czasie co Anton. Pewnie nie raz minęliście się na trasie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe :) Ale też możliwe, że on jednak chodził innymi trasami niż my, bo jednak był mniej ograniczony ;)) Masz Ty tam u siebie jakieś jego zdjęcie, bo nie pamiętam?

      Usuń
    2. Mam. W notce z legendą siedzi na kanapie z Ewką.
      Chodzi z grupką Rosjan;)

      Usuń
  10. ciesze sie, ze urlop tak swietnie sie udal. To prawda, kazde kolejne wakacje beda juz zupelnie inne :) i nie dziwie sie Twojej mniejszej wydolnosci oddechowej, w koncu Tasiemiec rosnie i coraz bardziej się rozpycha :)
    My tez lubimy gory, ale w wersji zimowej, kiedy mozemy pojezdzic na nartach. Jako, ze w karkonosze mamy calkiem blisko na jednodniowa przebiezge po gorach mozemy wyskoczyc w kazdej chwili, dlatego ns urlop jednak zawsze wybieramy morze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się udał :)
      No niestety będą inne i bardzo nad tym ubolewam. Podobnie zresztą, jak nad kilkoma innymi kwestiami z tym związanymi, ale coż, coś za coś. Kiedy się podejmuje tego rodzaju decyzję, to się trzeba liczyć z konsekwencjami :)
      Myślę, że to nawet bardziej kwestia zmian w fizjologii niż w anatomii, bo nie czuję, żeby brzuch był jakiś szczególnie duży - nie mam wrażenia ucisku, dużo więcej też nie dźwigam (póki co to niecałe 3kg), ale jednak krążenie jest już inne, pojemność płuc także, więc w naturalny sposób się to odczuwa. Ale i tak się cieszę, że dopadło mnie dopiero teraz, bo o tych problemach z oddychaniem czytałam już od czwartego miesiąca :)
      A to mnie góry w wersji zimowej w ogóle nie pociagają - chyba, że krajobrazowo :) Na nartach nie jeździmy i nas do tego nie ciągnie, zdecydowanie wolimy piesze wędrówki. A jeśli chodzi o odległości, to zarówno nad morze jak i w góry mamy podobnie - bo to zależy, czy wyjeżdżamy z Miasteczka, czy z Poznania, czy z Warszawy. Dlatego też jeździmy raz tam, raz tu, choć chyba sercem jednak bliżej mi do gór.

      Usuń
    2. wiesz, to ze beda inne nie znaczy, ze gorsze. Pewnie, ze sa kwestie zwiazane z wakacjami z dzieckiem, ktore odpadaja w przedbiegach, ale sa za to inne atrakcje, ktorych dotad sie nie bralo nawet pod uwage bedac we dwoje :)
      Dokladnie, tej krwi w ciazy przyvywa dosc sporo i biedne serducho musi to jakos przepompowac, a organizm jednak to odczuwa. Ciekawa jestem czy w zwiazku z tym, ze brzuszek masz maly odczujesz jakakolwiek roznice w oddychaniu pod koniec ciazy. Ja poczulam poprawe z dnia na dzien jak mi brzuch opadl, ale ja to duuzy mialam w porownaniu do twojego :)
      Powiem Ci, ze gory tez mnie nie pociagaly w wersji zimowej, dopoki nie nauczylam sie jezdzic na nartach. Teraz to juz zupelnie inna bajka :)))

      Usuń
    3. Popieram kfiatushka jeśli chodzi o góry w zimie. Mnie w ogóle nie interesowały, aż do momentu pierwszego spotkania z nartami, do których notabene także mnie nigdy szczególnie nie ciągnęło ;)

      Usuń
    4. Tak, ja wiem, że nie znaczy gorsze. Gdybym uważała dziecko za koniec świata, to pewnie bym teraz go nie oczekiwała :)))
      Dla mnie po prostu bardzo istotne są te chwile tylko we dwoje i uważam je za bardzo ważne i w pewien sposób magiczne. Nie tyle chodzi o to, ze z dzieckiem czegoś nie można robić, tylko, ze po prostu teraz zostaniemy pozbawieni tych chwil tylko we dwoje. Wiem, ze mam trochę inne podejście w tej kwestii niż wiele osób, bo o ile zawsze zakładałam, ze będę miała dzieci, to dla mnie rodzina jest czymś w rodzaju zupełnie nowego elementu, a nie uzupełnieniem na przykład. W sumie trudno mi opisać, o co dokładnie mi chodzi :)

      A powiedz mi, Ty odczuwałaś tę trudność w oddychaniu również "w stanie spoczynku"? :) W sensie - tak normalnie na co dzień, czy tylko przy jakimś wysiłku? Bo ja tak normalnie nie czuję żadnej różnicy w oddychaniu, dopiero kiedy się trochę zmacham, to czuję, że szybciej mnie łapie zadyszka, niż jeszcze jakiś czas temu. Moim zdaniem ten brzuch mi teraz urósł, ja w każdym razie go widzę, no ale chyba faktycznie nie wygląda na drugą połowę siódmego miesiąca.

      A jeśli chodzi o góry zimą i narty, to jednak mnie do tego wcale a wcale nie ciągnie :) Kiedyś nawet miałam okazję na nartach w jeden weekend pozjeżdżać i było fajnie, ale nie na tyle, żebym się w tym zakochała :) Chyba po prostu tak bardzo nie znoszę zimy, że przenosi się to na brak entuzjazmu wobec wszystkiego, co się z nią wiąże :)

      Usuń
  11. Dobrze ze pogoda wam dopisala :) Uwielbiam gorskei tereny! Bardzo żaluje, że nam się nei udalo spędzić tak ostatnich wakacji. Po pierwsze ja zaczynalam pracę i kiepsko było z urlopem, po drugie pierwsze miesiące spędzałam głównei strasząc wodnika w łazience. Gdy już gdzieś wybieralismy się na weekend to przez te wymioty nei miałam sily na nic i najchętneij bym spala. Póxniej wszystko się wyklarowała, nawet myślelismy o jakichs wakacjach ale w Polsce za zimno, a ja starsznie nei lubei latac i balam sie ze podroz smaolotem moze zle sie skonczyc;] Na przyszly rok planujemy. Mala zostanei u dziadkow a my uciekamy gdzies na tydzien ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię góry :))
      No, czasami po prostu trudno jest wyjechać - w naszym przypadku też przecież było dość nietypowo, no bo jednak latem też nie mogliśmy nigdzie wyjechać. Tak to już jest, że trzeba się dostosowywać do sytuacji. Ja się akurat dobrze czułam, no ale za to inne kwestie uniemożliwiły nam jakiekolwiek planowanie.
      Ja teraz też nie ryzykowałabym jednak lotu, mimo, że teoretycznie jeszcze można. Jeśli nie muszę, to wolę nie sprawdzać :P
      A Wasz plan brzmi świetnie ;))

      Usuń
  12. Ważne że pogoda dopisała i że odpoczeliście sobie. zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  13. Podobno góry o tej porze roku są najpiękniejsze. Fajnie, że pogoda dopisała i mogliście spokojnie pospacerować Kiedyś będziesz mogła opowiedzieć potomkowi jak dzielnie go wniosłaś na szczyt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem są najpiękniejsze! To znaczy - ogólnie jesienią, bo może niekoniecznie pod koniec października. Nam się udało, ale jednak ryzyko pogodowe jest dość duże. Chyba lepszy jest wrzesień i ewentualnie początek października.
      Pewnie, ze opowiem :))

      Usuń
    2. My głównie jeździmy na przełomie sierpnia i września, ale wtedy jest jeszcze zielono i pogoda raczej lato przypomina. Z jednej str marzy mi się wyjazd taką późną jesienią, ale z drugiej boję się krótkich dni i zimnej pogody. Wprost niewiarygodne, że w takie słońce trafiliście

      Usuń
    3. A ja własnie się wiele razy zraziłam do pogody lipcowej lub sierpniowej, bo wtedy zawsze padało przynajmniej przez jeden-dwa dni, co mocno krzyżowało nam plany a kiedy jeździliśmy jesienią - w drugiej połowie września lub w październiku, to zawsze nam się udawało z pogodą ;)

      Usuń
  14. Fajnie, żeście ten urlop wycisnęli jak cytrynkę :)

    OdpowiedzUsuń