*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 3 grudnia 2014

Czym się zajmuje margolka?

Jak słusznie wiele z Was zauważyło, bardzo szybko zleciał ten czas. Niedawno dopiero oswajałam się z myślą o ciąży, kończył się I trymestr, później była setka, a teraz zostało już raptem czterdzieści parę dni. Przede wszystkim czekam do końca tego roku, kiedy to ciąża będzie donoszona. No i kiedy będę już mogła odetchnąć, że jednak załapiemy się już na rok 2015 :)
Jak zwykle - choć nie do końca wiem, dlaczego tak jest :) - cieszę się, że czas mija szybko. Choć z drugiej strony chwilami jestem zszokowana, że mamy już grudzień i oto zaczyna się mój trzeci miesiąc na bezrobociu. Wiecie przecież, jak bardzo się tego obawiałam. Na szczęście udaje mi się ten czas jakoś w pełni zagospodarowywać i nie mam poczucia, że go marnotrawię. Wręcz przeciwnie - wynalazłam sobie tyle zajęć, że nie wiem w co ręce włożyć. I jestem wręcz przerażona tym, że dni mi uciekają i coraz mniej jest przede mną tych, które mogę jeszcze poświęcić w pełni tylko sobie. Postawiłam sobie wysoką poprzeczkę i dużo chciałabym do tego momentu jeszcze zrealizować.
A czym właściwie się zajmuję na co dzień? Nie, nie, to nie są jakieś szczególnie ambitne czynności. Po prostu postanowiłam sobie nadrobić zaległości w niektórych sprawach, które w ostatnich miesiącach trochę zaniedbałam. Ułożyłam sobie swoisty "plan lekcji" na każdy dzień tygodnia. Niektóre punkty programu powtarzają się codziennie, inne co drugi dzień, a jeszcze inne na przykład raz w tygodniu.
Budzę się codziennie o szóstej. W zależności od dnia, wstaję od razu albo w ciągu 30-40 minut. Około siódmej zazwyczaj jestem już po porannej toalecie i zasiadam do śniadania robiąc przy okazji prasówkę - a raczej "blogówkę" ;)) Bo to czas dla mnie na zajrzenie do Was, odpowiedź na komentarze lub ewentualne maile. Potem ćwiczę, a następnie biorę się za porządki. Trzydzieści minut poświęcam na takie codzienne ogarnięcie tego, co się w ciągu doby nagromadziło - a to naczynia do pozmywania, a to jakieś ciuchy... A potem jeszcze godzinę na robienie porządku w jakimś konkretnym zakątku mieszkania. Ostatni raz robiłam taką segregację rok temu po przeprowadzce, ale po pierwsze nie dokończyłam, a po drugie trochę mi rzeczy przybyło od tamtej pory, a ja lubię wiedzieć gdzie co jest i lubię, kiedy każda rzecz ma swoje miejsce, więc chcę mieć dokładnie wszystko ułożone i posegregowane. Nie potrafię sprzątać cały dzień, bo szybko się niecierpliwię i skończyłoby się na tym, że rozgrzebałabym coś a potem wrzuciła z powrotem byle jak, zupełnie zniechęcona, więc rozkładam to sobie na kilka dni :) Podobnie jest ze sprzątaniem na dysku z mojego starego komputera. Mam tam mnóstwo rzeczy, które muszę przejrzeć i jeszcze więcej zdjęć, z którymi już dawno chciałam zrobić porządek.
Następnie jest czas mojego rozwoju duchowo-intelektualnego :P Czytam zaległe lektury, sięgam po obcojęzyczne czasopisma, uczę się słówek angielskich i hiszpańskich, przypominam sobie zagadnienia gramatyczne. I czytam na głos niektóre artykuły po angielsku, żeby mi się akcent nie zblazował :) Żebyście wiedziały, jak Tasiemiec na to reaguje! Serio! Jak wiecie, on i tak jest dość ruchliwy, ale w tych 11-15 raczej siedzi spokojnie, ale jak tylko zacznę po angielsku (ewentualnie po hiszpańsku czytać) to się wierci i nie wiem tylko, czy to dobrze, czy źle :P W tym czasie też zajmuję się naszymi finansami. W tej kwestii też mi się zrobiły małe zaległości i teraz porządkuję wszystkie paragony, podliczam, analizuję, porównuję. Trochę matematyki nie zaszkodzi :) W niektóre dni  z kolei włączam sobie jakąś relaksacyjną muzyczkę i sięgam po krzyżówki, które stały się od paru miesięcy dla mnie nie tylko formą rozrywki, ale także formą ożywienia umysłu i poszerzenia trochę zasobu słownictwa w naszym ojczystym języku. Za tymi panoramicznymi nie przepadam, ale kupuję sobie na przykład "Rewię rozrywki" i tam jest dużo krzyżówek i łamigłówek słownych w rozmaitych formach.
Poza tym ze względu na zbliżający się wielkimi krokami poród, dokształcam się trochę w tej kwestii - czytam materiały ze szkoły rodzenia, sprawdzam, co musimy dokupić z wyprawki (jak na razie zaliczyliśmy większość zakupów przy okazji dwóch wypadów, jeszcze tylko jeden - góra dwa i będziemy mieć to z głowy) i zastanawiam się, czego jeszcze nie wiem :)
Później zazwyczaj nadchodzi godzina, o której najczęściej Franek przychodzi do domu po pracy. Jemy obiad, rozmawiamy albo coś razem oglądamy. Mogłabym powiedzieć, że Franek rozwala mi plan dnia :P, ale tego nie powiem, bo właśnie na popołudnie już zwykle niczego nie planuję, wiedząc, że jak jestem z nim, to często jest tak, że zajmujemy się czymś innym. A jeśli nie, to wtedy wybieram sobie coś do roboty ze swojej listy.
Podobnie w weekendy - te dni też pozostawiam sobie bez planu i ewentualnie robię to, czego nie zdążyłam "zaliczyć" w tygodniu. Bo przecież różnie to bywa. Uwielbiam swoje plany i grafiki, ale nie jestem ich niewolnicą :) Potrafię czasami coś zmodyfikować albo odpuścić. Świat się wtedy nie wali.
Jedyne nad czym ubolewam to fakt, że niestety w tym wszystkim nie znajduję już czasu na jeszcze jedną z moich ulubionych rozrywek, mianowicie na robótki ręczne. No już nie daję rady. Ale może za jakiś czas uporam się przynajmniej z częścią zaległych spraw, to i za szydełko uda się chwycić.

Widzicie więc, że jednak się nie nudzę :) Bardzo mi na tym zależało i osiągnęłam swój cel. Nie chciałam też zdziadzieć i pilnowałam tego, żeby nie zakopać się gdzieś w domowych pieleszach w dresie i bez makijażu, ale pogoda niestety nie sprzyja wycieczkom. Kiedy mam okazję, to wychodzę i staram się przy okazji zrobić jakiś dłuższy spacer - na przykład zamiast gdzieś podjeżdżać autobusem, to idę na piechotę. Ale żeby tak specjalnie wychodzić to mi się nie chce... Jak urodzi się Tasiemiec i trochę się zaaklimatyzuje, to będę miała  już motywację. Na razie nic na siłę. Zwłaszcza, że tu nawet nie bardzo mam gdzie łazić - czasami tylko z Frankiem się na jakiś krótki spacer wybierzemy.

A jutro zostanę słomianą wdową. Na chwilę tylko, bo do piątkowego wieczora, ale trochę dziwnie mi pewnie będzie :) Franek musi się przejechać do poznańskiego urzędu - jedzie Polskim Busem jutro popołudniu i wróci pojutrze wieczorem. Jednak płakać nie będę, na pewno jakoś to przeżyję :)

45 komentarzy:

  1. Nie wiem, jak interpretować szaleństwa Tasiemca podczas Twojego czytania w innym języku, ale opcje są dwie: albo szalenie mu się podoba, albo woła "mama, mów normalnie, bo nic nie rozumiem" ;P :D
    Faktycznie się nie nudzisz :) ja za nic w świecie w wolnym czasie nie zmusiłabym się do wstania przed ósmą, optimum to godz. dziewiąta ;) śpioch ze mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) Właśnie, ja też rozważam właśnie te dwie opcje :)) Tylko zachodzę w głowę, która jest trafna! :) A tak serio, to ja myślę, że to po prostu wynika z tego, że sama do siebie nie gadam w ciągu dnia i on się dziwi, że nagle zaczyna słyszeć mój głos :)
      Nawet wręcz przeciwnie - brakuje mi jeszcze czasu! :) Ja z kolei bardzo lubię wstawać wcześniej i jak mi się czasami zdarzy zamarudzić dłużej lub zaspać (to znaczy do 7:30 na przykład :P), to jestem na siebie zła. Tylko w weekendy albo w dni, kiedy Franek ma wolne pozwalam sobie na to, żeby położyć się później spać, a więc siłą rzeczy nieco dłużej śpię. Ale zazwyczaj tak właśnie do siódmej, góra do ósmej.

      Usuń
    2. O to tez jest wyjaśnienie - może się po prostu cieszy, że Cię słyszy :) upewnisz się po porodzie jak będzie reagować na języki ;)

      Szczerze Cię podziwiam z tym wstawaniem, nie mogłabym tak, a próbowałam już nie raz to zmienić (chodzi o dni wolne oczywiście, bo w tygodniu wstaję o 5:45) :) spanie sprawia mi dużo przyjemności i gdyby mój dobowy grafik zależał tylko ode mnie, to pewnie wstawałabym tak koło dziewiątej właśnie, a kładła się jakoś o północy :)

      Usuń
    3. Właśnie, ciekawa jestem, jak to będzie :) Bo chciałabym dalej móc sobie tak od czasu do czasu poczytać, a najchętniej połączyłabym to z tym, żeby czytać dziecku - w końcu na tym etapie to mu będzie wszystko jedno co to będzie i po jakiemu :P

      Widocznie taka Twoja "uroda" i taki masz rytm dnia :) Ja jestem typowym skowronkiem - za to wieczorem trudno jest mi wytrzymać dłużej niż do 22 :) Czasami, jak Franek ma wolne następnego dnia, to chcę posiedzieć trochę dłużej, ale muszę się wtedy czymś zająć, bo w przeciwnym razie zasypiam nawet nie wiedząc kiedy.

      Usuń
  2. O rety... o 6 rano to ja jeszcze tyłka nawet nie czuję... :D
    Ja to jednak lubię sobie pospać przynajmniej do tej 8-9 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Ja jestem typowym rannym ptaszkiem, więc o tej porze zazwyczaj już jestem rześka jak skowronek ;) Czasami tylko bywa, że jestem bardziej śpiąca i tak jeszcze przedrzemię sobie parę minut.
      Ja czasami chciałam sobie nawet dłużej pospać, np. w weekend, ale gdzie tam, nic z tego, organizm robił mi pobudkę najpóźniej o siódmej ;) Chyba, ze czasami udało mi się jeszcze raz zasnąć, to wtedy trochę dłużej pospałam.

      Usuń
  3. Bardzo dobrze, że czytasz w obcych językach na głos. Tasiemiec się "uczy", choć to brzmi może nieprawdopodobnie. Po prostu oswaja się z innym językiem, akcentem i później będzie mu łatwiej to opanować. Takie są badania. Także po porodzie możesz to uskuteczniać ;)

    Podziwiam Cię za te plany grafiki, bo ja zupełnie nie potrafię się w czymś takim odnaleźć. Nie umiem narzucić sobie, że np teraz przez godzinę robię to, a potem przerzucam się na coś innego, a jeszcze później mam do zrobienia coś jeszcze i to wszystko w jakichś przedziałach czasowych. Wiem i rozumiem, że to wiele daje, bo pewnie jest się bardziej efektywnym działając w ten sposób, ale ja nie nadaję się do tego typu ram. Po prostu jestem innym typem człowieka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym - wiele się na ten temat mówi. Chociaż akurat to nie dlatego czytam na głos. Ale wiem, że dziecku w ogóle powinno się dużo czytać itp. Zresztą ja i moja siostra jesteśmy dobrymi tego przykładami - rodzice nam czytali zawsze dużo i same też nauczyłyśmy się płynnie czytać w wieku 3-4 lat.

      Dla mnie dzień bez planu jest w zasadzie stracony - lubię widzieć, że coś zrobiłam, że mam jakieś miarodajne i realne efekty, coś co "zaliczyłam" jako zrobione. Gdy nie ma się planu to zazwyczaj człowiek marnotrawi mnóstwo czasu na jakichś drobiazgach, których właściwie nawet nie zauważa, a potem dziwi się, gdzie mu się ten czas podział. U siebie też wiele razy to zaobserwowałam, więc zdecydowanie bardziej efektywny jest taki grafik. No i przedziały czasowe też są motywujące, bo wtedy mi się nic nie rozłazi, za to dużo sprawniej mi wszystko idzie :) A inna sprawa, że ja po prostu lubię mieć jasno zapisane co jest do zrobienia i w jakiej kolejności - w pracy też sobie tak plan dnia układałam.

      Usuń
    2. Jestem gorącą zwolenniczką czytania dzieciom na głos. Ale trzeba też umieć to robić. No teraz to raczej bez znaczenia, ale chodzi mi o czas, kiedy dziecko zacznie już coś rozumieć. Zwykłe odczytanie tekstu nic mu nie da, trzeba umieć intonacją, głosem, głośnością zainteresować.
      Nieskromnie powiem, że mnie dzieci zarówno w przedszkolu, jak i w szkole zawsze słuchają z rozdziawioną buzią ;)

      Ja rozumiem rozplanowywanie sobie czasu i zadań w pracy, bo to potrzebne i zupełnie zrozumiałe. Poza tym mamy w niej też ograniczony czas, więc trzeba coś zorganizować, by się z czegoś wywiązać. Ale w domu jest zupełnie inaczej i ja już na tym polu nie działam tak zadaniowo. Nie czuję też takiej potrzeby. A poczucie, że coś się zrobiło dobrze można uzyskać także i bez grafiku domowego. Ale rozumiem, że są osoby, które tego potrzebują i lubią to.
      Ja, choć źle czuję się w takich ramach, też mam często całe kartki zapisane c trzeba zrobić i po kolei wypisane różne punkty ;)

      Usuń
    3. Ja jestem w ogole zwolenniczką czytania i książek, a oczywistym jest dla mnie, że ktoś dzieciom musi pokazać, że czytanie jest fajne i ciekawe, bo inaczej marne szanse, ze się tego same nauczą. Przykład idzie z góry.
      To prawda, choć ja nie sądzę, żebym umiała jakoś szczególnie "grać" czytając - ale wolę czytać nawet bez szczególnych umiejętności, niż wcale.
      Też mam za sobą czytanie dzieciakom w przedszkolu :) Tyle, że sama wtedy byłam przedszkolakiem - paniom się nie chciało, a że umiałam czytać, to sadzały mnie na krzesełku i kazały czytać dzieciom.

      W moim odczuciu w domu dużo łatwiej swój wolny czas przepuścić między palcami i zwyczajnie go zmarnować, dlatego też w moim odczuciu działanie zadaniowe jest najlepsze. Być może nie na każdego to działa, bo pewnie i nie każdy tak jak ja, czuje potrzebę, zeby wiele robić - znam mnóstwo osób, które w domu po prostu odpoczywają, ale mnie takie ciągłe odpoczywanie tylko męczy (choćby nawet miało przybierać różne formy :)). I ja z kolei lubię mieć odhaczone to, co zrobiłam. Ale generalnie bardziej chodzi o to, że mam jakieś zadania do wykonania, które sobie wyznaczyłam i widzę, że je zrealizowałam, wtedy mam satysfakcję. Natomiast ramy po prostu działają na mnie motywująco i powodują, że wszystko robię wszystko :)

      Usuń
  4. Ach,zazdroszczę tego zorganizowania... Ja mając tyle wolnego czasu, pewnie połowę przepuściłabym na jakieś pierdoły totalne. Samodyscyplina u mnie kuleje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak często bywa, że jak człowiek ma dużo wolnego czasu, to mu się on rozłazi - dlatego właśnie moim sposobem na to jest plan dnia :) Wtedy trzymam to wszystko w ryzach.

      Usuń
  5. Przyzwyczajaj się do gadania z Tasiemcem, to bardzo rozwija maleństwo. Tylko bez ,,ciu-ciu-ciu''... Bo potem logopeda niezbędny od zaraz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem, że należy właśnie do dziecka dużo mówić. Ale jestem absolutną przeciwniczką seplenienia i przesadnego zdrabniania albo stosowania "dziecięcego" nazewnictwa (amu zamiast jedzenia :)), więc myślę, że chyba mi to nie grozi :)

      Usuń
  6. Wszystko przeczytałam, na wszystkim zawiesiłam wzroka, ale i tak dudni mi wręcz w uszach to wstawanie o szóstej. No ale sama popatrz o której ja siedzę przy komputerze ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) Wiem, wiem :) Ja często jestem podobnie skołowana, gdy u CIebie czytam, że siedziałaś do drugiej albo trzeciej i myślę sobie, że o tej godzinie to ja już prawie wstaję :P A w niektóre dni już się budzę i zasnąć z powrotem nie mogę :)

      Usuń
  7. W zyciu bym nie wstala dobrowolnie o 6:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja to naprawdę bardzo lubię! :) Ranki są super :)

      Usuń
  8. Dużo planujesz. Ja kiedyś też lubiłam planować może nie każdy dzień ale weekendy, wakacje, zakupy itp. Wszystko się zmieniło od 26 października wtedy dotarło do mnie że mój plan to jedno ale ważniejsze jest co zaplanował dla mnie Ten na górze. Przestalam planować jest jak jest. Wstaje rano i działam bez planu.
    I ja jestem rannym ptaszkiem chyba ze mały nie dał mi pospać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem dużo, bo bardzo to lubię - i ja właśnie szybciej zaplanuję każdy dzień, niż konkretnie jakieś wakacje :) Myślę, że taka już jestem i tego się nie da ot tak po prostu zmienić. Nawet jak pojawi się dziecko, to będzie miało swój plan dnia - bo przecież dzieci lubią rutynę i jak tylko oswoję się z nową sytuacją, na pewno jakąś wdrożę. Ja nie umiałabym funkcjonować bez planu - wtedy cały dzień miałabym rozwalony. Ale tak, jak napisałam, to też nie znaczy, że jestem jego niewolnicą i jak trzeba to zawsze mam też miejsce na modyfikacje.

      Usuń
  9. Byłam raczej pewna, że będziesz najbardziej zajętą "bezrobotną" we wszechświecie;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, fajnie to brzmi ;)) Ja na początku byłam chyba zbyt zdołowana, żeby mieć tę pewność, ale jak tylko sobie w głowie wszystko poukładałam, to stwierdziłam, ze jednak nie ma miejsca na nudę :)

      Usuń
  10. Wstaję codziennie o 7 rano i jest to dla mnie katorga. Czas pod prysznicem to takie godzenie się z rzeczywistością. Codziennie od nowa.
    Jak się "zmuszasz", by wstać o 6? O której Ty chodzisz spać i dlaczego tak wcześnie?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie zmuszam, tylko po prostu wstaję :) Jestem wyspana. A jak czasami trochę mi się nie chce, to najlepszą motywacją jest dla mnie świadomość długiego dnia, który jest przede mną.
      Chodzę spać między 21 a 23 - to zależy. Ostatnio raczej częściej po 22. To jest już taka moja graniczna godzina, bo później jestem tak śpiąca, że oczy same mi się zamykają. Jeśli chcę posiedzieć trochę dłużej np w weekend, muszę się czymś zająć, żeby nie zasypiać. A dlaczego tak wcześnie? Bo uważam, że rano jest więcej ciekawych rzeczy do zrobienia niż wieczorem i szkoda mi poranka, natomiast wieczór i noc uważam, że są do spania :) Dla mnie najlepszy rytm to taki, kiedy śpię w godzinach 22-6 :)

      Usuń
  11. Margolka, spij kobieto poki możesz :)))) jak bylam w ciąży wyprawiałam Meza do pracy o 7, później dosypialam i budziłam się o 8:50. A teraz jak uda mi się pospać do 7 to jestem przeszczesliwa (oczywiście z kilkoma pobudkami w nocy :P).
    Widzisz, jednak siedzenie w domu nie jest takie zle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kfiatuszek, ale ja nie lubię długo spać! :) Dla mnie to jest strata czasu :) - to znaczy o tej porze, to jest strata czasu, bo w godzinach 22-6 to jak najbardziej. Myślę, że akurat ze wstawaniem do dziecka to nie będzie problemu, bo dla mnie pobudka o 5 czy 6 to żadna trauma. Zwlaszcza, że kładę się szybko, więc jestem wyspana.
      A w weekendy śpię zawsze trochę dłużej. Tyle, że to dłużej oznacza dla mnie mniej więcej 7:30. Po prostu się sama budzę, bo mój organizm jest wypoczęty. Po co mam na siłę leżeć i próbować zasnąć? :) Nigdy nie byłam śpiochem.

      Widzisz, ja po prostu mam taką naturę, że staram się jakoś odnajdować w nowej sytuacji i nie narzekać za bardzo, jeśli nie mam na to wpływu. I tak wolałabym chodzić do pracy - gdybym miała wybór i gdyby firma dalej istniała, to wierz mi, że na pewno bym pracowała.

      Usuń
    2. no to Cie podziwiam :) w sumie fajnie, bo nie odczujesz tego wstawania jakos szczególnie :)
      No domyślam się, ze pracowalabys pewnie nadal :)
      A tak sobie jeszcze teraz pomyslalam, ze jak już urodzisz to będziesz w swoim żywiole, jak już wypracujecie sobie z Tasiemcem konkretny rytm dnia :) dzieci kochają rytm i rutyne :)

      Usuń
    3. No naprawdę - tego akurat jestem pewna, że rano nie będę miała problemu ze wstawaniem (Franek zresztą z kolei przyzwyczajony jest do wstawania o 3ciej, 4tej:P) - już gorzej byłoby mi wytrzymać wieczorem dłużej niż do 22 na przykład, ale akurat przy dziecku to raczej tego problemu chyba nie ma :) Budzi się, wiadomo, ale na pewno kłaść je będziemy wcześniej.

      Tak, mi się też tak wydaje, bo właśnie wiem, że dzieci lubią stały rytm dnia i już jestem do tego pozytywnie nastawiona - będziemy chodzić jak w zegarku :P Niech no tylko się ogarnę po jakimś pierwszym miesiącu :)

      Usuń
    4. no i super, dopasujecie się godzinowo do wstawania i będzie dobrze :)
      My na początku kapalismy i kladlismy Juniora o 19:00. Teraz trochę to się przesuwa, bo wszystko zależy od tego jak długo i do której godziny spi po południu i czy jest zmeczony. Najczesciej idziemy się kapac o 19:30, ale ostatnio dluuuuuuuuugo musze Go usypiac, nawet jak jest bardzo zmeczony, nie mam pojęcia dlaczego tak jest. Ale najgorzej jest jak o 22 Junior stwierdza, ze już się wyspal i wariuje do 1:30, a my z oczami na zapałkach staramy się go jakims cudem uspic :)))

      Usuń
    5. Jakoś się na pewno dopasujemy :))

      Na pewno wszystko zależy od wielu czynników - im dziecko starsze, tym jego zwyczaje się też zmieniają, no bo też przecież ma inny dobowy rytm. Ale na początek na pewno będziemy kładli dziecko właśnie około 19tej, bo jakby to było później, to bylibyśmy już za bardzo zmęczeni - i nie zdążylibyśmy się sami położyć tak, jak chcemy :) A potem to się zobaczy, pewnie będziemy modyfikować w razie potrzeby :)

      Usuń
    6. na pewno :)
      wypracowanie jako takiego rytmu dnia zajmie Wam pewnie około miesiąca, a później sami zobaczycie jak Tasiemiec będzie się na to zapatrywal. I bez modyfikacji na pewno się nie obejdzie :) Ale co to dla Was ;)

      Usuń
    7. Tak właśnie zakładam, że "nauczenie się" siebie zajmie nam około miesiąca. Po tym czasie pewnie już się mniej więcej oswoimy z nową sytuacją :)
      Wiesz, i bez dziecka człowiek czasami swoje zwyczaje i rytm dnia lekko modyfikuje, więc myślę, że damy radę :)

      Usuń
    8. Pamietam jak u nas było na początku. Przez pierwszy miesiąc nie bylam w stanie nawet z nikim umowic się na spacer, bo nigdy nie wiedziałam o której godzinie uda się nam wyjść z domu :) tym bardziej, ze Junior wpadal w histerie przy ubieraniu Go w kombinezon i czasem trzeba było ubierać Go i rozbierać po kilka razy, żeby się uspokoil i nie wychodzil spocony :)

      Usuń
    9. Powiem Ci, ze jestem (o dziwo :)) na to zupełnie przygotowana. Po prostu wiem jak to jest przy każdej dużej zmianie w życiu - czy to praca, czy mieszkanie itp, no a narodziny dziecka to już wiadomo.. Trzeba po prostu się do nowego przyzwyczaić i znaleźć jakiś klucz :)

      Usuń
  12. Do wszystkich, którzy chcieliby wstawać wcześnie rano;) Nie ma co tego zmieniać bo to jest w naszych genach i z tym nie wygramy;) codziennie kładę się spać coraz wcześniej żeby być wyspana bo wstaje o 7. Nie ma szans żebym się wyspała, a śpie czasami koło 9 godzin, ale już gdybym się położyła o 2 i wstała o 9 byłabym wyspana. Poza tym badania wykazały wyższość sów nad skowronkami:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ivone, zgodzę się z Tobą, że zazwyczaj z tym nie wygramy (choć niekoniecznie, uważam, ze można się o te dwie godziny przestawić i słyszałam nawet kiedyś jak jakiś naukowiec się wypowiadał na ten temat), bo to jest natura danego organizmu, ale to nie ma nic wspólnego z genami raczej :) Bardziej chodzi o predyspozycje danej osoby.

      A cóż to za badania? :) Jakieś mało wiarygodne chyba (jak dla mnie to nawet bzdurne :)), bo zawsze właśnie się powtarza, ze nie ma "lepszych i gorszych" jeśli chodzi o sowy i skowronki, bo nie da się tego porównać, skoro każdy działa w swoim rytmie.A jeśli już to ja na pewno nie zgodziłabym się, ze sowy są w jakiś sposób lepsze od skowronków, bo moim zdaniem te drugie działają bardziej zgodnie z rytmem natury i są w stanie więcej zrobić bo nie przesypiają połowy dnia :)

      Usuń
    2. Znalazłam artykuł z 2009, który być może masz na myśli ;) Bo mniej więcej to samo jest napisane, ale jak dla mnie jest właśnie mało wiarygodny, bo dość tendencyjny. Autorka jest nieobiektywna i raczej negatywnie nastawiona :) Poza tym znalazłam też teksty głoszące zupełnie odmienną tezę, co tylko potwierdzałoby, że własnie nikt nie jest lepszy ani gorszy.
      No i nadal twierdzę, że geny tu mają mniejsze znaczenie, a ważniejszy jest zegar biologiczny. My z siostrą jesteśmy od tych samych rodziców a obie prowadzimy zupełnie inny tryb życia :)

      Usuń
    3. U mnie jest tak, że nawet jak się położe wcześniej i czuję, że się trochę wyspałam, bo nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, żebym się faktycznie wyspała to na następny dzień dłużej nie mogę zasnąc co za tym idzie moje położenie się do łóżka o 22 kończy się zaśnięciem po 23.

      Miałam na myśli raczej ten zegar biologiczny. Nie pamiętam jakie to badania być może to ten artykuł:) a tak naprawdę też uważam, że nie ma gorszych i lepszych bo to czego nie zrobię w czasie swojego snu nadrabiam późnym wieczorem. Wszak śpimy w miarę podobnie bo jakieś 8 godzin więc to nie znaczy, że skowronki mają dłuższą dobę niż sowy. Nie mówią o osobach, które śpią po 12 godzin bo to już chyba podchodzi pod lenistwo:P

      Usuń
    4. Ja Ciebie doskonale rozumiem, bo mam tak samo - tyle, że na odwrót :)) Czyli jak się położę późno spać (np. po północy) z założeniem, że sobie rano dłużej pośpię, bo przecież nigdzie mi się nie spieszy, to i tak nic z tego. Nie nastawiam budzika, mam w domu ciszę, a i tak nie pośpię dłużej niż do 7:00, w porywach do 8 jeśli uda mi się drugi raz zasnąć. Efekt jest taki, że jestem potem cały dzień zmęczona i niewyspana i jeszcze czuję, że zmarnowałam czas :P

      A rozumiem. No to się jak najbardziej zgadzam. I nie ma co z tym walczyć - każdy po prostu musi (a miarę możliwości oczywiście, bo czasami się nie da) dostosować swoje funkcjonowanie do niego. Tak, jak pisałam, słyszałam parę razy, że można to przesunąć - ale niewiele, tak góra o dwie godziny.
      Tak z ciekawości szukałam w necie czegoś na ten temat i właśnie znalazłam jakiś jeden artykuł, ale naprawdę uważam, że był źle napisany, bo autorka była z góry źle nastawiona do "skowronków".
      Dokładnie - też uważam, że jedni i drudzy są tak samo efektywni niezależnie od godzin - po prostu wykorzystują na maksa ten czas, który jest dla nich najwygodniejszy. Ale stwierdzanie, kto jest lepszy a kto gorszy to jakaś głupota. Bez sensu szukać podziałów tam, gdzie ich nie ma :))

      Usuń
  13. wstawać po szóstej w wolne dni, wstawałabym tylko jakby mi ktoś za to płacił albo chciałabym gdzieś pojechać:)
    Jutrzenka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, byłabym bogata :P i to zupełnie nie cierpiąc przy tym wstawaniu ;)

      Usuń
  14. Moja mama jak już się przyzwycziła do wstawanai porannego tak codziennei jest od 6 na nogach. A dlaczego "margolka" w tytule jest z małej? Przypadek czy celowe działanie? Nie zebym Cię poprawiała, bo sama bardzo dużo literówek stawiam jak piszę ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się organizm tak sam przestawił - ale właściwie chyba można powiedzieć, że się tak przyzwyczaiłam (i doceniłam), bo pamiętam, że kiedyś nie lubiłam wstawać rano.

      Celowo :) po prostu tak się podpisuję pod notkami i jako osoba komentująca - ta mała litera jest właściwie częścią mojego nicka :) Nie wiem dlaczego np. w etykietach mam Margolkę z dużej, tak jakoś wyszło, ale generalnie raczej się podpisuję z małej w internecie :)

      Usuń
  15. Pobudka o 6 z własnej woli?! No way!!!

    OdpowiedzUsuń