*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 10 grudnia 2014

Ciśnieniowe sprawy

Nie pamiętam, czy już wspominałam, że Franek zapisał się do tego kardiologa, do którego miał skierowanie od lekarza medycyny pracy. Akurat miał fuksa, bo był ostatni wolny termin w tym roku na 22go grudnia. Na styczeń jeszcze nie było zapisów, ale jeszcze nie wiemy, czy on faktycznie tego 22go pójdzie, bo to zależy od kilku czynników, między innymi od tego, jak będzie ze mną, bo od trzydziestego szóstego tygodnia będę musiała robić cotygodniowe KTG, a to już za tydzień. W każdym razie jest zapisany, ale jeszcze będziemy myśleć, czy tego nie przełoży.
Tymczasem miał jeszcze skierowanie na badanie echokardiograficzne i na nie musiał czekać tylko tydzień. Zrobił je i mamy właściwie dobrą wiadomość, bo kardiolog, które je przeprowadzał, powiedział, że wszystko wygląda w porządku, tylko Franek musi sobie kontrolować ciśnienie, bo czasami coś tam w lewej komorze się pojawia (ale niby niegroźne) i to może być rezultatem nadciśnienia. To też może być przyczyną tego bólu, który czasami Franek odczuwa w okolicy serca. 
Franek wziął sobie to (notabene:)) do serca i przywiózł ostatnio z Poznania aparat do mierzenia ciśnienia. Mierzy je teraz dwa-trzy razy dziennie. Przed pracą, po pracy i wieczorem. Poza jakimiś epizodycznymi skokami, ciśnienie raczej ma w normie, chociaż jeśli już się zdarza podwyższone, to to rozkurczowe. Ale ma dość wysokie tętno. Z tego co się orientuję, im niższe tętno, tym lepiej, bo serce się jakby mniej zużywa i człowiek żyje dłużej. A z kolei tempo tętna ma ścisły związek z kondycją fizyczną danej osoby. Osoby trenujące wyczynowo mogą mieć je obniżone nawet 50 uderzeń na minutę.
Frankowi wyszło, że ma słabą kondycję, więc Franek postanowił teraz wziąć się za siebie i ćwiczyć. Przemawia za tym również fakt, ze ma siedzącą pracę i te swoje problemy z kręgosłupem, a wiadomo, że na to najlepiej się trochę poruszać.
Ponieważ ja ćwiczę prawie codziennie, mąż się postanowił do mnie przyłączyć i ćwiczyć tak 15-20 minut dziennie. Nic to, że to ćwiczenia dla ciężarnych :P w końcu najważniejsze, żeby się w ogóle poruszać, na dobry początek wystarczy :) Odpuścił sobie tylko ćwiczenia na mięśnie dna miednicy. Ale przyznam, że dość zabawne było, kiedy stawał do ćwiczeń w pozycji rozkraczonej, żeby sobie zrobić miejsce na brzuch, jak zalecała pani prowadząca :)
No, ciekawa jestem, na ile mu starczy zapału. Niestety, ale jego zapał słynie z tego, że jest słomiany, więc mam pewne obawy... Ale liczę na to, że jednak na te parę minut dziennie się zmobilizuje. Zwłaszcza teraz, jak niestety nie jeździmy na basen. Franek swego czasu przytył i wyhodował sobie spory brzuszek piwny, ale w ubiegłym roku, kiedy zaczął pracować w magazynie, schudł i tak mu już teraz zostało. Przy wzroście 183 cm waży 76 kg, więc jest dobrze. Odżywia się w miarę dobrze - bo zawsze tego pilnowałam, tylko niestety trochę nieregularnie, bo nie zawsze w pracy ma kiedy zjeść. A teraz odżywia się jeszcze zdrowiej, bo odkąd ja jestem na diecie, to i on trochę jest - przynajmniej jeśli chodzi o obiady i zachcianki (nie może się oprzeć chipsom od czasu do czasu i ja nad tym bardzo ubolewam, bo to jest coś, co i mnie kusi! ktoś może siedzieć koło mnie i zajadać się ciastkami, czekoladą, lodami, czymkolwiek, ale chipsy zawsze mnie wołają!) Trochę piwa za dużo pije jak dla mnie, no ale na szczęście ma taką pracę, która uniemożliwia mu zbyt częste raczenie się tym trunkiem :) Generalnie więc poza tym brakiem aktywności fizycznej frankowy tryb życia jest całkiem niezły, więc fajnie byłoby, gdyby udało mu się coś z tym zrobić.

Z urządzenia do mierzenia ciśnienia i ja sobie korzystam, tak z ciekawości. Ale mnie nadciśnienie nie grozi, wręcz przeciwnie, jestem niskociśnieniowcem. W warunkach domowych mam średnio 95/60. Kiedy mierzą mi ciśnienie przed wizytą lekarską, to też zazwyczaj jest to na poziomie 100-95/70-60 i zawsze komentują, że niskie i pytają czy się dobrze czuję. Wtedy, kiedy miałam taki cukier wysoki to mi się często zdarzało, że miałam ciśnienie "wysokie" (jak dla mnie oczywiście) - 120/80. Podobno niskie ciśnienie wielu osobom bardzo doskwiera, natomiast ja nie mam żadnego z tym problemu - nie czuję się osłabiona, nie miewam zawrotów głowy, nie mdleję, nie słabnę, nie doskwiera mi zmiana pogody za oknem. Ja nawet kawy nie muszę pić, żeby sobie to ciśnienie podwyższyć - bo podobno wiele osób w taki sposób się właśnie ratuje. Ja bez kawy funkcjonuję bardzo dobrze, a nawet, jeśli już zdarzy mi się jej napić, po niej jestem zbyt nakręcona i czuję, że nie mogę wysiedzieć w miejscu, co bardzo mi przeszkadza. Moje tętno natomiast mówi, że moja kondycja jest dobra a w porywach nawet ponadprzeciętna, z czego jestem dumna :P

Mam nadzieję, że kiedy Franek pójdzie z tymi wszystkimi wynikami do kardiologa oraz ze swoimi pomiarami, to usłyszy, że wszystko jest w porządku. Ale też mam nadzieję, że to, że odczuwa to kłucie w sercu nie zostanie zignorowane, bo przecież to nie jest normalne. Może to od kręgosłupa, może to jakieś nerwobóle, ale zawsze lepiej to sprawdzić.

24 komentarze:

  1. Dobrze, że nie zbagatelizował tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tylko zobaczymy, co w związku z tym, bo skoro to nic poważnego (oczywiście to dobrze) na pierwszy rzut oka, to z kolei lekarze lubią takie rzeczy bagatelizować

      Usuń
  2. Lekarze przeważnie uważają, że wszystko ok, a tylko my jesteśmy nawiedzeni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, tak często bywa - a kiedy tak nie jest, to okazuje się, że jest już za późno na przykład...

      Usuń
  3. Podobno tzw. kłucie w sercu to naprawdę bóle nerwicowe. O kondycję zawsze warto zadbać, szczególnie gdy praca siedząca. My z Małżem zaczęliśmy właśnie trzeci tydzień wspólnych brzuszków. Około 19-tej wyciągamy się na karimatach. I czujemy się coraz lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, słyszałam, czy tez czytałam o tym. Dlatego myślę, ze to może być to - choć z drugiej strony Franek nie jest jakiś szczególnie znerwicowany :) Doczytaliśmy też, że to może mieć związek z bólem pleców.
      Bardzo mi się te Wasze wspólne ćwiczenia podobają :))

      Usuń
  4. Tez jestem niskocisnieniowcem ale tez mi to w niczym nie przeszkadza;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, absolutnie w niczym - nawet tego nie zauważam :)

      Usuń
  5. Ja też jestem niskociśnieniowcem i niskotętnowcem, więc będę żyła długo? :D
    Ja mam taki stary aparat do ciśnienia, jakim uczyłam się na studiach mierzyć, z gruszką do pompowania i stetoskopem - takie są najlepsze, bo te elektroniczne można sobie w tyłek wsadzić, tak samo i termometry, najlepsze były rtęciowe ;)
    Ja po ostatnich ćwiczeniach na rehabilitacji mam zakwasy na rękach i nieopodal cycek, o zgrozo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak to jest z niskim ciśnieniem, ale jeśli chodzi o niskie tętno, to naprawdę wiele razy czytałam o tym, że im wolniejszy puls, tym lepiej i tym dłuższe życie.
      My mamy taki pośredni - z gruszką do pompowania, ale bez stetoskopu niestety. Wzięliśmy, co było ;)

      Ale fajnie! Jak ja lubię takie zakwasy :)) Widocznie miałaś jakieś ćwiczenia na mięśnie klatki piersiowej :)

      Usuń
    2. Nie, na kręgosłup, ale pracowałam dodatkowo nogami i rękami ;)

      Usuń
    3. No możliwe, ze na kręgosłup, ale jednak to wszystko jest ze sobą połączone i nie da się pewnych grup mięśni od siebie odizolować ;) Nie wiem, jakie to było konkretnie ćwiczenie, ale zapewne takie, które angażowało też mięśnie klatki piersiowej :)

      Usuń
    4. Ćwiczeń było kilka z wykorzystaniem rąk i nóg... nogami ciągle pracuję i przebieram to nie czuję zakwasów, ale z rękami było gorzej, więc poczułam :)

      Usuń
    5. :)) Fajnie, lubię tak poczuć mięśnie - celowo ćwiczę tak, żeby kilka dni pod rząd "musztrować" w miarę możliwości jedną grupę mięśniową a później przechodzić do kolejnej, bo tak lubię zakwasy :)

      Usuń
  6. Najwazniejsze to nie bagatelizowac i dobrze, ze Franek sie za to wzia. Swoja droga szkoda, ze czesto to wlasnie lekarze sa tymi, ktorzy bagatelizuja, a nas maja za hipochondrykow ;)
    Ja tez jestem niskocisnieniowcem i dobrze mi z tym :) Zle zaczynam sie czuc kiedy to cisnienie podnosi sie do "normalnych' wartosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też się cieszę. Bo tak to tylko narzekał, ze go kłuje i nic z tym nie robił.
      Ale masz rację, często właśnie lekarze podchodzą do takich rzeczy bardzo po macoszemu i bagatelizują sprawę. A potem jak się naprawdę coś dzieje, to może się okazać, ze jest za późno :(
      Mam dokładnie tak samo - w ogóle nie odczuwam niskiego ciśnienia, a jak tylko mi się podwyższy, to od razu nie jest mi z tym dobrze :))

      Usuń
  7. Ja niestety jestem wysokociśnieniowcem i jadę na lekach od 2 lat. Da się z tym żyć i kwestia przyzwyczajenia z połykaniem tabletek, a u mnie takie geny w rodzinie po prostu są i nie dało rady uniknąć tego. A tętno również mam jakieś szalone, tzn miałam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie jest dobrze, rzeczywiście, wysokie ciśnienie zawsze jest bardziej problematyczne :( Ale najważniejsze, że jesteś młoda i już teraz się za to zabrałaś! Są ogromne szanse, ze dzięki temu nie będziesz miała tak naprawdę poważniejszych kłopotów, bo masz cały czas wszystko pod kontrolą i w razie czego wychwycisz to, co niepokojące.

      Usuń
  8. MW jest wysoko ciśnieniowcem i niestety od lat to już leczy. Takie geny. Ja jestem drugim biegunem (na razie, bo to też rodzinne i z czasem ponoć ma pójść w drugą stronę), przy badaniach często słyszę pytania, czy aby na pewno żyję;p Przez wiele lat bez kawy faktycznie nie żyłam, ale zauważyłam, ze leki na tarczycę sprawiają, że potrafię już całkiem nieźle bez tej używki funkcjonować. Chociaż całkowity detoks nie do końca mi wychodzi, bo np w taki dzień jak ten nie dałam rady i musiałam tą kawę w pracy wypić, mimo, że woda w tym mieście sprawia, że kawa jest obrzydliwa.
    Fajnie jest ćwiczyć/ruszać się razem, więc fajnie, że Franek tak się zmobilizował;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z genami niestety czasami się zwyczajnie nie wygra :( Ja chyba też mam niskie ciśnienie w genach, bo po mamie, ale u niej to raczej jest od zawsze na stałym poziomie.
      Mnie też się zdarzało, ze pytają, czy żyję :P A kiedyś po jakimś zabiegu który miałam i ciśnienie jeszcze trochę mi spadło, to komentowali, że już chyba nie powinnam żyć, a ja sobie jakby nigdy nic smsa pisałam :)) I nigdy nie wierzą, ze się czuję wyśmienicie.
      Ale u mnie jest o tyle inaczej, że ja własnie nawet kawy nie potrzebuję do tego, zeby funkcjonować, a kiedy się jej napiję, to zdecydowanie za bardzo mi się ciśnienie podnosi i nie czuję się dobrze :) Niby dziwne, ale widocznie taka moja uroda, że z takim niskim ciśnieniem nie jestem ospała ani nie czuję się źle.
      Ja zawsze mialam problem z wodą w Poznaniu :/ Wszystko mi smakowało kamieniem!

      Bardzo fajnie! Tylko nie wiem, czy Frankowi na długo starczy zapału. Postaram się więc go nie zniechęcić przeforsowaniem na przykład :)

      Usuń
  9. Czasem jeden małżonek drugiemu mocno podnosi ciśnienie, jakby twoje było zbyt niskie, może warto by takiej metody spróbować :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, to Franek na bank mi ciśnienie podnosi od czasu do czasu! Ale nigdy tego nie zmierzyłam, muszę to kiedyś zrobić :))

      Usuń
  10. Dobrze, że chociaż chce zacząć ćwiczyć i nie grymasi przy tej w miarę zdrowej diecie ;) Bo u mnie chyba by to nie przeszło, ja spotykam się z ogromnym oporem jak staram się Kamila namówić na jakąś większą aktywność, bo on twierdzi, że on ma aktywność, bo musi chodzić z buta na przystanek i że w pracy się rusza, bo ciągle musi kręcić kierownicą, dasz wiare? To mnie tak baaardzo irytuje i to, że nie da sobie przemówić uparciuch jeden :/ Także ręce opadają ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, tylko nie wiem, na ile mu wystarczy chęci na te ćwiczenia... A co do diety - z tym akurat nie miał najmniejszego problemu. Ja go nawet nie namawiałam, nie mówiąc już o jakimkolwiek przymusie na przykład :) Nawet miałam wyrzuty sumienia, ze musi jeść to samo, co ja - często mi to nawet niespecjalnie smakuje.. Chociaż przyznać trzeba, że on jest często bardziej zadowolony z tego jedzenia, niż ja :)
      To Franek trochę inaczej - on wie, ze się nie rusza i przyznaje, ze powinien robić to częściej, tylko trudno mu się za to zabrać. Ale nie dziwię się, ze się irytujesz.

      Usuń